niedziela, 31 grudnia 2017

Rozważania o depresji cz. 12


Kompleks Edypa i Elektry

Postanowiłem odwołać się do jeszcze jednego przykładu, by ostatecznie pokazać, iż bynajmniej moje nastawienie nie jest tylko wyrazem subiektywnych uprzedzeń. Zapewne każdy z Was słyszał o kompleksie Edypa i kompleksie Elektry sformowanych przez Freuda. Każdy chłopiec w głębi duszy pragnie zabić ojca i spółkować ze swoją matką, a każda dziewczynka pragnie pozbyć się matki i zostać partnerką seksualną swojego ojca.
Całe pokolenia przyjęły to stwierdzenia niemal jak objawienie, a wielu psychologów wierzy w nie do dziś. Istnieje sporo różnych wyjaśnień dziwnego faktu tak wielkiej popularności Freuda i jego wpływu na samą psychologię, jak i na szeroko rozumianą kulturę. Mówiąc szczerze mnie one nie zadowalają i ciągle nie rozumiem, dlaczego tak niewielu zdecydowało się skrytykować jego poglądy.
Zastanówmy się dobrze. Jak długo istniałby gatunek, w którym podobne tendencje byłby naprawdę tak powszechne? Specyfika relacji między rodzicami a dziećmi to nie tylko sprawa moralności czy opresyjnej kultury, jak uważał Freud. To mechanizm wytworzony przez ewolucję i umożliwiający przetrwanie gatunku. To dlatego rodzice opiekują się dziećmi. Te ostatnie potrzebują sporo czasu, by osiągnąć jako taką samodzielność. Żaden normalny chłopiec nie ma ochoty pozbawiać się tej opieki i mordować ojca, chyba, że ten ostatni jest wyjątkowym sadystą. To jednak zupełnie inna sprawa. Żaden normalny chłopak nie ma ochoty posiąść swojej matki czy siostry. Tak po prostu jest, bo takie mechanizmy mamy wbudowane w nasze geny. Dowiódł tego eksperyment społeczny, jakim są kibuce. Tam większe grupy dzieci żyją praktycznie razem jak rodzeństwo, choć zwykle rodzeństwem nie są. Ku zdumieniu wielu badaczy okazało się, że większość tak wychowanych dzieci gdy dorasta, szuka sobie partnerów gdzie indziej, a nie w swojej grupie. Mamy niejako wbudowany nakaz szukania partnera seksualnego poza gronem osób, z jakimi mieszkamy w dzieciństwie. Chodzi tu o to, by zwiększać pulę genów i tym samym zapewnić zdrowie przyszłemu potomstwu. To, że czasem - ale bardzo rzadko - jest inaczej i ktoś pragnie swojej siostry czy matki, to nieliczne wyjątki i świadczą tylko o jakimś defekcie. To wszystko co tutaj napisałem o chłopcach odnosi się tak samo do dziewczynek i ich relacji z ojcami czy braćmi.


Wszystko nie sprowadza się tylko do opieki, ale również do naśladownictwa. W normalnych warunkach chłopiec uczy się wzorców bycia mężczyzną w danym społeczeństwie właśnie od ojca, a dziewczynka od matki (przynajmniej do okresu nastoletniego buntu, gdy szuka się już własnej drogi zaczyna rozumieć, że rodzice nie są idealni). Dzieci uczą się także wzorca relacji damsko-męskich, ale opisany powyżej mechanizm sprawia, że ta identyfikacja nie posuwa się prawie nigdy do tego co sugeruje teoria kompleksów Edypa i Elektry. Nie jest to wcale tylko wynikiem wyparcia spowodowanego kulturą i moralności. Jest to rzecz o wiele bardziej wewnętrzna. Nie udajemy, że tego nie chcemy, lecz po prostu naprawdę nie chcemy! Mógłbym w ten sposób wykazać absurdalność wielu podobnych teorii, ale mam nadzieję, że te dwa przykłady wystarczą. Możemy zatem powrócić do głównego nurtu tych rozważań.

