wtorek, 15 maja 2018

Reakcje na stres a motywacja cz. 9


Poczucie kontroli i celowości
Co ciekawe poczucie kontroli zmniejsza napięcie i ogranicza długotrwałe wydzielanie glikokortykoidów. Sam po sobie wiem, że nic tak bardzo mnie nie męczy i nie denerwuje, jak sytuacje, w których jestem bezradny. Gdy nic nie mogę zrobić. Jedynie czekać na to co zrobią inni lub w ogóle przyjąć, że w danej sprawie nic nie da się zrobić. Inaczej jest, gdy czujemy się panami swego życia. Mamy poczucie własnej siły i wartości. Już samo to może poprawić stan zdrowia. Niestety służba zdrowia nie korzysta z tej informacji. Pacjent w poradni, a jeszcze bardziej w szpitalu, staje się przedmiotem. Jemu się tylko poleca zażywać takie a nie inne leki, ewentualnie robi się to za niego. Zostaje "otoczony opieką" i pozbawiony kontroli nad własnym życiem i zdrowiem. Rzadko się zdarza, by lekarz naprawdę konsultował się z pacjentem i wyjaśniał przynajmniej pobieżnie rodzaj terapii. Nie chodzi tu o jakieś skomplikowane wykłady, ale danie człowiekowi poczucia wyboru i kontroli. Mamy zamiast ludzi przypadki. To "woreczek żółciowy", to "złamana noga", to "ten guz". Wiele się też mówi o postawie obywatelskiej, ale póki co większość zbiurokratyzowanych instytucja działa tak, by jak najbardziej pozbawić człowieka autonomii, by go uprzedmiotowić. Żyjemy w świecie aż nadmiernie kafkowskim.

Teraz druga strona medalu. Poczucie kontroli musi być umiarkowane. Nadmierne poczucie kontroli też nie jest dobre. Wydaje się to na pierwszy rzut oka absurdalne, ale tak właśnie jest. Jeśli człowiek ma nadmierne poczucie kontroli, to będzie starał się kontrolować wszystko wokół. Tym samym może uprzykrzać życie nie tylko sobie, ale też innym. Co więcej, będzie czuł się winny, gdy zdarzy się coś zupełnie nieprzewidzianego na co i tak nie miałby wpływu np. wypadek czy inne tragiczne wydarzenie. W takim przypadku nadmierne poczucie kontroli stanie się raczej stresorem. Gdy dojdzie do tragicznych wydarzeń osoby z nadmiernym poczuciem kontroli i przekonaniem, że mogły coś zrobić, podlegają silniejszej reakcji stresowej niż uważające, że nic się nie dało zrobić. Ważna jest więc realna ocena sytuacji. To może też wyjaśniać część zawałów czy wrzodów, jakie występują u osób na eksponowanych stanowiskach (dyrektorów, szefów itp.). Są to zwykle ludzie o nadmiernym poczuciu kontroli. Tu trzeba nadmienić na marginesie, że tzw. mit zestresowanego dyrektora nie do końca jest prawdziwy. Obserwacje dowodzą, że osoba na najwyższym stanowisku w jakiejś instytucji lub firmie nie doświadcza nadmiaru stresu lecz raczej przyprawia o wrzody i inne skutki długotrwałego stresu swoich bezpośrednich podwładnych, czyli zarządzających średniego szczebla. Dzieje się tak, gdy szef jest apodyktyczny i jednocześnie sam niechętnie podejmuje się realnej odpowiedzialności za cokolwiek.


Podobnie rzecz ma się z przewidywalnością. Każdy z nas w jakimś stopniu lubi przewidywać co się stanie. Chcemy wiedzieć co nas czeka. Skrajnym i - trzeba to przyznać - głupim przejawem takiej tendencji jest poszukiwanie wiedzy o przyszłości w horoskopach czy u wróżek. Jeśli jesteśmy w stanie przewidzieć jakieś przykre wydarzenie lub zagrożenie, zwykle reagujemy na nie spokojniej. Chyba, że mamy tendencje do nadmiernego zamartwiania się. Może też być tak, że jeśli otrzymamy informację o jakimś nadchodzącym bardzo poważnym stresorze - to tylko nasilmy niekorzystne reakcje naszego organizmu. Nadmierna przewidywalność prowadzi też do znużenia i poczucia bezcelowości. Każdy z nas czasem lubi niespodzianki.


