sobota, 29 września 2012

Ćwiczenia złote a izolacyjne cz. 1


Co wynika z badań?

Właściwie przepis na postępy w kulturystyce, jak i w każdym innym sporcie jest prosty. Trzeba odpowiednio ćwiczyć, jeść i wypoczywać. Kluczem jest tu słówko „odpowiednio”. Co to znaczy? Tu już pomysłów i propozycji jest sporo. Opartych tak na doświadczeniu, jak i na mitologii. Na nauce i pseudonauce. Przy czym niekiedy doświadczenie też wypływa z mitu, a naukowe badania są robione tak, by sponsor był zadowolony, albo by publikacja opisująca badania nie została odrzucona ze względu na niezgodność z obowiązującym paradygmatem.
W tym nurcie powstają wszelakie badania mające wykazać, które to ćwiczenie rozwija np. klatkę piersiową w sposób najlepszy i najskuteczniejszy. Co ciekawe tych naprawdę skutecznych nigdy się nie testuje, bo sami badacze o nich nie słyszeli. Przejrzeli sobie kilka gazet, w których podane są ćwiczenia na klatę, na biceps i... no to chyba wszystkie mięśnie, jakie trzeba ćwiczyć.
Koniec końców wychodzi im, że najskuteczniejsze ćwiczenie na klatkę to rozpiętki. Jakim cudem doszli do tego błyskotliwego wniosku? Ano poprzez badanie napięcia lokalnego, jakie wywołują poszczególne ćwiczenia. Faktycznie tu rozpiętki dają najlepsze efekty! Tylko co z tego? Nic. Największe napięcie lokalne danego mięśnia wcale nie oznacza jego najlepszego rozwoju. W ten sposób można praktycznie wszystkie ćwiczenia izolowane uznać za najlepsze. Dlatego zresztą są stosowane w kulturystyce. Dzięki uzyskaniu takiego napięcia można pobudzić oporny mięsień. Można budować detal itd.

Siła tkwi w nerwach

Kłopot w tym, że nie da to nigdy szybkich przyrostów masy, bo nie pobudza odpowiednio dużo jednostek motorycznych. Nie stymuluje też wystarczająco układu nerwowego. Czemu to takie ważne? Bo układ nerwowy to siła. Im większa siła tym większy ciężar, a im większy ciężar tym większy przyrost masy. Gdy trafiam na wypowiedzi skądinąd wielkich panów, którym już sterydy wyżarły mózg i jądra, w stylu; „Musisz ćwiczyć mięśnie, a nie nerwy”, pozostaje mi tylko wzruszyć ramionami.

Pobudzenie neurologiczne

Sporo nieporozumień wynika ze studiowania tzw. atlasów ćwiczeń i podziałów na ćwiczenia na takie czy inne mięśnie. O ile nie ma ważnych powodów, a takie czasem mogą wystąpić: względy rehabilitacyjne, choroby nerwowo-mięśniowe, należy zaczynać przygodę na siłowni od takich ćwiczeń, które najbardziej pobudzają neurologicznie, a więc tych przenoszących ciało w przestrzeni i stymulujących najwięcej jednostek motorycznych. Dipsy nie są na klatkę, lecz na całe ciało. Martwy ciąg nie jest na plecy tylko na całe ciało itd.
Dobrym przykładem jest tu podciąganie na drążku. Dla laika ruch jest taki sam, jak przy ściąganiu rączki wyciągu górnego. Tymczasem to dwa różne światy. To jakby porównywać samochód wyścigowy z hulajnogą. Nawet wiosłowanie sztangą jest o niebo lepsze od ciągnięcia linki wyciągu w stronę brzucha. Co tu dopiero mówić o rozpiętkach?

44 komentarze:

