Jakie
to uczucie,
gdy się nie posiada
domu i spędza czas na
grzebaniu w śmietnikach? Gdy
noce przeżywa się na
ławkach w parku, lub w
poczekalni? Jakie się ma wówczas zapatrywania na świat i życie?
Na tak zwaną moralność? Można na ten temat gdybać przez całe
lata, ale i tak nie zrozumie się człowieka nawet w części, jeśli
nie było się postawionym w tej samej sytuacji co on.
Siedziałem
na murku otaczającym miejski plac zabaw i piłem piwo. Był
ciepły wiosenny dzień. Słońce delikatnie ogrzewało twarz, a
wokoło rozlegały się wołania dzieci bawiących się w
piaskownicy, lub na huśtawkach i karuzelach. Cieszyłem się chwilą.
W
pewnym momencie dosiadł się
do mnie pewien bezdomny. Był to starszy człowiek w podartych i
gdzie nie gdzie podreperowanych łachmanach.
-
Dzień dobry – powiedział i podał mi rękę. Uścisnąłem jego
dłoń z pewnym zainteresowaniem (bezdomni nie byli wtedy tak częstym
zjawiskiem jak teraz) i zdziwieniem, że nie odczuwam niepokoju
związanego z moją nieśmiałością.
-
Dobre piwko? – padło pytanie.
-
Tak – odpowiedziałem.
-
Fajnie. Też niedawno piłem. Piwo jest dobre. Wiesz sprzedałem
butelki. Ludzie wyrzucają, a to tyle kasy. Czego to zresztą nie
można znaleźć… Ostatnio idę, patrzę leży paczka. O mało się
o nią nie potknąłem. Otwieram: czekolady, wino… lubisz
czekoladę?
-
Zależy jaką…
-
Ta była świetna i… wino, dobre, jakieś zagraniczne.
-
Tak po prostu znalazłeś?
-
No nie, że aż dziwne? Mówię ci… Jeżdżę sobie autobusem do X,
albo do Y i łażę. Makulatury też wszędzie pełno. Ale mało za
nią dają, trzeba dużo nazbierać. Ale nie jest źle, czasem ktoś
postawi, albo da coś do jedzenia.
-
A gdzie mieszkasz?
-
Aaa… to różnie. Jak się uda. Człowiek musi się gdzieś kimnąć.
W sieni, albo na ławce… gorzej jak zimno jest, to ciężko.
Człowiek,
z którym rozmawiałem był jakiś inny niż stereotypowy bezdomny,
którego wzorzec nosimy w umyśle. Nie chciał mnie na nic naciągnąć,
ani oszukać, po prostu przysiadł się żeby porozmawiać.
Rozmawialiśmy
jeszcze trochę, kiedy zauważyłem, że mój czas się kończy.
Postanowiłem zostawić mojemu rozmówcy chociaż butelkę po piwie
(pieniędzy
nie miałem zbyt wiele), niech ją sobie sprzeda. Postawiłem butelkę
dyskretnie na murku, żeby nie tworzyć krępującej sytuacji i
pożegnawszy się ruszyłem w swoją stronę. W pewnym momencie
usłyszałem wołanie bezdomnego:
-
Hej! Zapomniałeś flaszki! Musisz ja sobie sprzedać to są
pieniądze!
No
cóż?! Musiałem wrócić i wytłumaczyć mu, że to dla niego.
To
opowiadanie powstało dawno temu, gdy niektóre realia były zupełnie
inne. Picie piwa na ławce nie było zbrodnią, a butelki skupowano o
wiele chętnie niż obecnie w dobie ekokłamstw.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz