Ładowanie węglowodanowe, carbcykling
Wiele
osób chwali sobie diety tłuszczowe w połączeniu z weekendowym
ładowaniem węglowodanami. Nie jestem zwolennikiem takiego
podejścia. O ile jeden incydent z większą podażą węglowodanów
nie jest problemem, o ile ich umiarkowane spożycie na co dzień też
nie, o tyle wielkie obżarstwo powtarzające się regularnie przez 2
z każdym 7 dni, to proszenie się o problemy. Jako zaletę tego
rozwiązania podaje się odnowienie zapasów glikogenu. Cóż! Tak
naprawdę glikogen i tak się odnawia w swoim rytmie i nie trzeba go
popędzać. Tym bardziej, że z czasem, gdy organizm przestawi się
na lepsze wykorzystanie tłuszczu na szlaku beta-oksydacji, nie jest
aż tak potrzebny.
Zaś praktyka ładowania sprawia, że fundujemy
sobie nagłe skoki insuliny, co jakby nie patrzeć, zawsze skraca
życie o parę lat, upośledza korzystanie z wspomnianego szlaku
beta-oksydacji, co oznacza, że organizm przestaje dobrze
wykorzystywać kwasy tłuszczowe. Często wszystko wraca do normy
dopiero po 4-5 dniach, a 6 dnia nowe ładowanie. No właśnie...
Jeśli ktoś przypadkiem lub nieprzypadkiem wszedł w stan ketozy, o
czym będzie niebawem, to automatycznie ładowanie wybije go z tego
stanu. Wszystkie te same wady ma carbcykling oprócz wybicia z
ketozy, bo wprowadzając carbcykling na pewno nie wejdzie się w
ketozę. O ile umiarkowana ilość węglowodanów (do ok. 150 gram na
dobę) nie jest zła, o tyle opisywane tu praktyki świadczą tylko o
ciągle pokutującej wierze w magiczną moc węglowodanów do
budowania masy mięśniowej. Podkreślę to jeszcze raz - węglowodany
nie są złe. Nie ulegajmy modzie na ich demonizowanie. Złe są
raczej określone ich formy i nadmierna ilość. To tego musimy się
wystrzegać. W czasie nadmiernej infantylizacji społeczeństwa wiele
osób ma skłonność do popadania w skrajności. Albo 8 gram
węglowodanów na każdy kg masy ciała, albo węglowodany to samo
zło. Nie tędy droga! To samo dotyczy tłuszczu. Fakt, że nie jest
zły, nie oznacza, że należy jeść go bez umiaru. Tak dochodzimy
do ketozy.Ketoza cz. 1
Przyznam
szczerze, że jest to dla mnie wciąż temat otwarty. Podobnie jak
wiele lat temu ostrożnie podchodziłem i badałem kwestię diet
niskowęglowodanowych, tak teraz podobnie podchodzę do ketozy. Być
może za 2-3 lata wypowiem się na ten temat bardziej jednoznacznie i
uznam, że ketoza to najlepsze rozwiązanie dla większości ludzi
lub wręcz przeciwnie, iż należy jej raczej unikać. Póki co mogę
odesłać do tego co pisze Dawid Dobropolski lub dr Greg Ellis.
Właśnie do tych dwóch panów, gdyż łączą trening siłowy z
ketozą. Zaś ich sylwetki mówią same za siebie. Znamienite jest tu
już to, że o wiele trudniej znaleźć kobietę zachwalającą
ketozę, choć i takie się zdarzają. Ważne jest jeszcze jedno.
Niewątpliwie Dobropolski pisze w sposób dość trudny, ale ma tę
zaletę, że unika skrajności i sekciarskiego podejścia do
problematyki ketozy.
Nie
ma wątpliwości, że ketoza sprawdza się w wielu chorobach i
łagodzi ich objawy. Dotyczy to np. padaczki czy stwardnienia
rozsianego. Bynajmniej nie zawsze łatwo jest wejść w ketozę i
zawsze należy brać pod uwagę potrzebny okres adaptacji. Samo
obniżenie ilości węglowodanów i zwiększenie podaży tłuszczu
nie oznacza automatycznie ketozy. O czym za chwilę. Bynajmniej też
ketoza nie jest tożsama z kwasicą ketonową. Kwasica ketonowa
występuje u cukrzyków i jest wynikiem złego funkcjonowania
trzustki, co ogólnie upośledza trawienie pokarmów. Dlatego też do
kwasicy ketonowej prędzej może doprowadzić dieta
wysokowęglowodanowa niźli ketogeniczna.
Do
czego naprawdę potrzebujemy glukozy? Powszechnie się uważa, że
jest niezbędna dla mózgu. W rzeczywistości po adaptacji mózg
dobrze, a niektórzy twierdzą, że nawet lepiej, pracuje na ciałach
ketonowych. Glukozy potrzebujemy dla rdzenia nerek i dla krwinek
czerwonych. Tego do końca ominąć się nie da. Tu znowu odsyłam do
stwierdzenia, że węglowodany nie są złe - zły jest ich nadmiar.
Dobre
przystosowanie organizmu do czerpania energii z tłuszczy nie jest
równoważne ze stanem ketozy. Zaś sama ketoza nie musi
automatycznie oznaczać utraty namiaru tkanki tłuszczowej, czyli
zmniejszenia BF. Trzeba dobrze zrozumieć te dwie zasady nim
zaczniemy zastanawiać się nad plusami i minusami ketozy. W praktyce
oznacza to też, że można całkiem nieźle radzić sobie na diecie
wysokotłuszczowej i korzystać z energii w procesie beta-oksydacji,
a wbrew pozorom nawet na bardzo niskich węglowodanach, wcale nie być
w ketozie! Ketoza też nie oznacza automatycznie całkowitego
wyłączenia innych szlaków metabolicznych. Niektóre nacje, a
czasem niektóre osoby, nie posiadają odpowiednich enzymów i przez
to nie są zdolne do wejścia w ketozę. Mogą dobrze funkcjonować
na diecie tłuszczowej, ale w ketozie nie być. Klasycznym przykładem
są tu Innuici (tzw. Eskimosi).
Należy
w tym miejscu podać przynajmniej najprostszą definicję ketozy.
Takich definicji w sieci jest sporo. Dlatego ograniczę się do
krótkiego stwierdzenia, że ketozą nazywamy stan, w którym
zwiększa się stężenie ciał ketonowych we krwi przy jednoczesnym
stabilnym i niskim poziomie glukozy i insuliny. Organizm przestaje
postrzegać glukozę, jako główny substrat energetyczny i zaczyna
bardziej wykorzystywać ketony. Trzeba dobrze zrozumieć tę
definicję. Ketoza to nie "jem dużo tłuszczu, więc jestem w
ketozie", to nie tyle rodzaj diety co określony stan organizmu!
Świetne zdjęcie ilustracyjne, kto jest autorem? :)
OdpowiedzUsuńTe, jak i większość zdjęć jakie ostatnio zamieszczam pochodzi z:
OdpowiedzUsuńhttps://pixabay.com/
Można je wykorzystywać bez ograniczeń do celów komercyjnych i niekomercyjnych.
Fajna stronka, ładne zdjęcia są :) Może się przydać kiedyś, dzięki za link.
OdpowiedzUsuńA co do tego Eskimosa, to myślałem, że może sam malowałeś... :)