Ile kalorii dziś spaliłeś?
Każdy
kto trochę dłużej uprawia jakiś sport lub po prostu pracuje
fizycznie i nie dał się ogłupić do końca mitologii spalania
kalorii wie dobrze, że organizm przystosowując się do danego
wysiłku potrzebuje coraz mniej tej tzw. energii. Dochodzi do
adaptacji i optymalizacji pracy wszystkich układów. Z tego powodu
publikowanie tabel podających ile dany rodzaj ruchu pozwala spalać
kalorii jest już po prostu absurdem podniesionym do bardzo wysokiej
potęgi.
Ciekawy
jest zresztą sam sposób badania tego ile przy danej czynności
jednostka spala kalorii. Mierzy się bowiem w takim wypadku poziom
oksydacji tłuszczu, tętno oraz pułapy tlenowe i z tego za pomocą
czarodziejskich wzorów wylicza ilość spalonych kalorii. To dopiero
jest naukowe podejście! Zresztą - kto odpowie na pytanie "ile
kalorii spalamy poprzez krytyczne myślenie"?
Samo
pojęcie "spalania kalorii" jest dość dziwaczne. Przecież
kaloria jest to nic innego jak stara jednostka ciepła. Więc spalamy
ciepło? Tu już nawet porównanie do pieca zawodzi. I tu następna
ciekawostka - okazuje się bowiem, że kaloria w dietetyce oznacza
coś innego niż w fizyce. Przyznam, że już sam dokładnie nie wiem
co. Jednak skoro oznacza coś innego, to jak można nadal powoływać
się na zasady termodynamiki? Może one też oznaczają tu coś
innego? Idąc tym tropem dochodzimy do wniosku, że żywiąc się
zgodnie z zaleceniami współczesnej dietetyki będzie tracić tkankę
tłuszczową, jednak pamiętajcie, że oznacza to co innego -
przykład wielu pulchnych pań dietetyczek - i tracenie ostatecznie
będzie oznaczało tycie!
Więc po co jemy?
Zatem
po co właściwie nam jest jedzenie? Ano potrzebne jest w szeregu
procesów. Już choćby bez cholesterolu nie powstanie szeregu
hormonów, poczynając od tych płciowych. Ciekawa woltę zrobił
cały system Weidera, gdy najpierw kazano ograniczać kulturystom
spożywanie tłuszczu i cholesterolu, a potem zdesperowanych
kierowano na drogę testosteronu w strzykawce. Jasne, że nigdzie
takich zaleceń nie znajdziecie wprost w artykułach. Jednak wnioski
są takie i nie da się tego przeoczyć. Zaś na koniec mamy cały
stek mądrości rodem z piaskownicy, pod tytułem "jaka to
kulturystyka jest niezdrowa".
Kolejny
ważny proces to powstawanie enzymów. Tu również potrzebne są
składniki dostarczane do organizmu z pokarmem. Na koniec to, na co
idzie najwięcej. Naprawa uszkodzeń, nadbudowa tkanek. Wspominałem
już o nieustannej wymianie komórek. Teraz trzeba dodać do tego
efekty wywołane wszelkiego rodzaju wysiłkiem. Począwszy od tego,
gdy unosisz pokarm do ust i go żujesz, a skończywszy na ciężkich
treningach na siłowni. Im większy wysiłek, tym większe
uszkodzenia do odbudowy i do nadbudowy. Do tej ostatniej dochodzi w
związku ze wspomnianą już optymalizacją do wysiłku. Organizm
buduje większe mięśnie po to, by w przyszłości wysiłek był dla
niego łatwiejszy.
Trzeba
teraz wspomnieć jeszcze o uzupełnianiu wydatkowanej energii
mechanicznej. Taka faktycznie zachodzi. Jednak zarówno to, jaki jest
jej procent z przyjmowanego pokarmu u poszczególnych jednostek, jak
i wyliczanie jej w kaloriach, jest całkowicie nierealne.
Przynajmniej na dzisiejszym poziomie nauki. Liczne wzory, jakie
czasem można spotkać w niektórych publikacjach są tylko próbą
nadania naukowych pozorów bezsensownemu bełkotowi. Póki co, to ile
każdemu z nas potrzeba jedzenia można wywnioskować tylko z
długotrwałej obserwacji. Nigdy też uzyskane wyniki nie będą raz
na zawsze ustalone na całe życie. Nasz organizm nie gromadzi
kalorii lecz substraty typu glikogen czy ATP.
Przyczyna
leży w hormonach
A
teraz spójrzmy na klasyczne aeroby. Dlaczego tak się dzieje - wbrew
zapowiedziom trenerów fitness - że tzw. większe wydatkowanie
energii sprawia, że u wielu osób przybywa tkanki tłuszczowej? Jest
to chyba najlepszy praktyczny przykład, który raz na zawsze pozwoli
nam się uwolnić od wzorów energetycznych w opisie żywych
organizmów.
Nazbyt
duże obciążenie treningowe, ponad poziom wytrenowania, sprawia, że
dochodzi do nadprodukcji hormonów nadnerczy - głównie kortyzolu.
To zaś objawia się niczym innym, jak odkładaniem tłuszczu na
brzuchu. Jest rzeczą ważną, by zrozumieć ten mechanizm. Organizm
zamiast przeznaczać pokarm na odżywianie mięśni i innych tkanek,
część z niego przeznacza na tkankę tłuszczową. Dlaczego? Tu
możemy tylko spekulować. Jest to zapewne pozostałość
przystosowań ewolucyjnych. Długi bieg oznacza brak zwierzyny w
okolicy i nieudane polowanie. Skoro tak, to trzeba zrobić jakiś
zapas, by dłużej przeżyć na gorszym pożywieniu roślinnym. Czyli
- długi wysiłek aerobowy plus niedożywienie - współczesna
recepta na odchudzanie, tak naprawdę prowadzi w przeciwnym kierunku.
Spada masa mięśniowa, rośnie tkanka tłuszczowa. Do tego dochodzi
fakt, na który zwraca uwagę Taubes - im więcej wysiłku, tym
bardziej jesteś głodny!
Zapewne
nie muszę tu pisać o wpływie innych hormonów, jak choćby
testosteronu na rozwój masy mięśniowej, czy też insuliny na
tkankę tłuszczową. Te sprawy były poruszane już wielokrotnie.
Rzecz jasna w żywym organizmie nie chodzi tylko o jeden konkretny
hormon, lecz o całe spektrum reakcji i ich wzajemne relacje. Tym
niemniej widać tu wyraźnie, że to czy rośniemy czy chudniemy nie
zależy w żadnej mierze od kalorii, ale od hormonów oraz od tego
jaki rodzaj pokarmu przyjmujemy. Przy czym zachodzi też pewnego
rodzaju sprzężenie zwrotne, gdyż poszczególne pokarmy - tak przez
zawartość makroskładników, jak i witamin czy minerałów jak i
poprzez inne dodatki np. fitoestroegny - wpływają na gospodarkę
hormonalną organizmu.