  1. Mi jeszcze jedno ćwiczenie przychodzi do głowy, które jest mało popularne a wg mnie może być wartościowe tylko niestety... nie wiem jak sie nazywa. Jeden koniec sztangi leży na ziemi, drugi koniec (obłożony obciążeniem) trzymamy w rękach, pozycja stojąca, i kręcąc biodrami przenosimy ten koniec sztangi raz na lewo od nas a raz na prawo. Zna ktoś nazwę tego ćwiczenia? I ciekawi mnie też co o nim sądzi Stefan:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tzw. czopery można robić i bez sztangi. Samym talerzem. Jest jeszcze trudniej. Tylko nie uznałbym tego za ćwiczenie podstawowe. To już narzędzie dla bardziej zaawansowanych stosowane głównie dla wzmocnienia skośnych brzucha. Trzeba mieć pewność, że z kręgosłupem wszystko ok i mieć już odpowiednio silny rdzeń.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooo dzieki! Naprowadziłeś mnie. Chopper lub woodchopper widzę, że jest to owszem przenoszenie ciężaru z boku na bok, ale z jednej strony ciężar jest u dołu, a z drugiej u góry. Przynajmniej tak mówi youtube:) A to o co mi chodziło znalazłem pod nazwą "barbell chops" i wygląda to tak:
    http://www.youtube.com/watch?v=XwxSp6kVfPk
    Wygląda, że dużo mięsni jest zaangażowanych i chyba dodam to ćwiczenie do planu:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Siema. Na razie czytam poprzdni blog hormonywzrostu ale ten bede obserwowal. Ciekawi mnie twoja droga Stefan, sam przeszedlem podobna (od wegli do lchf) i ciagle siedze w tego typu literaturze. Dzisiaj takie czasy, ze ciezko odroznic wiedze sponsorowana od prawdziwej, zarowno w dietetyce jak i kulturystyce czy ogolnie sporcie. Szkoda, ze starych artow tutaj nie ma, podyskutowalby czlowiek. Jest jakas mozliwosc dostania ich w jakies lepszej do czytania formie? Co prawda moge brnac przez bloga i kopiowac te teksty ale to droga przez meke :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Reda skopiował swego czasu zawartość bloga do jednego pliku tekstowego. Ja teraz robię to samo w obawie, że artykuły mogą zniknąć w przyszłości. Z tym, że zapisuję sobie z osobna każdy cykl artykułów razem z dyskusją. Trochę to żmudne, bo artykułów jest sporo, więc jak skończę, to mogę Ci podesłać.

    OdpowiedzUsuń
  6. W zasadzie prawa autorskie nadal są moje do tamtych tekstów, ale póki co nie zamierzam świnić właścicielowi tamtej strony ani robić dubla tutaj. Jeśli strona zostanie zamknięta i znikną z netu, to wtedy myślę, że mogę je zacząć wrzucać tutaj.
    Zawsze mogę stworzyć ebooka, tylko to sporo pracy. Któż mi za to zapłaci :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zawsze mozna podrzucic temat do gory w zwiazku z ewentualna rewizja pogladow czy tez ponowna mozliwoscia przedyskutowania ;) Czy ciagle np twierdzisz, ze IF powoduje/zwieksza insulinoopornosc czy tez moze jednak, ze zwieksza insulinowrazliwosc?

    @Marek jasne, ze z mila checia. Troche dziwnie sie czyta od konca do poczatku i od dolu do gory :D

    OdpowiedzUsuń
  8. IF to kolejna marketingowa bzdura. Nic więcej. Oczyścicie, że w dłuższej perspektywie może powodować zwiększenie insulinoodporności.

    OdpowiedzUsuń
  9. No wlasnie, kazde zagadnienie ma wiele twarzy, wiec generalizacje sa rownie zle jak zbytnie czepianie sie szczegolow. Czy moze powodowac insulinooponosc nawet w wersji LC? Pomijajac fakt, ze IF to tylko fajna nazwa, ktora po prostu robi typowo sezonowa furore z racji propagacji u nas przez tzw ruskiego niedzwiedza wersji Leangains proponowanej przez Martina Berkhama czy inne wariacje typu Eat-Stop-Eat Brada Pilona do Warrior Diet jakiegos bylego komandosa Mosadu, to jednak jest wiele podejsc do tego samego problemu tak jak do odzywiania sie w kulturystyce - jedni jedza weglowodany inni tluszcze.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie bardzo wiem o co Ci chodzi. Wyjaśnij mi dla przykładu jak na LC ma dochodzić do podwyższenia insulinoodproności.

    OdpowiedzUsuń
  11. Chodzi mi o to, ze piszesz, ze IF moze powodowac zwiekszenie insulinoopornosci co wg mnie jest sporym uproszczeniem. Bo przeciez w ramach IF mozna stosowac rozne podejscia dietetyczne, czyli mozna byc na IF i jednoczesnie na LC albo na typowym HC. Samo LC tez mozna rozpatrywac na wiele sposobow, bo przeciez LC Atkinsa (duzo bialka malo tluszczu) jest inne niz Kwasniewskiego (duzo tluszczu, srednio bialka). Zmierzam do tego, ze bedac na IF typu niskie wegle wysoki tluszcz trudno doprowadzic do insulinoopornosci, bo jak?

    OdpowiedzUsuń
  12. Masz sporo racji, ale nie do końca. Fakt, że LC może być różne. Jednak haczyk tkwi właśnie w zbyt długim okresie głodowania. Nie twierdzę, że trzeba koniecznie jeść co 3 godziny. Tym niemniej w IF może dochodzić do zbyt dużych wahań cukru we krwi. Pierwszy objaw to hipoglikemia. W dalszej perspektywie może przyjść podwyższona insulinoodproność i cukrzyca lub inne powikłania. Raz czy dwa w życiu dopadł mnie atak hipoglikemii przez własną głupotę, dlatego nie polecam IF.
    W tym kontekście faktycznie możemy założyć, że wyjątkowo LC też może doprowadzić do takiego stanu w połączeniu z IF.

    OdpowiedzUsuń
  13. Z IF, Berkhamem i tym podobnymi zagadnieniami spotkalem sie za sprawa kolesia , ktory prowadzil blog z tlumaczeniami berkhama, chyba nawet kiedys linkowales do niego z tymi 10 mitami, ktore to berkham obalal. Po nawiazaniu kontaktu koles okazal sie kompletnym fanatykiem w dodatku sam byl po chorobie, ktora delikatnie mowiac nie budowala jego wiarygodnosci.

    Co do samego IF, czy po naszemu - poszczenia. U kwasniewskiego, ktory w swoich ksiazkach zawsze podkreslal, ze jesc sie powinno tyle ile trzeba, nie mniej nie wiecej, czyli az konkretne osrodki sytosci za pomoca odpowiednich hormonow nie dadza znac, takie cos co mozna uznac z aif, bylo opisano dosc dawno. Przypadki ludzi, ktorzy zjadajac posilek, mieli tyle energii, ze nastepny posilek zjadali kiedy znowu byli glodni a czas ten czasami byl dlugi, ze dochodzilo do 1-2 posilkow dziennie. Wypada zadac pytanie - czy ktos kto nie jest glodny, bo glodu nie czuje np przez ponad pol dnia sie glodzi? Tak robia np zwierzeta, nie jedza aby jesc tylko aby zaspokoic glod.

    Co do hipoglikemii. W koncu przeciez jest antagonista insuliny czyli glukagon odpowiedzialny za wyrownywanie poziomu cukru we krwi, wiec dlaczego na tym etapie glodzenia ma wystapic hipoglikemia? Co maja powiedziec wariaci zwani zerocarbowcami nie jedzacy wegli?

    Odpowiedz z punktu widzenia biochemii jest prosta - hipoglikemia nie powinna wystepywac z rana, chyba, ze ktos przywykl do spozywania pokarmow, ktore tresuja trzustke regularnie i zmuszaja do czestego wydzielania insuliny. W innym wypadku raczej nie powinna. Sniadan nie jadam, bo po prostu nie lubie jesc z rana i za sprawa pracy zwyczajnie nie mam czasu na poranne pichcenie. Hipoglikemii nie uswiadczam wcale a cukier jest na stalym poziomie, mierzylem jakis czas z ciekawosci ale mi sie znudzilo. Tak samo z ketonami. Zapas watrobowego glikogeniu jest dosc spory, zeby tak od razu w hipoglikemie popasc. A potem zawsze zostaje glukoneogeneza i ketony.

    Aby tak jeszcze podsumowac - sa rozni ludzie, sa tacy, ktorzy uprawiaja glodowki wielodniowe tzw oczyszczajace i rozne takie tam. Teoeretycznie glodowki nie powinny byc w ogole mozliwe, bo rpzeciez hipoglikemia, ale nasz organizm nie jest taki pochopny, zeby sie nie zabezpieczyc :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Teoretycznie nie powinny występować, a jednak występują, więc chyba coś nie tak jest z tą teorią?
    Wiem o jakiego bloga chodzi, teksty, które się tam pojawiały były coraz bardziej tendencyjne :) Też nie lubię fanatyzmy, ale mam zamiar bronić swoich poglądów.
    Z hipoglikemią jest tak, że nie musi wystąpić za każdym razem, ale w pewnym momencie może i przyjemne to nie jest.
    Jedzenie nie jest tylko funkcją fizjologiczną, ale też psychologiczną. To nie jest tak, że organizm sygnalizuje głód. Organizm sygnalizuje głód w takich porach do jakich go przyzwyczaisz. Więc można się przyzwyczaić do jedzenia 2 razy dziennie i nie czuć głodu. Czy to będzie optimum, zwłaszcza wtedy gdy chce się budować masę mięśniową? Nie sądzę. Ostatecznie organizm potrzebuje pewnego nadmiaru do takiej rozbudowy. Co też nie zawsze oznacza jedzenie takich ilości jakie zalecają ostatnio poniektórzy np. Poliquin 5 gram białka na 1kg ciała. Jednak nie popadajmy w drugą skrajność.

    OdpowiedzUsuń
  15. Rano też nie lubię dużo jeść, ale właśnie by zapobiegać nieciekawym konsekwencją jem w okolicach treningu samo masło.

