Od lat toczy się
dyskusja na temat serii do upadku mięśniowego. W zasadzie jest to
dyskusja poniekąd bezzasadna, ale skoro chodzi o optymalny wzrost
masy mięśniowe lub jego brak, nie można sprawy potraktować tak
lekko.
Pewnie każdy wie o
co chodzi, ale na wszelki wypadek uściślenie. Czym jest upadek
mięśniowy? Wykonujesz serię i dochodzisz do punktu, w którym nie
jesteś w stanie zrobić poprawnie technicznie kolejnego powtórzenia.
Ten moment nazywamy upadkiem mięśniowym.
Kilkadziesiąt lat
temu nikt nie zadawał pytania o upadek mięśniowy. Zawodnicy
starali się wykonywać określoną ilość serii i powtórzeń nigdy
nie dochodząc do załamania. Dziś czytamy o szalonych treningach
Arnolda. W rzeczywistości nikt wówczas nie robił serii do pełnego
wyczerpania. Przez pewien czas Arnold ćwiczył pod okiem Girondy,
który miała fiola na punkcie perfekcji i szybkości treningu.
Robiło się na przykład 7 serii po 7 powtórzeń w morderczym
tempie. Zawodnicy wychodzili na czworakach ze zmęczenia, ale o
upadku mięśniowym nie było mowy.
Jednak szukano
coraz wydajniejszych metod, które mogą dać większą masę
mięśniową. Tak oto zjawił się Arthur Jones ze swoją maszyną
Nautilusem i koncepcją jednej serii do upadku. Jego gorącym
zwolennikiem i orędownikiem został Mike Mentzer. To on stworzył
metodę ćwiczeń opierającą się na jednej ciężkiej serii na
każą partię mięśni. Tak należało ćwiczyć tylko raz na
tydzień. Mentzer kpił niemiłosiernie z wszystkich ćwiczących
inaczej. Jego metoda była dobra, miała tylko jeden szkopuł.
Okazało się, że po trzech tygodniach postępy ustawały. Mike
argumentował, że trzeba coraz bardziej zwiększać intensywność.
Tylko, jak można to robić bez końca? Zwłaszcza, gdy mamy do
dyspozycji jedną serię. Menzter poszedł po rozum do głowy i
uznał, że trzeba ćwiczyć... raz na miesiąc. W ten sposób
doszedł do absurdu. Teraz kpiło się raczej z niego.
Mimo wszystko
metodologia przetrwała i znalazła swoich zwolenników. Tym
bardziej, że ćwiczył w ten sposób wielokrotny Mr. Olimpia –
Dorian Yeats. Choć nieco zmodyfikował pierwotne założenia.
Specyficznych modyfikacji dokonał też Dante w swoim dogcrapp. Mimo
wszystko w ten sposób mogą trenować tylko nieliczni. Dla
większości jest to ślepy zaułek. Dziś można już stwierdzić
wprost, że Mentzer nie miał racji.
Skoro jedna seria
nie wystarczy, to może masę mięśniową zwiększy kilka serii do
upadku? W praktyce to prosta droga do przetrenowania i blokady
postępów. Mimo to widać dziś na siłowniach mnóstwo osób
trenujących w myśl tej zasady.
Każda akcja
prowadzi do reakcji. Pojawiły się głosy, że upadek mięśniowy
jest niebezpieczny i blokuje przyrosty masy. Tak oto wylansowano HST.
Oprócz tego pojawiły się wskazówki w stylu: wykonujemy serię z
zapasem jednego powtórzenia. Tu już muszę zaprotestować. No bo
skoro nie zrobię tej serii do końca, to skąd u licha mam wiedzieć
jaki jest zapas. Można wyliczyć? Kłopot w tym, że każdy ma
lepsze i gorsze dni. Moja siła wzrasta, więc dopóki nie zrobię w
danym dniu serii, tak naprawdę nie wiem ile jestem w stanie
podnieść.
Mamy więc jeszcze
manipulacje ciężarem maksymalnym. Sprawdzasz przed danym blokiem
treningowym ile możesz raz dźwignąć w danym ćwiczeniu, a potem
obliczasz procenty. Na przykład 80% (80 RM) albo 70 (70 RM) jako
ciężar roboczy. To już wygląda lepiej, ale co z tym upadkiem
mięśniowym?
