czwartek, 5 maja 2016

Jak to jest?

Jakie to uczucie, gdy się nie posiada domu i spędza czas na grzebaniu w śmietnikach? Gdy noce przeżywa się na ławkach w parku, lub w poczekalni? Jakie się ma wówczas zapatrywania na świat i życie? Na tak zwaną moralność? Można na ten temat gdybać przez całe lata, ale i tak nie zrozumie się człowieka nawet w części, jeśli nie było się postawionym w tej samej sytuacji co on.

Siedziałem na murku otaczającym miejski plac zabaw i piłem piwo. Był ciepły wiosenny dzień. Słońce delikatnie ogrzewało twarz, a wokoło rozlegały się wołania dzieci bawiących się w piaskownicy, lub na huśtawkach i karuzelach. Cieszyłem się chwilą.
W pewnym momencie dosiadł się do mnie pewien bezdomny. Był to starszy człowiek w podartych i gdzie nie gdzie podreperowanych łachmanach.
- Dzień dobry – powiedział i podał mi rękę. Uścisnąłem jego dłoń z pewnym zainteresowaniem (bezdomni nie byli wtedy tak częstym zjawiskiem jak teraz) i zdziwieniem, że nie odczuwam niepokoju związanego z moją nieśmiałością.
- Dobre piwko? – padło pytanie.
- Tak – odpowiedziałem.
- Fajnie. Też niedawno piłem. Piwo jest dobre. Wiesz sprzedałem butelki. Ludzie wyrzucają, a to tyle kasy. Czego to zresztą nie można znaleźć… Ostatnio idę, patrzę leży paczka. O mało się o nią nie potknąłem. Otwieram: czekolady, wino… lubisz czekoladę?
- Zależy jaką…
- Ta była świetna i… wino, dobre, jakieś zagraniczne.
- Tak po prostu znalazłeś?
- No nie, że aż dziwne? Mówię ci… Jeżdżę sobie autobusem do X, albo do Y i łażę. Makulatury też wszędzie pełno. Ale mało za nią dają, trzeba dużo nazbierać. Ale nie jest źle, czasem ktoś postawi, albo da coś do jedzenia.
- A gdzie mieszkasz?
- Aaa… to różnie. Jak się uda. Człowiek musi się gdzieś kimnąć. W sieni, albo na ławce… gorzej jak zimno jest, to ciężko.
Człowiek, z którym rozmawiałem był jakiś inny niż stereotypowy bezdomny, którego wzorzec nosimy w umyśle. Nie chciał mnie na nic naciągnąć, ani oszukać, po prostu przysiadł się żeby porozmawiać.
Rozmawialiśmy jeszcze trochę, kiedy zauważyłem, że mój czas się kończy. Postanowiłem zostawić mojemu rozmówcy chociaż butelkę po piwie (pieniędzy nie miałem zbyt wiele), niech ją sobie sprzeda. Postawiłem butelkę dyskretnie na murku, żeby nie tworzyć krępującej sytuacji i pożegnawszy się ruszyłem w swoją stronę. W pewnym momencie usłyszałem wołanie bezdomnego:
- Hej! Zapomniałeś flaszki! Musisz ja sobie sprzedać to są pieniądze!
No cóż?! Musiałem wrócić i wytłumaczyć mu, że to dla niego.


To opowiadanie powstało dawno temu, gdy niektóre realia były zupełnie inne. Picie piwa na ławce nie było zbrodnią, a butelki skupowano o wiele chętnie niż obecnie w dobie ekokłamstw.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz