Psychologia sportu
Nie będę w tym
miejscu opisywał dokładnie czym jest trening autogenny Schultza.
łatwo znaleźć informacje na ten temat. Każdy kto interesuje się
trochę sportami siłowymi wie, że trening autogenny Schultza nie ma
z nimi nic wspólnego. No właściwie - prawie nic. Pragnę zwrócić
uwagę na to „prawie”, gdyż pewne aspekty tej techniki mogą
okazać się przydatne ćwiczącym na siłowni.
Psychologia sportu
zyskała już sobie status poważnej nauki. W cywilizowanych krajach
(czyli nie u nas!) każdy zawodnik startujący w zawodach sportowych
ma swojego psychologa. U nas trudno, jak na razie o dobre
wyposażenie, ogrzewane sale do ćwiczeń i pieniądze na odżywki
dla sportowców. Później wszyscy się dziwią czemu tak mało
medali na olimpiadzie. Cóż, jak na te warunki jest ich i tak bardzo
dużo. Wróćmy jednak do psychologii sportu.
Niestety amator ma
się jeszcze gorzej. O ile można znaleźć jakieś wskazówki na
temat treningu w internecie lub popytać trenera, z ujęciem
psychologicznym jest całkiem źle. Wskazówki odnośnie treningu są
lepsze lub gorsze, ale jakieś są. Na temat psychologii sportu nie
znajdziecie nic. Fakt, że wydano po polsku kilka książek, ale
podobnie, jak z książkami o treningach w języku polskim, dokonano
dość fatalnego wyboru.
Podczas pierwszych
dwóch lat ćwiczeń nie warto zawracać sobie tym głowy. Jeśli
wspomnimy początkującemu, że istnieje coś takiego, jak trening
autogenny Schultza lub inne formy pracy nad połączeniem ciała i
umysłu, popatrzy na nas jak na wariatów. Przecież on tu przyszedł
rozwijać mięśnie, a nie umysł. Ćwiczenia aktywacyjne? Po co to
komu? Medytacja? Jeszcze mniej potrzebne. Zawracanie głowy i tyle.
Większość zostaje na tym etapie i tak mamy tłum przerzucający
bezmyślnie żelazo. Brak wiedzy o treningu, brak dodatkowych
elementów pracy psychologicznej, skutkują ostatecznie utrwaleniem
stereotypu bezmyślnego mięśniaka.
Mała refleksja
Obserwując
współczesne trendy w kulturystyce trudno się oprzeć wrażeniu, że
wszystko idzie w coraz gorszą stronę. Niegdyś nie chodziło wcale
tylko i wyłącznie o rozwój muskulatury, lecz człowieka jako
całości. Starano się nie tylko zwiększać masę mięśniową, ale
też pracowano nad charakterem i osobowością. Eksperymentowano i
poszukiwano wiedzy. Wraz z rozwojem imperium Weidera przyszedł kres
dla tych dążeń. Dziś liczy się już tylko marketing i góra
muskułów za wszelką cenę. Nie ważne jest zdrowie i nieistotne co
dany człowiek sobą reprezentuje. Kult strzykawki, tak można dziś
przetłumaczyć termin kulturystyka. Jedyna nadzieja w odradzającej
się nieśmiało kulturystyce naturalnej. Co z tego wyjdzie, czas
pokaże. Na razie w wielu wypadkach jest jeszcze obciążona
weiderowskimi przesądami. No ale wystarczy tego marudzenia.
Powracamy do głównego nurtu wywodu.
Medytacja w sporcie
Od razu napiszę,
że nie jestem zbyt wielkim zwolennikiem jogi i wszelkich systemów
medytacji Wschodu. Nie chcę tutaj za bardzo pogrążać się w
dygresjach i dywagacjach. Musimy pamiętać, że medytacje te
powiązane są z obcymi nam kulturowo systemami religijnymi i
filozoficznymi. Wbrew nachalnej reklamie, mogą doprowadzić do
poważnego rozchwiania osobowości. Spotkałem się z wieloma takimi
przypadkami.
Metody, jak trening
autogenny Schultza o wiele bardziej odpowiadają naszej mentalności.
Nie są też obciążone religijnie. Taką czy inną formę medytacji
stosuje się już od dawna w profesjonalnym sporcie. Może się to
także przydać sportowcom amatorom. Chodzi tu przede wszystkim o
lepszą kontrolę umysłu nad ciałem, o wyczucie jego pracy, o
szybsze zdiagnozowanie powstających kontuzji lub możliwości
wystąpienia przetrenowania. Im szybciej zauważymy objawy, tym
mniejsze będą szkody. Wreszcie trening autogenny Schultza
przyspiesza regenerację. Warto zdać sobie sprawę, że istotę
powodzenia w sporcie stanowią nie mięśnie, lecz wydajny i
skoordynowany układ nerwowy.
Forma takiej
medytacji jest dość prosta. Skupiamy się na poszczególnych
częściach ciała i staramy się odczuć ich ciężar. Staramy się
czuć, jak ręka (lub inna partia ciała) staje się coraz bardziej
ciężka. Potem postępujemy podobnie z temperaturą. Skupiając się
i próbujemy wytworzyć większe ciepło na danym odcinku ciała.
Jednak nie chodzi tu tyle o monotonne powtarzanie, że jest ciepło,
co o maksymalną koncentrację. Takie działania poprawią
koordynację motoryczną i skupienie w czasie treningów. Mogą też
polepszyć regenerację.
Ze względu na
specyficzne potrzeby kulturystyki, możemy nie skupiać się na
ramionach, czy nogach, ale na poszczególnych mięśniach np. na
tricepsach, piersiowych większych itd.
Pozostaje pytanie
kiedy i ile. Na pewno nie w okolicach normalnego treningu siłowego.
Człowiek może być po takiej medytacji zbyt ospały. Radzę więc
trening autogenny Schultza oddzielić od właściwych ćwiczeń na
siłowni przynajmniej kilkoma godzinami. Można go wykonywać dwa
albo trzy razy w tygodniu. Na początku nie ma sensu czas dłuższy
niż pięć minut. Dla osoby nienawykłej trudna będzie dłuższa
koncentracja. Lepiej też dobrze przerobić jedną partię ciała niż
byle jak wszystkie.
Takie medytacje nie
stoją w sprzeczności z pracą nad skupieniem przed każdą następną
serią. Siłownia nie jest miejscem na plotki i podryw. Muzyka też w
rzeczywistości bardziej przeszkadza niż pomaga. Kto potrafi się
naprawdę skupić na tym co robi, będzie wiedział o co mi chodzi.
Wystarczy chwila nieuwagi, by doszło do kontuzji. Zwykle też
rozproszenie powoduje, że dźwigamy dużo mniejszy ciężar.