@Reda: "Czy naprawdę nie dopuszczasz prawdy, że te firmy od big data to nie są jakieś niezależne firemki, ale operacje rządòw/państw/wyższychNiedemokratycznych grup interesu?"
Należy zadać tu bardzo proste pytanie - a nawet jeśli, to co z tego? Co to dla mnie zmienia? Co mogę zmienić? Po co mam to zmieniać? Mój telefon, profile społecznościowe i aplikacje też mnie śledzą, ale sam się na to godzę, bo suma zysków i strat jest na plusie. Tak długo, jak światem rządzi pieniądz, a nie ideologia, czuję się bardzo bezpieczny ;-) Gillette ostatnio chciał wmusić facetom przekonanie, że kierują się wyłącznie fiutem i co? Sprzedaż spadła drastycznie, a konkurencja to pięknie wykorzystała. I już więcej nie fikną z jakąś urojoną ideologią, bo można mieć swoje własne, silne przekonania, ale jak pieniędzy w portfelu brak to nagle każdy sięga po rozum do głowy.
No tak... "Niech na całym świecie wojna, byle polska wieś spokojna". Szare podejście szarego człowieka o szarych oczach, jak mawia prof. Mikołejko. "Nie obchodzi mnie w jaki sposób funkcjonuje świat, dopóki ja nie muszę znosić z tego powodu żadnych konsekwencji". Tylko w takim razie po co zabierać głos w dyskusji? Boli Cię, że Reda pisze rzeczy, które nie mieszczą się w głowie "normalnie" myślącemu człowiekowi? Nie żebym się z nim zgadzał, dałem już chyba temu wyraz, ale bawi mnie, że pisząc o braku ideologii w otaczającej nas rzeczywistości, jednocześnie stosujesz się do jednego z jej podstawowych dogmatów. To pokazuje, że jesteś tak głęboko tą ideologią przesiąknięty, że nawet nie zdajesz sobie sprawy z jej istnienia :)
Artykuł jest może bardziej ogólny i nie tylko o tym, ale warto zacząć od jego lektury http://www.tlustezycie.pl/2014/02/choroby-autoimmunologiczne-w-praktyce.html
Dziennik mogę założyć. I tak jest spora rotacja. Niektóre osoby po jakimś czasie znikają, inne po latach wracają itp. :) Napisz w dzienniku coś więcej o sobie. Stan zdrowia, dotychczasowe treningi, żywienie i reszta.
Niestety najczęściej ani rolety, ani zasłony nie dają całkowitego zaciemnienia. Dużo zależy od materiału. Jakimś pomysłem jest też je połączyć. Roleta plus gruba, duża, ciężka zasłona powinny razem pozwolić uzyskać pożądany efekt. Mam z tym doświadczenia bo sam długo się użerałem z tym, że w moim pokoju było nocą po prostu jasno. Potem, kiedy zamieszkałem z partnerką, która przez jakiś czas bała się spać w ciemności, musiałem to odpuścić. Nie trzeba się tym zresztą tak bardzo przejmować dopóki światło jest słabe i mocno rozproszone. Najgorsze dla jakości snu są punktowe, jaskrawe źródła takie jak diody, lampy, uliczne latarnie itd.
Polecam zapaski na oczy, zatyczki do uszu, ograniczenie 1h przed snem niebieskiego światła ekranów, albo przynajmniej ściągnięcie apki która dostosowuje go do pory dnia, dla prawdziwych geekow są jeszcze specjalne okulary 😊
Jesteś już na takim etapie, że warto zacząć ćwiczyć łydki. Nie należy ich raczej przemęczać na początku, ale po paru latach warto zacząć ćwiczyć. Chyba, że i bez tego dobrze rosną.
Na pewno warto włączyć do planu wspięcia na śródstopie, by przećwiczyć je w pełnym zakresie, który często nie jest w normalnym życiu wykorzystywany. Niemniej na masę łydek to nie jest jedyna droga, wręcz dla wielu niewystarczająca. Wspomniałeś o rowerze. Sprinty na rowerze, ciężkie podjazdy pod górę dobrze rozwijają łydki. Można to też robić na stacjonarnym. Tyle, że musi być naprawdę ostro. Inna możliwość to marsze z obciążeniem, najlepiej pod górę.
Skoro już zapraszasz na filmy, to faktycznie przyznaj się na jakie. Mam nadzieję, że nie komedie romantyczne. :)
To akurat jest bardzo funkcjonalne. Zrób sobie ze 3 razy w tygodniu sprinty na rowerze, albo ostre podjazdy pod górę i sam zobaczysz. Łydki są albo przynajmniej powinny być - bardzo silne i wytrzymałe. Dlatego sam przysiad na pewnym etapie nie wystarczy, bo nim mocno zmęczysz łydki padną wcześniej inne mięśnie. Natomiast, jak dodatkowo przetrenujesz łydki i piszczelowe, to i z czasem wynik w przysiadzie się poprawi.
Popadasz w skrajności, a to zawsze niebezpieczne. Jedni robią tylko izolacje albo trenują na maszynach, a drudzy uznają tylko przysiad i MC. Tak jakby główne ćwiczenia nie potrzebowały czasem uzupełnienia w celu wyrównania dysbalansu. Nie namawiam Cię do treningu kondycyjnego, tylko do sprintów - najlepiej na rowerze stacjonarnym. Dobry stacjonarny rower, bez żadnych elips i innych udziwnień. Wsiadasz na 5-10 minut i starasz się zapychać jak najszybciej potrafisz. Nie bój się, jeśli poza tym robisz przysiady to takie mocniejsze pobudzenie łydek przełoży się także na przysiad. Układ nerwowy dzięki temu będzie mógł mocniej zaangażować łydki w przysiadzie czy MC. Tylko uwaga, na początku wyniki w tych ćwiczeniach mogą trochę spaść dopóki nie przyzwyczaisz łydek do nowej aktywności.
Zobacz to co napisałem powyżej. Na początku, jeśli zaczniesz tak trenować łydki, Twój wynik zapewne spadnie w tych ćwiczeniach. Po pewnym czasie pójdzie w górę. Widziałem już kilka takich przypadków.
Moja firma robi sos na bazie takiego oleju do hiszpanii, zapytania były o majonez, bo u nich rzepak (tak samo we włoszech - ale oni tylko słonecznikowy jedzą), to się do aut leje, a nie je :) wiadomo, że rzepakowy i słonecznikowy nie są zdrowe, ale może lepsze od sojowego
Na mainstreamie poza pisaniem imfantylnych pierdół głównie kopiuje się treści z innych źródeł, więc można tam znaleźć wszystko. Raz marchewki są zdrowe, innym razem rakotwórcze, a o mięsie to już można znaleźć dosłownie wszystko. Odnoszę wrażenie, że oaoby decysujące o treści artykułów kierują się już wyłącznie ich potencjalną klikalnością. Dlatego raz na jakiś czas warto wrzucić obrazoburczy artykuł w którym okazuje się, że jednak mięso jest zdrowe albo, tak jak tutaj, że taki czy taki olej szkodliwy albo dobry.
Od czego dostaje się zapalenia wyrostka? Właśnie jestem po operacji usunięcia. Jaki wpływ na dalsze życie będzie miało usunięcie wyrostka? Ile przerwy od siłowni? Basen po 2 tygodniach od operacji? Sauna?
Do zapalenia wyrostka dochodzi, kiedy z jakiegoś powodu powstaje w nim ostry stan zapalny, co może być wywołane np. zakażeniem bakteryjnym, pasożytami, odkładaniem się w nim treści pokarmowych czy przerostem tkanki łącznej. Generalnie większą szansę na zapalenie mają osoby, które się kiepsko odżywiają, ale zasadniczo może się to zdarzyć każdemu. Jaka była przyczyna u Ciebie, to pytanie do lekarza, który przeprowadzał operację podobnie jak pytanie o wskazania i zalecenia pooperacyjne. Tak ogólnie to można tylko stwierdzić, że raczej sama operacja (o ile nie było żadnych komplikacji) raczej nie dyskwalifikuje do uprawiania sportu, nawet wyczynowo. Przykład himalaistów czy polarników, którzy przeprowadzają ją profilaktycznie przed długimi wyprawami. Słyszałem podobne historie dotyczące astronautów, ale nie wiem czy są prawdziwe. Wiem tylko, że Hermaszewskiemu wycięli profilaktycznie migdałki :) Z drugiej strony jeśli lekarz bez bardzo konkretnego powodu zabroni Ci po takiej operacji uprawiania jakiegokolwiek sportu, a już zwłaszcza ćwiczyć na siłowni, to warto rozważyć, czy lekarz przypadkiem nie jest idiotą. W najgorszym wypadku (podkreślę jeszcze raz: o ile nie było komplikacji) możesz potrzebować rehabilitacji pod okiem fizjoterapeuty przed powrotem do pełnej aktywności.
Dużo zależy od tego, jak u kogo się goi po operacji. Na pewno kilka tygodni przerwy warto zrobić. Bez wyrostka można spokojnie żyć i funkcjonować, choć wcale nie jest tak całkiem niepotrzebny jak twierdzą niektórzy. To magazyn potrzebnych bakterii, które są wyrzucane do jelit w przypadku zmniejszenia mikrobionu na skutek np. antybiotykoterapii, biegunki itp. Sport jak się wszystko wygoi spokojnie możesz uprawiać.
Zobaczysz, czy coś będzie bolało. Na pewno na początek nie szalej. Jakiś "lekki" basen, jeśli nie będzie odczuwalnych dolegliwości - może być. Z sauną bym poczekał nieco dłużej. Tak z miesiąc przynajmniej.
Jeśli faktycznie google zabroni mi pisania o mięsie, to będę musiał zamknąć tego bloga i zakończyć współpracę. Już raz skończyłem współpracę z HW z powodów częściowo ideologicznych. Teraz też mogę.
Nie mam ochoty dać się zastraszać. Manipulacja polega na wyszukiwaniu tematów do zastraszania ludzi: - najpierw był gniew boży - potem wojna atomowa - teraz mamy terrorystów, ale jak widać za słabo się spisują, bo trzeba było dodać efekt cieplarniany i ograniczanie spożycia mięsa.
Tak więc swoimi wpisami tylko napędzasz panikę i tak naprawdę robisz to samo co Greta. Manipulacja nie polega tyko na propagowaniu czegoś, ale też na doprowadzaniu przeciwników do ekstremum, by przekonać tłumy jacy to wszyscy myślący inaczej, to oszołomy.
Nawet najbardziej obiektywne informacje przedstawione w odpowiednim świetle i w odpowiednim kontekście służą manipulacji. Osobowość dogmatyczna nie polega na wymyślaniu faktów, ale na interpretowaniu prawdziwych w określony sposób. Sam pomyśl, co tak naprawdę wynika z przytoczonych tu informacji? Pojawiły się plany wprowadzenia podatku od mięsa. 1. Nie wiadomo czy to w ogóle przejdzie. 2. Jeśli przejdzie nie wiadomo czy poszczególne kraje UE, w tym Polska, to ratyfikują. 3. Jeśli nawet, wciąż nie wiadomo jaka będzie forma takiego podatku i na ile realnie wpłynie na ceny mięsa. 4. Nawet jeśli mięso zdrożałoby o 10-20% (bo o takim rzędzie wartości mówią pomysłodawcy podatku), raczej nie sprawi to, że nagle mięso stanie się towarem luksusowym.
Słowem, dość długa droga od (rzuconego najpewniej w charakterze zasłony dymnej, jak to często bywa w takich przypadkach) pomysłu wprowadzenia podatku od mięsa, do konieczności szukania źródeł białka w mrowisku za domem. Nie, to o czym piszesz nie jest ani nieprawdą, nie wymyślasz fałszywych informacji, ale interpretujesz je w sposób niesamowicie tendencyjny, wszędzie doszukujesz się spisków i zagrożeń. Jak do tego dodać to, co wcześniej pisałeś o zorganizowanych, tajemniczych grupach rządzących światem, które tym wszystkim sterują, to wychodzi kompletna definicja wspomnianej osobowości dogmatycznej. Nie mówię "idź się leczyć", bo, jak już jakiś czas temu wspomniałem, nie uważam, żeby Twój sposób myślenia był całkiem bezwartościowy, ale szczerze radzę Ci rozważenie, czy nie ma w tym ziarnka prawdy. Tu nie chodzi o żadne personalne wycieczki, czy ocenianie kogoś. Osobowość dogmatyczna to tak naprawdę nie typ charakterologiczny, ale raczej przyjęty sposób myślenia i widzenia świata. Samo w sobie wcale nie jest to takie złe, co więcej, bardzo dużo ludzi ma do tego skłonności, ale naprawdę poważnie utrudnia to obiektywne i realistyczne ocenianie faktów i wyciąganie wniosków na ich podstawie.
Widzisz, ja naprawdę nie miałem na myśli niczego personalnego. Po prostu uważam, że sposób Twojej argumentacji, konstruowania argumentów i przede wszystkim wyciągania wniosków oraz odwoływanie się do spiskowej teorii działania świata mają silne znamiona myślenia dogmatycznego. W tym naprawdę nie ma nic osobistego. Celowo starałem się tak skonstruować moją wypowiedź, żeby nie określać Cię żadnymi pejoratywnymi określeniami. Odwoływałem się przy tym wyłącznie do tego, co sam napisałeś, więc nie ma w tym argumentów ad personam, chyba że traktujesz jako argumenty ad personam krytykę wykazującą błędy i brak logiki w Twoim rozumowaniu, ale w takim przypadku pokazujesz po prostu, że nie rozumiesz o co chodzi. Jednocześnie sam napisałeś trzy komentarze, w których aż roi się od tego środka erystycznego. Co więcej, w praktycznie każdej dyskusji używasz głównie takich argumentów, nie tylko ad personam, ale też wielu innych. Nie wiem czy to kłania się Twoja dawna fascynacja NLP czy to taki naturalny talent, ale faktem jest, że dyskutując bardzo rzadko potrafisz wyprowadzić konsekwentny i logiczny wywód i udowodnić jakieś wnioski. Dużo częściej rzucasz raczej uogólnionymi tezami, odwołując się do poczucia lęku i jednocześnie rozpraszasz swoich oponentów zarzucając ich mnóstwem pozornie związanych z tematem pytań, udając miłego podczas gdy tak naprawdę kogoś obrażasz i bezczelnym ignorowaniem punktów w których Twoje rozumowanie nie może się obronić. A najlepsze jest właśnie to, że kiedy ktoś Ci to wypomina, zamiast zastanowić się nad własną postawą, odpowiadasz jeszcze bardziej zmasowanym atakiem. To naprawdę aż dymi absurdem.
Domagasz się konkretów, jednocześnie samemu ignorując fakty i przytoczone argumenty, a odwołując się do wiary w nieudowodnione wnioski z wybranych faktów. Domagasz się szacunku i braku personalnych wycieczek, jednocześnie obrażając rozmówców. Domagasz się podejmowania z Tobą dyskusji, jednocześnie uciekając z niej za każdym razem, kiedy Twoje racje nie dają się obronić. Czy trzeba dodawać coś więcej?
Nie chodzi o przypisywanie nikomu łatek w rodzaju "dogmatyk" czy "atencjusz", tylko o wskazanie pewnych schematów w wyciąganiu wniosków i argumentowaniu, które mają silne znamiona tzw. myślenia dogmatycznego. Wbrew insynuacjom Redy, daleki jestem od tego, żeby kogokolwiek diagnozować na podstawie tego, co gdzieś napisał. Tzw. osobowość dogmatyczna to bardzo złożony problem i istnieje mnóstwo różnych koncepcji na ten temat, począwszy od Fromma, przez Adorno aż po bardziej współczesnych w rodzaju Altemeyera czy spośród Polaków, Korzeniowskiego. Panuje generalnie zgoda, że autorytarność czy dogmatyzm to normalne cechy, tylko jedni mają je mocniej nasilone, a inni słabiej. Temat jest bardzo ciekawy, zwłaszcza w ujęciu społecznym, ale nie daje narzędzi do stawiania diagnoz internetowych. Inna sprawa z myśleniem spiskowym. Na podstawie sposobu narracji, przedstawiania argumentów i wniosków można się pokusić o pewną generalizację. Chodzi w końcu nie o analizę czyjejś osobowości, tylko jej sposobu myślenia. Jeśli ktoś operuje na sztywnie przyjętym modelu świata, opartym na silnym przekonaniu, że steruje nim jakaś niewielka, zorganizowana i przede wszystkim tajna albo przynajmniej bliżej nieokreślona grupa, a do tego w normalnych zjawiskach społecznych doszukuje się celowych działań tejże grupy, zmierzających do umocnienia ucisku, to można przyjąć, że mamy do czynienia z czymś takim, zwłaszcza jeśli wszystkie argumenty tej osoby wyłącznie potwierdzają przyjętą tezę (brak dystansu i niechęć do podważania dogmatów). Nie znaczy to oczywiście, że każdy, kto mówi o jakimś spisku czy nadużyciach kłamie. Spiski, oszustwa i przekłamania w nauce czy polityce istnieją i mają się dobrze, ale stąd naprawdę daleko do uznania, że światem rządzi jakaś niewielka grupka złych ludzi. Takie "zarządzanie" nie byłoby zresztą możliwe przy obecnej skali skomplikowania systemu światowej gospodarki, o czym już kilka razy pisałem. A teraz, co widać w kolejnych odsłonach dyskusji, odkąd Reda uznał za stosowne zostać heroldem (lub jak sam to ujmuje messengerem) apokalipsy, dołączyła do tego jeszcze dość prymitywna, choć dobrze wyuczona erystyka. Inna sprawa, że to zawsze była specjalność Redy, ale wydawało mi się, że od jakiegoś czasu pisał z trochę większym sensem. Teraz widzę, że się niestety myliłem. Prosi o "konkrety" i wypisuje farmazony o rzekomym ignorowaniu problemu i klapkach na oczach (jednocześnie samemu bawiąc się w diagnostę i orzekając, że u mnie i Stefana wystąpił dysonans poznawczy, który uniemożliwia nam przejrzenie na oczy), a nie rozumie, że dyskusja z nim oznaczałaby przyjęcie tych wszystkich reguł erystycznej dyskusji. A może właśnie rozumie i próbuje nas do tego zmusić. W ostatnim komentarzu wyliczyłem kilka sztuczek erystycznych, które stosuje, a jest tego dużo więcej.
Należy więc się zastanowić, czym jest erystyka w dyskusji? Ano oszustwem. Próbą uzyskania przewagi nie merytorycznie, a poprzez manipulację. Nie ma znaczenia logika i siła argumentów, dopóki publiczności się wydaje, że ktoś ma rację. Czy podejmuje się więc dalszą grę z oszustami? Czy jeśli widzi się, że przeciwnik kantuje, to dalej rozdaje się karty i usiłuje pokonać go uczciwymi metodami? Nie! Mówi się takiemu paszoł won i ignoruje dalsze zaczepki.
Smażenie na smalcu a utleniony cholesterol - co o tym sądzicie? Dotychczas smażyłem na smalcu i czasem na maśle klarowanym. Coraz więcej badań jednak zwraca uwagę na fakt, że o ile tłuszcze nasycone i jednonienasycone są stabilne chemicznie i mają relatywnie wysoką temperaturę dymienia, tak zawarty w nich cholesterol jest niestabilny i silnie się utlenia, a to już jest szkodliwe. Co więcej, ostatnio gdzieś na YT przewinęło mi się badanie, w którym nad wyraz korzystnie w smażeniu wypadła oliwa, bo o ile jest to tłuszcz jednonienasycony, tak zawarte w nim przeciwutleniacze chronią go przed utlenianiem. Macie może jakieś kontr-informacje na ten temat?
Przypadkiem nie jest to kolejny "naukowy" sposób na straszenie cholesterolem? Oliwa z oliwek, już trafiając do Twojego domu jest na 90% utleniona. Wystarczy, że trochę dłużej postoi na półce w sklepie. Jak dla mnie oliwa nawet na zimno smakuje obrzydliwie, a na samą myśl o smażeniu na niej robi się niedobrze.
Właściwie to pojawiły się dwa nowe filmy, jeden polemizujący z drugim, pierwszy w praktycznie całkowitej opozycji do smalcu i masła, drugi je broniący. Najwyraźniej należy przyjąć, że smażenie na czymkolwiek jest niezdrowe, pytanie co nas zabije szybciej :)
W zasadzie tak. Im mniej smażenia tym lepiej, ale od czasu do czasu może być. Przy czym jednak przychylam się do smażenia na smalcu ewentualnie maśle klarowanym. Co ciekawe, tak jak ciągle zaniża się normy cholesterolu, tak o jakiegoś czasu podwyższa się w różnych publikacjach punkt dymienia oliwy. Już samo to powinno dać do myślenia.
A czy takie masło jest dopuszczalne do przygotowania jajecznicy: https://www.ceneo.pl/41202851#tab=spec ? Codziennie tak przyrządzam już z 6 czy 7 lat. Zmienić na smalec albo na klarowane?
Czytałeś opnie? Podobno jest już oszukiwane i zaczęło smakować na margarynę. Osobiście go nie używam, więc nie wiem. Jeśli robisz jajecznicę na zwykłym maśle to trzeba bardzo uważać i szybko wbijać jajka, by się nie zaczęło palić. Oczywiście gotowane jajka zawsze będę lepsze i zdrowsze.
Tak czytałem. Odpuszczę sobie w takim razie jajecznicę, będę gotował jajka. A jakie masło byś polecił do "kanapek" składających się z mięsa i mniejszej ilości sera żółtego? Masz jakiegoś sprawdzonego, wiarygodnego producenta? Dzięki. Pozdrawiam.
Trudno coś polecać, skoro ciągle się coś zmienia. Coś co wczoraj było ok, dziś jest już gorsze :) U mnie w domu zwykle używa się masła z mlekowity i póki co chyba jest w porządku.
Druga kwestia, że opinii tam było raptem 3. Jeżeli chodzi o skład to jest tam 83% tłuszczu tylko mlecznego. https://www.frisco.pl/pid,2814/n,sobik-oselka-gorska---maslo-extra/stn,product
Nie obawiałbym się jedzenia jajecznicy na maśle, o ile robi się ją krótko i na małym ogniu. Rozpuszczone masło miesza się z jajkami i nie trzeba wcale wysokiej temperatury, żeby ściąć białko. Druga sprawa, że masło, o ile jest masłem, a nie jakimś miksem, jest dość dobrze chronione prawnie, więc raczej powinno być wszystko w porządku.
W pierwszym filmie pani mówi o szkodliwości tłuszczów nasyconych. Żadne uczciwie przeprowadzone badania tego nie potwierdzają. Już Lutz pisał o tym skąd się wzięło to przekonanie, z badań robionych na królikach!
Pamiętam, jak kiedyś w dzieciństwie "zdrowotnie" postanowiłem podgrzać sobie pierogi ruskie (do dziś moja ukochana potrawa, chociaż ze względu na dietę jem je bardzo rzadko) na oliwie zamiast na maśle. Jeden jedyny raz musiałem po prostu wyrzucić jedzenie, bo dosłownie nie byłem w stanie tego przełknąć. Natomiast jako dodatek do sałatek tak oliwa, jak i kilka innych olei (np. z dyni) bardzo mi smakują, chociaż trzeba wiedzieć jak je doprawić. No i musi to być produkt wysokiej jakości. Świeży, w ciemnej, szklanej butelce, odpowiednio przechowywany itd.
Stefanie, w jaki sposób może zareagować organizm przeciętnej zdrowej osoby, która przez dłuższy czas prowadzi porządną dietę paleo z niskimi węglami na jednorazową zwiększoną podaż węglowodanów? Nie chodzi mi przy tym o żadne obżarstwo czy słodycze, tylko o zjedzenie np. 200-300g węgli ze zdrowych źródeł. Czy coś takiego będzie raczej pozytywne czy negatywne dla organizmu? A może po prostu obojętne? Mowa oczywiście o dłuższej perspektywie, a nie o rakich następstwach jak chwilowa senność po posiłku, czy zwiększone zatrzymywanie wody w ciele. Czy jest szansa, że ktoś, kto robiłby tego rodzaju ładowanie powiedzmy raz albo góra dwa razy na miesiąc mógłbgy osiągnąć lepsze rezultaty niż bez tego? Żeby rozważania były uczciwsze pomińmy też czynnik psychologiczny wynikający z pozytywnego oddziaływania zjedzenia czegoś dobrego z przyjaciółmi czy rodziną. Tak naprawdę nie da się tego oczywiście całkiem rozdzielić, ale chodzi mi o sam wpływ dodatkowych węgli na diecie niskowęglowej.
Dużo zależy od organizmu i indywidualnej przemiany materii, ale ogólnie raczej - o ile nie będzie to za często - powinno zadziałać pozytywnie. Daje czasem szansę na przełamanie stagnacji w treningach. Na pewno po jednym razie nie zakłóci się beta-oksydacji, ani nie spowoduje zwiększenia tkanki tłuszczowej. U niektórych coś takiego pojawia się dopiero po ok. 3 dniach obżarstwa. Stąd potem płacz, że ktoś przytył w święta ileś tam kg :) Natomiast popularne ładowanie ww co tydzień wydaje mi się bezsensowne. Tu już łatwo wybić z metabolizmu tłuszczy i zakłócić cały proces. Jak to niektórzy piszą o 5 dniach keto a potem 2 ładowania ww - to po prostu nie mają pojęcia o czym mowa.
Stefanie, nie chcę się w żaden sposób rozporządzać, ale myślę, że Reda doszedł do takiego poziomu, że należałoby zacząć usuwać tego rodzaju komentarze. Nie chodzi mi nawet o to, że są obraźliwe i nic nie wnoszą, bo do tego już się zdążyłem przyzwyczaić, ale to próba wciągnięcia w tak prymitywną dyskusję, że aż odczuwam fizyczny ból, kiedy na to patrzę. Oczywiście to Twoja decyzja, ja się już w każdym razie nie mieszam dłużej w takie wymiany.
Też nad tym myślałem. Reda wprawdzie na pewnych etapach sporo wniósł na moje blogi, ale zdarza mu się przeginać i to mocno. Powiedzmy, że ten jeszcze zostawię, by było wiadomo o co chodzi, ale kolejne takie będę już usuwał. Nie chcę wprowadzać cenzury, ale jakiś poziom musimy trzymać. :)
Dzięki. Absolutnie nie proszę o wprowadzanie żadnej cenzury. Uważam, że każda opinia, nawet głupia i nieuzasadniona, ma święte prawo zostać wyrażona i poddana dyskusji. Problem pojawia się jedynie, kiedy ktoś, w jakimś sobie wiadomym celu, zaczyna kłamać, pluć i manipulować dyskusją, bo wówczas niewiele się to różni od prymitywnych trolli internetowych.
Dlatego lubię co jakiś czas podważać swoje dotychczasowe przekonania, jak np. smażenie na smalcu i maśle, spożywanie dużych ilości witaminy C etc. ;-) Nigdy nie wiadomo, kiedy człowiek zapędzi się za daleko, zabunkruje i straci resztkę obiektywizmu.
Cześć, minęło ponad 2 tygodnie od wycięcia wyrostka. Rana się zagoiła, ostatnie strupeczki schodzą. Nie odczuwam żadnych dolegliwości podczas poruszania się. Wróciłem też do właściwego odżywania i również nie ma żadnych problemów. Jedyne co mnie martwi to brak czucia w miejscu cięcia. Pytanie za 100pkt - co myślicie o powrocie na siłownię i jakimś lekkim treningu bez zbytniego angażowania brzucha? Jakie ćwiczenia byście proponowali? Boję się o angażowanie brzucha żeby nie doszło do przepukliny. Każda uwaga mile widziana.
Z czasem będziesz musiał zaangażować brzuch. Jakby nie było to właśnie ćwiczenia angażujące m. brzucha zabezpieczają przed przepukliną, a nie odwrotnie. Tym niemniej 2 tyg. to jeszcze za krótko by szaleć. Na Twoim miejscu spróbowałbym ćw. złotych, ale ze sporym zapasem sił. Na razie rampy do 50% możliwości. Taka spokojna rozgrzewka. Zobaczysz, jak organizm zareaguje. Jeśli dobrze, to po kolejnych 2 tygodniach można nieco zwiększyć intensywność. Do pełnego treningu wróciłbym po jakichś 2 miesiącach od operacji, a nawet trzech.
Jeśli mogę coś zasugerować, to wykorzystałbym ten czas na poprawę techniki i mobliności. Najlepiej gdybyś znalazł dobrego fizjoterapeutę, znającego się na treninhu siłowym i poprosił o zrobienie przeglądu sylwetki pod tym kątem, a potem stopniowo szlifował technikę tak, żeby po tych 2-3 miesiącach była na najlepszym możliwym poziomie. Fizjo będzie też umiał ocenić, w którym momencie można będzie zwiększyć intensywność treningów i zacząć dorzucać na sztangę. Tak naprawdę najbardziej prawdopodobną konsekwencją zbyt szybkiego powrotu do treningów wcale nie jest przepuklina. To też, ale największe ryzyko wiąże się z tym, że podświadomie oszczędzając mięśnie brzucha, organizm na inne sposoby kompensowałby to w czasie ćwiczeń. W efekcie doszłoby do dysbalansu siłowego, pogorszenia mobilności, a z czasem problemów z progresem i kontuzji, których związku z operacją nawet byś już nie podejrzewał. Także o wiele ważniejsze od tego, żeby na siłownię wrócić szybko jest żeby wrócić na nią poprawnie.
Dziękuję Wam za pomoc. Taki też mam plan, lekki trening + technika i mobilność. O fizjo nie pomyślałem. Może dlatego nie pomyślałem, że w swoim życiu przerobiłem ich dziesiątki i jeszcze nigdy nie trafiłem do konkretnego specjalisty.. Jeżeli mielibyście kogoś godnego polecenia w Warszawie lub okolicy to chętnie bym się wybrał.
Osobiście mogę polecić tylko na terenie Krakowa, ale spytałem mojego fizjo czy zna kogoś w Warszawie i powiedział, że bardzo sensowny jest Maciek Namiota. Poniżej link do jego strony na FB. Jeśli skorzystasz z jego usług, daj proszę znać jak wrażenia :)
Mimo wszystko szkoda, że to musiało dojść do takiego punktu. Odkąd pamiętam mieliśmy z Redą kosę, ale bynajmniej nie cieszyłbym się, gdyby osoba, która bardzo aktywnie współtworzyła środowisko DS, a wcześniej HW po prostu zniknęła z bloga. Tak jak napisał Stefan, na swój sposób Reda potrafi dużo wnosić i na pewno nie jest osobą przeciętną. Czasami dobrze jest też spojrzeć na świat z kompletnie innego niż zwykle punktu widzenia, choćby wydawał się szalony. Problemem nigdy nie były poglądy Redy, tylko sposób ich wyrażania, w którym, tak jak w tej dyskusji, umiał zagalopować się tak daleko, że zaczynał sprowadzać się do obrażania oponentów. Ze swojej strony zawsze będę otwarty na każdą merytoryczną dyskusję, ale nie mam ochoty wdawać się więcej w prymitywne erystyczne przepychanki.
Stefanie, jak uważasz, czy w czasie typowego przeziębienia czy grypy powinno się rzeczywiście spędzać większość czasu w łóżku i nie podejmować żadnego wysiłku? Szczególnie, czy powinna tak robić osoba na codzień bardzo aktywna? Nie chodzi mi oczywiście o robienie treningów w czasie choroby, ale czy jakaś bardzo lekka aktywność nie byłaby właśnie wskazana, żeby wspomagać proces leczenia? Kilka czynników ma tu duże znaczenie i na pewno trzeba wziąć pod uwagę kwestie psychologiczne, to jest kojarzenie leżenia w łóżku z chorobą, a ruchu ze zdrowiem (czyli potencjalny efekt placebo), oraz fakt pobudzania krążenia i lekkiego przyspieszenia wymiany materii podczas ruchu. Jak myślisz, które podejście będzie w czasie grypy bardziej skuteczne? Tydzień leżenia pod kołdrą i picia ciepłej herbaty, czy raczej w miarę normalne funkcjonowanie ale bez specjalnego przeciążania organizmu? Tak czy siak przeziębienie potrwa oczywiście tydzień :)
Tu trzeba wyraźnie odróżnić przeziębienie od grypy. To nie to samo. Przeziębienie to stosunkowo lekka dolegliwość. Natomiast grypa jest dość poważnym. Przy czym - wbrew medialnym nagonkom - grypa jako taka zdarza się o wiele rzadziej. W przypadku przeziębienie wystarczy 1-2 dni w łóżku, a potem można zacząć lekką aktywność. Natomiast przy grypie warto jednak poleżeć dłużej, by nie pojawiły się powikłania. Nie byłbym sobą, jakby nie przypomniał o większych dawkach witaminy C w obu przypadkach :) Element psychologiczny widziałbym tu nieco inaczej. Są ludzie, którzy lekceważą wszelkie objawy i przy 40 st gorączki idą na trening i uważają, że prawie nic im nie ma. Są też tacy, którzy już przy lekkim katarze panikują. Jeśli zna się siebie i swoje skłonności, to można pod to zastosować odpowiednią taktykę, czy lepiej zmusić się do odpoczynku, czy raczej aktywności.
Cynk można dodać, ale raczej okresowo. Brać przez 1-2 tygodnie, potem przerwa też z 2 tygodnie. Z cynkiem łatwo przesadzić i w skrajnej sytuacji doprowadzić do zatrucia, dlatego nie polecam w ciągłej suplementacji.
Z innej beczki, nie wiem czy poruszaliście te tematy na blogu, ale jaki jest Twój i kolegów stosunek do diet typu 6 godzin jemy, 18 pościmy o wodzie - w kwestii odchudzania.
Jeśli chodzi o budowę mięśni nie wydaje się taka strategia optymalna.
Ale jeśli węglowodany obetniemy stopniowo to może dać radę pomóc w odchudzaniu (nie tylko portfela).
Kiedyś o tym pisałem w ramach dużego cyklu rozwijającego temat diety. Uważam, że 18 godzin to za długo. Ludzie mają skłonność do popadania w skrajności. Albo posiłek co 2 godziny, albo raz na dzień. Tak długa przerwa nie jest wskazana szczególnie przy ciężkich treningach siłowych. Rozsądny przedział to 13-14 godzin. Raczej nie dłużej. Istnieją badania wykazujące, że dłuższe regularne przerwy każdego dnia od jedzenia, z czasem powodują mocny spadek poziomu testosteronu. Najpierw trzeba i tak obciąć węglowodany i unormować poziom cukru we krwi, by nie było nadmiernych skoków i ataków hipoglikemii. Potem można wprowadzać przerwę, ale tak jak napisałem. Nie dłuższą niż 13-14 godzin.
Dość istotna informacja. Tylko zastanawia mnie, czy gdyby poddać podobnym badaniom dowolną roślinę jadalną, wyniki nie będą podobne. Zanieczyszczenia gleby są powszechne, wiadomo też, że poszczególne rośliny mają większe lub mniejsze skłonności do kumulacji toksyn i metali ciężkich. Te tak zwane eko, często różnią się jedynie ceną.
Jeśli o mnie chodzi to pij :) Ale kup porządną pakowaną w Ameryce Pł, a nie plujki w saszetkach i inne takie podróbki. Poczytaj sobie o tym jak się ją przygotowuje.
Jest tego mnóstwo. Tu masz przykładowe https://argentynalimited.pl/pl/p/Super-Promocja-Yerba-Mate-Pobudzenie%2C-ziola%2C-owoce/712 choć są i inne. Ważne, by było to opakowanie suszu po 1kg lub 0,5kg, a nie jakieś saszetki. Różnią się bardzo tak mocą, jak i smakiem, więc każdy musi sobie znaleźć takie, które mu odpowiadają.
Nie wiem. Nie wszyskie próbowałem. Nie każdemu podchodzi to samo. No i jeśli tam są dodatkowo domieszanie inne rzeczy to nigdy nie wiadomo, jak to zadziała na konkretną osobę.
Stefanie, czy wyciskanie gilotynowe sztangi na skosie to dobry pomysł żeby ruszyć górny akton piersiowych? Niestety, dipsy ani wyciskanie stojąc nic a nic nie pomagają, a dysproporcja się zwiększa.
Nie ma sensu robić skosu w tym ćwiczeniu. Domyślnie działa na górę klatki oraz podcięcie u dołu. Tylko musisz je robić bardzo precyzyjnie. Szeroki chwyt, opuszczanie do karku i mocny ścisk do środka sztangi. Bez tego ściskania do środka ryzykujesz uszkodzenie barków. Właśnie dlatego to ćwiczenia ma taką złą opinie, bo zwykle jest robione źle. Z za dużym obciążeniem i bez ściskania.
Stefan, a ma to jakieś konkretnie działanie poza wytworzeniem większego napięcia w klatce to ściskanie do środka? Często korzystałem z wyciskania giltynowego ale nie ściskałem do środka.
Panowie, jakieś rady na przeziębienie? Mam tu pacjentkę co owinęła się w koc i umiera od kataru :-) Witamina C, miód, czosnek, co jeszcze? Szczególnie na ból gardła.
Stefanie, czy na pewno? Mimo wszystko w naturze wit. C występuje głównie w owocach. Fakt, że dawniej owoce zawierały znacznie mniej cukru, ale nigdy nie były go całkowicie pozbawione. Czy z tego miałoby wynikać, że jedna z najważniejszych witamin, jest praktycznie nieprzyswajalna z naturalnego pożywienia? Jasne, że jeśli by tego miodu było za dużo, cukier blokowałby wchłanianie wit.C, ale nie chce mi się wierzyć, żeby takie działanie miała jedna czy dwie łyżeczki dodane do herbaty. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie przecież jadł słoika miodu w ramach leczenia, a już zwłaszcza osoby na diecie lowcarb.
Właśnie rzecz się rozbija o proporcje. Współczesne owoce są tak naszpikowane cukrem, że jeśli nawet witamina C w nich występuje, to organizm jej nie wykorzysta. Niewielka ilość cukrów przy jednoczesnym występowaniu innych substancji, sprawiało, że kiedyś witamina C z owoców była przyswajana. Zresztą to nie było jedyne źródło. Wystarczy wspomnieć o kiszonkach i o mięsie. Kiedyś owoce były w większości bardziej kwaśne niż słodkie. Wracając do miodu, to trzeba przyznać, że tu zawartość cukru jest spora i raczej upośledzi poważnie wchłanianie witaminy C. Dlatego jeśli już, to powinno się go przyjmować w odstępie przynajmniej 2-3 godzin od witaminy C. Tu mamy kolejny problem, bo jeśli ktoś jest poważnie chory, to warto tę witaminę przyjmować co kilka godzin w małych dawkach. To się mocno kłóci z miodem, dlatego uważam, że w tym wypadku miód daje więcej szkód nić pożytku.
Na razie rosół z cebulą i czosnkiem nieźle działa. Dzięki za wskazówki.
Stefanie, w jaki sposób rozbudować wewnętrzną stronę łydek? Szeroki rozstaw stóp? I jakie zakresy na łydki polecasz? Puma sugerował 30 repsów, ale u mnie >20 dosłownie zaczynają spinać się stopy, co nie jest komfortowym uczuciem.
Teoretycznie podaje się, zwykle że ustawienie stóp na zewnątrz, więc nie chodzi o sam rozstaw, ale o kierunek palców. Tylko nie każdemu to da upragnione efekty. Czasem wręcz chodzi o to by stopy ustawić odwrotnie, czyli palce do wewnątrz, ale to trochę niewygodne i nada się tylko na maszynie siedząc. Wiele osób ma problem z łydkami, bo pochodzi do nich wg powszechnie przyjętych zasad, które ktoś tam wymyślił, bo akurat jemu dawały dobre rezultaty. Nie ma jakiejś uniwersalnej ilości powtórzeń dla każdego. Specyfika łydki polega na dużym "upakowaniu" włókien. To daje połączenie sporej siły z wytrzymałością. Dlatego czasem proste spięcia się nie sprawdzają. Niekiedy pomagają marsze z obciążeniem czy spacery farmera, czasem wyskoki dosiężne. Nie należy też wierzyć w to, że łydki się szybciej regenerują niż inne mięśnie. To też sprawa indywidualna. Inaczej też pracują, gdy robisz wspięcia stojąc, a inaczej siedząc. Do tego dochodzą żurawie i uginania nóg w kolanach, które też mocno angażują łydki. Masz dostęp do maszyny do wspięć siedząc na łydki?
Próbowałem szerszego rozstawu z rozstawieniem stóp na zewnątrz ale jakoś wybitnie nie czuję, żeby zmieniała się praca poszczególnych aktonów. I chyba lepiej działa wolne tempo z lekką pauzą na dole niż takie machanie góra dół góra dół.
Rozumiem, ale w takim razie mam dwa pytania: 1. Czy blokujące działanie cukru na wchłanianie wit. C wiąże się wyłącznie z jego poziomem we krwi w momencie przyjęcia witaminy? Inaczej mówiąc, czy żeby wit. C dobrze się wchłaniała trzeba ogólnie pozostawać na low carb, czy wystarczy unikać cukru w czasie jej przyjmowania? 2. Jaka najmniejsza ilość cukru w gramach może wykazywać takie działanie? 3. Czy każdy rodzaj cukru działa w ten sposób? Ścieżka przyswajania glukozy mocno różni się od procesów, którym poddawana jest fruktoza. Czy odpowiedź na pytanie 2. będzie w takim razie różna dla tych dwóch cukrów?
1. Chodzi o poziom we krwi w danym momencie, a dokładniej o to, że cukry proste w większości łączą się z tymi samymi receptorami co wit. C i dlatego blokują jej wchłanianie. 2. Tu już trudno coś powiedzieć. Zależy też trochę od tego ile witaminy C, na ile u danej osoby występuje w jakiejś mierze insulinooporność itd. Jak dobrze działają receptory. 3. Glukoza i fruktoza inaczej działa na wiele procesów a organizmie, ale pod akurat tym względem jest podobnie. Nie wiem dokładnie czy fruktoza mniej ogranicza wchłanianie witamy C, ale jeśli tak jest to różnica jest niewielka.
Swoją drogą wychodzi na to, że czysta fruktoza ma więcej niekorzystnych konsekwencji dla organizmu niż czysta glukoza. To np. widać u Amerykanów spożywających duże ilości tzw. syropu klonowego.
Jest taki dobry patent na witaminę C od osoby badającej te tematy zawodowo (na polskim uniwerku), którą miałem okazje poznać.
Otóż jak wiadomo dzika róża rosnąca wszędzie w Polsce ma duże zawartości witaminy C (i masę innych pożytecznych związków, choćby ten galaktolipid).
Problem w tym, że witamina C jest w niej niestabilna, rozkłada się szybko pod wpływem tlenu. Co więc zrobić, żeby taki proces zatrzymać? Ano rzecz tak banalną, że aż trudno uwierzyć - trzeba zrobić kompot i go zapasteryzować :)
W badaniach wychodziło jednoznacznie, że to najlepsza metoda (odcięcie tlenu mówiąc po ludzku)na zatrzymanie witaminy C w dzikiej róży i w ...kompocie.
Polecam spróbować na jesień, albowiem teraz może być problem z owocami, jednak pączki, kwiaty dzikiej róży i nie tylko polecam waszej uwadze - surowiec mega dobry i ... za darmo.
W taki oto sposób można dostarczyć witaminę C z dodatkami, można też po prostu dosypać trochę syntetycznej do kompotu i też da radę. Przyswajalność podejrzewam znacznie wzrośnie.
Jest też stary, bardzo miły dla ducha i ciała sprawdzony sposób - zrobić z dzikiej róży wino ;-)
Pytanie czy ten kompot ma być z cukrem, bo jeśli tak to trochę kiepsko. Nie myl też syntetycznej witaminy od tej wytwarzanej przez bakterie. To zupełnie co innego i ta syntetyczna po prostu nie działa. To większość tego co oferują apteki.
Anonimowy - faktycznie napisz coś więcej. Po różańcu górskim cudów bym się nie spodziewał. Szczególnie przy poważniejszych chorobach. Nie zastąpisz też tym dbałości o żywienie i sen.
A co z ashwagandha? Mam niedoczynność tarczycy(hashimodo),dieta dopięta trening trzy razy w tygodniu wiek 40 lat.Problemem jest sen,czasami jest za krótki lub mam problem zasnąć.
Ujmę to tak. Nie tędy droga. Takie branie różnych środków w ciemno w tym wypadku raczej wiele nie da, a może czasem zaszkodzić. Sam pamiętam, jak mając problemy z płucami i z zatokami tylko mi się pogorszyło po adaptogenach. Dlatego nie mam najlepszego zdania o takich specyfikach. Poczytaj sobie Tłuste życie. Tam jest sporo o tarczycy i o Hashi. Wg mnie najsensowniejsza strona po polsku w tej tematyce. Możesz nawet skontaktować się z autorką i poprosić o pomoc. Zdaje się, że prowadzi jakąś praktykę. Na pewno sprawę pogarsza poważne zaburzenie rytmu dobowego. Przy problemach z tarczycą to już nie zabawa i szybko może się pogarszać. Wiem, że nie każdy może grymasić jeśli chodzi o pracę, ale przy nockach czego byś nie próbował niewiele pomoże. Warto to przemyśleć. Już wcześniej, jak pisałeś o stresie, podejrzewałem, że chodzi o sen. Tak naprawdę brednie psychologów spowodowały, że wszyscy się tłumaczą stresem. Stresowi podlega każdy. Kwestia tego, jak sobie z nim radzi. I tu sen odgrywa bardzo ważną rolę. Higiena snu to podstawa. Czasem można się próbować ratować melatoniną czy tryptofanem, ale to zawsze są działania doraźne. Trzeba ustabilizować rytm dobowy. Dieta to osobna sprawa, ale o tym więcej poczytaj na wspomnianej wyżej stronie.
Zrób jak Stefan radzi, z Hashimoto to nie zabawa w doradzanie na blogu, do tego konieczny jest lekarz i jego i Twoja współpraca z doświadczonym fitoterapeutą. Jest masa szarlatanów na necie - podchodź do porad bardzo ostrożnie.
Dziękuję za odpowiedź. Zmiana godzin pracy raczej nie wchodzi w grę.Spróbuję magnez rozłożyć na dwie dawki co drugi dzień,zobaczę czy coś poprawi się w kwestii snu.
Witam. Czy ktoś z Was jest w stanie polecić dobrego lekarza w Krakowie w sprawie badań i ich analizy pod kątem kobiety z problemami tarczycy i hormonów?
Mam nadzieję, że nie sprokuruję wypisania się kolejnej osoby z bloga... Aż głupio mi było, że od mojej ostatniej wrzutki zaczęła się dyskusja z Redą/Logosem, która skończyła się, jak się skończyła. Reda zastanawiał się, jakie tłuszcze nam zostaną, jak wyrzucimy mięso i nabiał z diety, "bo tak każo", wyszło, że olej kokosowy, orzechy i awokado. Niestety awokado i orzechy też wypadają z tej listy: https://gotowanie.onet.pl/artykuly/nie-jedz-awokado-powody-sa-wazne/h4n9n3b
Teraz tylko znaleźć artykuł (a jest ich pełno, i to pisanych przez profesorów! :))o szkodliwości oleju kokosowego, bo jest tłuszczem nasyconym i zostaną nam tylko oleje sojowe czy rzepakowe do jedzenia... Samo zdrowie
Artykuł to można znaleźć na każdy temat. Ich celem od dawna nie jest tworzenie jakości i propagowanie faktów, lecz jak największa ilość wyświetleń celem zarobienia na reklamach. Stąd cyklicznie pisze się, że coś jednak nie jest tak dobre, jak wcześniej o tym pisaliśmy, aby ludzie raz jeszcze weszli i przeczytali dlaczego. Jeśli mamy w dyskusjach zacząć przerzucać się artykułami za i przeciw, to zrobimy tutaj jeden wielki śmietnik. Dopóki ktoś w "trosce o moje zdrowie" nie zacznie nakładać dodatkowych podatków na mięcho i smalec to mam to w nosie. Z resztą, co tu gadać, podatki nigdy nie działają jako profilaktyka, to zawsze maszyna do dojenia pieniędzy, tylko trzeba wymyślić dobry powód ;-)
Masz rację. Niestety coraz mniej jest stron, na których można znaleźć informacje publikowane dla nich samych a nie dla reklam. Algorytmy googla wprowadzone kilka lat temu też utrudniają dotarcie do tych bardziej wartościowych. Podatki jakoby mające służyć zdrowiu, to już oczywiście szczyt hipokryzji :) Zwłaszcza, że o tym co zdrowe a co nie decydują różne grupy lobbingowe.
Na szczęście algorytmy google łatwo obejść korzystają z alternatywnych przeglądarek. Nawet Google nabiera więcej sensu jak się odpowiednio skonfiguruje ustawienia. Samo wyłączenie profilowania dużo daje, ale to i tak jak dyskusja w kółku wzajemnej adoracji. Wyświetlają się w zasadzie wyłącznie najpopularniejsze strony, więc ciężko dotrzeć do tych bardziej ukrytych. A co do artykułów, dla mnie zawsze najważniejsza jest spójność i logika wywodu, połączona z umiejętnym odwoływaniem się do źródeł (czyli po prostu tłumaczenie problemów od podstaw). Bardzo nie lubię współczesnego podejścia, mówiącego, że człowiek nie jest w stanie wyrobić sobie samodzielnie porządnej opinii na jakiś temat ze względu na jego złożoność. Jasne, że nikt nie jest w stanie zgłębić wszystkiego, ale to bynajmniej nie zwalnia od samodzielnego myślenia i nie upoważnia do bezmyślnego słuchania autorytetów, które tak jak pisze Stefan, często są po prostu głosem różnych lobby. To wygodna droga na skróty, czasami niestety konieczna w skrajnych sytuacjach (np. kiedy chora osoba musi oddać się w ręce lekarzy), a z szerszego, społecznego punktu widzenia jest to wręcz konieczne, ale nijak nie odnosi się to do poziomu jednostki. Podsumowując uważam, że społeczeństwo jako takie powinno słuchać autorytetów, przestrzegać zaleceń lekarzy itp. Przy wszystkich wadach, to najlepsze co mu się oferuje. Co innego natomiast jednostki aspirujące do tego, żeby wiedzieć coś więcej. Tacy ludzi powinni z założenia odrzucać autorytety i samodzielnie zdobywać wiedzę, a następnie dążyć do jej rozpowszechniania, najlepiej właśnie na poziomie społecznym. Z tego punktu widzenia racjonalna dietetyka odniesie sukces dopiero, kiedy przestanie być domeną blogów (nawet najlepszych!) i zwyczajnie trafi do szkół. Żeby nauczyć się przysiadów wielu z nas musiało trafić na dość kontrowersyjnego bloga, a prawda jest taka, że tego się powinno uczyć na wfie w podstawówce.
Chodziło Ci o alternatywne przeglądarki czy wyszukiwarki? Bo raczej zmiana przeglądarki niewiele zmieni w tym wypadku. Zaś co do wyszukiwarek to póki co sensownej alternatywy nie znalazłem. Mocno się obecnie promuje DuckDuckGO, ale jak dla mnie nie specjalnie się sprawdza. Jeśli znasz coś ciekawego, to może podaj. Przyda się.
Faktycznie chodziło mi o wyszukiwarki :) Z przeglądarek warte rozważenia jest Brave: https://niebezpiecznik.pl/post/brave-przegladarka-jak-chrome-ale-szybsza-i-z-ochrona-prywatnosci-uzytkownika/
A co do wyszukiwarek to tak naprawdę wszystko sprowadza się do algorytmu wyszukiwania. DuckDuckGo to tylko jedna z opcji, ale tak naprawdę najważniejsze żeby uzyskać odmienne wyniki niż w google - to samo w sobie poszerza możliwości. Najważniejszy jest przy tym brak profilowania, bo to sprawia, że jesteśmy czasem w stanie znaleźć coś nowego. Tutaj jest lista różnych alternatywnych wyszukiwarek, ale nie wiem czy któraś jest lepsza od DuckDuckGo. Tak szczerze mówiąc, to poza Hormonem Wzrostu wiele lat temu, najlepsze i najciekawsze strony odkryłem po tym, jak ktoś mi je zwyczajnie polecił. Więc niewiele się to w sumie różni od książek. Najwyraźniej za dużo od tych wyszukiwarek oczekujemy :)
W tym sensie bardzo dobrą sprawą są wbrew pozorom social media. W znajomych na FB mam kilka osób, które często udostępniają naprawdę ciekawe i wartościowe artykuły. Z tego powodu warto mieć konta w takich serwisach, choć trzeba uważać jak się z nich korzysta, po pierwsze żeby nie tracić czasu, a po drugie ze względu na prywatność.
Panowie, z pewną dozą uproszczenia można przyjąć, że białko to związek budulcowy, zaś węglowodany i tłuszcze - energetyczny. Często mówi się, że jedząc za mało spowalniamy metabolizm - ale co, jeśli mamy zapasy energii w postaci tkanki tłuszczowej? Czy jedząc wtedy drastycznie niskie ilości tłuszczów i węgli nasz metabolizm nie powinien być napędzany tym zapasem? I jeśli do tego dodamy 100%-owe zapotrzebowanie na białko w celach regeneracyjnych - czy nie będzie to najlepsza forma redukcji? :) Przy założeniu, że dostarczamy resztę mikroelementów, witamin etc.
Co do białka to aż nazbyt daleko idące uproszczenie. Białko to też podstawa enzymów jak i hormonów. Natomiast co do reszty, to trudno w skrócie odpowiedzieć. Rzecz się rozbija o uaktywnienie poszczególnych szlaków metabolicznych i od tego zależy, czy organizm będzie odpowiednio korzystał z zapasów tłuszczu czy nie. Tych szlaków jest aż cztery, więc możesz sobie o tym dokładniej poczytać. Chcę jeszcze za jakiś czas napisać coś więcej o mitochondriach i np. o D-rybozie, ale póki co na razie za wcześnie. Nie chcę powtarzać tu rzeczy, które można przeczytać gdzie indziej, a na moje wnioski i przemyślenia w tej sprawie za wcześnie.
To jest ciekawe zagadnienie - jeśli mamy zapas energii to skąd biorą się tezy o "spowolnieniu metabolizmu" przy dietach ubogich w energię? Ostatnio jem naprawdę niewiele, w ramach twojego "trochę więcej białka, trochę mniej tłuszczu" - gdzieś tak kiedyś napisałeś o zrzucaniu balastu - i faktycznie leci. Rzecz w tym, że absolutnie nie odczuwam spadku energii ani siły, biegam, przerzucam żelastwo i nic.
Nie chodzi tyle o spowolnienie metabolizmu, jak o huśtawki cukru we krwi. Ta koncepcja powstała na bazie zaleceń posiłku co 2 godziny z dużą dawką węglowodanów. Jak ktoś tak będzie się żywił, a potem nagle zmniejszy ilość jedzenia to po prostu padnie na pysk. Duże znaczenia ma także styl życia, jakość snu i parę innych rzeczy. W danych czasach ludzie mimo głodu ciężko pracowali albo walczyli i jakoś nie odczuwali aż tak spadków energii :)
A spotkałeś się może z informacjami dot. żywienia dawnych kulturystów i siłaczy ale bardziej pod względem ilości? Gironda miał swoje steak and eggs, ale w jakich ilościach to jadł? I czy tylko to, czy coś poza tym?
Zależy o jaki okres chodzi. W tej dziedzinie też panowały różne mody. Pierwsza połowa XX w. to przede wszystkim duże ilości mleka i jajek. Potem za czasów Girondy dalej mięso, ale też wspomniane tabletki wątrobowe. Sam Gironda je zalecał, a kulturyści się zabijali o nie. Niektórzy zjadali nawet po 100 i więcej dziennie. Na zawodach oskarżali się wzajemnie o podkradanie i podjadanie tych tabletek. Potem przyszły nierzetelne badania Keysa i zapanowała fobia tłuszczowa, które też odbiła się na sportach siłowych. Dopiero wtedy zaczęto jest ww na skalę nigdy dotąd niespotykaną.
Sądzę, że cwaniactwo zwane inaczej marketingiem ma się bardzo dobrze. A to się nie przyswoi bez specjalnych dodatków, a to jeśli nie będziesz zażywał "naszej" to zniszczy nerki itd. Wszystko po to, by za miarę tanią substancję zapłacić 2-3 razy więcej. Od lat biorę zwykły kwas L-askorbinowy CZDA i działa doskonale. Znam sporo osób, u których też się jakoś sprawdza. Chcesz, żeby się wchłaniała cały dzień? Rozpuść w większej ilości wody i popijaj regularnie przez cały dzień.
Też biorę ze Stanlabu od 2014 czy 2015 codziennie rano i nie narzekam, ostatnio to chyba już po jakieś 6g/d (czubata łyżeczka) z msm oczywiście. Ktoś mi powiedział, że bierze tzw. "mitochondrialną" i stąd moje pytanie. Dzięki.
Co ma do tego okres półtrwania? Nie dość, że spotkałem się ze skrajnymi danymi, mówiącymi że wynosi od kilku do kilkunastu godzin, to i tak są to zawsze wartości uśrednione. Przy suplementacji nie warto sobie zawracać głowy okresem półtrwania. To nie antybiotyk, hormon, czy inny taki lek, by miało to realne znaczenie. Tak naprawdę, to nie bardzo wiem o co chodzi w Twoim pytaniu.
Pod wpływem temperatury. Nie należy trzymać na słońcu lub podgrzewać.Natomiast wydaje mi się, że nie wiesz czym jest okres półtrwania, który ma się nijak do utleniania.
Moze ktos wytlumaczyc w miare obszernie na co jest MSM? Dlaczego ja bierzecie i ile? I dlaczego razem z witamina C? I czy MSM wystepuje w naturze np w jedzeniu?
Tyle, że na ten temat jest naprawdę dużo artykułów i łatwo je znaleźć. Choćby pierwszy z brzegu https://www.myprotein.pl/blog/suplementy/msm/ Tylko niekoniecznie polecam takie dawki, jak tam opisano na końcu. MSM działa synergicznie z wit. C.
Witam, co myślisz Stefanie o podawaniu dożylnie wit.C,DMSO, Perhydrol, oglądałem film Jerzego Zięby i mocno mnie to zastanawia, ciężko znaleźć rzetelne informacje gdzie kolwiek. Jedyne strony którym ufam to tłusteżycie, paleosmak, chodź i tak wszystko analizuje.
Jeśli chodzi o dożylne wlewy wit. C czy innych witamin, to moim zdaniem zdecydowanie brakuje porządnych badań w tym temacie. Kiedyś takie metody terapeutyczne były stosowane, ale, co bardzo ważne, jako wsparcie dla innych form leczenia, jak chemioterapia, a nie jako ich alternatywa. Tutaj kryje się diabeł, bo chociaż Zięba w Ukrytych Terapiach sam o tym napisał, to jednak praktyka wskazuje na co innego: zniechęcanie ludzi do leczenia prowadzonego w szpitalach na rzecz wlewów witaminowych i innych form terapii. Tym samym coś, co powinno być wsparciem, stało się samodzielną formą leczenia, a niestety dowodów na to, że sama witamina C może zwalczyć raka, brak.
Tak naprawdę chodzi po prostu o to, że w pewnych stanach chorobowych, alergiach czy w związku z podejmowanymi formami leczenia (jak wspomniana chemioterapia) czy na przykład narażeniem na silne promieniowanie, organizm bardzo szybko zużywa dostępne zasoby witamin i zaczynają się objawy związane z awitaminozą. W związku z tym podanie dożylne ogranicza negatywne skutki tych czynników. Tylko tyle i aż tyle. Stąd uważam, że zamiast demonizować wlewy witaminowe bo promuje je Zięba, lekarze powinni na poważnie zastanowić się, czy nie ma dla nich na pewno miejsca w praktyce medycznej. Nie przepadam za Ziębą, ale nawet zepsuty zegar pokazuje dobrą godzinę dwa razy na dobę. Czy gdyby zaczął promować aspirynę, środowiska lekarskie kazałyby przestać ją stosować?
W zasadzie badania są, choć trudno do nich dotrzeć. Pewnego rodzaju nowotwory można jak najbardziej wyleczyć dożylnym podawaniem witaminy C i innych. Problem jest w czym innym i częściowo to nachodzi na to o czym wspomniał Marek. Takie wlewy powinna robić osoba o przeszkoleniu medycznym, która wie co robi. Najlepiej lekarz. Zbyt szybkie podawanie lub bez uwzględnienia np. reakcji Hexa może doprowadzić nawet do śmierci. Stąd częściowo taka zła sława tego typu praktyk w środowisku medycznym. Trzeba cały czas monitorować pacjenta i odpowiednio podejmować działania. To nie tak hop - wlewka i rak znika!
To jest właśnie jeden z problemów wywołanych ludzką bezmyślnością. Przez to, że Zięba zyskał taką a nie inną opinię (wg mnie w dużej mierze zasłużoną, ale mniejsza o to) lekarze w jakiś absurdalny sposób przyczepili się do tej nieszczęsnej witaminy C, że w sumie nie ma praktycznie możliwości, żeby dostać takie wlewy od osoby przeszkolonej medycznie. Pozostają więc osoby parające się tzw. paramedycyną, które czasem są bardziej godne zaufania, czasem mniej, a często są zwykłymi oszustami. Jakby tego było mało oferują te wlewy profilaktycznie, każdemu kto poprosi. Nie chodzi nawet o to, że komuś zrobią krzywde, bo o ile nie popełnią błędu to od nadmiaru wit. C we krwi raczej się nic nie stanie, ale o to, że to zwykłe naciągactwo i jeszcze bardziej podkopuje zaufanie do samej metody leczniczej.
Marku, ale czy istnieją udokumentowane przypadki, gdzie wlewy dożylne z witaminy C faktycznie komuś pomogły? Dla mnie nie ma znaczenia konfrontacja Zięby vs lekarze, ale efekty.
Witamina C zawsze się przyda. I tak masz większe prawdopodobieństwo złapania grypy albo ulegnięcie wypadkowi komunikacyjnemu. Na to pierwsze witamina pomoże, na drugie raczej nie :)
Stefanie, co sądzisz o formie witaminy C w postaci askorbinianu sodu https://eko-familia.pl/pl/p/STANLAB-ASKORBINIAN-SODU-CZDA-1KG/23113451?gclid=EAIaIQobChMIi--nrsGP6AIVguiaCh0XMAVqEAQYAiABEgK6mfD_BwE Dzieci u mnie z uwagi na kwaśny smak kwasu askorbinowego trudno namówić do wypicia, a słyszałem że w tym przypadku smak jest bardziej neutralny.
Odnośnie najnowszej epidemii uważam, że paradoksalnie bardzo dobrą robotę wykonuje rząd de facto ukrywając jej skalę przed społeczeństwem. To sprawia, że ludzie normalnie funkcjonują zamiast wpadać w nieuzasadnioną panikę i narażać na szwank gospodarkę. Wystarczy się zastanowić: w dwukrotnie liczniejszych Niemczech wykryto ponad sto razy więcej przypadków niż u nas. Dwumilionowa Litwa ma podobną ilość co Polska. Podobnie z Czechami. Statystycznie rzecz biorąc nie ma szans, żeby u nas było tylko kilkanaście przypadków. Zakażenia tym wirusem najprawdopodobniej idą w tysiące, jeśli nie dziesiątki tysięcy, tyle że zdecydowana większość przechodzi to absolutnie bezobjawowo albo objawy są znikome. Niewielki procent rzeczywiście się rozkłada i dopiero z tego zaczynają się wyliczenia o 20% ludzi, którzy mają ciężki przebieg. Z tego, podobnie jak w przypadku grypy 2-3% może mieć poważne powikłania prowadzące do śmierci. Realna śmiertelność dla wszystkich zakażonych wirusem wynosi więc jakiś nieznaczący ułamek procenta (nie znając dokładnych danych można tylko gdybać jak duży). Podsumowując niczym lub prawie niczym nie różni się ta epidemia od zwykłej grypy. Największa różnica polega tak naprawdę na tym, że koronawirus szybciej się rozprzestrzenia, przez co może powodować silniejsze skutki społeczne. Jeszcze na koniec zwrócę uwagę, że gdyby media informowały o każdym przypadku śmierci spowodowanej sezonową grypą, przypuszczalnie panika byłaby jeszcze większa. W samym lutym 23 osoby zmarły z tego powodu!
Źle się wyraziłem, zresztą nie było moim celem ani promowanie działań rządu, ani w ogóle dyskusja na temat stricte polityczny :)
Oczywiście, że nakręca się panikę. Stąd specjalna ustawa, zakup niewielkiej ilości testów i cała ta medialna szopka. Krótko mówiąc wykorzystuje się sytuację, ale jednocześnie wyraźnie ktoś pilnuje, żeby sprawy nie wymknęły się spod kontroli, jak we Włoszech. Każda taka okazja, czy to spór wokół TK, czy aborcji, czy teraz epidemii, momentalnie wszystkie strony starają się na swój sposób wykorzystac, ale wydaje mi się, że przynajmniej na razie sprowadza się to głównie do sfery retorycznej i nielicznych, acz głośnych pokazówek. Wydaje się, że nikomu nie zależy, żeby padła polska gospodarka. W linku, który przytoczyłeś, ktoś wspomniał o skali korupcji we Włoszech. W Polsce też nie jest różowo, ale jednak nie aż tak źle pod tym względem. Interesy mogą być robione doraźnie, ale nie na skalę całego systemu.
Stefanie, czy MC (w wersji z trap barem) jako jedyne ćwiczenie angażujące dwugłowe to trochę czy bardzo za mało na te mięśnie? Wypadałoby dorzucić żurawia lub uginanie?
@Reda: "Czy naprawdę nie dopuszczasz prawdy, że te firmy od big data to nie są jakieś niezależne firemki, ale operacje rządòw/państw/wyższychNiedemokratycznych grup interesu?"
OdpowiedzUsuńNależy zadać tu bardzo proste pytanie - a nawet jeśli, to co z tego? Co to dla mnie zmienia? Co mogę zmienić? Po co mam to zmieniać? Mój telefon, profile społecznościowe i aplikacje też mnie śledzą, ale sam się na to godzę, bo suma zysków i strat jest na plusie. Tak długo, jak światem rządzi pieniądz, a nie ideologia, czuję się bardzo bezpieczny ;-) Gillette ostatnio chciał wmusić facetom przekonanie, że kierują się wyłącznie fiutem i co? Sprzedaż spadła drastycznie, a konkurencja to pięknie wykorzystała. I już więcej nie fikną z jakąś urojoną ideologią, bo można mieć swoje własne, silne przekonania, ale jak pieniędzy w portfelu brak to nagle każdy sięga po rozum do głowy.
No tak... "Niech na całym świecie wojna, byle polska wieś spokojna". Szare podejście szarego człowieka o szarych oczach, jak mawia prof. Mikołejko. "Nie obchodzi mnie w jaki sposób funkcjonuje świat, dopóki ja nie muszę znosić z tego powodu żadnych konsekwencji".
OdpowiedzUsuńTylko w takim razie po co zabierać głos w dyskusji? Boli Cię, że Reda pisze rzeczy, które nie mieszczą się w głowie "normalnie" myślącemu człowiekowi? Nie żebym się z nim zgadzał, dałem już chyba temu wyraz, ale bawi mnie, że pisząc o braku ideologii w otaczającej nas rzeczywistości, jednocześnie stosujesz się do jednego z jej podstawowych dogmatów. To pokazuje, że jesteś tak głęboko tą ideologią przesiąknięty, że nawet nie zdajesz sobie sprawy z jej istnienia :)
Właśnie sobie uświadomiłem, że pisząc z pamięci trochę skróciłem cytat z Wesela, ale wiadomo o co chodzi :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCześć Wam, mam kumpla, który zmaga się z chorobą Leśniowskiego-Crohna. Czy mielibyście jakieś wskazówki dla niego? Jak sobie z tym lepiej radzić?
OdpowiedzUsuńArtykuł jest może bardziej ogólny i nie tylko o tym, ale warto zacząć od jego lektury http://www.tlustezycie.pl/2014/02/choroby-autoimmunologiczne-w-praktyce.html
OdpowiedzUsuńStefan, śledzę bloga od dłuższego czasu. Czy jest szansa na dziennik? Miałbyś miejsce i trochę czasu, by pomóc?
OdpowiedzUsuńDziennik mogę założyć. I tak jest spora rotacja. Niektóre osoby po jakimś czasie znikają, inne po latach wracają itp. :)
OdpowiedzUsuńNapisz w dzienniku coś więcej o sobie. Stan zdrowia, dotychczasowe treningi, żywienie i reszta.
Czym zaciemnić okna w sypialni? Mieszkam w mieście i okna wychodzą na ulicę z latarniami. Chciałbym je zaciemnić w 100%?
OdpowiedzUsuńNiestety najczęściej ani rolety, ani zasłony nie dają całkowitego zaciemnienia. Dużo zależy od materiału. Jakimś pomysłem jest też je połączyć. Roleta plus gruba, duża, ciężka zasłona powinny razem pozwolić uzyskać pożądany efekt. Mam z tym doświadczenia bo sam długo się użerałem z tym, że w moim pokoju było nocą po prostu jasno. Potem, kiedy zamieszkałem z partnerką, która przez jakiś czas bała się spać w ciemności, musiałem to odpuścić. Nie trzeba się tym zresztą tak bardzo przejmować dopóki światło jest słabe i mocno rozproszone. Najgorsze dla jakości snu są punktowe, jaskrawe źródła takie jak diody, lampy, uliczne latarnie itd.
OdpowiedzUsuńPolecam zapaski na oczy, zatyczki do uszu, ograniczenie 1h przed snem niebieskiego światła ekranów, albo przynajmniej ściągnięcie apki która dostosowuje go do pory dnia, dla prawdziwych geekow są jeszcze specjalne okulary 😊
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJesteś już na takim etapie, że warto zacząć ćwiczyć łydki. Nie należy ich raczej przemęczać na początku, ale po paru latach warto zacząć ćwiczyć. Chyba, że i bez tego dobrze rosną.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńw jakich produkcjach grasz, pochwal się :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńGłówna postać? Czy jakieś inne role?
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńNa pewno warto włączyć do planu wspięcia na śródstopie, by przećwiczyć je w pełnym zakresie, który często nie jest w normalnym życiu wykorzystywany. Niemniej na masę łydek to nie jest jedyna droga, wręcz dla wielu niewystarczająca. Wspomniałeś o rowerze. Sprinty na rowerze, ciężkie podjazdy pod górę dobrze rozwijają łydki. Można to też robić na stacjonarnym. Tyle, że musi być naprawdę ostro.
OdpowiedzUsuńInna możliwość to marsze z obciążeniem, najlepiej pod górę.
Skoro już zapraszasz na filmy, to faktycznie przyznaj się na jakie. Mam nadzieję, że nie komedie romantyczne. :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTo akurat jest bardzo funkcjonalne. Zrób sobie ze 3 razy w tygodniu sprinty na rowerze, albo ostre podjazdy pod górę i sam zobaczysz. Łydki są albo przynajmniej powinny być - bardzo silne i wytrzymałe. Dlatego sam przysiad na pewnym etapie nie wystarczy, bo nim mocno zmęczysz łydki padną wcześniej inne mięśnie. Natomiast, jak dodatkowo przetrenujesz łydki i piszczelowe, to i z czasem wynik w przysiadzie się poprawi.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńPopadasz w skrajności, a to zawsze niebezpieczne. Jedni robią tylko izolacje albo trenują na maszynach, a drudzy uznają tylko przysiad i MC. Tak jakby główne ćwiczenia nie potrzebowały czasem uzupełnienia w celu wyrównania dysbalansu. Nie namawiam Cię do treningu kondycyjnego, tylko do sprintów - najlepiej na rowerze stacjonarnym. Dobry stacjonarny rower, bez żadnych elips i innych udziwnień. Wsiadasz na 5-10 minut i starasz się zapychać jak najszybciej potrafisz. Nie bój się, jeśli poza tym robisz przysiady to takie mocniejsze pobudzenie łydek przełoży się także na przysiad. Układ nerwowy dzięki temu będzie mógł mocniej zaangażować łydki w przysiadzie czy MC. Tylko uwaga, na początku wyniki w tych ćwiczeniach mogą trochę spaść dopóki nie przyzwyczaisz łydek do nowej aktywności.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZobacz to co napisałem powyżej. Na początku, jeśli zaczniesz tak trenować łydki, Twój wynik zapewne spadnie w tych ćwiczeniach. Po pewnym czasie pójdzie w górę. Widziałem już kilka takich przypadków.
OdpowiedzUsuńhttp://www.herbarium.katowice.pl/pl/publikacje/item/750-poszczenie-dla-zdrowia.html
OdpowiedzUsuńNie czytałem tego jeszcze, ale wszystko co wydają jest wartościowe, a mam prawie wszystko - stąd polecenie.
Pozdrawiam
https://nt.interia.pl/raporty/raport-medycyna-przyszlosci/medycyna/news-olej-sojowy-jest-niebezpieczny,nId,4283496#iwa_source=worthsee
OdpowiedzUsuńże takie rzeczy piszą w mainstreamie :) szok
Moja firma robi sos na bazie takiego oleju do hiszpanii, zapytania były o majonez, bo u nich rzepak (tak samo we włoszech - ale oni tylko słonecznikowy jedzą), to się do aut leje, a nie je :) wiadomo, że rzepakowy i słonecznikowy nie są zdrowe, ale może lepsze od sojowego
Na mainstreamie poza pisaniem imfantylnych pierdół głównie kopiuje się treści z innych źródeł, więc można tam znaleźć wszystko. Raz marchewki są zdrowe, innym razem rakotwórcze, a o mięsie to już można znaleźć dosłownie wszystko. Odnoszę wrażenie, że oaoby decysujące o treści artykułów kierują się już wyłącznie ich potencjalną klikalnością. Dlatego raz na jakiś czas warto wrzucić obrazoburczy artykuł w którym okazuje się, że jednak mięso jest zdrowe albo, tak jak tutaj, że taki czy taki olej szkodliwy albo dobry.
OdpowiedzUsuńhttps://www.pap.pl/aktualnosci/news,575605,naukowcy-opracowali-sposob-na-kawe-idealna.html
OdpowiedzUsuńCzy ktoś z Was doradzi gdzie można kupić zioła gastrogran? Potrzebuje do nalewki na wrzody żołądka ale niestety nigdzie nie mogę nabyć.
OdpowiedzUsuńFaktycznie chyba nigdzie nie ma. Możesz próbować osobno kupić poszczególne zioła i wymieszać.
OdpowiedzUsuńOd czego dostaje się zapalenia wyrostka? Właśnie jestem po operacji usunięcia. Jaki wpływ na dalsze życie będzie miało usunięcie wyrostka? Ile przerwy od siłowni? Basen po 2 tygodniach od operacji? Sauna?
OdpowiedzUsuńDo zapalenia wyrostka dochodzi, kiedy z jakiegoś powodu powstaje w nim ostry stan zapalny, co może być wywołane np. zakażeniem bakteryjnym, pasożytami, odkładaniem się w nim treści pokarmowych czy przerostem tkanki łącznej. Generalnie większą szansę na zapalenie mają osoby, które się kiepsko odżywiają, ale zasadniczo może się to zdarzyć każdemu. Jaka była przyczyna u Ciebie, to pytanie do lekarza, który przeprowadzał operację podobnie jak pytanie o wskazania i zalecenia pooperacyjne. Tak ogólnie to można tylko stwierdzić, że raczej sama operacja (o ile nie było żadnych komplikacji) raczej nie dyskwalifikuje do uprawiania sportu, nawet wyczynowo. Przykład himalaistów czy polarników, którzy przeprowadzają ją profilaktycznie przed długimi wyprawami. Słyszałem podobne historie dotyczące astronautów, ale nie wiem czy są prawdziwe. Wiem tylko, że Hermaszewskiemu wycięli profilaktycznie migdałki :)
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony jeśli lekarz bez bardzo konkretnego powodu zabroni Ci po takiej operacji uprawiania jakiegokolwiek sportu, a już zwłaszcza ćwiczyć na siłowni, to warto rozważyć, czy lekarz przypadkiem nie jest idiotą. W najgorszym wypadku (podkreślę jeszcze raz: o ile nie było komplikacji) możesz potrzebować rehabilitacji pod okiem fizjoterapeuty przed powrotem do pełnej aktywności.
https://pytania.abczdrowie.pl/pytania/powrot-do-sportu-po-operacji-wyrostka-robaczkowego
OdpowiedzUsuńDużo zależy od tego, jak u kogo się goi po operacji. Na pewno kilka tygodni przerwy warto zrobić.
OdpowiedzUsuńBez wyrostka można spokojnie żyć i funkcjonować, choć wcale nie jest tak całkiem niepotrzebny jak twierdzą niektórzy. To magazyn potrzebnych bakterii, które są wyrzucane do jelit w przypadku zmniejszenia mikrobionu na skutek np. antybiotykoterapii, biegunki itp.
Sport jak się wszystko wygoi spokojnie możesz uprawiać.
Dziękuję Wam za informację. Myślicie, że 2 tygodnie po operacji będę mógł pójść na basen albo saunę? Siłownia to raczej dłuższy czas będzie odłożona..
OdpowiedzUsuńZobaczysz, czy coś będzie bolało. Na pewno na początek nie szalej. Jakiś "lekki" basen, jeśli nie będzie odczuwalnych dolegliwości - może być. Z sauną bym poczekał nieco dłużej. Tak z miesiąc przynajmniej.
OdpowiedzUsuńReda, coś dla Ciebie:
OdpowiedzUsuńhttps://www.wiadomoscihandlowe.pl/artykuly/podatek-od-miesa-w-ue-ma-dac-32-mld-euro-do-2030-r,60575
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńI tu popełniasz błąd, bo bardzo często, jeśli nie zwykle, najciekawsze rzeczy są na powierzchni, nie w ukryciu :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńjeszcze awokado i orzechy :) no i w sumie nabiał, bo podatek ma być od miesa, nie od mleka. To się już ogarnie :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJuż mi wyjaśniłeś, jak to jestem głupi i nic nie rozumiem, więc teraz zostaje czekać na objawienie Twojej mądrości.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJeśli faktycznie google zabroni mi pisania o mięsie, to będę musiał zamknąć tego bloga i zakończyć współpracę. Już raz skończyłem współpracę z HW z powodów częściowo ideologicznych. Teraz też mogę.
OdpowiedzUsuńNie mam ochoty dać się zastraszać. Manipulacja polega na wyszukiwaniu tematów do zastraszania ludzi:
- najpierw był gniew boży
- potem wojna atomowa
- teraz mamy terrorystów, ale jak widać za słabo się spisują, bo trzeba było dodać efekt cieplarniany i ograniczanie spożycia mięsa.
Tak więc swoimi wpisami tylko napędzasz panikę i tak naprawdę robisz to samo co Greta. Manipulacja nie polega tyko na propagowaniu czegoś, ale też na doprowadzaniu przeciwników do ekstremum, by przekonać tłumy jacy to wszyscy myślący inaczej, to oszołomy.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNawet najbardziej obiektywne informacje przedstawione w odpowiednim świetle i w odpowiednim kontekście służą manipulacji. Osobowość dogmatyczna nie polega na wymyślaniu faktów, ale na interpretowaniu prawdziwych w określony sposób.
UsuńSam pomyśl, co tak naprawdę wynika z przytoczonych tu informacji? Pojawiły się plany wprowadzenia podatku od mięsa.
1. Nie wiadomo czy to w ogóle przejdzie.
2. Jeśli przejdzie nie wiadomo czy poszczególne kraje UE, w tym Polska, to ratyfikują.
3. Jeśli nawet, wciąż nie wiadomo jaka będzie forma takiego podatku i na ile realnie wpłynie na ceny mięsa.
4. Nawet jeśli mięso zdrożałoby o 10-20% (bo o takim rzędzie wartości mówią pomysłodawcy podatku), raczej nie sprawi to, że nagle mięso stanie się towarem luksusowym.
Słowem, dość długa droga od (rzuconego najpewniej w charakterze zasłony dymnej, jak to często bywa w takich przypadkach) pomysłu wprowadzenia podatku od mięsa, do konieczności szukania źródeł białka w mrowisku za domem.
Nie, to o czym piszesz nie jest ani nieprawdą, nie wymyślasz fałszywych informacji, ale interpretujesz je w sposób niesamowicie tendencyjny, wszędzie doszukujesz się spisków i zagrożeń. Jak do tego dodać to, co wcześniej pisałeś o zorganizowanych, tajemniczych grupach rządzących światem, które tym wszystkim sterują, to wychodzi kompletna definicja wspomnianej osobowości dogmatycznej.
Nie mówię "idź się leczyć", bo, jak już jakiś czas temu wspomniałem, nie uważam, żeby Twój sposób myślenia był całkiem bezwartościowy, ale szczerze radzę Ci rozważenie, czy nie ma w tym ziarnka prawdy. Tu nie chodzi o żadne personalne wycieczki, czy ocenianie kogoś. Osobowość dogmatyczna to tak naprawdę nie typ charakterologiczny, ale raczej przyjęty sposób myślenia i widzenia świata. Samo w sobie wcale nie jest to takie złe, co więcej, bardzo dużo ludzi ma do tego skłonności, ale naprawdę poważnie utrudnia to obiektywne i realistyczne ocenianie faktów i wyciąganie wniosków na ich podstawie.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTo aż piękne w swoim absurdzie :)
UsuńWidzisz, ja naprawdę nie miałem na myśli niczego personalnego. Po prostu uważam, że sposób Twojej argumentacji, konstruowania argumentów i przede wszystkim wyciągania wniosków oraz odwoływanie się do spiskowej teorii działania świata mają silne znamiona myślenia dogmatycznego. W tym naprawdę nie ma nic osobistego. Celowo starałem się tak skonstruować moją wypowiedź, żeby nie określać Cię żadnymi pejoratywnymi określeniami. Odwoływałem się przy tym wyłącznie do tego, co sam napisałeś, więc nie ma w tym argumentów ad personam, chyba że traktujesz jako argumenty ad personam krytykę wykazującą błędy i brak logiki w Twoim rozumowaniu, ale w takim przypadku pokazujesz po prostu, że nie rozumiesz o co chodzi.
Jednocześnie sam napisałeś trzy komentarze, w których aż roi się od tego środka erystycznego. Co więcej, w praktycznie każdej dyskusji używasz głównie takich argumentów, nie tylko ad personam, ale też wielu innych. Nie wiem czy to kłania się Twoja dawna fascynacja NLP czy to taki naturalny talent, ale faktem jest, że dyskutując bardzo rzadko potrafisz wyprowadzić konsekwentny i logiczny wywód i udowodnić jakieś wnioski. Dużo częściej rzucasz raczej uogólnionymi tezami, odwołując się do poczucia lęku i jednocześnie rozpraszasz swoich oponentów zarzucając ich mnóstwem pozornie związanych z tematem pytań, udając miłego podczas gdy tak naprawdę kogoś obrażasz i bezczelnym ignorowaniem punktów w których Twoje rozumowanie nie może się obronić.
A najlepsze jest właśnie to, że kiedy ktoś Ci to wypomina, zamiast zastanowić się nad własną postawą, odpowiadasz jeszcze bardziej zmasowanym atakiem. To naprawdę aż dymi absurdem.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDomagasz się konkretów, jednocześnie samemu ignorując fakty i przytoczone argumenty, a odwołując się do wiary w nieudowodnione wnioski z wybranych faktów.
OdpowiedzUsuńDomagasz się szacunku i braku personalnych wycieczek, jednocześnie obrażając rozmówców.
Domagasz się podejmowania z Tobą dyskusji, jednocześnie uciekając z niej za każdym razem, kiedy Twoje racje nie dają się obronić.
Czy trzeba dodawać coś więcej?
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie chodzi o przypisywanie nikomu łatek w rodzaju "dogmatyk" czy "atencjusz", tylko o wskazanie pewnych schematów w wyciąganiu wniosków i argumentowaniu, które mają silne znamiona tzw. myślenia dogmatycznego. Wbrew insynuacjom Redy, daleki jestem od tego, żeby kogokolwiek diagnozować na podstawie tego, co gdzieś napisał.
OdpowiedzUsuńTzw. osobowość dogmatyczna to bardzo złożony problem i istnieje mnóstwo różnych koncepcji na ten temat, począwszy od Fromma, przez Adorno aż po bardziej współczesnych w rodzaju Altemeyera czy spośród Polaków, Korzeniowskiego. Panuje generalnie zgoda, że autorytarność czy dogmatyzm to normalne cechy, tylko jedni mają je mocniej nasilone, a inni słabiej. Temat jest bardzo ciekawy, zwłaszcza w ujęciu społecznym, ale nie daje narzędzi do stawiania diagnoz internetowych.
Inna sprawa z myśleniem spiskowym. Na podstawie sposobu narracji, przedstawiania argumentów i wniosków można się pokusić o pewną generalizację. Chodzi w końcu nie o analizę czyjejś osobowości, tylko jej sposobu myślenia.
Jeśli ktoś operuje na sztywnie przyjętym modelu świata, opartym na silnym przekonaniu, że steruje nim jakaś niewielka, zorganizowana i przede wszystkim tajna albo przynajmniej bliżej nieokreślona grupa, a do tego w normalnych zjawiskach społecznych doszukuje się celowych działań tejże grupy, zmierzających do umocnienia ucisku, to można przyjąć, że mamy do czynienia z czymś takim, zwłaszcza jeśli wszystkie argumenty tej osoby wyłącznie potwierdzają przyjętą tezę (brak dystansu i niechęć do podważania dogmatów).
Nie znaczy to oczywiście, że każdy, kto mówi o jakimś spisku czy nadużyciach kłamie. Spiski, oszustwa i przekłamania w nauce czy polityce istnieją i mają się dobrze, ale stąd naprawdę daleko do uznania, że światem rządzi jakaś niewielka grupka złych ludzi. Takie "zarządzanie" nie byłoby zresztą możliwe przy obecnej skali skomplikowania systemu światowej gospodarki, o czym już kilka razy pisałem.
A teraz, co widać w kolejnych odsłonach dyskusji, odkąd Reda uznał za stosowne zostać heroldem (lub jak sam to ujmuje messengerem) apokalipsy, dołączyła do tego jeszcze dość prymitywna, choć dobrze wyuczona erystyka. Inna sprawa, że to zawsze była specjalność Redy, ale wydawało mi się, że od jakiegoś czasu pisał z trochę większym sensem. Teraz widzę, że się niestety myliłem.
Prosi o "konkrety" i wypisuje farmazony o rzekomym ignorowaniu problemu i klapkach na oczach (jednocześnie samemu bawiąc się w diagnostę i orzekając, że u mnie i Stefana wystąpił dysonans poznawczy, który uniemożliwia nam przejrzenie na oczy), a nie rozumie, że dyskusja z nim oznaczałaby przyjęcie tych wszystkich reguł erystycznej dyskusji. A może właśnie rozumie i próbuje nas do tego zmusić. W ostatnim komentarzu wyliczyłem kilka sztuczek erystycznych, które stosuje, a jest tego dużo więcej.
Należy więc się zastanowić, czym jest erystyka w dyskusji? Ano oszustwem. Próbą uzyskania przewagi nie merytorycznie, a poprzez manipulację. Nie ma znaczenia logika i siła argumentów, dopóki publiczności się wydaje, że ktoś ma rację.
Czy podejmuje się więc dalszą grę z oszustami? Czy jeśli widzi się, że przeciwnik kantuje, to dalej rozdaje się karty i usiłuje pokonać go uczciwymi metodami? Nie! Mówi się takiemu paszoł won i ignoruje dalsze zaczepki.
Smażenie na smalcu a utleniony cholesterol - co o tym sądzicie? Dotychczas smażyłem na smalcu i czasem na maśle klarowanym. Coraz więcej badań jednak zwraca uwagę na fakt, że o ile tłuszcze nasycone i jednonienasycone są stabilne chemicznie i mają relatywnie wysoką temperaturę dymienia, tak zawarty w nich cholesterol jest niestabilny i silnie się utlenia, a to już jest szkodliwe. Co więcej, ostatnio gdzieś na YT przewinęło mi się badanie, w którym nad wyraz korzystnie w smażeniu wypadła oliwa, bo o ile jest to tłuszcz jednonienasycony, tak zawarte w nim przeciwutleniacze chronią go przed utlenianiem. Macie może jakieś kontr-informacje na ten temat?
OdpowiedzUsuńPrzypadkiem nie jest to kolejny "naukowy" sposób na straszenie cholesterolem? Oliwa z oliwek, już trafiając do Twojego domu jest na 90% utleniona. Wystarczy, że trochę dłużej postoi na półce w sklepie. Jak dla mnie oliwa nawet na zimno smakuje obrzydliwie, a na samą myśl o smażeniu na niej robi się niedobrze.
OdpowiedzUsuńWłaściwie to pojawiły się dwa nowe filmy, jeden polemizujący z drugim, pierwszy w praktycznie całkowitej opozycji do smalcu i masła, drugi je broniący. Najwyraźniej należy przyjąć, że smażenie na czymkolwiek jest niezdrowe, pytanie co nas zabije szybciej :)
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=f13dVtFF2uE&t=482s
https://www.youtube.com/watch?v=JBIJjXbJ7uA&t=531s
W zasadzie tak. Im mniej smażenia tym lepiej, ale od czasu do czasu może być. Przy czym jednak przychylam się do smażenia na smalcu ewentualnie maśle klarowanym. Co ciekawe, tak jak ciągle zaniża się normy cholesterolu, tak o jakiegoś czasu podwyższa się w różnych publikacjach punkt dymienia oliwy. Już samo to powinno dać do myślenia.
OdpowiedzUsuńA czy takie masło jest dopuszczalne do przygotowania jajecznicy: https://www.ceneo.pl/41202851#tab=spec ?
UsuńCodziennie tak przyrządzam już z 6 czy 7 lat. Zmienić na smalec albo na klarowane?
A może gotować te jajka zamiast smażenia?
UsuńCzytałeś opnie? Podobno jest już oszukiwane i zaczęło smakować na margarynę. Osobiście go nie używam, więc nie wiem. Jeśli robisz jajecznicę na zwykłym maśle to trzeba bardzo uważać i szybko wbijać jajka, by się nie zaczęło palić.
UsuńOczywiście gotowane jajka zawsze będę lepsze i zdrowsze.
Tak czytałem. Odpuszczę sobie w takim razie jajecznicę, będę gotował jajka. A jakie masło byś polecił do "kanapek" składających się z mięsa i mniejszej ilości sera żółtego? Masz jakiegoś sprawdzonego, wiarygodnego producenta? Dzięki. Pozdrawiam.
UsuńTrudno coś polecać, skoro ciągle się coś zmienia. Coś co wczoraj było ok, dziś jest już gorsze :) U mnie w domu zwykle używa się masła z mlekowity i póki co chyba jest w porządku.
UsuńDruga kwestia, że opinii tam było raptem 3. Jeżeli chodzi o skład to jest tam 83% tłuszczu tylko mlecznego. https://www.frisco.pl/pid,2814/n,sobik-oselka-gorska---maslo-extra/stn,product
UsuńDlatego ostatecznie nie przesądzam. Być może te opinie są przesadzone i masło nadal jest dobre.
UsuńNie obawiałbym się jedzenia jajecznicy na maśle, o ile robi się ją krótko i na małym ogniu. Rozpuszczone masło miesza się z jajkami i nie trzeba wcale wysokiej temperatury, żeby ściąć białko.
UsuńDruga sprawa, że masło, o ile jest masłem, a nie jakimś miksem, jest dość dobrze chronione prawnie, więc raczej powinno być wszystko w porządku.
W pierwszym filmie pani mówi o szkodliwości tłuszczów nasyconych. Żadne uczciwie przeprowadzone badania tego nie potwierdzają. Już Lutz pisał o tym skąd się wzięło to przekonanie, z badań robionych na królikach!
OdpowiedzUsuńJak smażę dłużej to najczęściej masło klarowane, jak czasem szybka jajecznica to na oliwie z oliwek się zdarza, ale to krótkie smażenie :)
OdpowiedzUsuńPamiętam, jak kiedyś w dzieciństwie "zdrowotnie" postanowiłem podgrzać sobie pierogi ruskie (do dziś moja ukochana potrawa, chociaż ze względu na dietę jem je bardzo rzadko) na oliwie zamiast na maśle. Jeden jedyny raz musiałem po prostu wyrzucić jedzenie, bo dosłownie nie byłem w stanie tego przełknąć.
OdpowiedzUsuńNatomiast jako dodatek do sałatek tak oliwa, jak i kilka innych olei (np. z dyni) bardzo mi smakują, chociaż trzeba wiedzieć jak je doprawić. No i musi to być produkt wysokiej jakości. Świeży, w ciemnej, szklanej butelce, odpowiednio przechowywany itd.
Stefanie, w jaki sposób może zareagować organizm przeciętnej zdrowej osoby, która przez dłuższy czas prowadzi porządną dietę paleo z niskimi węglami na jednorazową zwiększoną podaż węglowodanów? Nie chodzi mi przy tym o żadne obżarstwo czy słodycze, tylko o zjedzenie np. 200-300g węgli ze zdrowych źródeł.
OdpowiedzUsuńCzy coś takiego będzie raczej pozytywne czy negatywne dla organizmu? A może po prostu obojętne? Mowa oczywiście o dłuższej perspektywie, a nie o rakich następstwach jak chwilowa senność po posiłku, czy zwiększone zatrzymywanie wody w ciele. Czy jest szansa, że ktoś, kto robiłby tego rodzaju ładowanie powiedzmy raz albo góra dwa razy na miesiąc mógłbgy osiągnąć lepsze rezultaty niż bez tego?
Żeby rozważania były uczciwsze pomińmy też czynnik psychologiczny wynikający z pozytywnego oddziaływania zjedzenia czegoś dobrego z przyjaciółmi czy rodziną. Tak naprawdę nie da się tego oczywiście całkiem rozdzielić, ale chodzi mi o sam wpływ dodatkowych węgli na diecie niskowęglowej.
Dużo zależy od organizmu i indywidualnej przemiany materii, ale ogólnie raczej - o ile nie będzie to za często - powinno zadziałać pozytywnie. Daje czasem szansę na przełamanie stagnacji w treningach. Na pewno po jednym razie nie zakłóci się beta-oksydacji, ani nie spowoduje zwiększenia tkanki tłuszczowej. U niektórych coś takiego pojawia się dopiero po ok. 3 dniach obżarstwa. Stąd potem płacz, że ktoś przytył w święta ileś tam kg :)
OdpowiedzUsuńNatomiast popularne ładowanie ww co tydzień wydaje mi się bezsensowne. Tu już łatwo wybić z metabolizmu tłuszczy i zakłócić cały proces. Jak to niektórzy piszą o 5 dniach keto a potem 2 ładowania ww - to po prostu nie mają pojęcia o czym mowa.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZe strachu ze tej łaski mógłbym jednak dostąpić usuwam swój komentarz ... pokornie.
UsuńStefanie, nie chcę się w żaden sposób rozporządzać, ale myślę, że Reda doszedł do takiego poziomu, że należałoby zacząć usuwać tego rodzaju komentarze.
OdpowiedzUsuńNie chodzi mi nawet o to, że są obraźliwe i nic nie wnoszą, bo do tego już się zdążyłem przyzwyczaić, ale to próba wciągnięcia w tak prymitywną dyskusję, że aż odczuwam fizyczny ból, kiedy na to patrzę.
Oczywiście to Twoja decyzja, ja się już w każdym razie nie mieszam dłużej w takie wymiany.
Też nad tym myślałem. Reda wprawdzie na pewnych etapach sporo wniósł na moje blogi, ale zdarza mu się przeginać i to mocno. Powiedzmy, że ten jeszcze zostawię, by było wiadomo o co chodzi, ale kolejne takie będę już usuwał. Nie chcę wprowadzać cenzury, ale jakiś poziom musimy trzymać. :)
OdpowiedzUsuńDzięki. Absolutnie nie proszę o wprowadzanie żadnej cenzury. Uważam, że każda opinia, nawet głupia i nieuzasadniona, ma święte prawo zostać wyrażona i poddana dyskusji. Problem pojawia się jedynie, kiedy ktoś, w jakimś sobie wiadomym celu, zaczyna kłamać, pluć i manipulować dyskusją, bo wówczas niewiele się to różni od prymitywnych trolli internetowych.
OdpowiedzUsuńI tak o to, odchodzi LOGOS, mistrz kompromitacji :) Żegnam i życzę aby udało Ci się kiedyś dorosnąć.
OdpowiedzUsuńZgodnie z zapowiedzią, ostatnie komentarze L zostały usunięte.
OdpowiedzUsuńJa też życzę Logosowi wszystkiego dobrego. Tylko, że gdzieś indziej :)
OdpowiedzUsuńDlatego lubię co jakiś czas podważać swoje dotychczasowe przekonania, jak np. smażenie na smalcu i maśle, spożywanie dużych ilości witaminy C etc. ;-) Nigdy nie wiadomo, kiedy człowiek zapędzi się za daleko, zabunkruje i straci resztkę obiektywizmu.
OdpowiedzUsuńCześć, minęło ponad 2 tygodnie od wycięcia wyrostka. Rana się zagoiła, ostatnie strupeczki schodzą. Nie odczuwam żadnych dolegliwości podczas poruszania się. Wróciłem też do właściwego odżywania i również nie ma żadnych problemów. Jedyne co mnie martwi to brak czucia w miejscu cięcia.
OdpowiedzUsuńPytanie za 100pkt - co myślicie o powrocie na siłownię i jakimś lekkim treningu bez zbytniego angażowania brzucha? Jakie ćwiczenia byście proponowali? Boję się o angażowanie brzucha żeby nie doszło do przepukliny. Każda uwaga mile widziana.
Z czasem będziesz musiał zaangażować brzuch. Jakby nie było to właśnie ćwiczenia angażujące m. brzucha zabezpieczają przed przepukliną, a nie odwrotnie. Tym niemniej 2 tyg. to jeszcze za krótko by szaleć. Na Twoim miejscu spróbowałbym ćw. złotych, ale ze sporym zapasem sił. Na razie rampy do 50% możliwości. Taka spokojna rozgrzewka. Zobaczysz, jak organizm zareaguje. Jeśli dobrze, to po kolejnych 2 tygodniach można nieco zwiększyć intensywność. Do pełnego treningu wróciłbym po jakichś 2 miesiącach od operacji, a nawet trzech.
UsuńJeśli mogę coś zasugerować, to wykorzystałbym ten czas na poprawę techniki i mobliności. Najlepiej gdybyś znalazł dobrego fizjoterapeutę, znającego się na treninhu siłowym i poprosił o zrobienie przeglądu sylwetki pod tym kątem, a potem stopniowo szlifował technikę tak, żeby po tych 2-3 miesiącach była na najlepszym możliwym poziomie. Fizjo będzie też umiał ocenić, w którym momencie można będzie zwiększyć intensywność treningów i zacząć dorzucać na sztangę.
UsuńTak naprawdę najbardziej prawdopodobną konsekwencją zbyt szybkiego powrotu do treningów wcale nie jest przepuklina. To też, ale największe ryzyko wiąże się z tym, że podświadomie oszczędzając mięśnie brzucha, organizm na inne sposoby kompensowałby to w czasie ćwiczeń. W efekcie doszłoby do dysbalansu siłowego, pogorszenia mobilności, a z czasem problemów z progresem i kontuzji, których związku z operacją nawet byś już nie podejrzewał.
Także o wiele ważniejsze od tego, żeby na siłownię wrócić szybko jest żeby wrócić na nią poprawnie.
Dziękuję Wam za pomoc. Taki też mam plan, lekki trening + technika i mobilność. O fizjo nie pomyślałem. Może dlatego nie pomyślałem, że w swoim życiu przerobiłem ich dziesiątki i jeszcze nigdy nie trafiłem do konkretnego specjalisty..
UsuńJeżeli mielibyście kogoś godnego polecenia w Warszawie lub okolicy to chętnie bym się wybrał.
Osobiście mogę polecić tylko na terenie Krakowa, ale spytałem mojego fizjo czy zna kogoś w Warszawie i powiedział, że bardzo sensowny jest Maciek Namiota. Poniżej link do jego strony na FB. Jeśli skorzystasz z jego usług, daj proszę znać jak wrażenia :)
Usuńhttps://www.facebook.com/Gaudium-Terapia-Manualna-1023846434375968/
Na pewno skorzystam i dam znać, dzięki!
UsuńMimo wszystko szkoda, że to musiało dojść do takiego punktu. Odkąd pamiętam mieliśmy z Redą kosę, ale bynajmniej nie cieszyłbym się, gdyby osoba, która bardzo aktywnie współtworzyła środowisko DS, a wcześniej HW po prostu zniknęła z bloga. Tak jak napisał Stefan, na swój sposób Reda potrafi dużo wnosić i na pewno nie jest osobą przeciętną. Czasami dobrze jest też spojrzeć na świat z kompletnie innego niż zwykle punktu widzenia, choćby wydawał się szalony. Problemem nigdy nie były poglądy Redy, tylko sposób ich wyrażania, w którym, tak jak w tej dyskusji, umiał zagalopować się tak daleko, że zaczynał sprowadzać się do obrażania oponentów.
OdpowiedzUsuńZe swojej strony zawsze będę otwarty na każdą merytoryczną dyskusję, ale nie mam ochoty wdawać się więcej w prymitywne erystyczne przepychanki.
Czołem,czytam o badaniach na pasożyty, grzyby, robaki co byście polecili sprawdzonego,bo ile opinie tylko metod.
OdpowiedzUsuńStefanie, jak uważasz, czy w czasie typowego przeziębienia czy grypy powinno się rzeczywiście spędzać większość czasu w łóżku i nie podejmować żadnego wysiłku? Szczególnie, czy powinna tak robić osoba na codzień bardzo aktywna?
OdpowiedzUsuńNie chodzi mi oczywiście o robienie treningów w czasie choroby, ale czy jakaś bardzo lekka aktywność nie byłaby właśnie wskazana, żeby wspomagać proces leczenia? Kilka czynników ma tu duże znaczenie i na pewno trzeba wziąć pod uwagę kwestie psychologiczne, to jest kojarzenie leżenia w łóżku z chorobą, a ruchu ze zdrowiem (czyli potencjalny efekt placebo), oraz fakt pobudzania krążenia i lekkiego przyspieszenia wymiany materii podczas ruchu.
Jak myślisz, które podejście będzie w czasie grypy bardziej skuteczne? Tydzień leżenia pod kołdrą i picia ciepłej herbaty, czy raczej w miarę normalne funkcjonowanie ale bez specjalnego przeciążania organizmu? Tak czy siak przeziębienie potrwa oczywiście tydzień :)
Tu trzeba wyraźnie odróżnić przeziębienie od grypy. To nie to samo. Przeziębienie to stosunkowo lekka dolegliwość. Natomiast grypa jest dość poważnym. Przy czym - wbrew medialnym nagonkom - grypa jako taka zdarza się o wiele rzadziej.
OdpowiedzUsuńW przypadku przeziębienie wystarczy 1-2 dni w łóżku, a potem można zacząć lekką aktywność. Natomiast przy grypie warto jednak poleżeć dłużej, by nie pojawiły się powikłania. Nie byłbym sobą, jakby nie przypomniał o większych dawkach witaminy C w obu przypadkach :)
Element psychologiczny widziałbym tu nieco inaczej. Są ludzie, którzy lekceważą wszelkie objawy i przy 40 st gorączki idą na trening i uważają, że prawie nic im nie ma. Są też tacy, którzy już przy lekkim katarze panikują. Jeśli zna się siebie i swoje skłonności, to można pod to zastosować odpowiednią taktykę, czy lepiej zmusić się do odpoczynku, czy raczej aktywności.
Chce zacząć pić yerbe, macie może jakieś artykuły, fora co z czym, jak to wygląda
OdpowiedzUsuńYerba to metale ciężkie i kąpiele w pestycydach. Zastanów się nad tym.
UsuńMaciek, skąd takie informacje?
OdpowiedzUsuńStefanie do tej witaminy C warto dodać cynku np. 2x po 25mg glukonianu, nawet tego dla koni i małych zwierząt ;)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia
Cynk można dodać, ale raczej okresowo. Brać przez 1-2 tygodnie, potem przerwa też z 2 tygodnie. Z cynkiem łatwo przesadzić i w skrajnej sytuacji doprowadzić do zatrucia, dlatego nie polecam w ciągłej suplementacji.
OdpowiedzUsuńTo prawda, warto też przy suplementacji dłuższej pomyśleć o uzupełnieniu miedzi.
OdpowiedzUsuńAle widzę po sobie, że jak dorzucę trochę cynku do witaminy C w sezonie grypowym, to taka mieszanka potrafi podratować.
Beta glukan w większych dawkach okresowo też daje radę.
Z innej beczki, nie wiem czy poruszaliście te tematy na blogu, ale jaki jest Twój i kolegów stosunek do diet typu 6 godzin jemy, 18 pościmy o wodzie - w kwestii odchudzania.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o budowę mięśni nie wydaje się taka strategia optymalna.
Ale jeśli węglowodany obetniemy stopniowo to może dać radę pomóc w odchudzaniu (nie tylko portfela).
Jak to widzisz?
Kiedyś o tym pisałem w ramach dużego cyklu rozwijającego temat diety. Uważam, że 18 godzin to za długo. Ludzie mają skłonność do popadania w skrajności. Albo posiłek co 2 godziny, albo raz na dzień. Tak długa przerwa nie jest wskazana szczególnie przy ciężkich treningach siłowych. Rozsądny przedział to 13-14 godzin. Raczej nie dłużej. Istnieją badania wykazujące, że dłuższe regularne przerwy każdego dnia od jedzenia, z czasem powodują mocny spadek poziomu testosteronu.
UsuńNajpierw trzeba i tak obciąć węglowodany i unormować poziom cukru we krwi, by nie było nadmiernych skoków i ataków hipoglikemii. Potem można wprowadzać przerwę, ale tak jak napisałem. Nie dłuższą niż 13-14 godzin.
Maciek też mnie ciekawi czemu tak uważasz?
OdpowiedzUsuńTutaj macie trochę info na temat metali ciężkich w yerbie.
OdpowiedzUsuńhttps://scholar.google.pl/scholar?q=Arsenic,+cadmium+and+lead+concentrations+in+Yerba+mate+commercialized+in+Southern+Brazil+by+inductively&hl=pl&as_sdt=0&as_vis=1&oi=scholart#d=gs_qabs&u=%23p%3DmFZ5ymfmg5UJ
Dość istotna informacja. Tylko zastanawia mnie, czy gdyby poddać podobnym badaniom dowolną roślinę jadalną, wyniki nie będą podobne. Zanieczyszczenia gleby są powszechne, wiadomo też, że poszczególne rośliny mają większe lub mniejsze skłonności do kumulacji toksyn i metali ciężkich. Te tak zwane eko, często różnią się jedynie ceną.
OdpowiedzUsuńWięc każda roślina może tak wyglądać z tymi zanieczyszczeniami, wiec co z tą yerba mate pić czy nie
UsuńJeśli o mnie chodzi to pij :) Ale kup porządną pakowaną w Ameryce Pł, a nie plujki w saszetkach i inne takie podróbki. Poczytaj sobie o tym jak się ją przygotowuje.
UsuńKtóre firmy polecasz.
UsuńJest tego mnóstwo. Tu masz przykładowe https://argentynalimited.pl/pl/p/Super-Promocja-Yerba-Mate-Pobudzenie%2C-ziola%2C-owoce/712 choć są i inne. Ważne, by było to opakowanie suszu po 1kg lub 0,5kg, a nie jakieś saszetki. Różnią się bardzo tak mocą, jak i smakiem, więc każdy musi sobie znaleźć takie, które mu odpowiadają.
UsuńA co myślisz o Verda Mate, Natural Vitality? Takie kupiłem.
