sobota, 13 października 2018

Internetowi "badacze" i "naukowcy", czyli o manowcach zdobywania wiedzy cz. 4


Dobór danych i interpretacja badań
Teraz dochodzimy do interpretacji wyników, które też nie są wolne od różnych manipulacji. Szczególnie podatna jest na to statystyka. Można również pominąć niewygodne dane uznając je za nieistotne. Już sam dobór badanych osób, czy np. populacji może być bardzo tendencyjny. W badaniu diet nierzadko podaje się wyniki ankiet lub stosuje uogólnienia typu "warzywa i owoce", "tłuszcz" - tylko jaki? Jest ogromna różnica pomiędzy spożywaniem niskowęglowodanowych warzyw, a jedzeniu współczesnych przeładowanych cukrem owoców. Co nikomu jakoś nie przeszkadza twierdzić, że "owoce i warzywa są bardzo zdrowe". W badaniu szkodliwości tłuszczu często wykorzystuje się oleje roślinne i margaryny. Zresztą po bliższej analizie okazuje się, i tak wg zaleceń badaczy w takiej diecie więcej jest węglowodanów niż tłuszczu.
Udowodniono szkodliwość "czerwonego mięsa" przy czym okazało się, że do czerwonego mięsa badacze zaliczyli chleb i ryby! Nie szkodzi, ważne, że teraz wszyscy powtarzają, że czerwone mięso jest niezdrowe. Modne jest wszystko co popiera tzw. wegetarianizm - bardzo wątpliwą moralnie religijną koncepcję dalekowschodnią. Chcesz grant? Udowodnij, że mięso jest szkodliwe!
Już od dawna wysuwa się mnóstwo zastrzeżeń do wiarygodności ankiet. Prawie każdy ma skłonność do przedstawiania się w lepszym świetle nawet wtedy, gdy ankieta jest anonimowa. Jeśli jeszcze mamy podać co jedliśmy w ciągu ostatnich pięciu czy więcej lat... Pamiętasz co jadłeś na obiad 5 czerwca 2013 roku?
Podawanie korelacji jako zależności skutkowo-przyczynowej to już sztandarowy przykład nadużyć szczególnie w badaniach medycznych i dotyczących zdrowia czy żywienia. To, że zachodzi A i zachodzi B nie oznacza automatycznie, że B wynika bezpośrednio z A. Takie myślenie jest raczej adekwatne do zabobonu niż nauki. Jeśli czarny kot przebiegł Ci drogę, to na pewno spotka Cię nieszczęście. Z racji, że zawsze jakieś nieprzyjemności w życiu nas spotykają - łatwo o powiązanie jednego z drugim. Jak szukasz takiego powiązania, to zawsze jakoś je znajdziesz. Podwyższony poziom cholesterolu zanotowano u osób po zawale? Winny jest cholesterol? To pomyśl tak - na miejscu przestępstwa zwykle jest policja. Wniosek? Wszystkim przestępstwom wina jest policja! Często też dochodzi do logicznego błędu w rozumowaniu zwanego petitio principii. Założenie staje się dowodem, czyli cholesterol jest szkodliwy, bo przecież szkodzi. To nie jest żart. Bliższa analiza wielu badań nad cholesterolem (oraz innymi zagadnieniami) sprowadza się właśnie do takiego toku rozumowania. Wprawdzie jest zwykle obłożona mnóstwem mądrych terminów, ale i tak sprowadza się właśnie do tego. Można to zrobić tak: Znaleźć odpowiednią grupę osób o podwyższonym poziomie cholesterolu. Potem z tej grupy wybrać tych, którzy mają poważne problemy zdrowotne - głównie krążeniowe. Tę grupę przedstawia się jako reprezentatywną dla badań, a resztę - tych zdrowych z wysokim cholesterolem - pomija. Gotowe! Więcej na ten temat można poczytać u Ravnskova. Mój przykład to tylko jedna z możliwych form manipulacji. Jest ich znacznie więcej. Dostęp do surowych danych, o czym już była mowa, pozwala wykryć takie nadużycia. Dlatego też bardzo trudno do takich danych dotrzeć.
Innym przykładem związanym z błędną interpretacją mogą być badania na zwierzętach leków na depresje czy stany lękowe. Zakłada się, że wystarczy przywrócić równowagę chemiczną w mózgu, wpłynąć na nadmiernie pobudzone ośrodki przetwarzania reakcji obronnych w mózgu i depresja zniknie. Zakłada to podobieństwo budowy mózgu u wszystkich ssaków. Jednak nie bierze się pod uwagę faktu, iż ludzkie lęki nie wynikają tylko z bezpośrednich zagrożeń. Są często - szczególnie te patologiczne - wynikiem rozbudowanej świadomości. Szczur nie myśli o życiu po śmierci, nie doświadcza tzw. lęków egzystencjalnych, nie martw się o przyszłość i z czego zapłaci rachunki w następnym miesiącu. Dlatego takie proste przeniesienie wyników badań na zwierzętach na ludzi, zwykle się w tej dziedzinie nie sprawdza. Lek działa dobrze przez jakiś czas, a potem następuje załamanie, często o skutkach tragicznych.



