sobota, 11 sierpnia 2018

Encyklopedia Undergrandowego Treningu - Zach Even-Esh


Pozytyw
Trzeba przyznać, że "Encyklopedia Undergrandowego Treningu Siłowo-Kondycyjnego" - Zacha Even-Esha bardzo pozytywnie wyróżnia się na tle książek o treningu siłowym, jakie obecnie się wydaje. Większość rodzimych autorów oraz tych tłumaczonych zwykle z angielskiego, zachłystuje się ciągle "zasadami Weidera" i wręcz dostaje ślinotoku z radości, że może piać hymny na część człowieka, który tak wypaczył ten sport i myślenie wielu ludzi. W tym wypadku jest zupełnie inaczej.

Tytuł "Encyklopedia..." może być do pewnego stopnia mylący. Spora część książki to w zasadzie autobiografia, w której autor ukazuje swoją drogę od treningu wg kolorowych gazetek kulturystycznych, do specyficznego systemu treningowego, jaki sam stworzył. Minusem jego podejścia jest - co w sumie aż tak bardzo nie dziwi - całkowita negacja ćwiczeń izolowanych. Jest to typowa reakcja ludzi rozczarowanych Weiderowską kulturystyką. Na pewno podstawę zawsze muszą stanowić ciężkie ćwiczenia wielostawowe, ale dodatki izolacji też się czasem przydają i mogą pomóc. Dodam tu od razu, że izolacje wg osławionych zasad Weidera - są raczej parodią, jak wszystko w tym systemie.
Ewen-Esh nie poświęca uwagi izolacją także dlatego, że specyfika sportów do jakich przygotowuje swoich zawodników jest taka, że bazuje głównie na sile i kondycji. Jednak czytając tę książkę warto mieć na uwadze, że niekiedy nawet w sportach dość odległych od kulturystyki warto niwelować potencjalny dysbalans siłowy właśnie poprzez izolacje.
Na pewno książka ma dużą wartość motywującą. Może inspirować do nowych i nietypowych rozwiązań. Autor skupia się na przekraczaniu strefy komfortu - o czym też niedawno pisałem. Pokazuje, że treningi nie muszą odbywać się tylko w siłowni. Pozycja zawiera opisy wielu różnych ćwiczeń wraz ze zdjęciami. Nie tylko ze sztangą, sztangielkami czy ketlami. Sporo uwagi zostało poświęcone ćwiczeniom z: oponami, beczkami, kamieniami, kłodami i innymi nietypowymi "pomocami". Jest to więc mimo wszystko swoista encyklopedia dla poszukujących urozmaicenia w treningu. Można się z niej dowiedzieć, jak przetaczać opony i jednocześnie nie zrobić sobie krzywdy. Jak wykorzystać pobliski plac zabaw do treningu itd. Do niektórych propozycji należy podejść naprawdę ostrożnie - jak np. przerzucanie się oponą, które uważam za zbyt ryzykowne (podobną opinię prezentuje Poliquin w "Applied Strongman Training for Sport", książce poruszającej podobną tematykę) - to jednak większość jest dość interesująca.


Szacunek budzi także porzucenie utartych schematów i krytyczne podejście do utrwalonych, a często zupełnie chybionych opinii i koncepcji. Autor nie zaraził się nagonką internetowych ekspertów popierających swoje poglądy "badaniami naukowymi". Po wielu próbach doszedł do wniosku, że od badań naukowych ważniejsze jest to co działa w praktyce i przynosi wymierne efekty. Jest to więc zbieżne z tym co już nie raz podkreślałem. Większość naukowców przeprowadzających swoje badania nie wie, co tak naprawdę i jak badać. Zaś wspomniani eksperci na siłowni bywają tylko we własnej wyobraźni.

Braki językowe
Poważną wadą książki - jak to ostatnio często bywa - jest tłumaczenie. Sporo anglicyzmów pozostało na miejscu słów, które można była przetłumaczyć na polski. Czasem nawet miałem wątpliwości, czy pozostawione zwroty są z angielskiego czy... - hm, no właśnie. Nie jestem zwolennikiem tłumaczenia wszystkiego na siłę. Sporo zwrotów trudnych do przetłumaczenia lub utrwalanych w danej dziedzinie nie warto na siłę tłumaczyć. Sam używam takich zwrotów jak: ROM, DOMSy czy też z innych dziedzin np. pendrive. Jednak ogarnia człowieka zgroza, gdy po włączeniu telewizora lub radia słyszy o "zafokusowaniu się na..." czy "koledzy tak mocno mnie suportują". To nie jest nawet angielski, to jest bełkot! Podobnie rzecz ma się z modą na wstawianie zaimka prawie co drugie słowo, ale już nie będę przeciągał tej kwestii.

Podciąganie
W książce znajduje się wiele dobrych zdjęć ilustrujących poprawne wykonanie różnych ćwiczeń. Jedyne, do których mogę się przyczepić to fotografie podciągania. Utrwalił się już wszędzie ten błąd krzyżowania nóg w czasie podciągania. Niby wielkiej różnicy to nie robi, ale tak naprawdę wyłącza z pracy statycznej tak rdzeń, jak i nawet nogi. Dlatego taka forma traci na efektywności. Zostaje pobudzone mniej jednostek motorycznych, utrwala się błędne działanie rdzenia.

Biorąc pod uwagę wszystkie za i przeciw uważam, że książka jest warta przeczytania. Pozwala spojrzeć na trening siłowy od nieco innej strony. Natomiast osoby pragnące trenować w sposób w niej przestawiony powinny zdecydować się na zakup własnego egzemplarza. Recenzja, którą tu napisałem jest tylko i wyłącznie moją opinią i nie ma charakteru reklamy ani nie jest tekstem sponsorowanym.

17 komentarzy:

  1. Co prawda dopiero 1/5 przeczytana, ale człowiek ma wrażenie, jakby o sobie czytał wertując rozdziały o młodości i pierwszych doświadczeniach na siłowni Zacha.
    Niesamowite są również zdjęcia - 18 lat i imponująca sylwetka bez koksu, jednocześnie jak sam Zach przyznaje siły i zastosowania tych mięśni w praktyce nie było.

    OdpowiedzUsuń
  2. Im glebiej w las tym coraz bardziej jestem zdezorientowany. Z opisu Zacha wynika, ze w zasadzie jadl tunczyka, klasyczny obiad (mieso + wegle), potem znowu tunczyk albo odzywka bialkowa, do tego czesto 5-6 posilkow dziennie - i rosl. W zasadzie dieta ani tluszczowa ani weglowodanowa, a sylwetka jak u dzisiejszych koksiarzy. W takim razie to kwestia tylko i wylacznie treningu? Bo wychodzi na to, ze Zach w przeciagu dwoch lat nagle zrobil fenomenalna sylwetke po tym jak wczesniej bawil sie malymi ciezarkami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze jedno odnosnie tematu, Puma czasami wspominal, zeby "stricte masowo" zafundowac sobie 4-6 tygodni wysokoobjetosciowego treningu, konkretnie:
      "3. Jesli mowimy o fachowym totalnym cyklu msowym [1-2 fazy na rok] to w tych okolicznoscich nic nie pobija komibnacji piramid, dropsetow, up and down the rackow itd. Nie ma konkurencji. Ale jak pisalem - te potezne metody bardzo szybko sie przejadaja. Dluzej jak te 4-6 tygodni i organizm zacznie rosnac wolniej niz od 1 serii x 10 powtorzen. Powaznie."

      Co o tym sadzisz? Czy jesli dochodze do momentu, gdzie dopada mnie stagnacja, pewna niechec do bawienia sie w niskie zakresy to warto sprobowac przez miesiac wykonac taki "plazowy" nieco trening? Na bazie jakich cwiczen bys wtedy oparl, wiecej izolacji typu przysiad bulgarski czy wioslowanie sztangielka zamiast klasyki przysiadu i power wioslowania?

      Usuń
  3. Tym co jadł Zach bym się specjalnie nie sugerował. Budowa mięśni to przede wszystki trening. Dieta w niewielkim stopniu. Pisałem to już nie raz. Oczywiście tak naprawdę dużo ww podcina postępy, ale zawsze najważnijezy jest trening. Dieta to kwestia zdrowia. Popatrz na to tak, jak będziesz zdrowszy to będziesz mógł więcej i ciężej trenować, a więc też bardziej rosnąć. Ludzie żrą syf zwany białkiem w proszku i myślą, że od tego szybciej urosną. Tak nie jest. Najwyżej skracją sobie życie.

    Jasne, że czasem można sobie zafundować kilka tygodni lekkich trenigów. Weź np. ketle lub sztangielki i rób ćwiczenia po 50 w serii. Gwarantuję, że poczujesz. Różne wyciskania, wiosłowania, zarzuty, podrzuty, przysiady, wykroki itp.
    Co do metod wspomnianych przez pumę też można, ale one wykończą Cię jeszcze szybciej. Jak dla mnie nie ma większego dziadostwa, jak weiderowska piramida. Do tego nie mam zamiaru nigdy wracać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wlasnie ta piramida mnie najbardziej zniechecila, o ile dropsety ok, fajna sprawa, mozna dotlenic miesnie czy dac w kosc miesniom asystujacym i stabilizujacym np. we wioslowaniu, tak piramida stanowczo by odpadla. Juz nie mowiac o tak ekstremalnych jazdach jak 50 w serii, chociaz kiedys na SFD byl facet, ktory mial fenomenalne barki a czesto robil po +30 powtorzen w serii, wiec cos najwyrazniej w tym jest. Bede musial sprobowac, ale to raczej blizej zimy.