Upadek mięśniowy
jest skutecznym narzędziem stymulacji. Pod warunkiem, że stosujemy
go rozsądnie. Po pierwsze nie może występować na każdym treningu
i w każdej serii. Nie może do niego dochodzić w pierwszych seriach
i wreszcie organizm wymaga wówczas dłuższego czasu regeneracji.
Dodatkowo próbuje
się przechodzić poza granicę upadku mięśniowego. Klasycznym
przykładem są tutaj clustery, które też trzeba stosować z
umiarem i na odpowiednim etapie zaawansowania. Inny przykład to
ruchy oszukane, ale tych z kolei bardzo się nadużywa na siłowniach.
Niektórzy robią ruchy oszukane nim nauczą się tych poprawnych
technicznie. Kończy się zwykle kontuzją. Zresztą paradoksalnie -
oszukiwać też trzeba odpowiednio technicznie!
Co jakiś czas
padają pytania o rampę, czy ta ostatnia seria to upadek mięśniowy?
I tak, i nie. Pozornie spełnia wszystkie warunki, ale z racji
wcześniejszej aktywacji układu nerwowego oraz zmęczenia
kondycyjnego mięśni, nie jest to klasycznie rozumiany upadek
mięśniowy. Przy tym ta jedna seria w HIT to też swoisty mit. Jeśli
dobrze przypatrzeć się treningowi takiego Yeatsa, to tak naprawdę
robi on krótką rampę. Natomiast to jak sensownie wykorzystać na
odpowiednim etapie zaawansowania HIT - to już temat na inny artykuł.
Przykład Mentzera doskonale obrazuje sytuację gdy ktoś, kto poczuł się autorytetem, nie jest w stanie zmienić ani nawet zaadoptować swoich poglądów pomimo wykazania, iż są błędne. Tutaj doszło to do absurdu ale aż nazbyt często się zdarza w różnych dziedzinach i wiele osób tego nie dostrzega wciąż podążając za swoim "autorytetem".
OdpowiedzUsuńW przypadku Mentzera musimy mówić o niedotrenowaniu z prawdziwego zdarzenia. Zmęczenie mięśni przy rampie? Jeśli robi się dużo powtórzeń to się zgadzam, ale jeśli tylko tyle, by zapewnić bezpieczeństwo treningu, to do zmęczenia nie dojdzie.
OdpowiedzUsuńTo jeszcze zależy od czasu przerw. Jeżeli robisz przerwę tylko na łyk wody i zmianę ciężaru to nawet przy niskiej rampie się można zasapać :)
OdpowiedzUsuńNo i zależy od historii treningowej. Jak ktoś całe życie robił rampy x 2, a tu nagle przeskok na rampę x 10 albo więcej to może i płuca wypluć :)
OdpowiedzUsuńNo dobra ale czy jak ktoś w końcu wejdzie na wysoką rampę i zaczyna ledwo oddychać po drugiej serii np x 15, to nie powinien przerwać ćwiczenia ?
OdpowiedzUsuńNiekoniecznie. Tzn. zależy na ile jest to "ledwo" i jaki jest jego stan zdrowia. Wbrew pozorom kondycja po zmianie poprawia się u większości dość szybko. Zwykle jest to kwestia 2-3 razy i jest znacznie lepiej. Błędem współczesnych sportów siłowych jest ośmieszanie i całkowite lekceważenie wysokich zakresów.
OdpowiedzUsuńTak sobie myśle.. Mentzer, Yates, Arnold, jaki jest sens czytania ich metod treningowych, skoro każdy z nich był na ostrym cyklu sterydowym. Nie ma możliwości rozwoju wg. ich planów na sucho. Nie wspomnę że nikt z nich nie robi poprawnie, w ogóle nie robi albo nie ma siły zrobić poprawnie, podstawowych ćwiczeń.
OdpowiedzUsuńW zasadzie masz rację. Przeczytałem np. książkę Arnolda i jedyny pozytyw to mega motywacja u tego faceta. Natomiast o metodologii miał takie pojęcie, jak pierwszy lepszy nastolatek. Wielkie podziękowania dla Weidera i kilku innych, a ani jednego słowa nie poświęcił Girondzie, który jakby nie było dopiero zająć się porządnie jego sylwetką.
OdpowiedzUsuńAż się wierzyć nie chce, że można ćwiczyć pod okiem kogoś takiego jak Gironda i mimo to pozostać ignorantem...
OdpowiedzUsuń