    OdpowiedzUsuń
  16. Ten blog teraz jest pod nowa nazwa, autor skompromitowal sie wiec uciekl spod starego nicka. Mniejsza z nim, jako tlumacz cudzych artykulow byl ok, gorzej gdy zaczal mieszac wiedze, ktora czerpal glownie z wybiorczych badan biochemie majac w glebokim powazaniu :)

    Co do wystepowania hipoglikemii to oczytwiscie, wszyscy "weglowodanowcy" na poczatku beda to czuli, bo ich organizm jest przyzwyczajony do "strzelania" insulina przy byle okazji, przey redukcji weglowodanow i przebudowie tzw szlakow metabolicznych, czyli usunieciu/zaprzestaniu produkcji jednych enzymow i hormonow i przestawieniu sie na produkcje innych hipoglikemia znika i sie nigdy nie pojawia. Pisze to z autopsji miedzy innymi

    Co do funkcji psychologicznej to sie tylko czesciowo moge zgodzic ale to kwestia zmiany przyzwyczajen. Glod to glod, okreslony sygnal od organizmu i jego metabolizmu, ze trzeba uzupelnic okreslone braki, dolac paliwa. Sygnal dla osrodka sytosci w podwzgorzu, za pomoca hormonow, czyli na przyklad greliny, insuliny, leptyny, obestatyny, cholecystokininy i tym podobnych.
    Nie da sie przeciez jesc na sile nie czujac glodu, choc psychika moze czasami przyzwyczajona do czestego zarcia namiawiac do jedzenia. Zamiast sily przyzwyczajen warto lepiej posluchac organizmu i tak jest moim zdaniem najlepiej :)

    Zauwazylem, ze sklaniasz sie coraz bardziej w strone zywienia opartego na tluszczu i bialku ze zmniejszona podaza wegli wiec chcialbym sie zapytac czy czytales juz ksiazke Gary'ego Taubesa? Tego, z ktorym byly wywiady na Nowej Debacie?

    OdpowiedzUsuń
  17. Planuję przeczytać, ale jakoś jeszcze nie miałem okazji.

    OdpowiedzUsuń
  18. Swietna ksiazka, ktora udowadnia, ze liczenie kalorii nie ma najmniejszego sensu a uwage nalezy zwracac na odpowiednie skladniki odzywcze pokarmow. Mozna sobie znacznie skrocic "wedrowke" w dietach i zrozumieniu problemu kalorii.

    Tylko, ze niebezpiecznie zbliza sie do twierdzen Kwasniewskiego jezeli komus to przeszkadza :)

    I Taubes i Kwasniewski zwracaja uwage na to samo, tyle, ze Taubes pisze to w sposob bardziej zrozumialy, co nie dziwne, w koncu dziennikarz.

    OdpowiedzUsuń
  19. Zależy na czym to zbliżenie polega :)
    Mnie też nieraz zarzucano, że promuję dietę Kwaśniewskiego co jest kompletnym nieporozumieniem.

    OdpowiedzUsuń
  20. Zblizenie? Na tym, ze niewazne sa kalorie tylko odpowiednie proporcje w skladnikach odzywczych i prawo zachowania energii. Ze mozna tyc bedac niedozywionym i nie tyc jedzac wiecej niz czlowiek niedojadajacy.

    Nazwa "kwasniewski" jest dzisiaj straszakiem niestety. Tak naprawde to jakby kiedys mial dobrego pr-owca czy marketingowca, to jakby ja nazwal po amerykansku LCHF to inaczej by ludzie patrzyli :) W USA byl Atkins, ktory mocno sie roznil od Kwasniewskiego (niskie wegle ich laczyly tylko) a dzisiaj naukowcy bazujacy naj ego dokonaniach (Phinney, Volek, Westman) promuja jego zmodyfikowane dokonania za pomoca czlowieka, ktory wygral u nich 100milowy maraton. U nas mistrz maratownow z poznania jest optymalnym ale jakos cicho. Chlopaki biegajacy te hiperciezkie biegi przez puszcze na dystanse do 100km tez sa na dietach tlusczowych ale nikt nie umie tego wykorzystac, zreszta sam dr Kwasniewski wycofal sie chyba z zycia publicznego.

    Pare lat temu wyszla ksiazka Kwasniewskiego "Jak nie chorowac", w ktorej sa 2 pisma do owczesnego ministra zdrowia. Biochemia wylozona do poziomie zrozumialym dla tych, ktorzy sie orientuja nieco wiecej niz zwykly zjadacz chleba. Jakby ta ksiazka wyszla jako pierwsza a nie opowadania o piramidach to moze byloby inaczej. A ksiazka swoja droga jest ciekawa - czytajac ja mozna co chwile sprawdzac w biochemii i wszystko sie zgadza. Tylko, ze biochemia to zbior zasad bez wnioskow.

    OdpowiedzUsuń
  21. Z takimi zbliżeniami można się jeszcze zgodzić, ale już twierdzenie, że dietą można wszystko wyleczyć jest... No właśnie. Znowu padnie zbyt mocne słowo?

    OdpowiedzUsuń
  22. Nie sądzę, że pisze "wszystkie" a, że "większość". Na sporu dietach można powiesic psy jezeli się słucha obiegowych opinii bez szczegółowego poznania. Ja też do czasu miałem taką opinię, ba byłem nawet przeciwniekiem ;)

    OdpowiedzUsuń
  23. Ja bym raczej powiedział, że odpowiednią dietą można nie wywołac różnych chorób.

