niedziela, 9 grudnia 2018

Trening dla pań. Co warto wiedzieć cz. 3


Budowa kostna
Często powtarza się, że nie ma wielkich różnic w budowie kostnej kobiety i mężczyzny. Różnica dotyczy tylko miednicy. Nie jest to prawdą. Mamy kilka drobnych różnic (np. czaszka, szerokość barków), jednak z punktu widzenia treningu siłowego ważna jest jedna. Jest nią poziom nachylenia kąta Q. U kobiet kąt ten jest zawsze większy o kilka stopni. Statystycznie przyjmuje się, że u mężczyzn wynosi 14 a u kobiet 17.

Kąt Q utworzony jest przez linię poprowadzoną od kolca biodrowego przedniego górnego do środka rzepki oraz drugą linię od środka rzepki do guzowatości kości piszczelowej. Co w uproszczeniu oznacza kąt pod jakim pochylone jest do środka udo w stosunku do pionu. Wygląda to tak.
Skoro u pań kąt Q jest nieco większy to najczęściej bezpieczniejsze będą dla nich wersje przysiadów czy martwego ciągu wykonywane w większym rozstawie nóg. Do pewnego stopnia dotyczy to także wiosłowania i wszelkich wyciskań w górę.

Kontekst kulturowy
Na ten temat można pisać sporo, albo go zupełnie ignorować. Jednak warto zdawać sobie sprawę z wpływem jaki kontekst kulturowy ma na treningi kobiety. Jest to wpływ wewnętrzny, jak i zewnętrzny. Wewnętrzny to nastawienie emocjonalne. Wychowanie wpaja w nas, że kobieta jest mniej agresywna, co nie jest prawdą. Może inaczej wyraża swoją agresję, ale bynajmniej mniej agresywna nie jest. Często feministki, dla których największym wulgaryzmem jest słowo "testosteron", przejawiają więcej agresji niż niejeden kibol. Pisząc o agresji nie mam zamiaru nikogo obrażać. Uważam, że jest to cecha pozytywna naszego gatunku. Złe może być jej wykorzystanie lub ukierunkowanie. Jeśli wzbudzasz w sobie agresję, by bronić słabszych, by podnieść większy ciężar na treningu - jest to dobry przejaw. Jeśli po to, by pobić staruszkę lub zwymyślać kogoś od "k...", "ch...." to już na pewno nie!
Nie wchodząc dalej w dywagacje społeczno-policztyczne i to, że współczesny feminizm już dawno przestał być ruchem walczącym o prawa kobiet, muszę stwierdzić, że wielu paniom trudno jest wzbudzić w sobie agresję treningową i przekraczać swoje ograniczenia. Lata psychicznej tresury robią swoje. Być może dziś nie jest to już aż tak bardzo widoczne, ale ciągle pozostaje problemem. Tak samo jak durny podział na ćwiczenia męskie i kobiece. Często do pragnącej ćwiczyć kobiety podchodzi jakiś dyplomowany idiota lub koksik bez dyplomu i próbują ją pouczać co powinna robić a co nie. Przez sam fakt bycia mężczyzną, co wszak brzmi dumnie, wydaje mu się, że wie lepiej. Dwa lata nieregularnego treningu zestawem dyskotekowym lub niedzielny kurs na super-trenera dają mu wiedzę, która powinna powalić na kolana każdego. Szczególnie kobietę. Przy okazji jest to niezła okazja do podrywu. Nie będę radził paniom, by takiego delikwenta potraktowały sztangą przez grzbiet, aczkolwiek pokusa pozostaje...
Panie mają mocno utrudnione wzbudzenie w sobie agresji treningowej i często problem leży w ich własnym wnętrzu. Niekiedy mogą mieć wrażenie, że wręcz nie wypada podnieść więcej, że nie wypada agresywnie rzucić się na ciężar, że zawsze trzeba grzecznie machać małą sztangielką. Tak bynajmniej nie jest. Warto przypatrzeć się występom niektórych zawodniczek dwuboju siłowego lub nawet lekkoatletek.


Kontekst kulturowy to także wpływ wszechobecnych mediów, które wciskają nam do głów masę głupot. To propagowanie "zdrowego żywienia", które naprawdę niszczy zdrowie. Z jakiegoś nie do końca wyjaśnionego powodu panie szybciej ulegają tej zdrowożywieniowej propagandzie. Być może są bardziej odpowiedzialne niż mężczyźni i na tym żeruje bałamutny system medyczno-medialny. Trudno porządnie trenować jeśli je się głównie jakieś musli i odtłuszczony nabiał. Wspomniałem już o konsekwencjach hormonalnych, ale może je rozciągnąć na całe życie. Również na samopoczucie i pewność siebie. Media promują taką np. panią Ch., którą można nazwać celebrytką czy gwiazdką TV, ale nie trenerką! Ileż to się naczytałem i nasłuchałem opinii w stylu: "Jestem fanką Ewy i jej treningów. Ćwiczę już rok wg jej porad i nie ma efektów." Twierdzenia o możliwości chudnięcia 10kg w dwa miesiące mówią same za siebie. Mnóstwo osób z uszkodzeniami kolan po takich "świetnych" planach, to też przemilczana kwestia. Wiele kobiet wpada w ręce takich "profesjonalnych" medialnych trenerów i nic dziwnego, że w końcu się zniechęca do ćwiczeń.
Wpojono również kobietom, a jeszcze bardziej mężczyznom lęk przed napakowaniem. Kobiety boją się wyglądać jak kulturystki, a panowie boją się takich kobiet. Niewątpliwie kierunek w jakim poszła współczesna kulturystyka jest patologiczny. Szczególnie ta kobieca. Jednak trzeba zdawać sobie sprawę, że tak jak wygląda kulturystka na zawodach, tak żadna kobieta bez wspomagania farmakologicznego nigdy wyglądać nie będzie. Nawet zawodowe kulturystki tak nie wyglądają na co dzień. Będę jeszcze o tym pisał przy okazji omawiania regulacji tkanki tłuszczowej, ale tu od razu stwierdzę, że tak niski BF u kobiety to tragedia. To prosta droga do poważnych problemów zdrowotnych. Natomiast jeśli chodzi o masę mięśniową to mamy zwykle do czynienia z iluzją masy, czyli wizualnym wrażeniem większych mięśni niż są w istocie. Mocne wycięcie, utrata tłuszczu i wody - wywołują taką iluzję. Mięśnie kulturystek - mimo sterydów - nie są aż tak wielkie, jak się wydaje. Znowu muszę podkreślić - bez wspomagania większość pań nigdy do takiej masy mięśniowej nie dojdzie. Co innego siła. Dobry trening siłowy może dać o wiele więcej siły niż to czym mogą pochwalić się zawodowe kulturystki.

1 komentarz: