Zbliża się wiosna,
więc zapewne niedługo wiele osób oszaleje na punkcie poziomu
swojej tkanki tłuszczowej. Temat wałkowany jest do upadłości na
wielu stronach, portalach i wreszcie bardzo dobrze sprzedaje się w
postaci książek. Wszędzie wszyscy się odchudzają i próbują
odchudzać innych. Dietetycy i lekarze apelują oraz inne takie lanie
wody. Wielu daje się nabrać na tzw. BMI, czyli Beznadziejny Miernik
Idiotyzmu!
Chciałbym spojrzeć
na problem z nieco innej strony. Nie będę się teraz zajmował
samym procesem zbijania tkanki tłuszczowej. Przynajmniej nie
bezpośrednio. Myślę, że już wiele osób tutaj zauważyło, że
po przejściu na dietę low carb z większą ilością tłuszczu,
szybko zaczęły odnotowywać ubytki tej tkanki, ale... No właśnie!
Tylko do pewnego poziomu, a potem następuje stagnacja. Dlaczego?
Odpowiedzi na to
pytanie jest kilka i wszystko są równie ważne, choć w
poszczególnych przypadkach akcent może padać gdzie indziej.
Leptyna
Leptyna jest
białkiem, jak większość hormonów i zbudowana jest z 146
aminokwasów. Jednak dla nas najważniejszy jest fakt, iż wydziela
ją tkanka tłuszczowa i w ten sposób poprzez receptory mózg jest
informowany o tzw. poziomie energetycznym organizmu, czyli mówiąc
bardziej konkretnie (by nikt znowu nie zszedł na manowce liczenia
kalorii) - jak długo jesteś w stanie wytrzymać bez jedzenia lub na
głodowych racjach.
W normalnym, w
miarę zdrowym organizmie, duża ilość leptyny sprawia, że
przestaje być wytwarzany neuropetyt Y i tym samym zmniejsza się
apetyt. To powinno chronić nas przed jedzeniem zbyt wiele i
odkładaniem się nadmiaru tłuszczu. Nie dzieje się tak z wielu
powodów. Podstawowym z nich, nie wchodząc w szczegóły, jest
narastająca odporność insulinowa, do czego dojść musi na dietach
wysoko-węglowodanowych.
Jeśli zaczynamy
proces odchudzania i zaczyna się zmniejszać poziom tkanki
tłuszczowej, to automatycznie zmniejsza się poziom leptytny. W tej
sytuacji mózg dostaje jasny komunikat, że nie ma dostępu do
pokarmu, a więc trzeba przygotować się na głód. Radykalnie
przestawia organizm na funkcjonowanie w okresie głodu, a więc
zwalnia metabolizm. Co więcej może powoli zacząć pobierać
składniki z mięśni. Innymi słowy w tej sytuacji nie dość, ze
nie zbudujesz mięśni, ale możesz zacząć je tracić. Dużo tu
zależy od tempa zmian i tego, jak się do sprawy zabraliśmy. Do
tego jeszcze wrócę.
Tkanka tłuszczowa, jako gruczoł dokrewny
W nowszych ujęciach
naukowych zaczęto uważać tkankę tłuszczową za dodatkowy gruczoł
dokrewny. Dzieje się tak ze względu na to, że tłuszcz zgromadzony
w organizmie nie jest tylko - jak wierzą zwolennicy fitness -
zbędnym balastem. Nie jest też jedynie tzw. zapasem energetycznym.
Ta ostatnia funkcja miała sens wiele tysiącleci temu, gdy człowiek
faktycznie funkcjonował naprzemiennie w okresach głodu i sytości.
Dziś trudno byłoby nam do tego wrócić. Zresztą akurat ten aspekt
paleo nie jest dla nas optymalny, bowiem w czasie długiego głodu
traci się o wiele więcej mięśni i masy kostnej niż samego
tłuszczu. Już eksperyment z Minesoty prowadzony w końcu lat
czterdziestych minionego stulecia wykazał, że spadek ogólnej masy
ciała pod wpływem dużych restrykcji dietetycznych wyniósł ok.
25% przy jednoczesnym spadku BF jedynie o przeciętnie 5,3%. Daję to
pod rozwagę wszystkim amatorom głodówek.
Wróćmy jednak do
wspomnianej na początku funkcji tkanki tłuszczowej. Wytwarza ona
kilkadziesiąt różnych aktywnych biologicznie substancji. O jednej
z nich - leptynie - była już mowa. Trudno byłoby mi tutaj omówić
wszystkie. Są to zwykle hormony albo enzymy. Nie da się też ukryć,
że są potrzebne w wielu procesach i wymagane dla poprawnego
funkcjonowania organizmu i tym samym dla zdrowia. Chciałbym to
podkreślić w tym miejscu niezależnie do całego medialnego bełkotu
- TKANKA TŁUSZCZOWA JEST NIEZBĘDNA DLA NASZEGO ZDROWIA.
Cała sztuczka
polega na tym, by nie było jej ani za dużo ani za mało! Co to
konkretnie oznacza też postaram się niebawem wyjaśnić. Skoro nie
ma możliwości, by w tym miejscu omawiać wszystkie substancje
wytwarzane w tkance tłuszczowej, to jednak dla przykładu, który -
mam nadzieję - będzie dość wymowny, skupię się jeszcze na
chwilę na jednej - na aromatazie.
Właśnie ! Dobry temat już nie długo znowu zaroi się na mojej siłowni;) Ludzie łapią jakieś gotowce napisane w necie lub popularnych gazetkach i myślą tak jak piszesz....Ta fobia tłuszczowa niestety trwa ale dobrze,że istnieją też blogi które opisują drugą stronę medalu:) Od ponad dwóch lat jestem na diecie LC ..inaczej teraz się czuję i inaczej postrzegam tkankę tłuszczową jako taką i, jakoś nie wprowadza mnie teraz w przerażenie bo wiem,że jest niezbędna do życia ale jak tu przekonać innych....nie wszyscy są dociekliwi by poznać temat od innej strony mniej medialnej:)
OdpowiedzUsuńChociaż ja jak wprowadziłam tę dietę w życie to strasznie przytyłam wyglądałam jak nadmuchany chomik:))) Na pewno zbyt szybkie zmiany nie gwarantują sukcesu potrzeba cierpliwości:) Organizm musi się dostosować:) Teraz wszystko wraca do normy ale przyznam szczerze,że miałam duże wątpliwości...
UsuńŚwietnie, że bierzesz to na tapetę, czekam z niecierpliwością na kolejne części.
OdpowiedzUsuń