Bez sprzętu a ze sprzętem...
Od
czasu do czasu powraca problem treningów bez dostępu do siłowni i
sprzętu. Nie ukrywam i wiele razy już to podkreślałem, że
optymalnym rozwiązaniem jest skompletowanie własnej prostej
siłowni, do której ma się dostęp o dowolnej porze dnia i nocy. Ma
to szereg zalet, jednak w tym miejscu nie będę się na tym skupiał.
Poruszę za to inny problem. Czy i na ile można się rozwijać nie
mając prawie zupełnie dostępu do sprzętu treningowego?
Odpowiedź
na to pytanie nie jest prosta i trzeba ją obwarować wieloma
zastrzeżeniami. Na pewno lepiej jest ćwiczyć ze sztangą niż bez.
Można dzięki temu uzyskać więcej. Druga kwestia to poziom
zaawansowania. Jeśli wcześniej robiłeś przysiad z 200kg na
plecach to trening bez sprzętu nie tylko Cię nie rozwinie, ale
wręcz cofnie w rozwoju. Pewnych rzeczy się nie przeskoczy. Wreszcie
trzecie zastrzeżenie - jakość i wydajność treningu bez sprzętu
zależy w dużej mierze od wiedzy i pomysłowości ćwiczącego.
Niestety w ostatnich latach kreatywność, wbrew medialnemu
bełkotowi, ciągle spada. Kiedyś robiło się samodzielnie sporo
pomocniczego sprzętu, dziś większość osób potrzebuje do tego
sklepu i marketingowej nagonki. Po co myśleć? Lepiej kup kolejny
gadżet.
Chciałbym
się zatrzymać na tej trzeciej kwestii, a zwłaszcza na sprawie
kreatywności. Mamy obecnie do dyspozycji wszelkiej maści sklepy
budowlane, w których za grosze można kupić różne elementy i
wykorzystać je jako sprzęt treningowy. Dlatego też tłumaczenie
się brakiem pieniędzy jest akurat chybione. Nie trzeba wielkich
nakładów, by dorobić się własnej siłowni. Np. taki rack to
wydatek rzędu 1000 zł albo i więcej. Jednak jeśli masz trochę
inwencji i kumpla ze spawarką - być może wystarczy 100 zł. Rzecz
jasna nie trzeba zaczynać od budowania racka. To tylko przykład ile
naprawdę można zaoszczędzić.
Brak miejsca
Prawdziwym
i istotnym problemem nie jest brak sprzętu czy pieniędzy na jego
zakup. To przy wykazaniu pewnej inwencji - o czym wspomniałem już
powyżej - można uzyskać niskim kosztem. Problem zwykle leży w
braku miejsca. Nie każdy ma ten komfort, by wyznaczyć sobie osobne
pomieszczenie lub część pomieszczenia na własną siłownię.
Utrudnia to fakt zamieszkiwania z rodzicami, w internacie, czy z
partnerką lub partnerem, którzy nie wykazują zainterweniowania
sportami siłowymi. Co więcej mogą wprost zgłaszać sprzeciw. Taka
sytuacja to już nie jest wymówka. To realna przeszkoda.
Rzecz
jasna najprościej zapisać się na siłownię publiczną. Jednak nie
każdemu takie rozwiązanie będzie odpowiadało. Klimat na takich
siłowniach bywa różny, czasem wręcz odpychający. Dotyczy to
szczególnie pań, ale nie tylko. Osoba obarczona poważnymi
chorobami też niechętnie będzie ćwiczyła publicznie, by uniknąć
"mądrych" porad i przytyków. Zresztą, powiedzmy to sobie
wprost... wyśmiewania przez wypakowanych i skretyniałych koksików!
Nie można też lekceważyć aspektu finansowego. Niby wydatek nie
jest aż tak duży, ale dla niektórych może stanowić znaczne
uszczuplenie niewysokich zarobków. Właściwie, jeśli planować w
dłuższej perspektywie - urządzenie własnej siłowni wychodzi
taniej. No tak, ale jeśli nie ma gdzie?
Co
więc pozostaje, gdy nie ma ani miejsca, ani zrozumienia u
najbliższych, ani wreszcie pieniędzy? No cóż - należy przeczytać
ten artykuł i wcielić jego
zalecenia w życie.
Złote ćwiczenia - przysiad
Jak
zawsze złote ćwiczenia pozostają podstawą treningu. Jak jednak je
robić w opisywanej sytuacji? Najprościej wypadają tu przysiady. Z
nimi nie ma większego kłopotu. Poprawnie wykonywany przysiad nawet
bez sztangi może dać całkiem niezłe efekty. Najpierw trzeba
opanować technikę. Potem można przez jakiś czas ćwiczyć
zwiększając ilość powtórzeń. Kolejnym krokiem utrudniającym
będzie wprowadzenie wolnego tempa. Gdy już i w tym wypadku
wyczerpiemy progres, należy sięgnąć po kij od szczotki lub rurkę
o odpowiedniej długości. Trzymając ją nad głową chwytem
snatchowym przekonamy się jak to utrudni nam ćwiczenie, a tym samym
zwiększy jego efektywność. Stopniowo można również w tej
pozycji wprowadzać wolne tempo.
Niestety
w tym miejscu kończą się możliwości i dalsze postępy. W
zależności od predyspozycji i zaangażowania, dość można do tego
punktu po roku lub po kilku miesiącach. Osobom gorzej
predysponowanym zajmie to być może nawet dużo więcej czasu. Potem
potrzebne już będą dodatkowo obciążenia. Mogą to być
początkowo butelki z wodą. Może też zdecydujemy się na zakup
sztangi. Innym rozwiązaniem, które pomaga w sytuacji ograniczenia
miejsca, jest zakup pary odważników. Te zaś nie tylko w
przysiadach znacznie rozszerzą nasze możliwości.
Trzeba
też w tym miejscu przypomnieć kwestię przysiadów na jednej nodze
- tzw. pistoletów. Pozornie bardzo dobre ćwiczenie dla
wytrenowanych osób. Jednak niestety, dla większości osób będzie
ono niezdrowe. Może 1-2% będzi wykonywać to ćwiczenie bez
długofalowych negatywnych skutków dla swojego zdrowia. W czym
problem? Gdy ciężar spoczywa tylko na jednej nodze miednica zaczyna
unosić się w przeciwnym kierunku. To zaś prowadzi wprost do
skoliozy odcinka lędźwiowego. Jeśli komuś uda się (ów
domniemany 1% populacji) zrobić tak pistolet, by miednica się nie
przechylała i pozostała w linii równoległej do podłoża - nie ma
sprawy - może wykonywać to ćwiczenie. Niektórym pewnie uda się
je zrobić w formie ćwierć przysiadu. Też dobrze. Jednak nim
zaczniemy je regularnie wykonywać należy dokładnie zbadać swoje
możliwości i sprawdzić jak zachowuje się miednica w czasie
przysiadania i wstawania. Rzecz jasna prócz powyższego obowiązują
też wszystkie inne zasady poprawnego wykonania przysiadu opisane
choćby w FAQ treningowym. W tym wypadku każdą wątpliwość należy
rozstrzygać na niekorzyść, czyli jeśli nie jesteś pewny co
dzieje się z Twoją miednicą w czasie robienia przysiadu na jednej
nodze - zrezygnuj z tego ćwiczenia. Jeden taki przysiad pewnie
krzywdy nie zrobi, ale regularne treningi zrujnują kręgosłup.
Sandow dzięki za każdy artykuł.
OdpowiedzUsuńWyrazy szacunku brachu