UsuńNie wiem. Nie wszyskie próbowałem. Nie każdemu podchodzi to samo. No i jeśli tam są dodatkowo domieszanie inne rzeczy to nigdy nie wiadomo, jak to zadziała na konkretną osobę.
UsuńStefanie, czy wyciskanie gilotynowe sztangi na skosie to dobry pomysł żeby ruszyć górny akton piersiowych? Niestety, dipsy ani wyciskanie stojąc nic a nic nie pomagają, a dysproporcja się zwiększa.
OdpowiedzUsuńNie ma sensu robić skosu w tym ćwiczeniu. Domyślnie działa na górę klatki oraz podcięcie u dołu. Tylko musisz je robić bardzo precyzyjnie. Szeroki chwyt, opuszczanie do karku i mocny ścisk do środka sztangi. Bez tego ściskania do środka ryzykujesz uszkodzenie barków. Właśnie dlatego to ćwiczenia ma taką złą opinie, bo zwykle jest robione źle. Z za dużym obciążeniem i bez ściskania.
OdpowiedzUsuńCzyli opuszczam powyżej obojczyków, dosłownie jak gilotyna na szyję, a sztangę staram się "zgnieść" poprzez napieranie rękoma?
OdpowiedzUsuńTak. Zgniatasz sztangę w kierunku klatki. Inaczej mówiąc, kierujesz siłę w stronę środka gryfu.
OdpowiedzUsuńStefan, a ma to jakieś konkretnie działanie poza wytworzeniem większego napięcia w klatce to ściskanie do środka? Często korzystałem z wyciskania giltynowego ale nie ściskałem do środka.
UsuńZobacz co napisałem powyżej. Bez ściskania ryzykujesz, że rozwalisz barki. Jest to bardzo poważne i realne ryzyko.
OdpowiedzUsuńRozumiem ale myślałem, że napiszesz coś więcej dokładnie co się tam napina, ale jeśli dla bezpieczeństwa to wiadomo najważniejsze.
UsuńKraken -> czytaj tutaj
OdpowiedzUsuńZapomniałem o tym temacie, a już go przecież czytałem. Dzięki za przypomnienie
UsuńPanowie, jakieś rady na przeziębienie? Mam tu pacjentkę co owinęła się w koc i umiera od kataru :-) Witamina C, miód, czosnek, co jeszcze? Szczególnie na ból gardła.
OdpowiedzUsuńW lutowym numerze "Zdrowie bez leków" dr Jaśkowski podaje sposób leczenia infekcji w oparciu o węgiel.
UsuńMiód jest mocno przereklamowany w tym kontekście. Dezaktywuje działanie wit. C z powodu zawartości cukrów prostych i całe leczenie diabli biorą.
OdpowiedzUsuńStefanie, czy na pewno? Mimo wszystko w naturze wit. C występuje głównie w owocach. Fakt, że dawniej owoce zawierały znacznie mniej cukru, ale nigdy nie były go całkowicie pozbawione. Czy z tego miałoby wynikać, że jedna z najważniejszych witamin, jest praktycznie nieprzyswajalna z naturalnego pożywienia?
OdpowiedzUsuńJasne, że jeśli by tego miodu było za dużo, cukier blokowałby wchłanianie wit.C, ale nie chce mi się wierzyć, żeby takie działanie miała jedna czy dwie łyżeczki dodane do herbaty. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie przecież jadł słoika miodu w ramach leczenia, a już zwłaszcza osoby na diecie lowcarb.
Właśnie rzecz się rozbija o proporcje. Współczesne owoce są tak naszpikowane cukrem, że jeśli nawet witamina C w nich występuje, to organizm jej nie wykorzysta. Niewielka ilość cukrów przy jednoczesnym występowaniu innych substancji, sprawiało, że kiedyś witamina C z owoców była przyswajana. Zresztą to nie było jedyne źródło. Wystarczy wspomnieć o kiszonkach i o mięsie. Kiedyś owoce były w większości bardziej kwaśne niż słodkie.
OdpowiedzUsuńWracając do miodu, to trzeba przyznać, że tu zawartość cukru jest spora i raczej upośledzi poważnie wchłanianie witaminy C. Dlatego jeśli już, to powinno się go przyjmować w odstępie przynajmniej 2-3 godzin od witaminy C. Tu mamy kolejny problem, bo jeśli ktoś jest poważnie chory, to warto tę witaminę przyjmować co kilka godzin w małych dawkach. To się mocno kłóci z miodem, dlatego uważam, że w tym wypadku miód daje więcej szkód nić pożytku.
Na razie rosół z cebulą i czosnkiem nieźle działa. Dzięki za wskazówki.
OdpowiedzUsuńStefanie, w jaki sposób rozbudować wewnętrzną stronę łydek? Szeroki rozstaw stóp? I jakie zakresy na łydki polecasz? Puma sugerował 30 repsów, ale u mnie >20 dosłownie zaczynają spinać się stopy, co nie jest komfortowym uczuciem.
Teoretycznie podaje się, zwykle że ustawienie stóp na zewnątrz, więc nie chodzi o sam rozstaw, ale o kierunek palców. Tylko nie każdemu to da upragnione efekty. Czasem wręcz chodzi o to by stopy ustawić odwrotnie, czyli palce do wewnątrz, ale to trochę niewygodne i nada się tylko na maszynie siedząc.
UsuńWiele osób ma problem z łydkami, bo pochodzi do nich wg powszechnie przyjętych zasad, które ktoś tam wymyślił, bo akurat jemu dawały dobre rezultaty. Nie ma jakiejś uniwersalnej ilości powtórzeń dla każdego. Specyfika łydki polega na dużym "upakowaniu" włókien. To daje połączenie sporej siły z wytrzymałością. Dlatego czasem proste spięcia się nie sprawdzają. Niekiedy pomagają marsze z obciążeniem czy spacery farmera, czasem wyskoki dosiężne. Nie należy też wierzyć w to, że łydki się szybciej regenerują niż inne mięśnie. To też sprawa indywidualna. Inaczej też pracują, gdy robisz wspięcia stojąc, a inaczej siedząc. Do tego dochodzą żurawie i uginania nóg w kolanach, które też mocno angażują łydki.
Masz dostęp do maszyny do wspięć siedząc na łydki?
Tak, obecnie na niej ćwiczę.
UsuńPróbowałem szerszego rozstawu z rozstawieniem stóp na zewnątrz ale jakoś wybitnie nie czuję, żeby zmieniała się praca poszczególnych aktonów. I chyba lepiej działa wolne tempo z lekką pauzą na dole niż takie machanie góra dół góra dół.
Nie rozstawiaj stóp szeroko. Spróbuj zamiast tego dać palce lekko do wewnątrz. Wolne tempo i pauzy na dole i górze są tu akurat obowiązkowe :)
UsuńRozumiem, ale w takim razie mam dwa pytania:
OdpowiedzUsuń1. Czy blokujące działanie cukru na wchłanianie wit. C wiąże się wyłącznie z jego poziomem we krwi w momencie przyjęcia witaminy? Inaczej mówiąc, czy żeby wit. C dobrze się wchłaniała trzeba ogólnie pozostawać na low carb, czy wystarczy unikać cukru w czasie jej przyjmowania?
2. Jaka najmniejsza ilość cukru w gramach może wykazywać takie działanie?
3. Czy każdy rodzaj cukru działa w ten sposób? Ścieżka przyswajania glukozy mocno różni się od procesów, którym poddawana jest fruktoza. Czy odpowiedź na pytanie 2. będzie w takim razie różna dla tych dwóch cukrów?
Oczywiście powinno być "trzy pytania". Trzecie przyszło mi do głowy już w czasie pisania i zapomniałem poprawić :)
OdpowiedzUsuń1. Chodzi o poziom we krwi w danym momencie, a dokładniej o to, że cukry proste w większości łączą się z tymi samymi receptorami co wit. C i dlatego blokują jej wchłanianie.
Usuń2. Tu już trudno coś powiedzieć. Zależy też trochę od tego ile witaminy C, na ile u danej osoby występuje w jakiejś mierze insulinooporność itd. Jak dobrze działają receptory.
3. Glukoza i fruktoza inaczej działa na wiele procesów a organizmie, ale pod akurat tym względem jest podobnie. Nie wiem dokładnie czy fruktoza mniej ogranicza wchłanianie witamy C, ale jeśli tak jest to różnica jest niewielka.
Swoją drogą wychodzi na to, że czysta fruktoza ma więcej niekorzystnych konsekwencji dla organizmu niż czysta glukoza. To np. widać u Amerykanów spożywających duże ilości tzw. syropu klonowego.
Co myślicie o adaptogenach?
OdpowiedzUsuńZależy jakich i dla kogo. Nie są wcale takie świetne w każdym wypadku.
OdpowiedzUsuńMyślałem o różańcu górskim, mam problemy z stresem i tarczycą.
OdpowiedzUsuńTo napisz konkretnie o co chodzi, niedoczynność tarczycy?
OdpowiedzUsuńO jelita zadbałeś? Potrzeba konkretów, jeśli ktoś ma Ci coś doradzać.
Jeszcze odnośnie tematu z witaminą C powyżej.
OdpowiedzUsuńJest taki dobry patent na witaminę C od osoby badającej te tematy zawodowo (na polskim uniwerku), którą miałem okazje poznać.
Otóż jak wiadomo dzika róża rosnąca wszędzie w Polsce ma duże zawartości witaminy C (i masę innych pożytecznych związków, choćby ten galaktolipid).
Problem w tym, że witamina C jest w niej niestabilna, rozkłada się szybko pod wpływem tlenu. Co więc zrobić, żeby taki proces zatrzymać? Ano rzecz tak banalną, że aż trudno uwierzyć - trzeba zrobić kompot i go zapasteryzować :)
W badaniach wychodziło jednoznacznie, że to najlepsza metoda (odcięcie tlenu mówiąc po ludzku)na zatrzymanie witaminy C w dzikiej róży i w ...kompocie.
Polecam spróbować na jesień, albowiem teraz może być problem z owocami, jednak pączki, kwiaty dzikiej róży i nie tylko polecam waszej uwadze - surowiec mega dobry i ... za darmo.
W taki oto sposób można dostarczyć witaminę C z dodatkami, można też po prostu dosypać trochę syntetycznej do kompotu i też da radę. Przyswajalność podejrzewam znacznie wzrośnie.
Jest też stary, bardzo miły dla ducha i ciała sprawdzony sposób - zrobić z dzikiej róży wino ;-)
Pytanie czy ten kompot ma być z cukrem, bo jeśli tak to trochę kiepsko. Nie myl też syntetycznej witaminy od tej wytwarzanej przez bakterie. To zupełnie co innego i ta syntetyczna po prostu nie działa. To większość tego co oferują apteki.
OdpowiedzUsuńAnonimowy - faktycznie napisz coś więcej. Po różańcu górskim cudów bym się nie spodziewał. Szczególnie przy poważniejszych chorobach. Nie zastąpisz też tym dbałości o żywienie i sen.
OdpowiedzUsuńA co z ashwagandha? Mam niedoczynność tarczycy(hashimodo),dieta dopięta trening trzy razy w tygodniu wiek 40 lat.Problemem jest sen,czasami jest za krótki lub mam problem zasnąć.
UsuńDo tego dochodzi praca w systemie nocnym.Trening odbywa się przed pracą po pierwszym posiłku(jajka w różnej formie)
UsuńPozdrawiam Paweł
Ujmę to tak. Nie tędy droga. Takie branie różnych środków w ciemno w tym wypadku raczej wiele nie da, a może czasem zaszkodzić. Sam pamiętam, jak mając problemy z płucami i z zatokami tylko mi się pogorszyło po adaptogenach. Dlatego nie mam najlepszego zdania o takich specyfikach. Poczytaj sobie Tłuste życie. Tam jest sporo o tarczycy i o Hashi. Wg mnie najsensowniejsza strona po polsku w tej tematyce. Możesz nawet skontaktować się z autorką i poprosić o pomoc. Zdaje się, że prowadzi jakąś praktykę.
UsuńNa pewno sprawę pogarsza poważne zaburzenie rytmu dobowego. Przy problemach z tarczycą to już nie zabawa i szybko może się pogarszać. Wiem, że nie każdy może grymasić jeśli chodzi o pracę, ale przy nockach czego byś nie próbował niewiele pomoże. Warto to przemyśleć.
Już wcześniej, jak pisałeś o stresie, podejrzewałem, że chodzi o sen. Tak naprawdę brednie psychologów spowodowały, że wszyscy się tłumaczą stresem. Stresowi podlega każdy. Kwestia tego, jak sobie z nim radzi. I tu sen odgrywa bardzo ważną rolę. Higiena snu to podstawa. Czasem można się próbować ratować melatoniną czy tryptofanem, ale to zawsze są działania doraźne. Trzeba ustabilizować rytm dobowy. Dieta to osobna sprawa, ale o tym więcej poczytaj na wspomnianej wyżej stronie.
Kompot bez cukru rzecz jasna. Chodziło mi o tą wytwarzana przez bakterie - nieprecyzyjnie się wyraziłem.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia
Zrób jak Stefan radzi, z Hashimoto to nie zabawa w doradzanie na blogu, do tego konieczny jest lekarz i jego i Twoja współpraca z doświadczonym fitoterapeutą. Jest masa szarlatanów na necie - podchodź do porad bardzo ostrożnie.
OdpowiedzUsuńDziękuję za odpowiedź.
OdpowiedzUsuńZmiana godzin pracy raczej nie wchodzi w grę.Spróbuję magnez rozłożyć na dwie dawki co drugi dzień,zobaczę czy coś poprawi się w kwestii snu.
Witam. Czy ktoś z Was jest w stanie polecić dobrego lekarza w Krakowie w sprawie badań i ich analizy pod kątem kobiety z problemami tarczycy i hormonów?
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie sprokuruję wypisania się kolejnej osoby z bloga... Aż głupio mi było, że od mojej ostatniej wrzutki zaczęła się dyskusja z Redą/Logosem, która skończyła się, jak się skończyła.
OdpowiedzUsuńReda zastanawiał się, jakie tłuszcze nam zostaną, jak wyrzucimy mięso i nabiał z diety, "bo tak każo", wyszło, że olej kokosowy, orzechy i awokado. Niestety awokado i orzechy też wypadają z tej listy:
https://gotowanie.onet.pl/artykuly/nie-jedz-awokado-powody-sa-wazne/h4n9n3b
Teraz tylko znaleźć artykuł (a jest ich pełno, i to pisanych przez profesorów! :))o szkodliwości oleju kokosowego, bo jest tłuszczem nasyconym i zostaną nam tylko oleje sojowe czy rzepakowe do jedzenia... Samo zdrowie
W przypadku Redy nie chodziło o prezentowane poglądy czy informacje, ale o obrażanie wszystkich dyskutantów.
OdpowiedzUsuńArtykuł to można znaleźć na każdy temat. Ich celem od dawna nie jest tworzenie jakości i propagowanie faktów, lecz jak największa ilość wyświetleń celem zarobienia na reklamach. Stąd cyklicznie pisze się, że coś jednak nie jest tak dobre, jak wcześniej o tym pisaliśmy, aby ludzie raz jeszcze weszli i przeczytali dlaczego. Jeśli mamy w dyskusjach zacząć przerzucać się artykułami za i przeciw, to zrobimy tutaj jeden wielki śmietnik. Dopóki ktoś w "trosce o moje zdrowie" nie zacznie nakładać dodatkowych podatków na mięcho i smalec to mam to w nosie. Z resztą, co tu gadać, podatki nigdy nie działają jako profilaktyka, to zawsze maszyna do dojenia pieniędzy, tylko trzeba wymyślić dobry powód ;-)
OdpowiedzUsuńMasz rację. Niestety coraz mniej jest stron, na których można znaleźć informacje publikowane dla nich samych a nie dla reklam. Algorytmy googla wprowadzone kilka lat temu też utrudniają dotarcie do tych bardziej wartościowych.
OdpowiedzUsuńPodatki jakoby mające służyć zdrowiu, to już oczywiście szczyt hipokryzji :) Zwłaszcza, że o tym co zdrowe a co nie decydują różne grupy lobbingowe.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNa szczęście algorytmy google łatwo obejść korzystają z alternatywnych przeglądarek. Nawet Google nabiera więcej sensu jak się odpowiednio skonfiguruje ustawienia. Samo wyłączenie profilowania dużo daje, ale to i tak jak dyskusja w kółku wzajemnej adoracji. Wyświetlają się w zasadzie wyłącznie najpopularniejsze strony, więc ciężko dotrzeć do tych bardziej ukrytych.
OdpowiedzUsuńA co do artykułów, dla mnie zawsze najważniejsza jest spójność i logika wywodu, połączona z umiejętnym odwoływaniem się do źródeł (czyli po prostu tłumaczenie problemów od podstaw). Bardzo nie lubię współczesnego podejścia, mówiącego, że człowiek nie jest w stanie wyrobić sobie samodzielnie porządnej opinii na jakiś temat ze względu na jego złożoność. Jasne, że nikt nie jest w stanie zgłębić wszystkiego, ale to bynajmniej nie zwalnia od samodzielnego myślenia i nie upoważnia do bezmyślnego słuchania autorytetów, które tak jak pisze Stefan, często są po prostu głosem różnych lobby. To wygodna droga na skróty, czasami niestety konieczna w skrajnych sytuacjach (np. kiedy chora osoba musi oddać się w ręce lekarzy), a z szerszego, społecznego punktu widzenia jest to wręcz konieczne, ale nijak nie odnosi się to do poziomu jednostki. Podsumowując uważam, że społeczeństwo jako takie powinno słuchać autorytetów, przestrzegać zaleceń lekarzy itp. Przy wszystkich wadach, to najlepsze co mu się oferuje. Co innego natomiast jednostki aspirujące do tego, żeby wiedzieć coś więcej. Tacy ludzi powinni z założenia odrzucać autorytety i samodzielnie zdobywać wiedzę, a następnie dążyć do jej rozpowszechniania, najlepiej właśnie na poziomie społecznym. Z tego punktu widzenia racjonalna dietetyka odniesie sukces dopiero, kiedy przestanie być domeną blogów (nawet najlepszych!) i zwyczajnie trafi do szkół.