    OdpowiedzUsuń
  24. Nawet określenie "większość" jest bardzo ryzykowne. To niestety nie jest takie proste. Tak jak napisał Marek, odpowiednie żywienie może zapobiec wielu chorobom. Tyle, albo aż tyle. Jednak nie więcej.
    Kolejna rzecz to to, że tak naprawdę nie ma czegoś takiego jak idealne proporcje składników. Na zdrowie człowieka składa się tak wiele czynników, że najczęściej myli się korelację z przyczyną i skutkiem.

    OdpowiedzUsuń
  25. Prawie 2 i pol tysiaca lat temu Hipokrates zwany ojcem medycyny powiedzial "pozwól, aby jedzenie było Twoim lekarstwem" a wspolczesny mu Herodot zwwany ojcem historii napisal "Wszystkie choroby biorą się ze złego odżywiania". To jest ciekawe, ze te 2500 lat temu ludzie wiedzieli cos, co dzisiaj malo kto wie a nawet jezeli wie to nie wierzy.

    Nie liczac roznego rodzaju chorob zakaznych i tych, na ktore nie mamy czesto wplywu jak urazy to wiekszosc dzisiejszych zmor i plag typu otylosc, miazdzyca, cukrzyca, rak, choroby serca to sa choroby na wlasne zyczenie wynikle wylacznie ze zlego sposobu ozywiania sie. Jest nawet ksiazka, ktora o tym mowi, zwie sie Biochemia.

    Co do idealnych proporcji, to owszem, kazdy jest inny ale kazdy dziala wedlug tych samych zasad, kazdy oddycha tlenem i u kazdego nerki pelnia te same funkcje. Mozna sie podjac zblizenia do idealnej proporcji, tyle, ze jest wielu naukowcow, ktorzy proponuja rozne proporcje.

    Co do korelacji to o czym konkretnie mowisz? Bo w tym twierdzeniu walsnie sie zawiera odpowiedni sposob odzywiania, eliminacja przyczyn czy wrecz niedopuszczanie do ich powstawania w taki sposob, zeby skutki nie powstaly. Cholesterol jest w niewielkim stopniu skorelowany z miazdzyca ale nie jest w zadnym wypadku jej przyczyna, chco skutkiem juz moze byc.

    OdpowiedzUsuń
  26. Właśnie o tym piszę. Zjawisko towarzyszące podaje się jako przyczynę.
    Widzisz dla mnie biochemia jakoś nie jest aż tak prosta i łatwa. Gdyby było inaczej to może nie byłoby tylu sprzecznych teorii?
    Cała dyskusja doszła do punktu, w którym do niczego nie prowadzi. Ujmę to tak, zarówno jak 2500 lat temu ludzie niewiele wiedzieli, tak i jest teraz.
    Czy uważasz, że jeśli ktoś się rodzi z wadą, która uniemożliwia mu produkcje enzymów rozkładających tłuszcz, w dalszej perspektywie prowadzi to do zaniku mięśni - nie pamiętam teraz nazwy choroby - to karmienie go tłuszczem da poprawę? Podobnych przykładów można mnożyć.

    OdpowiedzUsuń
  27. Napisalem, ze sa choroby na, ktore sie nie ma wplywu, celowo nie chcialem pisac o wadach genetycznych, bo to sliski temat. W kazdym razie to ulamek procenta.

    Co do biochemii - wszedzie jest taka sama, tylko wnioski nie sa takie same. Z upodobania czytam tego typu literature i ksiazki i nieraz zastanawiam sie jak ludzie moga wpasc na te przerozne pomysly i idee, ktore potem chca wcielac w zycie. Nie wspominam nawet o dietetycznych wynalazkach typu dieta South Beach, Kopenhaska czy Srodziemnomorska ale po prostu o interpretacji zwyklej Biochemii, ktora ciagle jest uaktualniana ale ogolnie wskazuje mechanizmy. Przykladem jest np ksiazka zawodowego laboratoryjnego biochemika ze stazem ponad 30 lat, ktory twierdzi, ze za tycie odpowiada poziom serotoniny a te uzupelnic mozna tylko weglowodanami. Srednio rozgarniety studrent medycyny powinien wiedziec, ze to nieprawda, bo serotonina jest syntetyzowana z aminokwasu-tryptofanu, ktory wystepuje nie tylko w owocach i warzywach. A dodatkowo serotonina dalej jest substratem do syntezy melatoniny itd... Potem taka teoria idzie w swiat i ktos mowi, ze biochemia jest sprzeczna czy cos w tym stylu.

