poniedziałek, 4 grudnia 2017

Rozważania o depresji cz. 9


Antydepresanty i inne środki farmakologiczne

Antydepresanty to środki dość kontrowersyjne. Niewątpliwie przepisuje się je obecnie zbyt często i zbyt ochoczo. Czasami nawet wówczas, gdy nie chodzi tak naprawdę o żadne schorzenie psychiczne lub też wystarczyłaby odpowiednia terapia czy też zmiany dietetyczne, o których pisałem na początku. Czy oznacza to, że jestem przeciwnikiem antydepresantów? Nie do końca. Wywołują wiele skutków ubocznych i mogą w przyszłości przyczynić się do powstania sporej liczny stanów chorobowych u osoby, która je przyjmuje. Przy czym otyłość to wówczas najmniejszy z problemów, jakie się pojawiają. Warto sobie zdawać z tego sprawę. Są jednak sytuacje, gdy cierpienie danego człowieka oraz problemy jakie sprawia swoim bliskim mogą usprawiedliwiać przepisanie antydepresantów.
W pewnych okolicznościach czasowe branie tabletek może być dźwignią do rozpoczęcia pracy nad sobą, która bez farmakologii nie byłaby w ogóle możliwa. Ważne jest, by nie traktować antydepresantów jako ostatecznego rozwiązania - pigułki szczęścia. Zdaję sobie też sprawę, iż przy bardzo poważnych zaburzeniach jedyne co pozostaje to takie farmakologiczne podtrzymywanie pacjenta w jako takim dobrym stanie. Mimo wszystko należy, a zwykle się tego nie robi, dobrze rozważyć wszystkie za i przeciw - korzyści kontra straty. Dopiero w oparciu o taki rachunek, który czasem musi zrobić sam chory, czasem lekarz a czasem bliscy chorego - można podjąć uczciwą decyzję. Taką, która będzie wynikała z troski o zdrowie i samopoczucie człowieka, a nie tylko będzie drogą na skróty nabijającą konta bankowe Wielkiej Farmacji.


To samo dotyczy wszelkich innych leków. Wiele ze współczesnych preparatów może zaburzyć funkcjonowanie mózgu. Wspomnę tu tylko o statynach. Z samej swej zasady tego typu leki obniżają poziom cholesterolu, który jest głównym składnikiem mózgu. To zaś oznacza poważne zaburzenia działania systemu nerwowego. Odkryto również, że statyny źle wpływają na pracę jelit i zaburzają wydzielanie niektórych neurotransmiterów. Mam za sobą kilka sytuacji, gdy rozmawiałem z kimś kto przyjmował statyny i próbowałem naświetlić związane z tym ryzyko. Bezskutecznie, a po kilku miesiącach dowiadywałem się, że ta osoba nie żyje! Można argumentować, że ogólny stan zdrowia takiej osoby był zły i statyny nie mają z tym nic wspólnego. Czy jednak na pewno? Nie ma, powtarzam - nie ma - żadnych uczciwych badań, które potwierdzałyby teorię, według której obniżanie poziomu cholesterolu ma pozytywny wpływ na zdrowie. Wręcz przeciwnie.

Trening a psychika

Problem z osobami w depresji polega na tym, że trudno im się zabrać za coś kreatywnego. Niektóre z nich wiedzą, że powinny coś z sobą zrobić, ale nie potrafią przełamać wszechogarniającego zniechęcenia. Inne paraliżuje lęk, a są i takie, które tylko szukają wymówek, by nic w życiu nie zmieniać. Jak już wspominałem powyżej, mam świadomość, że niektórzy mogą być pogrążeni w naprawdę ciężkiej depresji i trudno im się wyrwać z zamkniętego kręgu. Jednak jest wielu takich, którzy wprawdzie odczuwają pewien smutek i dyskomfort, ale nie na tyle, by nie podjąć pewnych określonych działań. Sami uznają, że są w depresji lub tak ich przekonuje lekarz i jest to już wystarczający powód, by nic nie robić. Ani nie zmieniać diety, ani nic innego.
Zwykle trenuję rano. Po przebudzeniu wypijam kawę i idę ćwiczyć. Moja choroba sprawia, że bardzo trudno budować mi jakąkolwiek masę mięśniową. Niejednokrotnie, najczęściej po "skutecznej" interwencji lekarzy, cofałem się i traciłem to co udawało mi się wcześniej wypracować. Dopiero od kilku lat powoli odrabiam stary. Jak myślicie? Czy taka sytuacja nie działa demotywująco? Czy zawsze chce mi się rozpoczynać trening? Ile razy miałem wszystkiego dość i stwierdzałem, że nie warto się męczyć? Po co ciągle chodzić z DOMS-ami, skoro efekty są tak mizerne?
Nie piszę tego, by się nad sobą użalać. 30 lat doświadczenia sprawiało, że i tak dokonałem wielu rzeczy niemożliwych wg współczesnej oficjalnej medycyny. Lata błądzenia w ciemnościach i uczenia się na własnych błędach oraz błędach panów i pań w białych fartuchach. Nie o to tu chodzi. Po prostu - nie zawsze mi się chce i niejako muszę się zmuszać, by zacząć. Jednak, gdy już rozpocznę trening dzieje się coś specyficznego. Nagle zaczyna mi się chcieć i zwykle też poprawia mi się nastrój. Jeśli trening pójdzie dobrze, poprawia się tym bardziej. Ameryki tym nie odkryłem. Wiadomo, że tak jest. Dobrze skomponowany trening wzmacnia nie tylko mięśnie, ale także układ nerwowy, a układ nerwowy to nie tylko zarządzanie mięśniami czy narządami wewnętrznymi. To także psychika. Taka przemiana psychiki nie dokonuje się w ciągu tygodnia czy nawet miesiąca, ale po kilku latach widać znaczną zmianę mentalności i poprawę odporności psychicznej. Być może stwierdzenie "po latach" wiele osób zniechęci, dlatego proponuję spojrzeć na to tak - gdzie byłbyś dziś gdybyś zaczął kilka lat temu? Czy lepiej zacząć coś robić z sobą już dziś, by cieszyć się efektami za kilka lat, czy też może dalej wegetować i nic nie robić ze swoim zdrowiem? Wówczas nigdy nic nie osiągniesz. Warto tak spojrzeć nie tylko na treningi, ale na dietę, na podejście do relacji z innymi ludźmi. Generalnie na całe swoje życie we wszystkich jego dziedzinach. Dziś często można zobaczyć reklamy firm oferujących opanowanie obcego języka w kilka czy kilkanaście dni. Jest to bzdura i wielkie oszustwo. Niczego wartościowego nie osiąga się w kilka dni. To zawsze oznacza lata pracy. Wybaczcie mi też złośliwość, ale jakim cudem wszyscy obecnie chwalą się znajomością obcych języków skoro 90% piszących w necie nie potrafi posługiwać się ojczystym? Jakim cudem ktoś ma opanować w kilka dni język obcy, skoro polskiego nie opanował po kilkudziesięciu latach?
W tym miejscu dochodzimy do bardzo ważnej kwestii. Wiele osób zniechęca się lub nawet popada w depresję, gdy wystarczająco szybko nie osiąga wyznaczonych sobie celów. Zrozumienie faktu, iż na rzeczy wartościowe pracuje się latami, pomaga nie tylko dążyć cierpliwie do wyznaczonych celów, ale też zapewnia pewne minimum komfortu psychicznego. Krok po kroku!

5 komentarzy:

  1. Stefanie piszesz o statynach i pracy mózgu. Moja mama od kilku lat brała statyny w tajemnicy przede mną (cholesterol miała na poziomie 300 mmol, wg jej lekarza to pewna śmierć, 200 to za wysoki poziom). Jak się o tym dowiedziałem to namówiłem ją na odstawienie i lekkie zmiany w diecie. Po zmianach udało się jej utrzymać trójglicerydy w ryzach i obniżyć cukier na czczo, więc była zadowolona. Niestety ale jakiś czas temu wróciła do statyn bo cholesterol jej urósł znowu do ok 250-300 mmol. Twierdzi, że jak nie bierze tych "leków" i ma "wysoki" poziom cholesterolu to ma straszne zawroty głowy i mało co nie spadła przez nie ze schodów. Ogólnie nie może funkcjonować normalnie. Ja podejrzewam, że zawroty ma od odstawienia statyn, a nie od cholesterolu. Co Ty myślisz o tym?

    OdpowiedzUsuń
  2. Z wiekiem jest tak, że nawet cholesterol powinien być nieco wyższy. Może to faktycznie być efekt odstawienia. Warto też sprawdzić inne rzeczy, jak np. ciśnienie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ciśnienie i cukier jest ok. Właśnie tylko cholesterol jest trochę wyższy niż normy mówią. Tłumaczyłem jej, że w jej wieku poziom ok 300 (ma 57 lat) jest ok i nie ma czym się martwić. No ale bierze te nieszczęsne statyny i nie chce zrezygnować bo się w głowie kręci. Kupiłem im teraz witaminę C, może to jej pomoże.

      Usuń
    2. To niech przynajmniej uzupełnia koenzym Q10 - ma zapewne niedobory przy tych statynach.

      Usuń
  3. Fakt. Może trochę pomóc.

    OdpowiedzUsuń