Nastawienie
Trening,
jak i inne działania nie mogą być formą ucieczki od samego
siebie. Od pogłębionej świadomości swojej psychiki, ale też
ciała. Nie może być ucieczką od problemów. Jeśli idziesz na
siłownię tylko po to, by uciec od domowych obowiązków, od rozmów
z partnerem czy partnerką, to jest coś nie tak. Trzeba się
zatrzymać i na nowo wszystko przemyśleć. Nie mam zamiaru
moralizować. Wiem, że wbrew pozorom nasze motywacje są bardzo
złożone. Nie zawsze chodzi o zdrowie. Czasem chce się po prostu
podobać osobom płci przeciwnej, albo być bardziej akceptowanym
przez kumpli. Nie ma w tym nic złego. Jednak im bardziej nauczymy
się rozpoznawać swoje motywacje - np. dzięki medytacji, o czym
niebawem będzie szerzej - tym lepsze i rozsądniejsze decyzje
będziemy podejmować. Ważna jest stopniowo zyskiwana samoświadomość
własnego ciała, uczuć i motywacji. Do czego naprawdę chcemy się
zmotywować? Co nami kieruje, czego się boimy itd.
Potrzebna
jest zmiana postawy wobec życia, pracy, innych ludzi. Zamartwianie
się zwiększa poziom wydzielanego kortyzolu, cieszenie się życiem
poprawia wydzielanie testosteronu. Niby badań, ale istotny. Koreluje
z tym masa różnych enzymów i peptydów działających
katabolicznie lub anabolicznie w zależności od nastawienia.
Ustalono, że tak w sytuacji przetrenowania jak i depresji, mamy do
czynienia z taką samą aktywnością pewnych obszarów mózgu -
niektórych niską, a niektórych podwyższoną. Przy czym dość
ciekawe badania ukazały, że ludzie cechujący się nadmiernym
optymizmem żyli krócej, gdyż często byli nieostrożni - ulegali
wypadkom i nie dbali o swoje zdrowie. Przecież "Zawsze będzie
dobrze. Mnie się nic nie stanie". Dlatego w życiu nie chodzi o
bezkrytyczny optymizm, ale o realne spojrzenie na świat i swoje
możliwości. To wcale nie stoi w sprzeczności z wymaganiem od
siebie i oczekiwaniem, że można dużo osiągnąć.
Druga
strona medalu
Trzeba
wiedzieć, kiedy sobie odpuścić i pozwolić, by się nie chciało.
To równie ważne, jak wymaganie od siebie na treningach, czy w
innych dziedzinach życia. Nie należy sobie za często na taki stan
pozwalać, ale raz na kilka tygodni trzeba. Wymaga tego tak nasze
ciało jak i psychika. Im większa presja, tym większa potrzeba
odskoczni. Chodzi tu np. o tydzień wolnego od siłowni, ale nie
tylko. Jeśli na co dzień ciężko pracujesz, to 1-2 dni z piwem na
fotelu, czy z kumplami w barze wcale nie będą złym pomysłem.
Wręcz przeciwnie. Oczywiście to też powinno się zdarzać tylko
raz na jakiś czas. Może to też być dłuższy spacer z partnerką,
wycieczka by coś pozwiedzać, albo po prostu kilka godzin przy
muzyce. Możliwości jest sporo, a korzyści fizyczne i psychiczne
naprawdę duże.
Wstęp
do medytacji
Teraz
przechodzę do opisania pewnych istotnych zagadnień związanych z
medytacją. Z racji, że będę poruszał pewne aspekty, o których
raczej rzadko się wspomina, mam świadomość, że narażę się
wielu grupom ludzi. Zarówno reprezentantom takich czy innych
religii, jak i wyznawcom mechanistycznego modelu świata, dla których
człowiek to maszyna spalająca kalorie. Wreszcie nauczycielom
różnych metod medytacji. Jestem przy tym otwarty na rzeczową
krytykę, ale z góry uprzedzam, że nie będę się wdawał w jałowe
dyskusje. Komentarze, których jedynym celem będzie obrona własnego
światopoglądu czy obrzucanie mnie błotem, będę albo usuwał albo
ignorował. Zakładam, że każdy kto decyduje się na napisanie
komentarza ma na celu pogłębienie własnej wiedzy i dyskusji. Albo
poprzez pytania, albo dołożenie cegiełki własnych uwag i
przemyśleń. Tylko takie podejście ma sens. Z samej swej natury lub
może należy stwierdzić - z punku widzenia już nie do końca
aktualnych paradygmatów naukowych - temat jest wyjątkowo
subiektywny i moje podejście do pewnego stopnia też takie jest.
Jednak - podobnie jak w sprawach diety i treningu - zgłębiałem go
w praktyce i w teorii przez ostatnie trzydzieści lat, więc myślę,
że mam prawo się wypowiedzieć. Tutaj podaję syntezę tych
poszukiwań, zapewne nie całkiem wolną od moich osobistych
ograniczeń i uprzedzeń, jednak przemyślaną i opartą na wielu
źródłach pochodzących z bardzo różnych kultur, a nawet badań
naukowych, jak i moich doświadczeń. Materiał jest kontrowersyjny,
z czego też dobrze zdaję sobie sprawę. Kilka osób nawet odradzało
mi jego publikację, ale skoro ja tego nie opiszę to kto? Nie chodzi
o wywołanie dyskusji religijnej, lecz o krytyczne spojrzenie na
zjawiska, które jak dotąd wymykają się konwencjonalnej nauce.
Mimo to, byli i są badacze próbujący zgłębiać tę trudną
tematykę.
Psychologia
transpersonalna - doświadczenie szczytu
Maslov
i Sutich już w połowie dwudziestego stulecia stworzyli koncepcję
nazwaną z czasem psychologią transpersonalną. O ile jednak w
ramach prawie każdych studiów humanistycznych, a czasem nawet we
wcześniejszych stadiach szkolnego nauczania - wspomina się o
piramidzie potrzeb Maslova, o tyle na temat psychologii
transpersonalnej mało kto z uniwersyteckich wykładowców się
wypowiada. Dlatego też mało kto o niej słyszał. Ten nurt, w
odróżnieniu od innych szkół psychologicznych usiłujących na
siłę zapracować na uznanie za "naukowe" - w dużej
mierze podważa tradycyjny model podejścia do człowieka jako
maszyny biologicznej. Zakłada możliwość wyjścia poza cielesność
i ograniczenia nie tylko fizyczne, ale i do pewnego stopnia czasowe,
jak i własnej osobowości. Stąd właśnie nazwa trans-personalny.
To dlatego niechętnie się o tej szkole psychologii wspomina. Bazuje
na doświadczeniach zaczerpniętych z głębokiej medytacji, a nawet
pracy z psychodelikami.
W
zasadzie jej prekursorem był Jung - uczeń Freuda, który
ostatecznie porzucił mistrza i jego daleko idące uproszczenia
sprowadzające prawie wszystko do seksu. Koncepcja Junga zakłada
istnienie archetypów i zbiorowej podświadomości, co w moim
odczuciu mocno koreluje z wprowadzonymi obecnie do nauki (biologia,
fizyka) polami morfogenetycznymi.
Nie
wnikając w szczegóły, Jung określił archetypy jako swego rodzaju
prawzorce pewnych idei, które znajdują się w nieświadomości
każdego człowieka i niezależnie od wychowania i kultury, w jakiej
dana osoba została ukształtowana, wykazują daleko idące
podobieństwo. Można je też nazywać symbolami. Pewnym ich
unaocznieniem są postacie mitologiczne. Stąd też bierze się
podobieństwo wątków różnych, często odległych od siebie
mitologii. Archetypy mają daleko idący wpływ na nasz nieświadomy
odbiór świata i na naszą psychikę. Ich odkrywanie pogłębia
naszą osobowość i może poprawić dobrostan psychiki. Jesteśmy
też wszyscy zanurzeni we wspólnej zbiorowej podświadomości:
rasowej, gatunkowej, a pewnym sensie także wiążącej wszystkie
organizmy żywe.
Szersze
omówienie poglądów wspomnianych autorów przekracza możliwości
tego opracowania. Zresztą nie każdego będzie interesowało.
Dlatego odsyłam do ich prac. Dodam jeszcze nazwisko kontrowersyjnego
czeskiego psychologa Stanislava Grofa, o którym jeszcze wspomnę.
Ich badania, jak i dzieła mistyków wielu różnych religii, a
wreszcie moje własne doświadczenia i obserwacje, stanowią kanwę
tego co będzie przedmiotem dalszych rozważań na temat medytacji.
Zastanawiałem się dokąd zmierzasz w tym cyklu artykułów i muszę powiedzieć, że bardzo się cieszę z obranego kierunku. Wiele, wiele razy napomykałeś różne rzeczy na temat medytacji, ale chyba po raz pierwszy będzie okazja, żeby zobaczyć Twoje poglądy w szerszej perspektywie.
OdpowiedzUsuńObawiam się przy tym, że możesz mieć rację, że tego rodzaju cykl ma wszelkie predyspozycje, żeby wywołać ostrą dyskusję. Niemniej jestem otwarty i bardzo ciekaw tego cyklu, między innymi dlatego, że sam kilka lat temu (po części zresztą pod wpływem Twoim i lektur, które polecałeś) mocno zachłysnąłem się owym mechanistycznym podejściem do rzeczywistości. Teraz zmieniło się to o tyle, że z biegiem lat zrozumiałem jak olbrzymią hipokryzją jest ślepa wiara w metodę naukową. Takie podejście jest wręcz wewnętrznie sprzeczne. Pamiętam jak kiedyś na zajęciach z metodologii, wykładowca powtarzał nam setki razy, że we wszystko mamy wątpić. Że to absolutna podstawa naukowości. Potem dodał, że jeżeli czegoś możemy być pewni to tylko tzw. metody naukowej. Powiedziałem wówczas, że w nią powinniśmy chyba wątpić w pierwszej kolejności. Co ciekawe zaśmiał się i przyznał mi rację, chociaż na tym się ta dyskusja skończyła:)
Nie chodzi oczywiście o głupkowate zaprzeczanie sensowi metodyki naukowej, ale o uznanie faktu, że rozum jest ograniczony. Każdy naukowiec to wie. Ile razy słyszałem np. Witkowskiego, jak mówił, że nie chodzi o to, że wyklucza się zjawiska paranormalne, tylko że z punktu widzenia nauki nie da się ich udowodnić. I na początku mówił to z pokorą, ale z biegiem czasu zajął się ślepym zwalczaniem wszystkiego, co akademickie. A jeżeli istnieją zjawiska niewytłumaczalne naukowo (a istnieją, i bynajmniej nie chodzi o duchy, tylko o wyższą fizyke), to co? Zaczniemy im zaprzeczać tylko dlatego, że tak wypada? Parafrazując mojego wykładowcę, jeżeli już czegoś możemy być pewni, to że poprawność polityczna nie prowadzi do niczego mądrego i ciekawego. Także bez obaw Stefanie, nawet jeśli część czytelników uzna Cię za bluźniercę, to przynajmniej będzie interesująco i na pewno będzie to olbrzymia wartość dodana w dobie bezmyślnego powtarzania bezmyślnych i bezpiecznych frazesów.
Z Witkowskim chodziło oczywiście o zwalczanie wszystkiego, co nie akademickie :)
Usuń