Żeby nauczyć się przysiadów wielu z nas musiało trafić na dość kontrowersyjnego bloga, a prawda jest taka, że tego się powinno uczyć na wfie w podstawówce.
Chodziło Ci o alternatywne przeglądarki czy wyszukiwarki? Bo raczej zmiana przeglądarki niewiele zmieni w tym wypadku. Zaś co do wyszukiwarek to póki co sensownej alternatywy nie znalazłem. Mocno się obecnie promuje DuckDuckGO, ale jak dla mnie nie specjalnie się sprawdza. Jeśli znasz coś ciekawego, to może podaj. Przyda się.
OdpowiedzUsuńFaktycznie chodziło mi o wyszukiwarki :)
OdpowiedzUsuńZ przeglądarek warte rozważenia jest Brave:
https://niebezpiecznik.pl/post/brave-przegladarka-jak-chrome-ale-szybsza-i-z-ochrona-prywatnosci-uzytkownika/
A co do wyszukiwarek to tak naprawdę wszystko sprowadza się do algorytmu wyszukiwania. DuckDuckGo to tylko jedna z opcji, ale tak naprawdę najważniejsze żeby uzyskać odmienne wyniki niż w google - to samo w sobie poszerza możliwości. Najważniejszy jest przy tym brak profilowania, bo to sprawia, że jesteśmy czasem w stanie znaleźć coś nowego.
Tutaj jest lista różnych alternatywnych wyszukiwarek, ale nie wiem czy któraś jest lepsza od DuckDuckGo. Tak szczerze mówiąc, to poza Hormonem Wzrostu wiele lat temu, najlepsze i najciekawsze strony odkryłem po tym, jak ktoś mi je zwyczajnie polecił. Więc niewiele się to w sumie różni od książek. Najwyraźniej za dużo od tych wyszukiwarek oczekujemy :)
W tym sensie bardzo dobrą sprawą są wbrew pozorom social media. W znajomych na FB mam kilka osób, które często udostępniają naprawdę ciekawe i wartościowe artykuły. Z tego powodu warto mieć konta w takich serwisach, choć trzeba uważać jak się z nich korzysta, po pierwsze żeby nie tracić czasu, a po drugie ze względu na prywatność.
OdpowiedzUsuńPanowie, z pewną dozą uproszczenia można przyjąć, że białko to związek budulcowy, zaś węglowodany i tłuszcze - energetyczny. Często mówi się, że jedząc za mało spowalniamy metabolizm - ale co, jeśli mamy zapasy energii w postaci tkanki tłuszczowej? Czy jedząc wtedy drastycznie niskie ilości tłuszczów i węgli nasz metabolizm nie powinien być napędzany tym zapasem? I jeśli do tego dodamy 100%-owe zapotrzebowanie na białko w celach regeneracyjnych - czy nie będzie to najlepsza forma redukcji? :) Przy założeniu, że dostarczamy resztę mikroelementów, witamin etc.
OdpowiedzUsuńCo do białka to aż nazbyt daleko idące uproszczenie. Białko to też podstawa enzymów jak i hormonów.
OdpowiedzUsuńNatomiast co do reszty, to trudno w skrócie odpowiedzieć. Rzecz się rozbija o uaktywnienie poszczególnych szlaków metabolicznych i od tego zależy, czy organizm będzie odpowiednio korzystał z zapasów tłuszczu czy nie. Tych szlaków jest aż cztery, więc możesz sobie o tym dokładniej poczytać. Chcę jeszcze za jakiś czas napisać coś więcej o mitochondriach i np. o D-rybozie, ale póki co na razie za wcześnie. Nie chcę powtarzać tu rzeczy, które można przeczytać gdzie indziej, a na moje wnioski i przemyślenia w tej sprawie za wcześnie.
To jest ciekawe zagadnienie - jeśli mamy zapas energii to skąd biorą się tezy o "spowolnieniu metabolizmu" przy dietach ubogich w energię? Ostatnio jem naprawdę niewiele, w ramach twojego "trochę więcej białka, trochę mniej tłuszczu" - gdzieś tak kiedyś napisałeś o zrzucaniu balastu - i faktycznie leci. Rzecz w tym, że absolutnie nie odczuwam spadku energii ani siły, biegam, przerzucam żelastwo i nic.
OdpowiedzUsuńNie chodzi tyle o spowolnienie metabolizmu, jak o huśtawki cukru we krwi. Ta koncepcja powstała na bazie zaleceń posiłku co 2 godziny z dużą dawką węglowodanów. Jak ktoś tak będzie się żywił, a potem nagle zmniejszy ilość jedzenia to po prostu padnie na pysk.
OdpowiedzUsuńDuże znaczenia ma także styl życia, jakość snu i parę innych rzeczy. W danych czasach ludzie mimo głodu ciężko pracowali albo walczyli i jakoś nie odczuwali aż tak spadków energii :)
A spotkałeś się może z informacjami dot. żywienia dawnych kulturystów i siłaczy ale bardziej pod względem ilości? Gironda miał swoje steak and eggs, ale w jakich ilościach to jadł? I czy tylko to, czy coś poza tym?
UsuńWatrobka i inne podroby. Kiedys kulturysci za czasow Girondy jedli sporo kapsulek z tzn dry powdered liver.
UsuńZależy o jaki okres chodzi. W tej dziedzinie też panowały różne mody. Pierwsza połowa XX w. to przede wszystkim duże ilości mleka i jajek. Potem za czasów Girondy dalej mięso, ale też wspomniane tabletki wątrobowe. Sam Gironda je zalecał, a kulturyści się zabijali o nie. Niektórzy zjadali nawet po 100 i więcej dziennie. Na zawodach oskarżali się wzajemnie o podkradanie i podjadanie tych tabletek.
UsuńPotem przyszły nierzetelne badania Keysa i zapanowała fobia tłuszczowa, które też odbiła się na sportach siłowych. Dopiero wtedy zaczęto jest ww na skalę nigdy dotąd niespotykaną.
Stefanie, co sądzisz o witaminie c o przedłużonym uwalnianiu. https://www.imma-polska.pl/substancje-mitochondrialne/witamina-c-wydluza-zycie/
OdpowiedzUsuńSądzę, że cwaniactwo zwane inaczej marketingiem ma się bardzo dobrze. A to się nie przyswoi bez specjalnych dodatków, a to jeśli nie będziesz zażywał "naszej" to zniszczy nerki itd. Wszystko po to, by za miarę tanią substancję zapłacić 2-3 razy więcej. Od lat biorę zwykły kwas L-askorbinowy CZDA i działa doskonale. Znam sporo osób, u których też się jakoś sprawdza. Chcesz, żeby się wchłaniała cały dzień? Rozpuść w większej ilości wody i popijaj regularnie przez cały dzień.
OdpowiedzUsuńA co z okresem pół rozpadu Wit. c? Pytam w odniesieniu do tej większej ilości wody i popijaniu cały dzień.
UsuńTeż biorę ze Stanlabu od 2014 czy 2015 codziennie rano i nie narzekam, ostatnio to chyba już po jakieś 6g/d (czubata łyżeczka) z msm oczywiście. Ktoś mi powiedział, że bierze tzw. "mitochondrialną" i stąd moje pytanie. Dzięki.
UsuńCo ma do tego okres półtrwania? Nie dość, że spotkałem się ze skrajnymi danymi, mówiącymi że wynosi od kilku do kilkunastu godzin, to i tak są to zawsze wartości uśrednione. Przy suplementacji nie warto sobie zawracać głowy okresem półtrwania. To nie antybiotyk, hormon, czy inny taki lek, by miało to realne znaczenie.
OdpowiedzUsuńTak naprawdę, to nie bardzo wiem o co chodzi w Twoim pytaniu.
Z tego co wiem to Wit C się utlenia.
UsuńPod wpływem temperatury. Nie należy trzymać na słońcu lub podgrzewać.Natomiast wydaje mi się, że nie wiesz czym jest okres półtrwania, który ma się nijak do utleniania.
OdpowiedzUsuńA co myślicie na temat okularów blokujących światło niebieskie? Stosujecie jakieś metody tzw. biohackingu?
OdpowiedzUsuńCo sądzicie o metodzie Wim'a Hofa? Korzystał ktoś?
OdpowiedzUsuńNie wszystko jest dla każdego i każdemu potrzebne. Ostatnio hartowanie zimnem stało się tak popularne, że aż podejrzane :)
UsuńMoze ktos wytlumaczyc w miare obszernie na co jest MSM? Dlaczego ja bierzecie i ile? I dlaczego razem z witamina C? I czy MSM wystepuje w naturze np w jedzeniu?
OdpowiedzUsuńWygoogluj sobie jaką rolę pełni siarka w organizmie człowieka.
OdpowiedzUsuńPotrafie uzywac googla. Dziekuje bardzo za tak obszerna wypowiedz z twojej strony.
UsuńTyle, że na ten temat jest naprawdę dużo artykułów i łatwo je znaleźć. Choćby pierwszy z brzegu https://www.myprotein.pl/blog/suplementy/msm/
UsuńTylko niekoniecznie polecam takie dawki, jak tam opisano na końcu. MSM działa synergicznie z wit. C.
Witam, co myślisz Stefanie o podawaniu dożylnie wit.C,DMSO, Perhydrol, oglądałem film Jerzego Zięby i mocno mnie to zastanawia, ciężko znaleźć rzetelne informacje gdzie kolwiek. Jedyne strony którym ufam to tłusteżycie, paleosmak, chodź i tak wszystko analizuje.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o dożylne wlewy wit. C czy innych witamin, to moim zdaniem zdecydowanie brakuje porządnych badań w tym temacie. Kiedyś takie metody terapeutyczne były stosowane, ale, co bardzo ważne, jako wsparcie dla innych form leczenia, jak chemioterapia, a nie jako ich alternatywa. Tutaj kryje się diabeł, bo chociaż Zięba w Ukrytych Terapiach sam o tym napisał, to jednak praktyka wskazuje na co innego: zniechęcanie ludzi do leczenia prowadzonego w szpitalach na rzecz wlewów witaminowych i innych form terapii. Tym samym coś, co powinno być wsparciem, stało się samodzielną formą leczenia, a niestety dowodów na to, że sama witamina C może zwalczyć raka, brak.
OdpowiedzUsuńTak naprawdę chodzi po prostu o to, że w pewnych stanach chorobowych, alergiach czy w związku z podejmowanymi formami leczenia (jak wspomniana chemioterapia) czy na przykład narażeniem na silne promieniowanie, organizm bardzo szybko zużywa dostępne zasoby witamin i zaczynają się objawy związane z awitaminozą. W związku z tym podanie dożylne ogranicza negatywne skutki tych czynników. Tylko tyle i aż tyle.
Stąd uważam, że zamiast demonizować wlewy witaminowe bo promuje je Zięba, lekarze powinni na poważnie zastanowić się, czy nie ma dla nich na pewno miejsca w praktyce medycznej. Nie przepadam za Ziębą, ale nawet zepsuty zegar pokazuje dobrą godzinę dwa razy na dobę. Czy gdyby zaczął promować aspirynę, środowiska lekarskie kazałyby przestać ją stosować?
W zasadzie badania są, choć trudno do nich dotrzeć. Pewnego rodzaju nowotwory można jak najbardziej wyleczyć dożylnym podawaniem witaminy C i innych. Problem jest w czym innym i częściowo to nachodzi na to o czym wspomniał Marek. Takie wlewy powinna robić osoba o przeszkoleniu medycznym, która wie co robi. Najlepiej lekarz. Zbyt szybkie podawanie lub bez uwzględnienia np. reakcji Hexa może doprowadzić nawet do śmierci. Stąd częściowo taka zła sława tego typu praktyk w środowisku medycznym. Trzeba cały czas monitorować pacjenta i odpowiednio podejmować działania. To nie tak hop - wlewka i rak znika!
OdpowiedzUsuńTo jest właśnie jeden z problemów wywołanych ludzką bezmyślnością. Przez to, że Zięba zyskał taką a nie inną opinię (wg mnie w dużej mierze zasłużoną, ale mniejsza o to) lekarze w jakiś absurdalny sposób przyczepili się do tej nieszczęsnej witaminy C, że w sumie nie ma praktycznie możliwości, żeby dostać takie wlewy od osoby przeszkolonej medycznie. Pozostają więc osoby parające się tzw. paramedycyną, które czasem są bardziej godne zaufania, czasem mniej, a często są zwykłymi oszustami. Jakby tego było mało oferują te wlewy profilaktycznie, każdemu kto poprosi. Nie chodzi nawet o to, że komuś zrobią krzywde, bo o ile nie popełnią błędu to od nadmiaru wit. C we krwi raczej się nic nie stanie, ale o to, że to zwykłe naciągactwo i jeszcze bardziej podkopuje zaufanie do samej metody leczniczej.
UsuńMarku, ale czy istnieją udokumentowane przypadki, gdzie wlewy dożylne z witaminy C faktycznie komuś pomogły? Dla mnie nie ma znaczenia konfrontacja Zięby vs lekarze, ale efekty.
UsuńJeśli ktoś chce się wgłębić w temat to polecam Dr Brian Richards, Frank Hourigan
OdpowiedzUsuńNietoksyczne metody leczenia nowotworów
Stefanie, czy przy przenoszeniu tricepsowym na końcu fazy koncentrycznej/na górze można pokusić się o wyprost w łokciu, jak przy np. tate pressie?
OdpowiedzUsuńNiby można, ale to dodatkowa złożoność, a tak naprawdę siłę i masę robi się na krótkich prostych ruchach.
UsuńPanowie, jakieś rady w obliczu nadchodzącego wirusa?
OdpowiedzUsuń1. Nie panikować.
OdpowiedzUsuń2. Nie dać się zmanipulować politycznej i medialnej nagonce.
3. Zająć się czymś konkretnym zamiast bzdurami.
Święta prawda groźniejsza się robi masowa schizofrenia związana z tym wirusem.
UsuńZwiększenie Wit C może pomóc?
UsuńWitamina C zawsze się przyda. I tak masz większe prawdopodobieństwo złapania grypy albo ulegnięcie wypadkowi komunikacyjnemu. Na to pierwsze witamina pomoże, na drugie raczej nie :)
OdpowiedzUsuńStefanie, co sądzisz o formie witaminy C w postaci askorbinianu sodu https://eko-familia.pl/pl/p/STANLAB-ASKORBINIAN-SODU-CZDA-1KG/23113451?gclid=EAIaIQobChMIi--nrsGP6AIVguiaCh0XMAVqEAQYAiABEgK6mfD_BwE
OdpowiedzUsuńDzieci u mnie z uwagi na kwaśny smak kwasu askorbinowego trudno namówić do wypicia, a słyszałem że w tym przypadku smak jest bardziej neutralny.
Jak najbardziej można, jeśli chodzi o dzieci albo ktoś ma problemy z żołądkiem to taka forma się nada.
OdpowiedzUsuńOdnośnie najnowszej epidemii uważam, że paradoksalnie bardzo dobrą robotę wykonuje rząd de facto ukrywając jej skalę przed społeczeństwem. To sprawia, że ludzie normalnie funkcjonują zamiast wpadać w nieuzasadnioną panikę i narażać na szwank gospodarkę.
OdpowiedzUsuńWystarczy się zastanowić: w dwukrotnie liczniejszych Niemczech wykryto ponad sto razy więcej przypadków niż u nas. Dwumilionowa Litwa ma podobną ilość co Polska. Podobnie z Czechami. Statystycznie rzecz biorąc nie ma szans, żeby u nas było tylko kilkanaście przypadków. Zakażenia tym wirusem najprawdopodobniej idą w tysiące, jeśli nie dziesiątki tysięcy, tyle że zdecydowana większość przechodzi to absolutnie bezobjawowo albo objawy są znikome. Niewielki procent rzeczywiście się rozkłada i dopiero z tego zaczynają się wyliczenia o 20% ludzi, którzy mają ciężki przebieg. Z tego, podobnie jak w przypadku grypy 2-3% może mieć poważne powikłania prowadzące do śmierci. Realna śmiertelność dla wszystkich zakażonych wirusem wynosi więc jakiś nieznaczący ułamek procenta (nie znając dokładnych danych można tylko gdybać jak duży).
Podsumowując niczym lub prawie niczym nie różni się ta epidemia od zwykłej grypy. Największa różnica polega tak naprawdę na tym, że koronawirus szybciej się rozprzestrzenia, przez co może powodować silniejsze skutki społeczne.
Jeszcze na koniec zwrócę uwagę, że gdyby media informowały o każdym przypadku śmierci spowodowanej sezonową grypą, przypuszczalnie panika byłaby jeszcze większa. W samym lutym 23 osoby zmarły z tego powodu!
Z tym akurat się nie zgadzam. Rząd robi sporo, by panikę rozpętać. Warto poczytać tu http://www.dobradieta.pl/forum/viewtopic.php?t=24233
OdpowiedzUsuńŹle się wyraziłem, zresztą nie było moim celem ani promowanie działań rządu, ani w ogóle dyskusja na temat stricte polityczny :)
OdpowiedzUsuńOczywiście, że nakręca się panikę. Stąd specjalna ustawa, zakup niewielkiej ilości testów i cała ta medialna szopka. Krótko mówiąc wykorzystuje się sytuację, ale jednocześnie wyraźnie ktoś pilnuje, żeby sprawy nie wymknęły się spod kontroli, jak we Włoszech.
Każda taka okazja, czy to spór wokół TK, czy aborcji, czy teraz epidemii, momentalnie wszystkie strony starają się na swój sposób wykorzystac, ale wydaje mi się, że przynajmniej na razie sprowadza się to głównie do sfery retorycznej i nielicznych, acz głośnych pokazówek. Wydaje się, że nikomu nie zależy, żeby padła polska gospodarka. W linku, który przytoczyłeś, ktoś wspomniał o skali korupcji we Włoszech. W Polsce też nie jest różowo, ale jednak nie aż tak źle pod tym względem. Interesy mogą być robione doraźnie, ale nie na skalę całego systemu.
Stefanie, czy MC (w wersji z trap barem) jako jedyne ćwiczenie angażujące dwugłowe to trochę czy bardzo za mało na te mięśnie? Wypadałoby dorzucić żurawia lub uginanie?
OdpowiedzUsuń