Wybór rodzaju terapii i terapeuty - istota dobrego wyboru

Czasem nawet zła od strony teoretycznej metoda terapii może komuś pomóc. Wydaje się to nieracjonalne, ale nasza psychika nie poddaje się tak po prostu zasadom rozumu. Można to też ująć inaczej - to co wiemy obecnie o psychice, to za mało, by móc to ogarnąć do końca rozumem i opisać w formie zgrabnej teori. Każda metoda obecnie stosowana ma swoje plusy, ma też minusy. Także mocno krytykowana przeze mnie psychoanaliza nie jest zupełnie pozbawiona skuteczności, pomimo całego balastu zakłamania czy też obsesji swojego twórcy. Dla przykładu do zasług Freuda na pewno należy odkrycie podświadomości. Prócz psychoanalizy mamy różne formy terapii behawioralnej, mamy terapię opartą na analizie transakcyjnej, mamy tzw. terapię zorientowaną na klienta i sporo innych mniej znanych. Bynajmniej nie jesteśmy skazani na jedyną słuszną drogę. Z mojej perspektywy wydaje się, że od rodzaju terapii ważniejsza jest osobowość terapeuty. Nie dla każdego ten sam terapeuta będzie akurat tym najlepszym. Jeśli ktoś wychwala któregoś pod niebiosa, a Ty sam źle się przy nim czujesz, to lepiej poszukiwać kogoś innego. Nie oznacza to, że ten akurat jest zły. Po prostu nie jest dobry akurat dla Ciebie.
Kobieta czy mężczyzna jako terapeuta? To pytanie od dawna nurtuje wielu psychologów. Czasem odpowiada się na nie w taki sposób, że płeć osoby leczonej i leczącej powinna być taka sama. Unika się wówczas ryzyka, że pacjent zakocha się w terapeucie. Jest w tym sporo racji, ale jednak bym nie generalizował. Tu również warto zostawić sprawę otwartą i każdy sam musi się zastanowić, czy łatwiej mu będzie o swoich problemach i lękach rozmawiać z kobietą czy z mężczyzną.
Tak w doborze metody, jak i terapeuty najważniejsza jest kwestia samostanowienia. To absolutny klucz do sukcesu. O wiele trudniej cokolwiek osiągnąć, gdy ma się terapię narzuconą z zewnątrz i wybraną przez innych. Czasem i to pomaga, ale zwykle kończy się fiaskiem. To sam chory musi się zdecydować na terapię, sam musi wybrać jej formę, jak i osobę prowadzącą terapię. Już sam fakt samodzielnego podjęcia takich decyzji jest dużym krokiem w kierunku sukcesu. Można wspierać osobę bliską w podjęciu takiej decyzji, ale jeśli po prostu narzuci się rozwiązanie - nic z tego nie będzie. Rozumiem argument, że czasem osoba dotknięta depresją nie jest w stanie podjąć samodzielnie decyzji, jednak wtedy trzeba ją bardzo delikatnie na nią naprowadzić, a nie po prostu wpakować do samochodu i zawieźć na leczenie.

Na tym zakończę ten cykl rozważań o depresji. Na pewno w żadnym stopniu nie wyczerpuje to tematu, ale też nie miałem zamiaru szczegółowo omawiać wszystkich jego aspektów. To wymagałoby napisania pokaźnej książki. Chciałem tylko zwrócić uwagę na te sprawy, które często są pomijane, przemilczane lub też źle interpretowane. Sprawa jest wystarczająco złożona, by nie ustrzec się pewnych przejaskrawień w wypowiedziach. Jednak o ile starałem się być w miarę obiektywny - o ile jest to możliwe - o tyle czuję się też upoważniony do krytyki właśnie arogancją lub naiwnością wielu psychologów, którzy często tą arogancją i naiwnością wyrządzają mnóstwo szkód. Połączenie tych dwóch cech wydaje się na pierwszy rzut oka dziwne, ale występuje aż nader często.

2 komentarze:

  1. http://lubimyczytac.pl/ksiazka/72770/zakazana-psychologia-pomiedzy-nauka-a-szarlataneria-tom-i

    Nie czytałem tego, ale po lekturze twoich artykułów chyba się skuszę i kupię :-)

    Gość wsadził kij w mrowisko swego czasu - tak słyszałem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, książka jest bardzo dobra. Inna sprawa, że zdaje się autor ostatnio sam się zagalopował i walczy teraz w imię rozumu i nauki z tzw. szarlatanerią przeszkadzając w wystąpieniach na uniwersytetach ludziom typu Jerzego Zięby. Jak wiadomo nikt nie jest doskonały :) Tzw. medycyna alternatywna jest pełna różnych oszołomów, ale nie można wszystkich wrzucać do jednego worka, szczególnie, że oficjalna medycyna to jest dopiero sprzeczna z nauką i rozumem :) To tak całkiem na marginesie, jednak książkę naprawdę polecam.

    OdpowiedzUsuń