poniedziałek, 10 lipca 2017

Dieta - próba odpowiedzi na niektóre niejasności i wątpliwości cz. 16


Ładowanie węglowodanowe, carbcykling

Wiele osób chwali sobie diety tłuszczowe w połączeniu z weekendowym ładowaniem węglowodanami. Nie jestem zwolennikiem takiego podejścia. O ile jeden incydent z większą podażą węglowodanów nie jest problemem, o ile ich umiarkowane spożycie na co dzień też nie, o tyle wielkie obżarstwo powtarzające się regularnie przez 2 z każdym 7 dni, to proszenie się o problemy. Jako zaletę tego rozwiązania podaje się odnowienie zapasów glikogenu. Cóż! Tak naprawdę glikogen i tak się odnawia w swoim rytmie i nie trzeba go popędzać. Tym bardziej, że z czasem, gdy organizm przestawi się na lepsze wykorzystanie tłuszczu na szlaku beta-oksydacji, nie jest aż tak potrzebny.
Zaś praktyka ładowania sprawia, że fundujemy sobie nagłe skoki insuliny, co jakby nie patrzeć, zawsze skraca życie o parę lat, upośledza korzystanie z wspomnianego szlaku beta-oksydacji, co oznacza, że organizm przestaje dobrze wykorzystywać kwasy tłuszczowe. Często wszystko wraca do normy dopiero po 4-5 dniach, a 6 dnia nowe ładowanie. No właśnie... Jeśli ktoś przypadkiem lub nieprzypadkiem wszedł w stan ketozy, o czym będzie niebawem, to automatycznie ładowanie wybije go z tego stanu. Wszystkie te same wady ma carbcykling oprócz wybicia z ketozy, bo wprowadzając carbcykling na pewno nie wejdzie się w ketozę. O ile umiarkowana ilość węglowodanów (do ok. 150 gram na dobę) nie jest zła, o tyle opisywane tu praktyki świadczą tylko o ciągle pokutującej wierze w magiczną moc węglowodanów do budowania masy mięśniowej. Podkreślę to jeszcze raz - węglowodany nie są złe. Nie ulegajmy modzie na ich demonizowanie. Złe są raczej określone ich formy i nadmierna ilość. To tego musimy się wystrzegać. W czasie nadmiernej infantylizacji społeczeństwa wiele osób ma skłonność do popadania w skrajności. Albo 8 gram węglowodanów na każdy kg masy ciała, albo węglowodany to samo zło. Nie tędy droga! To samo dotyczy tłuszczu. Fakt, że nie jest zły, nie oznacza, że należy jeść go bez umiaru. Tak dochodzimy do ketozy.

Ketoza cz. 1

Przyznam szczerze, że jest to dla mnie wciąż temat otwarty. Podobnie jak wiele lat temu ostrożnie podchodziłem i badałem kwestię diet niskowęglowodanowych, tak teraz podobnie podchodzę do ketozy. Być może za 2-3 lata wypowiem się na ten temat bardziej jednoznacznie i uznam, że ketoza to najlepsze rozwiązanie dla większości ludzi lub wręcz przeciwnie, iż należy jej raczej unikać. Póki co mogę odesłać do tego co pisze Dawid Dobropolski lub dr Greg Ellis. Właśnie do tych dwóch panów, gdyż łączą trening siłowy z ketozą. Zaś ich sylwetki mówią same za siebie. Znamienite jest tu już to, że o wiele trudniej znaleźć kobietę zachwalającą ketozę, choć i takie się zdarzają. Ważne jest jeszcze jedno. Niewątpliwie Dobropolski pisze w sposób dość trudny, ale ma tę zaletę, że unika skrajności i sekciarskiego podejścia do problematyki ketozy.
Nie ma wątpliwości, że ketoza sprawdza się w wielu chorobach i łagodzi ich objawy. Dotyczy to np. padaczki czy stwardnienia rozsianego. Bynajmniej nie zawsze łatwo jest wejść w ketozę i zawsze należy brać pod uwagę potrzebny okres adaptacji. Samo obniżenie ilości węglowodanów i zwiększenie podaży tłuszczu nie oznacza automatycznie ketozy. O czym za chwilę. Bynajmniej też ketoza nie jest tożsama z kwasicą ketonową. Kwasica ketonowa występuje u cukrzyków i jest wynikiem złego funkcjonowania trzustki, co ogólnie upośledza trawienie pokarmów. Dlatego też do kwasicy ketonowej prędzej może doprowadzić dieta wysokowęglowodanowa niźli ketogeniczna.
Do czego naprawdę potrzebujemy glukozy? Powszechnie się uważa, że jest niezbędna dla mózgu. W rzeczywistości po adaptacji mózg dobrze, a niektórzy twierdzą, że nawet lepiej, pracuje na ciałach ketonowych. Glukozy potrzebujemy dla rdzenia nerek i dla krwinek czerwonych. Tego do końca ominąć się nie da. Tu znowu odsyłam do stwierdzenia, że węglowodany nie są złe - zły jest ich nadmiar.
Dobre przystosowanie organizmu do czerpania energii z tłuszczy nie jest równoważne ze stanem ketozy. Zaś sama ketoza nie musi automatycznie oznaczać utraty namiaru tkanki tłuszczowej, czyli zmniejszenia BF. Trzeba dobrze zrozumieć te dwie zasady nim zaczniemy zastanawiać się nad plusami i minusami ketozy. W praktyce oznacza to też, że można całkiem nieźle radzić sobie na diecie wysokotłuszczowej i korzystać z energii w procesie beta-oksydacji, a wbrew pozorom nawet na bardzo niskich węglowodanach, wcale nie być w ketozie! Ketoza też nie oznacza automatycznie całkowitego wyłączenia innych szlaków metabolicznych. Niektóre nacje, a czasem niektóre osoby, nie posiadają odpowiednich enzymów i przez to nie są zdolne do wejścia w ketozę. Mogą dobrze funkcjonować na diecie tłuszczowej, ale w ketozie nie być. Klasycznym przykładem są tu Innuici (tzw. Eskimosi).


Należy w tym miejscu podać przynajmniej najprostszą definicję ketozy. Takich definicji w sieci jest sporo. Dlatego ograniczę się do krótkiego stwierdzenia, że ketozą nazywamy stan, w którym zwiększa się stężenie ciał ketonowych we krwi przy jednoczesnym stabilnym i niskim poziomie glukozy i insuliny. Organizm przestaje postrzegać glukozę, jako główny substrat energetyczny i zaczyna bardziej wykorzystywać ketony. Trzeba dobrze zrozumieć tę definicję. Ketoza to nie "jem dużo tłuszczu, więc jestem w ketozie", to nie tyle rodzaj diety co określony stan organizmu!

3 komentarze:

  1. Świetne zdjęcie ilustracyjne, kto jest autorem? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Te, jak i większość zdjęć jakie ostatnio zamieszczam pochodzi z:
    https://pixabay.com/
    Można je wykorzystywać bez ograniczeń do celów komercyjnych i niekomercyjnych.

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajna stronka, ładne zdjęcia są :) Może się przydać kiedyś, dzięki za link.
    A co do tego Eskimosa, to myślałem, że może sam malowałeś... :)

    OdpowiedzUsuń