      Taki trening zgaduje, ze lepiej robic krotszy a czestszy, np. 5-6 dni w tygodniu, zlote cwiczenie lub jego wariacja + jakas asysta? Nie wyobrazam sobie po dropsetach w przysiadzie normalnie funkcjonowac ;-)

      Usuń
  4. Generalnie zawsze lepiej robić częściej, a krócej. Co do dropsetów, to raczej nadają się do lżejszych ćwiczeń. W przysiadach łatwo zrobić sobie krzywdę taką metodą.

    OdpowiedzUsuń
  5. A co myślisz o połączeniu treningu o dużej objętości (np. wszystkie te warianty Girondy w stylu 7x7) z treningiem siłowym takim, jaki ja teraz prowadzę? Czy mogłoby to dać pozytywne efekty, gdyby dorzucić do tych wszystkich dni treningowych, gdzie robię 10x1, jeden, w którym robiłbym coś z dużo większymi zakresami?
    W zasadzie pytam tylko pod kątem przyszłych modyfikacji, bo obecnie idzie na tyle dobrze, że nie ma sensu wprowadzać większych zmian :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można, ale to już byłaby mordercza mieszanka. Należałoby wprowadzać ją powoli. Przy odpowiedniej adaptacji mogłoby dać bardzo dobre efekty. Np. rano siła, wieczorem Gironda. Ewentualnie, jak nie ma możliwości rozbicia to jedno po drugim od razu.

      Usuń
  6. Stefanie, możliwe, że to tylko jednorazowa sytuacja, ale żeby opublikować powyższego posta musiałem oznaczyć jakieś 20 kolejnych obrazków ze znakami drogowymi i samochodami :)
    Mam nadzieję, że nie ma żadnych problemów ze stroną.

    OdpowiedzUsuń
  7. Sprawdziłem w ustawieniach. Wszystko jest jak było. Weryfikacja obrazkowa wyłączna, więc nie wiem co się stało. Jak dalej tak będziesz miał, to daj znać.

    OdpowiedzUsuń
  8. Witaj Stefan. Ja mam pytanie "z innej bęczki". Jak powinnien wyglądać trening, czy ogólnie aktywności fizycznej, kobiet w ciaży. Pisałeś gdzieś już o tym? Można prosić o jakiś link lub książke? Czy są jakieś ogólne, podstawowe zasady, których trzeba sie trzymać i zasadniczo różnią od "normalnego" treningu? Czy skupić sie szczególnie na jakiś partii ciała?

    OdpowiedzUsuń
  9. To nie jest takie proste. Zależy głównie od tego co się robiło przed ciążą. Jeśli się ćwiczyło wcześniej można ćwiczyć dalej i dopiero stopniowo zmniejszać ilość i intensywność. Jeśli się wcześniej nic nie robiło to nie jest dobry moment, by zaczynać.
    Dodatkowy problem to skłonność do poronień, jaki występuje u niektórych kobiet. W takim wypadku też lepiej nie ćwiczyć, nawet jeśli wcześniej się nie trenowało.
    Natomiast, jeśli nie ma większych przeciwwskazań, to trening nie różni się od normalnego. Raczej nie należy się wtedy porywać na bicie rekordów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trenuje od 6 lat, według Twoich wytycznych. Głownie "złote" ćwiczenia, jazda konna, zajęcia fitness i funkcjonalne.

      Usuń
  10. Na pewno dobrze będzie obniżyć nieco ciężary. Warto też skonsultować się z lekarzem, bo z tego co kojarzę to pewne okresy ciąży są szczególnie newralgiczne. Jakoś tak na początku istnieje ryzyko poronienia. No i oczywiście pod koniec należy sobie już odpuścić treningi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie każda kobieta może ćwiczyć, więc konsultacje z lekarzem i badania na bieżąco są niezbędne. Na pewno trzeba kontrolować czy szyjka macicy się nie rozwiera od środka od wysiłku (na badaniu USG to widać), bo to grozi przedwczesnym porodem/poronieniem. Na pewno wyćwiczone ciało i mocne mięśnie brzucha pomogą urodzić bobasa :) ale nie można przeginać i pod koniec sobie odpuścić (chyba, że minie termin i chcesz wywołać poród - wtedy do 3xS (sex, spacer, schody) dorzuć kolejne S - siłownię :)).

      Usuń
    2. Dziękuje za odpowiedzi.

      Usuń
  11. Witam, a co myślicie o tej pozycji "Zacznij od siły. Kultowy poradnik treningu ze sztangą" – Mark Rippetoe, Stef Bradford? Warto?

    OdpowiedzUsuń