sobota, 23 marca 2019

Podstawy teorii treningu chaotycznego cz. 3


Dylematy regeneracji
Wszystko co dotąd napisałem w tym cyklu artykułów może się wydawać jakimś wydumanym teoretyzowaniem. Przejdźmy zatem do bardziej praktycznych wniosków. Najpierw prosty przykład z życia wielu trenujących.

Czasem może się zdarzyć, że zmęczony zawodnik podnosi większe ciężary niż wypoczęty. To stawia na głowie wszelkie pseudonaukowe wyliczenia podawane w tabelkach typu: biceps regeneruje się 2 dni a klatka 4. Brednie! Tak naprawdę nikt nigdy - nawet mając za sobą 20 czy 30 lat doświadczenia, nie jest w stanie wyliczyć dokładnie potrzebnego czasu regeneracji. Ileż to razy zdarzało mi się wstać z łóżka z obolałymi mięśniami i ledwo dowlec się do kuchni, by zrobić kawę. Pierwszy nasuwający się wtedy wniosek - dać sobie spokój. Przyda się jeden albo nawet kilka dodatkowych dni wypoczynku. Jednak nie ulegam pokusie i idę ćwiczyć. Nagle nie wiadomo jakim cudem udaje się podnieść więcej niż ostatnio!
Teoria treningu chaotycznego wykazuje zupełny bezsens zasady: kolejny trening dopiero wtedy, gdy będziesz zupełnie zregenerowany. Cóż to tak naprawdę znaczy? Kiedy jest się zupełnie zregenerowanym? Gdy przestają boleć mięśnie? Gdy po wstaniu z łóżka masz niski puls? Może wtedy, gdy czujesz, że "już" masz ochotę na kolejny trening? Czy do pracy też idziesz dopiero wtedy, gdy najdzie Cię ochota na kolejną zmianę? Powtarzam - nikt nie jest w stanie wyliczyć czy przewidzieć, kiedy u konkretnej osoby zajdzie pełna regeneracja. To jest ciągle zmieniający się dynamiczny system. Co więcej, największe postępy osiąga się poprzez odpowiednią kumulację wysiłku, a więc niepełną regenerację. Często jest tak, że jeden mięsień już zaczyna być po swoich szczycie regeneracji, a drugi jeszcze przed nim. O układzie nerwowym, krążenie czy oddechowym nie wspominając. Tymczasem wszystkie te mięśnie, jak i układy, będą zaangażowane na kolejnym treningu. Mimo istnienia ćwiczeń izolowanych - o których zasadzie działania kiedy indziej - nie da się zupełnie wyłączyć wszystkiego i ćwiczyć np. tylko bicepsów.



Wypoczynek i dłuższe przerwy od treningu
To wcale nie oznacza, że nie mamy wypoczywać, czy też zawsze trenować do pełnego zajechania organizmu. Wypoczywać trzeba. Od czasu do czasu należy też robić sobie przerwę od treningu. Rzecz w tym, że zawsze będzie to poniekąd wybór subiektywny. Opieramy się na pewnych wskazówkach, jakie przesyła nam organizm i uznajemy, że czas odpocząć. Możemy też z góry założyć sobie, że co określoną ilość tygodni czy miesięcy decydujemy się na dłuższy wypoczynek. Jednak nigdy do końca nie będzie wiadomo, czy akurat na pewno jest to moment najlepszy. Ujmując się prościej - zaplanuj sobie w ciągu roku jakieś tygodniowe lub nawet dwutygodniowe wypoczynki, ale nie zawracaj sobie głowy dokładnym wyliczaniem. Im ciężej się trenuje, im więcej na treningu potrafi się od siebie wymagać - tym zwykle częściej trzeba będzie sobie robić takie przerwy. Początkujący w ciągu pierwszego roku, albo i nawet kilku pierwszych lat - wcale przerw nie będzie potrzebował. Potem już tak. Osobny problem to wszelakie schorzenia czy kontuzje, które też będą wpływały na ilość i długość takich przerw.
Można do tego podejść bardzo pragmatycznie i wprowadzić sobie jedną z przerw w czasie, gdy mamy urlop i planujemy jakiś wyjazd. Wówczas nie ma sensu na siłę szukać siłowni. Lepiej dobrze wypocząć i po prostu cieszyć się życiem. Takie podejście ma jeszcze jedną zaletę. Trzeba uważać by nie popaść w obsesję ciągłego trenowania. Niektórzy wręcz czują się winni, jeśli czasem wyskoczy im jakaś przerwa w treningach. To właśnie to poczucie winy, a nie sama przerwa, robi sporo złego, bo wprowadza zamęt w psychikę, a tym samym także w gospodarkę hormonalną i neuroprzekaźnikową.

Metodologiczne dylematy
Każda metoda zakładająca prosty progres liniowy sprawdza się w przypadku początkujących, a nawet do jakiegoś stopnia średniozaawasnowanych. Jednak wraz ze wzrostem stażu treningowego, wzrasta też chaotyczność systemu.
Wielu trenerów podaje przykłady trenowanych przez siebie zawodników, których duże postępy mają być potwierdzeniem ich kompetencji oraz skuteczności stosowanych metod treningowych. Jest to zazwyczaj mimowolne przekłamanie. Wybiera się kogoś kto ma tak dobre predyspozycje, że coby z nim nie robić - będzie się dobrze rozwijał. Pomija się milczeniem tych, którym się nie udało i rosną znacznie słabiej. Niektórym wręcz odmawia się współpracy z powodu stanu zdrowia (czytaj - możliwości utraty opinii "super-trenera"). Co jednak nie przeszkadza takim trenerom pouczać wszystkich i tworzyć teorie dla tzw. hardgainerów. Za wszystkim tym stoi marketing, a więc wypromowanie siebie jako dobrego trenera i swojej "niepowtarzalnej metody", która zresztą zwykle znana była już kilkadziesiąt lub kilkaset lat wcześniej. Stąd właśnie się biorą wielkie kłótnie i przepychanki na forach pomiędzy zwolennikami takiego czy innego trenera i takiej czy innej metody. Zamiast tracić czas na takie bezowocne pyskówki, lepiej poszukać metody optymalnej dla siebie pamiętając, że idealnej i tak nie ma. Natomiast całkiem należy sobie wybić z głowy trenowanie jak taki czy inny zawodowiec, albo co też jest modne na portalach - aktor przygotowujący się do jakiejś roli. Zwykle jeden i drugi to chodzące apteki.


Oto inny znaczący przykład. W książkach Tsatsouline'a można odnaleźć opisy osób, które robiąc serie po kilkadziesiąt powtórzeń stosunkowo niewielkimi ciężarami, potem biły siłowe rekordy. Ktoś po przeczytaniu takiego opisu może uznać, że to dobra metoda na zwiększanie siły. Jednak dla większości będzie to ślepa uliczka. Tego rodzaju trening spowoduje zwiększenie wytrzymałości, ale jednocześnie spadek siły. Tylko nieliczni mogą w ten sposób zwiększać siłę. Dla większości obowiązuje zasada - chcesz być silny i dźwigać duże ciężary musisz dźwigać duże ciężary.

Na koniec...
Wszystko w zasadzie sprowadza się do wniosku, że nie ma metody doskonałej. Każde podejście będzie miało swoje minusy. Chodzi zatem o to, by wybrać takie, które ma więcej plusów a mniej minusów. Nie w znaczeniu ogólnym, ale dla konkretnej osoby. To co tu opisałem to kilka refleksji stanowiących wprowadzenie do teorii treningu chaotycznego. Mam nadzieję, że przynajmniej niektórym osobom da to trochę do myślenia i zbliży je do upragnionego celu - większej siły i masy mięśniowej. Z czasem zapewne jeszcze rozwinę niektóre wątki.

1 komentarz:

  1. Często miewam coś takiego jak opisane w artykule.
    Jak jestem padnięty to wychodzi mi dobry trening. A jak wydaje mi się, że zwiększę ciężary bo jestem wypoczęty i dobrze zjadłem to idzie słabo.
    Zastanawiające też było dla mnie, że po urodzeniu każdego dziecka mając nieprzespane noce byłem w stanie lepiej trenować, zwiększać ciężary.
    Być może dochodziła kwestia jakiegoś rodzaju "euforii"

    OdpowiedzUsuń