czwartek, 21 grudnia 2017

Rozważania o depresji cz. 11


Wybór rodzaju terapii i terapeuty - wstęp

Tak oto dochodzimy do tego co powinno stanowić podstawę rozwiązania problemu. Czasem faktycznie tak jest, ale bywa i tak, że sama terapia staje się problematyczna. Nie będę już roztrząsał kwestii wszelkich nadużyć, jakich dopuszcza się psychologia. Tu znowu tylko odsyłam do publikacji Tomasza Witkowskiego.
Chcę wierzyć, że sami psycholodzy i terapeuci - a przynajmniej większość z nich - chce rzeczywiście pomóc swoim pacjentom. Niestety czasami nie mają do tego właściwych narządzi. Pierwszy problem to brak osobistego doświadczenia i pewnego krytycyzmu. Trochę z tym jest jak z medycyną. Lata studiów, a potem dodatkowych kursów i szkoleń budują pewien konkretny obraz świata. Obraz wytworzony przez naukowe teorie. No właśnie - czy na pewno aż tak naukowe? 80% współczesnej psychologii oparta jest na freudyzmie. Czasem mniej czasem więcej, ale wpływ Freuda jest ogromny i kompletnie nie zasłużony. To samo można powiedzieć o jego uczniach, nawet tych wyklętych z ortodoksyjnego kręgu psychoanalizy. Kolejnym czynnikiem wpływu była tzw, szkoła frankfurcka z Theodorem Adorno na czele. Ta niby-socjologia odcisnęła swoje piętno nie tylko na samej socjologii, ale też na antropologii, ekonomii, naukach politycznych i oczywiście na psychologii.
Studia powinny uczyć krytycznego myślenia, a zamiast tego niejednokrotnie przypominają pranie mózgu. Widać to szczególnie u lekarzy i psychologów. Całkiem inteligentni ludzie, nagle w konkretnych tematach zaczynają głuchnąć na jakiekolwiek argumenty. Zamiast tego powtarzają wyuczone regułki i kompletnie nie zauważają nielogiczności własnego wywodu.
Nie jest też bynajmniej tak, że wiek determinuje mądrość. Nie zawsze ktoś starszy będzie mądrzejszy od dwudziestolatka, ale jednak trzeba i to brać pod uwagę. Bark doświadczenia u młodych osób po studiach jest rzeczą niewątpliwą. Trzeba lat, by wyłapać pewne sztuczki jakie stosują ludzie i techniki manipulacji jakimi się posługują. Zwykle zajmuje sporo czasu "wyrośnięcie" z naiwności czy też wiary w proste rozwiązania problemów. Mało kto rodzi się ze zdolnością słuchania. Tego też musimy się uczyć i to nie na studiach, ale w życiu. Czy w takim razie lepiej wybrać sobie starszego i bardziej doświadczonego terapeutę? Zwykle tak, choć nie zawsze. W grę wchodzą też inne czynniki, o których jeszcze napiszę.
Wiem, że napisałem sporo krytycznych uwag na temat psychologii. Być może nie każdy się ze mną zgodzi argumentując, że skoro nie jest to nauka ścisła... Mógłbym w tym miejscu powoływać się na autorytet niektórych autorów zajmujących się tym tematem, ale wolę odwołać się do pewnego przykładu. Nie jest to bynajmniej żart. Obrazuje myślenie wiele psychologów i pokazuje dlaczego uważam, że 80% tzw. dorobku naukowego psychologii to ujmując rzecz kolokwialnie - stek bzdur.


Paradoks matki

Nazwałem to zjawisko paradoksem matki i wcale sam go nie wymyśliłem. Można je znaleźć w dziełach wielu psychologów i socjologów. Jednak najbardziej jaskrawo przejawia się w pracach Else Frenkel-Brunshwik - uczennicy i współpracownicy Theodora W. Adorna. Jeśli dobrze poszukać to podobnym torem rozumowania może poszczycić się wielu innych autorów. Frenkel-Brunshwik zadawała pytania o matkę dużej liczbie respondentów. Między innymi pytała ich o relacje z matką. Szczególnie w dzieciństwie. Gdy respondenci odpowiadali, że mieli z matką nie najlepsze kontakty np. że matka była surowa albo mało troskliwa - rzecz była oczywista. Oto przyczyna wszystkich problemów w życiu dorosłym. Co jednak się działo, gdy respondent odpowiadał, że z matką miał bardzo dobrą relację, była osobą ciepłą, troskliwą i życzliwą? No cóż! Zapewne wyparł całkowicie to, że matka była zła i właśnie zachowanie matki oraz to wyparcie jest przyczyną... tak, tak... wszystkich jego problemów w życiu dorosłym.
Tak więc jeśli gdzieś przeczytacie lub usłyszycie od psychologa, że podłożem Waszych problemów na pewno są relacje z rodzicami, to zastanowicie się na jak mglistych podstawach oparta jest taka opinia. Jak bardzo były "naukowe" badania, które teraz pozwalają psychologom wysnuwać takie i podobne wnioski. W kolejnej części pozwolę sobie przywołać jeszcze jeden przykład, już w wydaniu samego Freuda - na którym niestety bazuje spora część współczesnej psychologi - by ostatecznie pokazać dlaczego wiele terapii nie ma sensu a przynajmniej solidnego fundamentu teoretycznego.

4 komentarze:

  1. Psychologia to dość zabawna nauka. Kiedy kilka lat temu zaczynałem czytać podręczniki Zimbardo i inne klasyczne pozycje, wydawało mi się, że to niesamowite, iż nauka potrafi tak dobrze opisać ludzki umysł. Później, szczególnie za sprawą Zakazanej psychologii, zacząłem odkrywać, że zdecydowana większość naukowych "odkryć" w psychologii, to w gruncie rzeczy mocno zakorzenione przekonania psychologów poparte stertą nierzetelnych badań.
    Zgadzam się więc z tym, co piszesz o 80%, opartych mniej lub bardziej bezpośrednio na Freudzie, bzdur w psychologii. Niemniej wydaje mi się, że warto przy tym podkreślić wagę pozostałych 20%, by nie powstało wrażenie, iż wszystko to jedna wielka czarna magia :)
    Niemniej ta narośl wszelkiej maści mitów, przekonań czy nierzetelnych, a mimo to powtarzanych badań stanowi ogromny problem nie tylko dla psychologii, ale ogólnie dla nauk społecznych. O ile w fizyce czy matematyce stosunkowo łatwo jest wykazać wszelkie nieścisłości i brak logiki, o tyle w naukach społecznych takie rzeczy się po prostu przegaduje. Parafrazując znany cytat, można powiedzieć, że często powtarzane brednie stają się faktem naukowym :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że uda mi się w kolejnych częściach podkreślić te 20% pozytywów i nie popaść w przesadną skrajność :)

      Usuń
  2. To zawsze będzie trudny temat i tak dosadna ocena tego co się w psychologii dzieje nie jest correct. To jedna wielka niewiadoma i w sumie nie ma się co dziwić. Temat matki jako największego zła sam przerabiałem, oczywiscie po sugestiach terapeutki.
    Moje pierwsze spotkania z nią dotyczyły dziwnych relacji z kobietami. Mówiłem jej o tym, ze lgnę od zawsze do starszych kobiet i nie ma w tym podtekstu seksualnego (piszę tak w skrócie) Moja mama zawsze była pełna miłości, czułości. Ze strony żony i mojej miłości i czułości jest tyle, ze wiele rodzin można by było obdarować. A jednak coś było nie tak. I teraz, po grubych miesiącach uświadomiłem sobie, ze moje dzieciństwo nie było świetne jak to myślałem jeszcze pół roku temu. Ojciec pił a mama próbowała powstrzymywać go przed wyjściem na dziwki i kolejnym ciągiem. Ja, jako mały chłopiec przysłuchiwałem się awantur po czym usypiałem ze zmęczenia lub gdy ojciec już wyszedł. Rano mama przychodziła, opiekowała się mną, przytulała itp...
    Ale gdzie była mama gdy ja płakałem przy ścianie?
    Nie było jej bo wtedy była zajęta kłótnią... rano nie była mi już potrzebna bo myłem zamrożony uczuciowo i chciałem ją chronić nie pokazując mojego cierpienia. Jeśli do tego dołożymy, ze zdarzyło się gdy powiedziała „może ty go poproś, może ciebie posłuch” czyli zrzucała odpowiedzialność na małego chłopca za to co się dzieje, to uważam, ze te zdarzenia mogły przyczynić się do zaburzenia relacji facet - kobieta na pewnych płaszczyznach. O szczegółach pisać nie będę bo to nie blog o DDA.

    OdpowiedzUsuń
  3. Arek, jako ludzie żyjemy w różnych relacjach, które tak czy inaczej na nas wpływają. Wierz mi, że też miałem przechlapane w dzieciństwie. Od 30 lat czytam różne prace psychologów i pracuję nad sobą. To co napisałem nie jest jakimś pobieżnym sądem. Tak jak to opisał Marek, też na początku byłem pod wrażeniem wielu teorii. Trzeba było sporo czasu, nabycia większej wiedzy i doświadczenia, by się przekonać jak bardzo te wszystkie teorie jednak są naciągane. Nie zaprzeczam, że mogą istnieć różne trudności wynikające z niedoskonałości relacji z rodzicami. Jednak sprowadzanie wszystkiego do tego i czasem szukanie na siłę problemów tam gdzie ich nie ma, zawsze będzie nieuczciwe. Też nie dam rady tu rozwinąć wszystkich aspektów, ale staram się na pewne sprawy uczulić tak, by nie przyjmować gadania psychologów bezkrytycznie na wiarę.

    OdpowiedzUsuń