Wszyscy o tym wiedzą, a nikt nie pamięta
Wprawdzie
czasami się o tym pisuje coś tam na marginesie różnych artykułów,
ale w praktyce mało kto o tym pamięta - kontrola ciężaru. Zwykle
po przeczytaniu wzmianki o tym, że trzeba mieć obciążenie pod
kontrolą przechodzi się dalej, bo rzecz wydaje się oczywista.
Jednak oglądając różne wyczyny na siłowniach, czy filmy
zamieszczane w sieci łatwo się przekonać, że tak naprawdę mało
kto przyjmuje to do wiadomości. Kontrola jest tym co odróżnia
dobrego sportowca - nie tylko kulturystę - od kogoś kto po prostu
macha, byle zrobić swoje czyli odwalić pańszczyznę i mieć spokój
lub też kogoś kto szlifuje swoje ego i pracuje ciężko na pakiet
przyszłych kontuzji. Albo pozuje się na byka przed kumplami, albo
dąży do lepszego i bardziej wydajnego treningu. Tych dwóch rzeczy
pogodzić się nie da.
Jeśli
już wspomniałem o kontuzjach to od razu dodam, że brak kontroli to
90% przyczyn ich powstawania. Zwłaszcza tych nagłych, gdy coś
nagle strzeli i zaczyna boleć. To, że nie złapałeś jeszcze
kontuzji nie świadczy też automatycznie o tym, że wiesz czym jest
kontrola. Piszę tu z autopsji. Naprawdę długie lata zajęło mi
zrozumienie tego aspektu treningów.
Dopiero teraz o tym piszesz!
Próbuję
ostatnio w niektórych planach wprowadzać niejako kolejny
etap kulturystycznego wtajemniczenia. Teraz w ramach tego etapu piszę
ten tekst. Czas zrozumieć zasadę, iż wykonanie powtórzenia w
ramach takiego czy innego ćwiczenia - to nie tylko przeniesienie
ciężaru z punktu A do punktu B. Takie podejście prezentujemy w
ciągu dnia wykonując szereg różnych czynności. To jeszcze nie
jest ćwiczenie. Już Sandow pisał o tym, że podnoszenie ciężaru
bez odpowiedniej uwagi niewiele daje. Od tamtego czasu nic się nie
zmieniło w tej dziedzinie.
Spójrzmy
najpierw na to co zdążyliśmy już przerobić przez te kilka lat.
Po pierwsze właściwa postawa - spięcie rdzenia, ustawienie ciała
itp. Po drugie właściwy tor ruchu. To są podstawy, które
pozwalają przez pierwsze miesiące i lata zdobywać siłę i masę.
Skutecznie i bezpiecznie. Sporo osób po zrozumieniu tych zasad
uznało, że już wszystko wie i poszło swoją drogą. Miały do
tego prawo, tym niemniej tak naprawdę przerobiły tylko
kulturystyczny żłobek. Zapewne sporo osiągną i nawet będą
dobrymi trenerami dla niektórych początkujących - ustraszając ich
przed wieloma kontuzjami - ale to wszystko.
Zatem
pora opuścić przyjazny żłobek i wyruszyć do kulturystycznego
przedszkola. Nim to zrobimy chciałbym wyjaśnić jeszcze jedną
rzecz. Czemu dopiero teraz o tym piszę? Po tak długim czasie? Na
początku próbowałem wprowadzać pewne bardziej zaawansowane formy
ćwiczeń i techniki, ale szybko okazało się, że to moja ambicja
pcha mnie za szybko do przodu. Jest wielką zmorą wielu trenerów,
iż chcą jak najszybciej pokazać całe bogactwo środków
treningowych, jakimi dysponują. Niestety, kończy się to zwykle
brakiem postępów u podopiecznych. Nie na tym rzecz polega, by się
chwalić wszystkim co się wie. Czy też tworzyć plany z 30
ćwiczeniami na każdej sesji itd.
Ciągle
jeszcze muszę odpowiadać na pytania dotyczące absolutnych podstaw.
Skoro tak, to trudno iść szybko do przodu. Dodatkowym problem jest
fakt, iż niemal każdy z nas ma tendencje do przeskakiwania pewnych
etapów w rozwoju. Dobrze jest przecież czuć się zaawansowanym. Co
więc się dzieje, gdy osoba ze kilkumiesięcznym stażem i zerowym
pojęciem o prawidłowej technice przeczyta artykuł o bardziej
zaawansowanych metodach? Zapewne uzna, że to właśnie ta tajemnica
kulturystyki i recepta na szybkie postępy. Skoro tak to "nie
marnujmy czasu" na naukę poprawnego przysiadu i "inne
bzdury". Potem przychodzi kontuzja za kontuzją i opinia, że
przysiady niszczą kolana i kręgosłup.
