Rodzaje włókien mięśniowych i pseudonakowe wyliczanki
Istnieje
pewne wytłumaczenie różnic transferu treningowego odwołujące się
do profilu włókien mięśniowych. Nawet trenerzy tej klasy co
Thibaudeau promują testy sprawdzające profile włókien. Niestety
to tylko wygląda naukowo. W rzeczywistości na to czy lepiej komuś
trenować na wysokich zakresach czy na niskich wpływ o wiele większy
ma układ nerwowy, bowiem włókna mięśniowe częściowo zmieniają
swój charakter pod wpływem określonego trwającego odpowiednio
długo treningu.
Jednak
jeśli Twój układ nerwowy wysyła dość słabe impulsy oraz pod
wpływem różnych czynników jak stan zdrowia czy wiek, wysyła też
sporo impulsów hamujących to ćwicząc na niskich zakresach i to
jeszcze na 80-90% swoich możliwości – szybko się wypalisz. Żeby
się przekonać jakie zakresy są dla Ciebie optymalne musisz na nich
ćwiczyć przynajmniej 4 tygodnie, co jednak nie znaczy, że po
znalezieniu tego optimum należy zawsze trzymać się tych zakresów.
Trzeba je okresowo zmieniać
Tu
też tkwi jeden z problemów związanych z podciąganiem. Niektórzy
powinni robić długie serie by mieć przyrosty siły i masy, a
jednocześnie nie mogą ich robić, bo są na to za słabi. Mamy więc
paradoks rodem z Gombrowicza „Iwona nie mogła ćwiczyć bo była
chorowita zaś była chorowita bo nie ćwiczyła” (cytat nie jest
dosłowny, przytaczam sens z pamięci). W tej sytuacji często po
prostu wybiera się wyciąg. Jednak to nie jest dobre rozwiązanie,
choć paradoksalnie wcale nie musi być takie złe. Jedną z metod,
które już mogę podać w tym miejscu jest łączenie podciągania z
wyciągiem, czyli np. jeśli Twój maks w podciąganiu to 1-3
poprawne podciągnięcia to możesz zrobić tak, że robisz 1
podciągnięcie, następnie od razu podchodzisz do wyciągu górnego
i robisz 20-30 szybkich powtórzeń, ale UWAGA tylko z 25-30% masy
swojego ciała. Nie więcej. Potem 2 minuty przerwy i powtarzasz
wszystko jeszcze raz. Taki układ stosujesz 4 dni w tygodniu. Jednak
jeśli potrafisz zrobić 4 czy więcej powtórzeń to nie marnuj
czasu na wyciąg tylko rób smarowanie gwintów lub drabiny –
szczegółowo o tej metodzie napiszę niebawem.
Inne zastosowanie wyciągów
Podciąganie
ze swej natury jest trudniejsze, niż np. dipsy. Wynika to ze
specyfiki ćwiczenia. Nie chodzi tu bowiem tylko o siłę
poszczególnych mięśni biorących udział w ćwiczeniu – a jest
ich naprawdę sporo – ale również o ich współpracę i
koordynację. Chodzi o swoistą płynność w przekazywaniu napięcia
mięśniowego z jednej sesji do następnej. Siedzący tryb życia
sprawia, iż mamy właśnie w tym problem. Dlatego też ćwiczenie na
wyciągu nigdy do końca nie przełoży się na siłę w podciąganiu.
Chcę to być dobrze zrozumiany. Nie odrzucam całkowicie roli
wyciągów w treningach, co pokazałem choćby powyżej. To oddzielny
temat, ale na pewno trening na wyciągu może przydać się osobom
bardzo słabym, których siła jest daleka od tej jakiej wymaga
podciągnięcie się. Może tu chodzić np. o 50 kg dziewczynę,
która jest w stanie pociągnąć zaledwie 25kg. Wtedy nie będzie w
stanie zrobić nawet negatywów. Są kobiety, który na skutek
garbienia się w okresie dojrzewania, by ukryć rosnące piersi, tak
osłabiły rotatory, jak i inne mięśnie grzbietu i klatki, że ich
siła jest naprawę niewielka, choć teoretycznie powinna być
większa. Inny możliwy przypadek to osoba bardzo otyła, tu też do
pewnego stopnia wyciąg może się przydać. Jakby jednak nie było
sam wyciąg nie wystarczy, ale to już temat na osobne opracowanie.
Wiele
osób dochodzi do kilku powtórzeń podciągania, ale potem nie może
ruszyć dalej. Ich układowi nerwowemu brakuje tych impulsów, które
daje aktywne dzieciństwo – wiszenie na trzepaku, chodzenie po
drzewach itp. Obecnie tak dba się o bezpieczeństwo dzieci, że
tylko można im współczuć. Niedługo nie będzie im wolno wstawać
z krzesła bez nadzoru rodziców, no bo jeszcze sobie coś zrobią!
Doskonalenie umiejętności
Kiedyś
przeczytałem stwierdzenie pewnego „czołowego” kulturysty, który
twierdził, ze jeśli po treningu drążą Ci ręce to znaczy, że
ćwiczyłem nerwy a nie mięśnie. Szczerze powiedziawszy nie wiem,
czy należy się z tego śmiać czy popaść w rozpacz nad poziomem
umysłowym „elity” kulturystyki. Ciekawe jak to można ćwiczyć
mięśnie a nie ćwiczyć nerwów, czy też odwrotnie.
Musimy
zrozumieć jedną rzecz. Siłę zawsze daje układ nerwowy i nie
zawsze jest ona równoważna wielkości mięśni. To raczej
umiejętność ich pobudzenia i koordynacji decyduje o sukcesie
sportowym. Inaczej mówiąc dobrze jest mieć duże mięśnie, ale
jeszcze lepiej umieć je dobrze wykorzystać. Słowem kluczowym jest
tutaj „umiejętność”. Naukowcy zajmujący się sportem w byłym
Bloku Wschodnim, jak Matwiejew, Zatsiorsky czy Verkhoshansky
oraz inni, często posługiwali się tym terminem.
Co
przez niego rozumieli? W odniesieniu do podciągania oznaczało to
doskonalenie umiejętności technicznej podciągania, zaś siła
wytrzymałość czy wreszcie masa mięśniowa, były niejako skutkami
ubocznymi tej pracy nad doskonaleniem umiejętności. Wiadomo też,
że praktyka czyni mistrza, a to wprost prowadzi do stwierdzenia, że
chcąc doskonalić jakąś czynność trzeba wykonywać ją dość
często. Stąd już tylko krok do uznania, że trzeba się podciągać
często. Jest to podstawą całej radzieckiej metodologii. Do
szczegółów przejdę niebawem.
Cześć Stefan,
OdpowiedzUsuńbardzo podoba mi się ten cykl artykułów, z niecierpliwością czekam na kolejną część.
Mam pytanie odnośnie techniki wykonania uginania przedramion stojąc. Technika podstawowych ćwiczeń została już wystarczająco dobrze opisana, ale mam problem z ćwiczeniami dodatkowymi. Czy podczas uginania ramię (i łokieć) powinny być cały czas skierowane pionowo w dół? To by oznaczało, że w końcowej fazie ruchu przedramię nie jest skierowane pionowo w górę, lecz gdzieś w okolicach kąta 45 stopni (lub, jak kto woli, 135 stopni). Czy jednak w końcowej fazie po maksymalnym spięciu bicepsa łokcie powinny wysunąć się w przód aby przedramię doszło do momentu, w którym jest skierowane pionowo w górę?
Z góry dziękuję za odpowiedź
Tomek
Musimy dobrze rozgraniczyć o jakie uginanie ramion chodzi, bo podejrzewam, że nieporozumienie wynika z pomieszania dwóch różnych ćwiczeń.
OdpowiedzUsuń- uginanie ramion stojąc lub siedząc - robimy w pełnym zakresie od prostego ramienia (bez przeprostu rzecz jasna) do pełnego ugięcia, ramię cały czas zostaje w pionie. Pracuje tylko przedramię. Jest nawet tzw. perfect curl, który ten zakres jeszcze bardziej zwiększa, ale jest potrzebny tylko w pewnych szczególnych przypadkach. Mamy również wersje ze zmniejszonym zakresem, ale po te też nie należy sięgać zbyt szybko.
- modlitewnik - tu od pełnego wyprosty, też bez przeprostu do punktu gdzie przedramię jest w pionie - nie dalej - jest to związane z wektorami działa sił grawitacji. Gdy uginasz bardziej tracisz napięcie, więc nie ma to sensu. Nieco inaczej jest na specjalnych maszynach, ale lepiej robić normalnie sztangą.
Rzecz jasna po przekroczeniu pewnego poziomu masy ramienia to się nieco zmienia, ale mowa to o naprawdę dużej masie, więc generalnie obowiązują te zasady.
warto, zebym sprobowala metody 1 podciagniecie - przejscie do wyciagu i 20-30powtorzen czy lepiej zebym zostala przy negatywach? :)
OdpowiedzUsuńco sadzisz o podciaganiu ze "wspomaganiem" gum oporowych? ew z asystą partnera?
Jeśli niedawno robiłaś jeszcze 5 podciągnięć, to za czas jakiś siła powinna wrócić do tego poziomu. Więc niby możesz porobić tą metodą z wyciągiem, ale raczej niezbyt długo.
OdpowiedzUsuńGumy są jak najbardziej przydatne, jeśli odpowiednio się je założy i używa. Można z partnerem, można też dla czasowego zmniejszenia obciążenia kłaść nogi na krześle, wprawdzie trochę to utrudnia napinanie rdzenia, ale da się zrobić.
Ja polecam negatywy jako metodę do przełamania się w zbyt niskiej>4 ilości podciągnięć. Oczywiście nie polecam tego osobie która pierwszy raz przychodzi na trening, ale po miesiącu różnorakich treningów warto zastosować taką metodę.
OdpowiedzUsuń