    Czy kiedys nic nie wiedzieli? Hipokrates z kazdym chorym przeprowadzal to co dzisiaj bysmy nazwali wywiadem srodowiskowym. Pytal pacjenta co jadl, kiedy jadl, kiredy sie zle poczul, posuwal sie do sprawdzania zapachu odchodow czy sprawdzania smaku wymiocin. Obrzydliwe, nie? Ogladal miejsce zamieszkania, zwierzeta, pytal rodzine i tym podobne. Jak to sie rozni od dzisiejszego podejscia lekarza z przychodni, ktory sprowadza to wszystko to 15-minutowej relacji sprzedawca-klien? (nie pacjent a klient)
    W starozytnych Chinach lekarz rodzinny mial placone za okres kiedy wszyscy bedacy pod jego opieka byli zdrowi, kiedy chorowali nie placono mu i z wlasnych srodkow musial laczyc te osoby.

    Na pewno wiedzieli cos czego dzisiaj te miliony otylych, cukrzykow, sercowcow nie wiedza :)

    OdpowiedzUsuń
  28. Mnie aż skręca z bólu, jak wożę babcię do poradni diabetologicznej (NFZowskiej) wyplakatowanej od środka i od zewnątrz piramidami żywieniowymi dla cukrzyków, które każą 6 razy dziennie wpieprzać chleb, ryż albo makaron. Dopiszą tylko, że razowy/brązowy, żeby się niby zdrowsze wydawało. A potem środków (bo lekami ja tego nie nazywam) sztucznie obniżających cukier biorą coraz więcej i coraz silniejsze...
    A przecież wystarczy krótka wycieczka po pubmed, żeby się dowiedzieć, że większość przypadków cukrzycy typu II da się praktycznie wyleczyć obcinając drastycznie węglowodany. Niestety, ale jak nie jestem zwolennikiem teorii spiskowych, to w takich przypadkach odnoszę wrażenie, że pewnym producentom pewnych produktów zwyczajnie zależy na tym, aby cukrzyków czasem nie ubywało.

    OdpowiedzUsuń
  29. Przeciez to ostatnie zdanie to jest oczywistosc. Cukrzyk to najlepszy klient, bo do samego konca. Tak samo jest z tymi co biora insuline, statyny na obnizenie cholesterolu, leki na nadcisnienie. Medycyna i farmacja to dzisiaja najwieksze zrodla zgnilizny moralnej. Liczy sie tylko bilans finansowy a rynkiem zbytu dla farmacji jest...twoje cialo i choroby. Nie zabija sie rynkow zbytu. Mozna sobie sciagnac ksiazke bylej naczelnej znanego pisma medycznego Lancet, jak opowiada ona o przekretach na badaniach, w sieci jest pdf, przez publikacje tej ksiazki zamknieto u nas miesiecznik. Jest tez np ksiazka bylego dyrektora generalnego koncernu farmaceutycznego Eli Lilly pt "Skutek Uboczny - Smierc" gdzie opowiada on o historii Prozacu i przekretach z nim zwiazanych, o oszukanych badaniach, o samobojstwach osob testujacych (zdrowych a przeciez "lek" jest dla chorych)!, i przekupianiu niezaleznych ekspertow...

    Dzisiaj najrozsadniejszym wyjsciem jest "wziecie wlasnych spraw we wlasne rece" czyli skupieniu sie na przyczynach, bo jak ktos sie dostanie w tryby med/farmy to tylko leki , ktore nie lecza.
    Dlatego nalezy oddac sprawiedliwosc Kwasniewskiemu, ktory mowi, ze curzyca typu2 jest calkowicie uleczalna a typu 1 prawie a przymajmniej zmniejszyc uciazliwosc, bo nie kazdy przypadek sie da, zwlaszcza jak trwa kilkadziesiat lat.

    OdpowiedzUsuń
  30. Zoon masz rację. Świadomie przerysowałem pisząc, że nic nie wiedzieli po to, by pokazać, że ciągle jeszcze jest wiele spraw do wyjaśnienia.
    Cukrzyca 2 jak najbardziej jest uleczalna.

    OdpowiedzUsuń
  31. Zoon napisz autorkę i nazwę książki - byłej naczelnej Lancet. Chętnie poczytam.

    Taubesa i Lutza szczególnie polecam ze swojej ręki

    OdpowiedzUsuń
  32. Ja studiuje się na kierunku dietetyki i widzę jaki jest poziom tej nauki wśród czołowej kadry nauki , poziom podręczników akademickich które mamy zalecane - a dokładniej teorie, poglądy opisywane tam prowadzą w wielu przypadkach właśnie do pojawiania się niemal wszystkich chorób cwyilizacyjnych.

    Ciekawi mnie to dlaczego większość dietetyków nie rozpatruje organizmu jako całość, mianowicie że sywletkę, zdrowie, masę ciała wpływa o wiele więcej czynników jak choćby hormony, enzymy, układ nerwowy etc. a oni skupiają największą uwagę na zjawisko energetyczności, czyli spożywanych przez Nas kalorii. Zapomina się o poszukiwaniu przyczyn, a skupia się na uzyskiwaniu informacji o danej przypadłości, poznawanie jej i leczeniu, profilaktyce.

    Tak któtko ode mnie - czasem podejmuje debatę z wykładowcami , którzy przestrzegają Nas przed zagrożeniem życia jakim stanowi tłuste jedzenie, wybieranie tłusczy nasyconych do smażenia, spożywania więcej niż 1,5-2 gramy białka i jego wpływ degradacyjny na nerki, szkoldiwym wpływie cholesterolu na kondycję serca i naczyń krwionośnych mówić nie muszę. Niestety jest niewiele osób, które chętnie przeczytają lub zainteresują się nowym badaniami, inną teorią etc.

    OdpowiedzUsuń
  33. Życie w błogiej nieświadomości i nieaktualnym stanie wiedzy jest wygodniejsze.

    OdpowiedzUsuń
  34. Do tego dochodzi cały system, który nie pozwala twierdzić czego innego niż oficjalne trendy. Nikt nie opublikuje Twojego artykułu, nikt nie przyzna Ci grantu itd. Ostatnio widziałem jak wyglądają nowe wnioski o granty. Jeszcze przed rozpoczęciem badań trzeba we wniosku napisać co z tego wyjdzie.
    Jak ktoś w tej sytuacji jest naukowcem i wiąże z tą pracą jakieś życiowe nadzieje, by zaistnieć w środowisku to zaczynają się dylematy.

    OdpowiedzUsuń
  35. Dokładnie nikt nie może powiedzieć, ani twierdzić nic innego , gdyż zostałby odsunięty od pracy na uczelni a nawet pozbawiony tytułu naukowego w najgorszym razie. Masę badań jest sponsorowanych przez wiele z koncernów czy to spożywczy, czy to farmaceutyczny. Badania kosztują, czas pracy naukowców również, ludzie muszą zarobić na swoje rodziny i ich potrzeby. Tutaj mamy związane koło, które musi być związane z workiem pieniędzy.

    Ja wybieram inną drogę. Stawiam na zdrowie. Przyjmuje potrzebne podręczniki i wymagany materiał oraz poglądy danej osoby tylko po to by zaliczyć przedmiot i nie robić sobie wyższych schodów przed ukończeniem szkoły. Wolę z nich schodzić, ale własną drogą i przede wszystkim umiejętnością myślenia! Wybrałem kierunek poprzez zainteresowanie, żyję z czego innego. Uważam, że to charakter człowieka determinuje co będzie robił w życiu i jak sobie poradzi, a nie ukończony dyplom studiów. Nie żałuje, jestem bardzo zadowolony , inaczej nigdy bym się nie dowiedział że nauka zdrowie publiczne jest okropnie zaśmiecone przez zjawisko bad science.

    OdpowiedzUsuń
  36. Gorzej, że Ci pseudonaukowcy mają wpływ, tzn. wyniki ich badań mają wpływ na ogupiałych polityków, którzy piszą różne ustawy pod lobbistów, a to już może mieć bezpośredni wpływ na każdego.
    Ostatnio czytałem, że Michele Obama osobiście wizytowała szkoły i sprawdzała jak jest realizowany w praktyce jej program zmniejszenia ilości mięsa w szkolnych obiadach...

    OdpowiedzUsuń
  37. Niestety ten lobbing przenika wszędzie. Nawet np. w nowej literaturze rosyjskiej, kraju który powinien być bardziej odporny na nowinki z USA, pojawiają się wzmianki o "zdrowym odżywianiu" cholesterolu i inne banialuki. Tam, gdzie zawsze stawiano na pierwszym miejscu słoninę i wódkę.
    Mam tu na myśli takie rzeczy jak choćby kryminały Maryniny, czy fantasy Łukanieniki, czyli nie tylko prace naukowe, ale rzeczy mające wbrew pozorom spory zasięg społeczny właśnie poprzez swoją lekką formę.

    OdpowiedzUsuń
  38. Ciężko tutaj cokolwiek zmienić, albo wszyscy będą się trzymać jednej teorii albo ktoś się wyłoni przed szereg i powie reszcie, że to co popularyzują to stek bzdur. Jednak w 9/10 przypadków czekają go konsekwencje swoich przekonań w postaci zwolnienia, degradacji.

    Tak właśnie tacy ludzi rządu bardzo łatwo przyjmują bezkrytycznie do siebie to, co powiedzą ludzie z dopiskiem dr przed nazwiskiem i wprowadzają restrykcję w szkołach i innych placówkach publicznych. Czy wiecie, że chcą od 3 roku życia podawać miękkie margaryny zamiast masła ? Cholesterol ma być całkowicie wycofany ze spożycia już od najmłodszych lat. Szkoda tylko, że ucierpią na tym najbardziej dzieci.