Niewątpliwie wytyczony w życiu cel pozwala lepiej radzić sobie z różnymi przeszkodami. Już samo poczucie bezcelowości życia jest bardzo silnym stresorem. W zasadzie jest to jeden z wyznaczników depresji. Często łączy się poczucie celu z religijnością, ale sam spotkałem się z wieloma osobami głęboko religijnymi i jednocześnie pogrążonymi w depresji. Trudno jest jednoznacznie określić jak odnaleźć cel czy też sens życia. Niektórzy - zwykle ci mniej inteligentni - nie zadają sobie tego pytania i pozornie żyje im się dobrze. Tyle tylko, że do czasu. W późniejszym wieku pojawia się rozgoryczenie. Czasem, gdy cel dla którego się żyło nagle przestaje być wiarygodny np. rozczarowanie jakąś ideologią, której poświęciło się sporo lat życia, także pojawia się smutek, a niekiedy i depresja. Dlatego też nim się czemuś poświęcimy warto racjonalnie i krytycznie ocenić, czy naprawdę warto. Choć cel jest w życiu ważny, to czasami - moim zdaniem - lepiej po prostu cieszyć się życiem niż oddać w służbę mętnym ideom. Aż się prosi, by w tym miejscu zacytować mistrza aforyzmów i krótkich fraszek - Sztaudyngera: "Módl się i pracuj. Ty zostaniesz biedny, a inni się wzbogacą".

Obwinianie i dobre rady
Niebezpieczne jest też bezkrytyczne podchodzenie do teorii o tym, że taka czy inna choroba to wynik nieumiejętności radzenia sobie ze stresem. Innym przykładem może tu być twierdzenie, że ktoś dostał raka, bo nie umiał komuś przebaczyć lub uporać się z przeżyciami z dzieciństwa. Nawet jeśli takie stwierdzenia zawierają ziarno prawdy, to trzeba być z nimi bardzo ostrożnym. Łatwo wzbudzić poczucie winy u chorego. Każda choroba ma zwykle wiele przyczyn i nie wolno wszystkiego zwalać na stres lub zaniedbania chorego.
Tak samo rzecz ma się z sytuacjami skrajnymi. W sytuacji poważnych katastrof na nic się zdają wszelkie techniki radzenia sobie ze stresem. Pewne rzeczy trzeba przeboleć i nic nie pomoże wówczas racjonalne argumentowanie. Jeśli komuś umarł ktoś bliski to nie tłumacz mu, by się uspokoił, bo mu się nadmiernie podniesie poziom kortyzolu. No właśnie! Nie wolno - szczególnie w dramatycznych sytuacjach, gdy ktoś naprawdę cierpi - zarzucać ludzi dobrymi radami. To zwykle tylko jeszcze bardziej pogłębia reakcje stresowe. Pisałem już kiedyś - za Tomaszem Witkowskim - że tzw. pomoc psychologiczna po różnych katastrofach bardziej szkodzi niż pomaga. Naprawdę w obliczu wielkich tragedii nikomu nie jest potrzebny ekspert zarzucający człowieka książkowymi mądrościami. Nawet ktoś kto wysłucha, bo zwykle wtedy nie ma się ochoty na mówienie.
Wsparcie społeczne i bliskość również mogą stać się kijem o dwu końcach. Zawsze są ludzie, z którymi akurat niekoniecznie chcemy przebywać - szczególnie, gdy jest nam źle. Nawet osoby najbliższe nie w każdej sytuacji będą mogły pomóc, a może się zdarzyć, że będą przeszkadzać. Bywa tak, że potrzebujemy czasu spędzonego w samotności. Po to, by ochłonąć. Po to, by sobie wszystko na spokojnie poukładać w głowie. Dopiero po takim okresie odsunięcia od ludzi będziemy mogli skorzystać z dobrodziejstw, jakie niesie bliskość. Dużo zależy od temperamentu i sytuacji życiowej danej osoby czy specyfiki relacji. Nie ma w tej dziedzinie złotych reguł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz