niedziela, 28 września 2014
niedziela, 21 września 2014
sobota, 13 września 2014
Moskole, czyli sposób na kanapki bez mąki
Co to
są moskole, można poczytać w wikipedii. Ja mam tutaj zamiar podać
Wam prosty przepis, który jest odpowiedzią na pytania o to, co np.
brać do pracy i jak zrobić sobie kanapki bez użycia chleba.
Te
proste placki mają tę wadę, że wszystkie internetowe przepisy
każą nam dodawać do nich mąkę. Tymczasem wcale nie jest to
konieczne. Wystarczą ziemniaki i białko jajka. Nie podam tu
dokładnych proporcji, bo zwykle wszystko robię na wyczucie.
Ziemniaki trzeba ugotować, przecisnąć lub utłuc i dodaj białko
jajka, tak by uzyskać w miarę spójną masę po wyrobieniu. Żółtko
jajka można wykorzystać do innych potraw.
Tak
przygotowane placki pieczemy na patelni, na piecu na blasze (jak ktoś
taki jeszcze posiada) lub w piekarniku. W tym ostatnim wypadku
ustawiamy temperaturę na 160 stopni i trzymamy ok. 20 minut. Przy
czym należy pamiętać, że są piekarniki bardzie i mniej szczelne
oraz wydajne, więc temperatura podana jest dla mojego. Każdy musi
sam dostosować ją do swojego.
Rzecz
jasna patelnia lub blacha w piekarniku muszą być pokryte niewielką
ilością tłuszczu - smalcu lub oleju kokosowego. Masło za szybko
się spali. Do takich moskoli można potem dodać mięso czy jakiś
sos oraz warzywa. Jak się dobrze zrobi ciasto i nie będą się
rozpadać, to można położyć na nich plaster mięsa czy sera i
zabrać jako kanapki do pracy.
Wczoraj
coś takiego robiłem i jadłem. Wyszło całkiem nieźle. Niestety
nie miałem pod ręką aparatu, by zrobić zdjęcia i Wam je tu
wrzucić.
piątek, 5 września 2014
Fanatycy i perfekcjoniści kontra luzacy
Nie jestem fanatykiem... prawie!
Jest
specyficzną cechą natury ludzkiej, że większość z nas łatwiej
ulega skrajnościom niźli potrafi zająć umiarkowane stanowisko.
Innymi słowy - łatwiej o fanatyków lub luzaków, niż o ludzi
zrównoważonych. Jakbyśmy się do tej prawdy nie odnosili i jak
bardzo jej nie zaprzeczali - w jakimś stopniu dotyczy każdego z
nas. Niektórzy skłaniają się bardzie ku jednej skrajności, a
inni ku drugiej. Czasem w jednej sprawie potrafimy zachować zdrowy
rozsądek, a w innej stajemy się zagorzałymi bojownikami niczym
religijni ekstremiści. W jeszcze innych kwestiach wykazujemy tak
daleko idącą niefrasobliwość, że aż strach pomyśleć. Zresztą
często jest tak, że rozsądek uważa się wręcz za słabość:
"Musisz mieć zdecydowane poglądy", "Musisz ich
zawsze bronić", "Bądź sobą" itd.
Poszczególne
jednostki mają skłonności do kierowania się ku jednej skrajności
lub drugiej w większości dziedzin życiowych. Trudno jednoznacznie
powiedzieć co gorsze. Tak fanatycy, jak i ludzie lekkomyślni
narobili dość szkód w przeciągu znanej nam historii, by obawiać
się ich w równym stopniu.
Jednak
nie mam zamiaru pisać tu eseju historycznego ani tym bardziej
politycznego. Chcę zająć się wspomnianymi postawami tylko w
odniesieniu do tematyki, jak interesuje nas na tej stronie
szczególnie. Więc w kwestii szeroko rozumianego zdrowia. Warto, by
tekst ten pomógł każdemu z nas w swoistym rachunku sumienia i
próbie przywrócenia równowagi, By było uczciwie zacznę od
siebie.
Może
nie uważam się za fanatyka określonych poglądów zdrowotnych - bo
przecież żaden fanatyk za takiego się nie uważa - ale co jakiś
czas łapię się niestety na tym, że ogarnia mnie złość, gdy
ktoś ma inne poglądy na żywienie, gdy widzę jak na filmie w necie
jakiś koks kaleczy technikę itp. Niby nic, ale... Nie chodzi tylko
o zdrowie. Jeszcze bardziej wkurza mnie, jak czytam cokolwiek i widzę
jak ludzie niby wykształceni ciągle robią spacje przed
przecinkami, pytajnikami i resztą znaków interpunkcyjnych. To jest
błąd przedszkolny. Plaga jakaś. No, ale zostawmy dygresję i tak
pewnie będzie tylko gorzej (po kolejnej reformie systemu oświaty),
więc...
Czy
warto się wkurzać? Pewnie nie. Staram się i jakoś mi się udaje
nie wtrącać do nawyków życiowych innych. To dobra zasada. Piszę
o tym w kontekście pytań, które tu już padały "Jak
przekonać najbliższych...?". Odpowiem, że najlepiej nie
przekonywać. Jak ktoś zapyta to powiedz co jesz i wytłumacz
dlaczego. Poleć książki, artykuły itd. Jednak bez przesady.
Staraj się nie komentować tego, że inni wcinają kanapki z
margaryną i sojową szynką. Nikt tego nie lubi i na pewno nikomu w
ten sposób nie pomożemy.
Nie bądź dzieckiem aptekarza
Jest
też inna forma fanatyzmu. Ta odnosząca się bezpośrednio do samego
siebie. Jak również jej przeciwieństwo. W pierwszym wypadku
wpadamy w pułapkę perfekcyjnego wymierzania składników
pokarmowych. Nigdy nie pozwalamy sobie na najmniejsze odstępstwo. Do
szału doprowadza nas to, że jedna tabela podaje inną zawartość
niż druga czy trzecia. Nie potrafimy zrozumieć, że np. nasza
wątroba do pewnego stopnia akumuluje niektóre mikroelementy.
Dlatego też twierdzenie, że dziennie musimy dostarczyć dokładnie
wszystkich składników w dokładnie takich, a nie innych ilościach
(modne w reklamach suplementów) - jest pozbawione sensu. Gdyby tak
było to jeden dzień z niedoborem np. witaminy A kończyłby się
poważną chorobą.
Nie
chcemy też przyjąć do wiadomości, że skład np. mięsa zależy
od tego, jak zwierze było karmione. Nie każda np. łopatka
wieprzowa ma tyle samo tłuszczu i białka. Drobne różnice zawsze
będą i nie są niczym złym. Są nawet - paradoksalnie - pożądane.
Bowiem nic gorszego, jak rutyna. Rutyna to prędzej czy później
brak postępów. Na pewnym etapie mięśnie nie będą rosły jeśli
ciągle będziesz ćwiczył tak samo i jadł dokładnie to samo.
Staramy
się zapewnić sobie wszystkie ważne składniki diety i tak nas to
stresuje, że tracimy przez to psychiczne napięcie więcej minerałów
i witamin niż pozyskujemy. Czy któryś z twórców mądrych
poradników o żywieniu, albo pani dietetyk powiedzieli Wam o tym?
Czasem drobne odstępstwo od diety poprawiające samopoczucie daje
więcej zdrowia niż nazbyt radykalny reżim.
Wielu
wydaje się, że dobry trening to taki, po którym trzeba ich wynosić
z siłowni. Tymczasem dobry trening to taki, który daje efekty,
jakich oczekujesz a nie permanentne przemęczenie. No chyba, że
właśnie taki jest Twój cel treningowy!
Druga
skrajność to oczywiście całkowite olewanie tego co się je i
ćwiczenie tylko wtedy, gdy ma się "ochotę". Natura ma
swoje prawa i ignorancja nie zwalnia nikogo z ponoszenia
konsekwencji. Nieznajomość prawa nie zwalnia z odpowiedzialności.
W przypadku praw natury ta zasad obowiązuje całkowicie
bezwzględnie.
Jeszcze bardziej skrajnie, czyli poza krawędzią przepaści
Istnieją
jeszcze zjawiska bardziej skrajne i bardziej niebezpieczne.
Praktycznie śmiertelnie niebezpieczne. Chodzi o kupowanie i zjadanie
bardzo podejrzanych substancji, począwszy od tasiemców a na
pestycydach skończywszy. Wszystko po to, by schudnąć. Potem
dowiadujemy się o śmiertelnym zejściu takiej osoby po zażyciu
preparatu. Niedawno oglądałem coś podobnego o dziewczynie zmarłej
po spożyciu takiej substancji. Co najgorsze w tej historii to fakt,
że wcale nie miała takiej nadwagi, by mogło to usprawiedliwiać aż
taką desperację! Po prostu normalna w miarę szczupła dziewczyna.
Sam znam kilka przypadków kobiet, które głupim odchudzaniem w
młodości zafundowały sobie cukrzycę na całe życie. Przed
odchudzaniem były szczupłe, po - dwa razy cięższe!
Długie życie
Prawdziwe
mistrzostwo w tym sporcie, jak i w każdym innym, nie polega na
perfekcyjnym przestrzeganiu wszystkich reguł. Nie polega na
gwałceniu swojego ciała i psychiki, ale na umiejętnej współpracy
z nimi. Na umiejętności instynktownego wyczucia, kiedy należy
sobie przykręcić śrubę, a kiedy wyluzować. Nie chodzi przy tym,
by rezygnować z ciężkiej pracy i z zasad dietetycznych. Jeśli za
często będziesz sobie pozwalał na luz to do niczego nie dojdziesz,
jednak jeśli nie będzie tego robił - też do niczego nie
dojdziesz, a Twoje ciała i Twoja psychika - o ile w ogóle możemy
je rozdzielać - staną się Twoimi największymi wrogami, zamiast
być przyjaciółmi. Zgodnie ze starą zasadą - jak nie napniesz
mocno łuku to z niego nie wystrzelisz, jak napniesz go za mocno to
się złamie!
Co
ciekawe wielu powołuje się w swoich zaleceniach
dietetyczno-życiowych na takich, czy innych długowiecznych. Czasem
jednak można orzec, że ktoś przeżył tyle "pomimo", a
nie "ze względu" na określone nawyki i styl życia. Są
ludzie długowieczni - czyli tacy co to przekroczyli setkę - którzy
pili alkohol albo nie pili (większość z tych pijących piła i
pije bardzo umiarkowanie), są nawet tacy co sporo papierosów
wypaliło, są wege i są mięsożercy. Łączą ich ich trzy cechy.
Duża aktywność fizyczna, niska odporność insulinowa i pozytywne
nastawienie do świata i do samych siebie. To właśnie na tę cechę
chciałem Wam zwrócić uwagę tym artykułem. Nadmierny
perfekcjonizm jest przejawem autoagresji, nadmierne luzactwo
przejawem olewania samego siebie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)