wtorek, 17 grudnia 2019

Medytacja i trening mentalny cz. 13


Etapy medytacji
Etapy medytacji opisane poniżej zaczerpnąłem częściowo od profesora Grofa. Zostały przeze mnie nieco zmodyfikowane, usystematyzowane i uzupełnione. Po ich opisie podam jeszcze kilka uwag, ale już teraz podkreślam, że nie należy do nich podchodzić instrumentalnie ani też na siłę doszukiwać się ich w swoim życiu i medytacji. To tylko drogowskazy.


1. Głębsze doświadczenie własnego ciała
To zwykle pierwszy etap. Skupienie na określonych częściach ciała, czy wywoływanie uczucie ciepła, jak to ma miejsce w metodzie autogennej - skutkuje lepszym kontaktem z własnym ciałem. Także inne metody, które nie kładą na to takiego nacisku, w dłużej perspektywie powinny poprawić propriocepcję.


2. Niezwykłe doznania zmysłowe
Często ogląda się piękne obrazy, słyszy dźwięki, czasem nawet czuje zapachy. Mogą to być zapachy z odległego dzieciństwa. Dopóki zdajemy sobie sprawę z wewnętrznego charakteru tych doznań - tego, że są tylko subiektywne i nie wykonujemy bezkrytycznie tego "co kazały głosy" istnieje stosunkowo niewielkie niebezpieczeństwo rozmijania się z rzeczywistością czy też choroby psychicznej. Wprawdzie można czasem niejako "dowiedzieć się" czegoś co się dopiero wydarzy, ale trzeba wobec tego zachować bardzo daleko idącą ostrożność. Łatwo sobie coś podświadomie wymyślić. Na tym etapie zwykle pojawia się ryzyko nachalnego wychwalania medytacji i nakładania wszystkich do jej praktykowania. Wręcz pragnie się wszystkich nauczać, jak to robić. Tak naprawdę jest to subtelna forma ucieczki od pogłębienia i wejścia we własne wnętrze. Niby jest dobrze, ale w głębi duszy coś nie pasuje. Dlatego ucieka się w przekonywanie innych zamiast zająć się bardziej sobą. Kolejnym zagrożeniem jest przywiązywanie się do nadzwyczajnych doznań zmysłowych. Czasem mogą być, a czasem nie. W zasadzie należy je traktować podobnie jak nachalne myśli lub uczucia. Obserwować i ani ich nie usuwać ani nadmiernie nie pragnąć. Medytacja to nie praca z wyobraźnią. Praca z wyobraźnią może być częścią treningu mentalnego, ale nie medytacji.

  
3. Przeżycia biograficzne
To subiektywne cofanie się w czasie do określonych momentów w życiu. Napływają wspomnienia, dochodzi do aktywizacji emocji związanych z tamtymi wydarzeniami. Niekiedy może się też zdarzyć krótkotrwałe wykraczanie poza czas i przestrzeń. Nieliniowe przeżywanie czasu i pewnych wydarzeń - to inny aspekt tego etapu. Niektóre osoby doświadczają więcej wymiarów przestrzeni. Pojawia się załamanie pojmowania czasu i przestrzeni (jak np. w niektórych opowiadaniach Mircei Eliade). Układy symboli stają się bardziej przejrzyste i mogą wystąpić pierwsze doświadczenia archetypowe. Czasami odczuwa się nagłą ulgę w czasie medytacji, poczucie szczęścia i radości. Bywa, że nawet największym twardzielom zaczynają płynąć łzy.

4. Przeżycia okołoporodowe
Ten etap wypływa wprost z poprzedniego. O ile wydarzenia z późniejszego życia pamiętamy bezpośrednio, o tyle wydaje się pozornie, że samego porodu czy nawet okresu wcześniejszego nie pamiętamy. Jednak niektóre badania i teorie dowodzą, że jest inaczej i te wspomnienia są głęboko przechowywane w naszej podświadomości. W pewnych okolicznościach mogą zostać podobnie wydobyte. Ludzka świadomość pojawia się gdzieś w okolicach trzeciego roku życia, jednak pamięć sięga głębiej. Z racji, że nie jest powiązana bezpośrednio ze świadomością, jej wydobycie nie jest takie łatwe. Nie chcę się ostatecznie ustosunkowywać do tej teorii i wynikających z niej wniosków. Póki co należy ją potraktować jako ciekawą hipotezę. Badania Grofa wywołujące świadome przeżywanie porodu za pomocą różnych technik i środków, podobno pozwoliły opanować niektóre zachowania psychotyczne. Nie rozstrzygając do końca można na pewno wyciągnąć pewne korzyści z ponownego doświadczenia porodu i związanych z nim lęków i trudności. Byle nie próbować wywoływać tego na siłę.


Na tym etapie pojawia się możliwość wystąpienia chorób psychosomatycznych. Jest to forma ucieczki ciała od przypominania sobie bólu i stresu związanego z porodem. U niektórych mężczyzn może pojawić się lęk prze kobietami, ale z drugiej strony po pozytywnym przebyciu tego etapu nieśmiali mężczyźni łatwiej nawiązują kontakty z kobietami. Z kolei kobiety mogą odczuwać lęk przed kontaktami seksualnymi i przed ciążą. Przepracowanie etapu perinatalnego pozwala wyzwolić się z tych ograniczeń.

5. Walka z demonami
To szczególnie kontrowersyjny etap. Każdy może go interpretować zgodnie ze swoim nastawieniem i światopoglądem. Dla osoby niewierzącej będą to po prostu silne lęki i wychodzące na powierzchnię świadomości urazy z wcześniejszego życia. Osoba religijna może ten etap postrzegać jako realną walkę duchową z demonami czy też innymi bytami. Być może mamy wgląd w tę część rzeczywistości, której oficjalna nauka jeszcze nie spenetrowała z powodu swoich ograniczeń.
Zwykle objawia się to bardzo silnymi lękami wywołującymi wprost ból fizyczny. Niektórzy mogę mieć wrażenia nawiedzeń i wrogiej obecności. Może występować chwilowy paraliż. Trzeba oczywiście brać pod uwagę możliwość wystąpienia psychozy lub innych zaburzeń. Występują myśli bluźniercze, dewiacje seksualne lub inne niechciane pragnienia. Doświadcza się grozy. Lęk egzystencjalny - może ale nie musi się pojawić na tym etapie. Czasem stanowi osobny etap, o czym jeszcze będę pisał. Najlepsze co można zrobić to starać się wejść jak najmocniej w przeżywanie lęku nawet jeśli jest to bolesne. Jeśli to możliwe, warto załatwić sobie kilka dni wolnego na takie zmaganie i nie uciekać od nich.
Niebezpieczeństwo sięgnięcia po środki uspokajające lub antydepresanty to poważna pokusa, która jedynie spowoduje zatrzymanie się na tym etapie i jego częste nawroty. Nie należy również w tym okresie sięgać po alkohol, ale warto serwować sobie krótkie okresy odprężenia poprzez zjedzenie czegoś smacznego czy wypicie kawy lub dobrej herbaty. Byle nie zajadać problemu masą słodyczy.


Nieodpowiedzialnie i nadgorliwie prowadzona modlitwa o uwolnienie lub egzorcyzmy mogą doprowadzić do poważnych problemów psychicznych, a w skrajnych wypadkach nawet śmierci. Wiem, że tym stwierdzeniem bardzo się narażam niektórym kręgom, ale widziałem już nazbyt dużo złego jakie wyrządziły takie praktyki, by o tym nie pisać. Czasem pojedyncza modlitwa o uwolnienie prowadzona przez stabilną emocjonalnie osobę może pomóc, ale zwykle dochodzi do tego, że człowiek "chodzi od jednej do drugiej modlitwy". Prowadzący oczekują nadzwyczajnych zjawisk i często na skutek takich oczekiwań naprawdę do nich dochodzi. Dana osoba zaczyna krzyczeć, wić się itd. co tylko nasila praktyki egzorcyzmów i pogłębia psychozę, której niekiedy ulegają również inni. Problem jest na tyle skomplikowany, iż tu jedynie go sygnalizuję.
Jeśli ktoś nie potrafi sobie sam poradzić z narastającymi lękami to być może powinien zaprzestać medytacji, czy nawet określonych praktyk religijnych. Nie uważam, że każdy musi i powinien przejść przez ten etap, tak jak i nie każdy będzie kiedykolwiek w stanie zrobić przysiad z 300kg.
Działania innych osób pomagających komuś takiemu powinny koncentrować się na uspokojeniu, a nie na wpychaniu w obsesję i udowadnianiu, że ktoś jest opętany, co niestety aż nazbyt często ma miejsce w wielu kręgach chrześcijańskich. Także hinduizm zna zjawisko wędrownych egzorcystów, którzy nie biorą na siebie odpowiedzialności za swoje praktyki.
Podobnie wiele złego może wyrządzić zbyt pospieszne zwrócenie się do psychologa czy psychiatry. Żaden z nich nie jest przygotowany do radzenia sobie z takimi stanami. Wprowadzając farmakoterapię czy też jakąś formę psychoanalizy itp. tylko hamują postęp i zatrzymują człowieka w tym stanie. Lęki zamiast przezwyciężone zostają zamrożone. Chciałbym być dobrze zrozumianym. Nie neguję pracy psychiatrów i psychologów. W wielu chorobach czy nerwicach ich pomoc może być konieczna, ale nie jeśli naprawdę mamy do czynienia z opisywanym tu etapem. Zbyt lekką ręką przepisuje się obecnie psychotropy lub wprowadza mało skuteczne terapie psychologiczne tam, gdzie człowiek powinien sam nad sobą popracować.

W następnej części opiszę kolejne etapy...

11 komentarzy:

  1. Temat jest rzeczywiście fascynujący, szczególnie jeśli połączy się z nim przeżycia związane np. z głęboką modlitwą. W okresie liceum przeżyłem okres bardzo głębokiej religijności, która wiązała się z takimi przeżyciami. Wówczas interpretowałem je oczywiście przez pryzmat wiary, ale teraz zastanawiam się, na ile mogły być związane z tym, że, nie zdając sobie z tego sprawy, przeżyłem część opisywanych tu przez Ciebie etapów. Przynajmniej kilka razy przydarzyło mi się bardzo silne poczucie obecności jakiegoś ducha (uważałem wówczas, że jakiegoś ducha opiekuńczego w rodzaju anioła stróża). Innym razem wpadłem w taki stan dosłownie na ulicy, kiedy nagle ogarnęło mnie jakieś potężne przeczucie, które kazało mi pójść w zupełnie innym kierunku niż pierwotnie planowałem. Po kilkuset metrach okazało się, że trafiłem na procesję idącą z kościoła, na czele której szedł kapłan z monstrancją. Klęknąłem i czekałem aż przejdą w poczuciu uniesienia, którego do tej pory z niczym chyba nie mogę porównać.
    Oprócz tego doświadczyłem kilku przypadków "walki z demonem", podobnej, jak opisałeś w artykule. Znowuż, interpretowałem to wówczas jako zmagania z szatanem, ale jakie to było realne! Poczucie wrogiej obecności i absolutne skupienie na modlitwie, która pomagała je przeżyć i przeczekać. W pewnym momencie jakby przepłynąłem przez ten strach i poczucie grozy i wtedy pojawiło się poczucie zwycięstwa. Jakiś czas później doświadczyłem jednego z najbardziej wyraźnych snów w moim życiu (zwykle bardzo słabo pamiętam sny), w którym mierzyłem się na spojrzenia z ubranym na czarno mężczyzną. Po chwili takich zmagań zdałem sobie sprawę, że to szatan, ale kontynuowałem pojedynek, a poczucie grozy dosłownie przeze mnie przepływało, aż spuścił wzrok, a ja obudziłem się kompletnie roztrzęsiony, zlany potem i z poczuciem wygranej walki i spokoju, który mnie zaczął ogarniać.
    Później, z biegiem lat, coraz bardziej odchodziłem od wiary katolickiej, a teraz uważam się za agnostyka. W zasadzie do dzisiaj uważałem tamte przeżycia za wytwór mojej wyobraźni, ale teraz po uświadomieniu sobie, że de facto dochodziło do nich w trakcie głębokiej medytacji, jaką jest porządna modlitwa, zastanawiam się, czy nie taki właśnie był ich charakter. Uderza też Twoje spostrzeżenie, że może to faktycznie jakiś rodzaj wglądu w sfery rzeczywistości, których nauka nie umie na razie opisać. Może te doświadczenia były bardziej realne niż do tej pory uważałem, chociaż musiałoby mi chyba spaść na głowę kowadło, żebym ponownie powiązał je ze zdogmatyzowaną religią :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Z całą pewnością należy stwierdzić, że tzw. inne stany świadomości, są absolutnie fascynujące. Większość z nas doświadcza może kilku, takich jak upojenie alkoholowe, niektóre fazy snu czy nawet narkotyki. Tymczasem nawet pobieżna lektura książek na ten temat pozwala uświadomić sobie, z jakim bogactwem mamy do czynienia.
    Tu wychodzi przy okazji największa bodajże słabość współczesnej psychologii, która od kilkudziesięciu lat bada w zasadzie wyłącznie to, co uważa się za normalne stany świadomości, ewentualnie zahaczając o zjawiska hipnozy czy różne fazy śnienia. Nawet nie warto już powtarzać doskonale znanej ułomności ogromnej większości psychologicznych badań naukowych, które bazują niemal wyłącznie na białych studentach amerykańskich uczelni. Trochę badań jest na czarnych, jako że wraz ze zniesieniem systemowej dyskryminacji rasowej przybyło na uniwersytetach osób kolorowych. Ale tak naprawdę jakie to ma znaczenie, skoro, mniej lub bardziej wszyscy wywodzą się z podobnego społeczeństwa, o podobnych wartościach i sposobie myślenia? A na pewno już takie podobieństwa wprowadza system szkolnictwa, który wszystkich niejako wyrównuje do podobnego poziomu. A w jaki sposób myślą i przeżywają reprezentanci kompletnie innych kultur? Czy łowca-zbieracz z Amazonii przeżywa takie same stany psychiczne, co europejski student? Czy ludzie całe życie pracujący ciężko na wsi przeżywają swoje życie tak samo, jak ludzie pracujący intelektualnie? Nie wiadomo, bo tego się po prostu nie bada. Badaczom dużo łatwiej rozdać studentom ankiety, czy przeprowadzić nabór na badania w obrębie uniwersytetu albo ewentualnie wśród absolwentów, którzy zostawili dane kontaktowe. Pojechać w teren, żeby robić takie badania na ludziach prowadzących zupełnie inny tryb życia jest znacznie trudniej, nie mówiąc już o docieraniu do innych kultur, zwłaszcza żyjących w izolacji od tzw. globalnej wioski świata zachodu. Danych na ten temat tak naprawdę nie ma, więc najbezpieczniej jest "naukowo" założyć, że dane pochodzące od studentów amerykańskich i brytyjskich uczelni można uogólnić na wszystkich ludzi, niezależnie od ich pochodzenia, tożsamości czy stylu życia. Może i tak, może jesteśmy podobni, ale tak naprawdę dużo bardziej prawdopodobne jest, że zdecydowana większość potencjalnych stanów świadomości jest po prostu nauce nie znana. Jeśli połączy się to jeszcze z niechęcią do badania zjawisk towarzyszących przeżyciom religijnym, to wyłania się z tego naprawdę ponury obraz staniu współczesnej nauki. Tak jakby akceptowała tylko to, co widzie i ma na wyciągnięcie ręki, a całą resztę na wszelki wypadek ignorowała i udawała, że nie istnieje.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niestety badania antropologiczne innych kultur często były robione przez pryzmat własnej mentalności i oczekiwań. Dopiero teraz wychodzi, że większość tych badaczy opisywała to co chciała zobaczyć, a nie co było naprawdę. Przykład choćby "niewinnego dzikusa". Ruth Benedict czy Margaret Mead powypisywały takie bajki, że wielu w nie do dziś wierzy.
    Nawet badania na zwierzętach są opatrzone poważnymi błędami. Tu klasyczny przykład powtarzany przez wszystkich samca alfa. W naturze nic takiego nie istnieje. Pojęcie samca alfa powstało na podstawie badań zwierząt w zoo, czyli tak jakby wyrokować o społeczeństwie tylko na podstawie badań relacji w więzieniu!
    Wracając do psychologii, to wiele z tego co zauważyłeś, opisał Grof poddając krytyce poszczególne szkoły psychologiczne i ich ograniczenia.
    O powiązaniach z alkoholem i narkotykami jeszcze będę pisał :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam Stefanie ja trochę z innej beczki wlasnie wzielo mnie na ,, Rozkminki ''
    Możesz poruszyc temat takiego gościa szanowanego i będącego autorytetem jak
    Charles Poliquin? A mianowicie dlaczego gość majacy taka wiedze umiera w tak mlodym wieku na zawal

    OdpowiedzUsuń
  5. Carl Gustav Jung pisał, że przeżywamy we śnie (innym stanem świadomości) to samo, bo istnieje wyobraźnia/nieświadomość kolektywna.

    Poliquin chyba przedobrzył z omega 3...

    OdpowiedzUsuń
  6. Trzeba być bardzo ostrożnym w wyrokowaniu przyczyn czyjejś śmierci. To może być tak, jak napisał Logos - omega 3 w dawkach jakie zalecał Poliquin jest bardziej zabójcze niż ostry cykl steroidowy. Piszę to całkiem poważnie. Nadmiar się utlenia i powoduje poważne problemy w układzie krążenia. Może też podbić ciśnienie i doprowadzić do wylewu.
    To raczej wywołuje wątpliwości, czy faktycznie miał aż tak wielką wiedzę. Byłem pod jego lekkim wpływem jakieś 10 czy więcej lat temu i jak zaczęły się poważne problemy po większych dawkach omega 3, zacząłem się zastanawiać. Z czasem zauważyłem więcej dziwnych zaleceń. Nacisk na branie kosmicznych ilości supli mówi raczej o chęci dojenia kasy niż propagowania wiedzy. Z czasem publikacje były coraz niższej jakości. Wiele z tych zaleceń świadczy też dobitnie o tym, że u wujka Charlesa koksowało się ostro!
    Inna rzecz to np. stres po tym jako został wywalony z własnej firmy. To też mogło się przyczynić do śmierci. Możliwa jest też jakaś ukryta wada serca i wtedy nie zawsze wystarczy robić wszystko dobrze.
    Tak więc - nie wiem i nic na pewno nie można stwierdzić.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale przynajmniej wiadomo ze nie mozna sie wzorować na jego wiedzy i trzeba uważać czy Stefanie kwasy omega3 w duzych dawkach utlenia się w organizmie do tluszczow trans?

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak, częściowo też. Tu dodatkowa ciekawostka https://www.medonet.pl/zdrowie/zdrowie-dla-kazdego,kwasy-omega-3-a-ryzyko-nowotworow---nowe-wyniki-badan,artykul,1686015.html
    To co tam piszą o witaminie E może - moim zdaniem - wynikać z braku równowagi w podaży wszystkich witamin rozpuszczalnych w tłuszczach.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dzięki za link :-)
    Tylko teraz mnie zastanawia co warto brac pod uwagę i na poważnie wg zalecen Pana Charlesa trzeba wszysko przeanalizowac np to mnie zastanawia ze Charles czesto wspominal o tym ze ,, Im więcej jesz weglowadanow tym sie szybciej starzejesz A w efekcie zyjesz krocej " gdzies kiedys to przeczytalem zapewne jak podejrzewam sam Charles wierzyl w to do czego naklanial ludzi i sam sie stosowal do swoich zalecen ale szczerze mowiac to patrzac na fotki Charlesa nigdy nie wygladal jak jakis okaz zdrowia i wg mojej skromnej opinii to wygladal na starszego A niżeli w rzeczywistości..

    OdpowiedzUsuń
  10. Akurat to o węglowodanach to prawda. Duże ilości węglowodanów powodują mnóstwo niekorzystnych zmian w organizmie, które przez lata narastają. Cukrzyca i otyłość to tylko szczyt góry lodowej. Nie znaczy to, że należy ww ograniczyć do zera, ale na pewno nie ma sensu z nimi przesadzać. Inaczej też będzie z ww z warzyw, a inaczej z jakiegoś gainera czy innego świństwa.

    OdpowiedzUsuń
  11. Tak wiem ze inne swinstwa ja gainiery to nawet nie biore pod uwage sie juz tez z innych zrodel naczytalem tego np w książce Jerzego Zieby bylo o tym sporo w Ukrytych Terapiach do tego w książkach Dr Kwasnieskiego tluste życie i Dieta optymalna... Również Twoje Art na HW czytalem na temat Diety bez mitow i ryżu"

    OdpowiedzUsuń