Nie
ma też sensu strzelać do mrówki z armaty. Skoro masz dobre
postępy ćwicząc jak ćwiczysz, po co przechodzić do bardziej
zaawansowanych form? Jednak nie tylko o to chodzi. Im bardziej
zaawansowana metoda, tym stawia wyższe wymagania tak fizyczne, jak i
psychiczne. Szybko dojdzie do znużenia lub do kontuzji. To tak jak z
tym, że ciągle ktoś na blogu pisze, że chce zacząć biegać i
robić interwały. Jeśli do tej pory nie biegałeś to zacznij od
lekkiego truchtu, a nie rzucaj się od razu na HIIT. Zbyt silny
bodziec działa gorzej niż zbyt słaby. Jeśli Twoja psychika nie
jest gotowa do bardziej zaawansowanych metody szybko dojdzie do
znużenia. Znużenie sprawia, że się rozpraszamy, a to już tylko
krok od kontuzji.
Ach to ego!
Rozhuśtane
ego też nie służy bardziej zaawansowanym metodom treningowym.
Trzeba bardzo ograniczyć ciężary. Zwykle od 40 do nawet 60%.
Trzeba wytrzymać i nie przyspieszać tempa, gdy nagle okazuje się,
że ten mały ciężar staje się niemiłosiernie ciężki. Zaś dla
wielu mogą być najgorsze głupie docinki kumpli czy też obraźliwe
gesty pakerków-cwaniaczków jednosezonowych. Na pewno nie ułatwia
to koncentracji. Tym niemniej nieraz miałem już sytuację, gdy ktoś
komu polecałem specjalne techniki był wyśmiewany. W każdym razie
do momentu, gdy mimo ćwiczenia "małymi ciężarami" w
siłowaniu na rękę zwyciężał jednego z drugim "eksperta"
bez najmniejszych problemów.
Święta prawda, zawsze należy skupiać się na podstawach.
OdpowiedzUsuńNo i przydaje się cierpliwość i żelazna konsekwencja, bardzo przydatne w sporcie.
Kumple nie rozumieli, dlaczego robię przysiad samą sztangą i takim wolnym tempem - "dopierdol ciężaru", "co ty niby tym osiągniesz" - każdego z osobna proszę o zrobienie tego, co robię ja. Większość po powolnym zrobieniu negatywu nie ma siły już wstać, a chłopy dźwigają 100 kg+ w przysiadzie "po swojemu", czyli kolanka do przodu i odbijanie się jak sprężyna do góry. Teraz od samego patrzenia na to bolą mnie kolana.
OdpowiedzUsuńCzekamy Stefan z niecierpliwością na kolejne części:) sam za Twoją radą i pod Twoją pieczą eksperymentuję z wolnym tempem i chcę się dowiedzieć więcej o tym.
OdpowiedzUsuńNiebawem postaram się skończyć drugą część.
OdpowiedzUsuńA właśnie, jak to jest z tym silowaniem na rękę? Co najbardziej pomaga w osiągnięciu dużej siły w tego rodzaju konkurencji?
OdpowiedzUsuńZobacz sobie treningi armwrestlerów. Podstawa to podciąganie na drążku i ściskanie ściskacza, ale nie takiego z marketu :)
OdpowiedzUsuńSamuelsson połamał rękę rywalowi. Florczyk złamała swoją. To tylko niektóre przygody z siłowaniem na rękę.
OdpowiedzUsuńTylko czego to ma dowodzić? :)
OdpowiedzUsuńKażdy sport kontaktowy wiąże się z dużym ryzykiem urazu.
Zdaję sobie sprawę z ryzyka, ale bez przesady, to są przykłady ekstremalne, przykłady piekielnie silnych osobników. Nie zamierzam być przecież armwrestlerem. Jestem tylko ciekaw jak generują oni taką siłę w tej konkurencji. Pochodzi ona z samego ramienia?
OdpowiedzUsuńNie. Dużą rolę odgrywają rotatory, a i inne m. korpusu pełnią ważną rolę choćby stabilizacyjną. Osobna sprawa, nie tylko w tym kontekście - to przenoszenie siły/napięcia mięśniowego przez całe ciało do wybranego punktu. Klasyczny przykład to tzw. leg drive w trójboju przy wyciskaniu na ławie. Podobne mechanizmy są wykorzystywane podczas siłowania na rękę. Nie w każdym sporcie jest to konkretny ruch, a często po prostu statyczne przekazanie napięcia.
OdpowiedzUsuń