Ważne zastrzeżenie
Proszę mnie dobrze zrozumieć. Nie neguję wartości badań naukowych, co staram się podkreślać na każdym kroku. Jest wiele badań o bardzo wysokim standardzie i trudno przecenić ich wartość. Jednak dość często te, które nie zgadzają się z przyjętym paradygmatem, zaleceniem sponsora lub klimatem politycznym - dyskredytuje się, pomija, a czasem wprost odmawia publikacji. Świat naukowców nie jest jakimś czystym rajem, w którym żyją pozbawieni wad aniołowie-naukowcy. To świat dużych pieniędzy, wpływów i ambicji. Innymi słowy - jest jak wszędzie! Idealny naukowiec powinien umieć przyznać się do błędu i zmienić swoje poglądy pod wpływem rzeczowych argumentów. Ilu idealnych ludzi chodzi po tym globie?
Nie trzeba jednak być ideałem, by być rzetelnym naukowcem. Trzeba mieć tylko minimum przyzwoitości i chęć poszukiwania prawdy. Rzecz jasna trzeba też mieć określone zdolności. Jest jeszcze jedna ważna sprawa godna podkreślenia. Dobry naukowiec to nie tylko jednostka pracowita i utalentowana. To nie tylko ktoś kto ma ciekawe pomysły. To także człowiek świadomy swoich ograniczeń i zdolny do uznania, że nie wszystko jest w stanie wyjaśnić. Wie kiedy się zatrzymać i nie tworzy teorii ani nie potwierdza już istniejących poprzez manipulację i naciąganie faktów. Prawdziwa praca naukowa to ciąg niepowodzeń i wytrwałość, by w końcu odkryć lub też nie - coś co ma wartość. To kolejna sprawa zupełnie niezrozumiała poprzez przyznających fundusze na badania - większość z nich jest nieudana i dopiero ciąg porażek ostatecznie może zaowocować czymś znaczącym dla nauki. Pod warunkiem, że nie ulegnie się zniechęceniu albo pokusie ogłoszenia byle czego.
To jeszcze nie koniec tych rozważań...

2 komentarze:

  1. Świetnie się czyta. Powinno się uczyć w szkołach krytycyzmu i rozpalać ciekawość
    .

    OdpowiedzUsuń
  2. Proszę, przykład z niedawna :-)
    https://onlinelibrary.wiley.com/doi/abs/10.1002/clc.23047

    A teraz dzięki uprzejmości osoby, która ma dostęp do całego badania co się dowiadujemy:

    25% białka, 25% węglowodanów, 50% tłuszczów (% udziału w 1600 kcal), czyli:

    800 kcal z tłuszczów - 88 g tłuszczów
    400 kcal z węglowodanów - 100 g węglowodanów
    400 kcal z białka - 100 g białka

    Autorzy nazwali to dietą niskowęglowodanową, szkoda tylko, że tłuszczów jest mniej niż węglowodanów! Manipulując formą pomiaru - tutaj zamiast gramatura to % kalorii, można z łatwością zasugerować, że diety low carb (ale przemilczane czy high carb) są szkodliwe. Pięknie, nie?

    OdpowiedzUsuń