    Trzeba mieć klapki na oczach, żeby nie zauważyć prostych reguł : jeśli podroby i produkty zwierzęce mają w sobie sporą dawkę cholesterolu to znaczy że właśnie zarówno im jak i Nam ten cholesterol jest niezbędny do prawidłowego funkcjonowania, a już nie mówię o rozwijających się dzieciach. Olej w głowie - mózg składa się w ponad połowie z tłuszczu.

    OdpowiedzUsuń
  39. Wizje są rzeczywiście przerażające.
    Niedawno przypadkiem dowiedziałem się, że do odżywek dla małych dzieci zaczęto dodawać oleje zamiast zwykłego tłuszczu mlecznego.
    Tu nawet nie trzeba wiedzy, wystarczy chwilę się zastanowić. Gdyby cholesterol był tak zabójczy to gatunek ludzi już dawno by nie istniał.
    Jednak biznes się kreci. Brak cholesterolu to więcej pracy dla lekarzy, pienieðzy dla firm farmaceutycznych, producentów środków na potencję, a wreszcie ogłupiali ludzie nie zdolni do myślenia, czyli łatwo w kierowaniu.

    OdpowiedzUsuń
  40. Niestety świat i gatunek ludzki idą w bardzo niedobrym kierunku. Korzysta się z naiwności innych ludzi, koncernom farmaceutycznym, lekarzom można powiedzieć zależy aby ludzie miewali częste niedomagania, schorzenia i choroby, ano przecież gdyby faktycznie chorowała tylko garsta populacji to nie byłby to dobrze płatny zawód, a i apteki wraz koncernami produkującymi leki zaczęłyby upadać i szukać innej działalności przynoszącej zyski.

    Jestem nastawiony anty lekom, oczywiście bez przesady - w pewnych przypadkach są niezbędne , choć może to za mocno powiedziane, pomocne o tak lepiej. Tłumaczę wielu osobom, że choćby ciśnienie można spróbować wyregulować zdecydowanie innymi sposobami - przede wszystkim naturalnymi jak pewne zmiany w żywieniu, ruszenie tyłka z kanapy i choćby kilka razy w tygodniu spacer. Leki działają objawowo, można je przyjmować kilkadziesiąt lat, nie dają żadnych efektów - widzę to wśród najbliższej rodziny. Jednak ludzie są wsłuchani w rady lekarzy, szczególnie w podeszłym wieku, ciężko zmieniać ich przekonania. Jednak warto rozmawiać. Jestem osobą spokojną, nie bronię swoich poglądów za wszelką cenę przekonując drugą stronę, absolutnie tego nie robię. Uważam, że każdy jest kowalem swojego zdrowia i on decyduje co ze sobą robi, ja mogę tylko zasugerować, nie mam zamiaru popadać w fanatyzm. Na studiach spotykam się z wieloma naukowcami, którzy nie dopuszczają do siebie żadnych innych przekonań niż te których się naczyli z książki Gawęckiego czy Ciborowskiej na pamięć i jadą z pamięci na zajęciach. Tego nie popieram, warto posłuchać i wymienić się doświadczeniami. Pisałeś Stefan właśnie kiedyś artykuł o tym, że ludzie popadają już w fanatyzm jeśli chodzi o poglądy żywieniowe, nie pozwolą sobie na swobodną rozmowę z kimś kto wyznaje nieco inny pogląd na temat zdrowia. Zauważam to naprawdę coraz częśćiej. Trzeba zachować dystans we wszystkim.

    Stefan widziałeś dokument Fat Head w pl "Grubsi nie głupsi" ? Pokazuje wielu osobom ten film, do niektórych dociera - bo przecież to nic nie kosztuje włączyć youtube i walnąć się na kojo spędzając 100 minut przed komputerem. Do przeczytania książek Lutza, Taubesa i innych już trudniej namówić.

    OdpowiedzUsuń
  41. Film kiedyś oglądałem.
    Ogólnie namówić dziś ludzi do czytania to prawie niemożliwe :)
    Fanatyzm w każdej sprawie jest niebezpieczny, choć przyznam, że sam potrzebowałem lat, by do wielu spraw podchodzić spokojnie.

    OdpowiedzUsuń
  42. Widzieliście jak sie poprawnie robi przysiady?

    Jak nie to polecam filmik instruktażowy: http://www.miesnienog.pl/poprawny-przysiad

    Czego to ludzie nie stworzą...

    OdpowiedzUsuń
  43. Katastrofa. Lepiej to napisać wyraźnie, bo jeszcze ktoś uwierzy, że tak wygląda przysiad :)

    OdpowiedzUsuń
  44. Każdy człowiek jest inny i każdy inaczej reaguje na ćwiczenia, czy jedzenie. Nie należy wszystkiego co się wyczyta od razu prać na serio.

    OdpowiedzUsuń