niedziela, 4 listopada 2018

Internetowi "badacze" i "naukowcy", czyli o manowcach zdobywania wiedzy cz. 7


Powierzchowna wiedza
Niewątpliwie jesteśmy obecnie zasypywani gradem informacji. Są to informacje o różnym charakterze, ale jednocześnie im jest ich więcej, tym też zwykle spada ich wartość. Kiedyś, by zapoznać się z jakimś tematem trzeba było przeczytać przynajmniej kilka książek. Dziś wystarczy kilka minut wyszukiwania w google lub w wikipedii. Dostaje się szybko dawkę wiedzy, lecz siłą rzeczy jest to dawka powierzchowna. Ta łatwość też sprzyja utrwalaniu się lenistwa umysłowego. Po co zgłębiać wiedzę, skoro mogę się dowiedzieć "wszystkiego" w kilka minut? Tak oto powstaje internetowy ekspert. Człowiek, który zna się na wszystkim. Zwykle bardzo powierzchownie, czyli tak naprawdę nie zna się wcale. Stare powiedzenie mówi, że człowiek, który przeczytał tylko jedną książkę jest bardziej niebezpieczny od tego, który nie czytał nic. Jego dzisiejsza wersja powinna mówić - najbardziej niebezpieczny jest ten kto czyta abstrakty, wyniki googla i wikipedię, a nie przeczytał żadnej książki.

Przeciążenie sensoryczne też nie pomaga. Jesteśmy bombardowani mnóstwem różnych informacji z każdej strony. Zwykle są to rzeczy zupełnie nieważne i bezwartościowe - nowy romans marnej gwiazdki telewizyjnej, wygłup jakiegoś polityka itp. Jeśli cały dzień musimy przyswajać takie informacje, to nie ma już możliwości zdobywania rzeczowej wiedzy. Psychika też ma swoją wytrzymałość. Dochodzi do rozproszeń i deficytu uwagi. Sam wiem po sobie ile kiedyś potrafiłem czytać jakąś książkę bez przerwy, a ile jestem w stanie teraz w dobie internetu. Ciągle coś odciąga naszą uwagę. Może na kolejnej stronie będzie coś ciekawszego, może na innym programie jest lepszy film, może przyszła nowa wiadomość na FB czy na maila? Tu dzwoni telemarketer lub roznosiciel ulotek dobija się do domofonu. Dlatego też sam nie mam konta na FB, często wyłączam telefon i domofon. Skoro już cały ten cykl poświęcony jest badaniom naukowym, to warto wspomnieć, że sporo badań udowodniło, że dzieci które zrezygnowały z korzystania z internetu i z i- smart- coś tam- phonów nagle poprawiły znacznie swoje wynika w nauce. Niestety coraz więcej osób jest silnie uzależniona od telefonu, który zresztą coraz mniej służy do dzwonienia. Uzależnienie od gier komputerowych to osobny problem i nie chcę go nadmiernie rozwijać, bo nigdy nie skończę tego cyklu. Jednak wszystko to sprawia, że coraz trudniej się skupić i coraz trudniej rzetelnie pogłębiać wiedzę. Zawsze istniały różne czynniki rozpraszające uwagę, jak choćby rodzina - proszę tego nie odbierać nazbyt negatywnie - czy też np. głośni sąsiedzi. Jednak nigdy tych czynników nie było tyle ile obecnie. Natomiast kompletnie nie rozumiem sytuacji, z którą spotykam się bardzo często. W wielu mieszkaniach telewizor jest włączony na okrągło. Czy ktoś coś ogląda, czy nie. To nie tylko strata energii elektrycznej, ale znaczne upośledzenie życia rodzinnego, towarzyskiego, a także poważne zaburzenie zdolności do koncentracji.



Marketing wirusowy
Często nim coś kupimy, zwłaszcza rzecz droższą, szukamy opinii w internecie. Powstały nawet specjalne serwisy zajmujące się opiniowaniem produktów. Takie poszukiwania dotyczyć mogą tak pralki czy telewizora, jak i suplementów. Nawet niekiedy dobrego lekarza, czy fachowca w innej dziedzinie. Niestety różne firmy, a także politycy i tzw. celebryci szybko zrozumieli, że jest to doskonałe pole do manipulowania opiniami. Tak powstał marketing wirusowy. Trzeba sobie zdawać sprawę z faktu, że obecnie przynajmniej połowa wszystkich opinii, czy różnych artykułów na określone tematy, to dzieło opłacanych lepiej lub gorzej ludzi. Wcale nie trzeba wielkiego sztabu osób, by rozwinąć kampanię wirusową. Wystarczy kilku ludzi i trochę serwerów i bramek proxy. Wprawdzie wciąż też działają bardzo prymitywne metody spamowania polegające na rozsyłaniu maili, czy wpisów na forach w stylu "Czy wiecie coś o odchudzaniu? Ostatnio znalazłam wspaniały środek..." i tu dołączany jest link.
Na takie prostackie formy już mało kto się nabiera, choć ciągle są i tacy. Powstaje jednak też mnóstwo rankingów produktów. Tu nie mam wątpliwości. Każdy ranking jest robiony na zamówienie i tak skonstruowany, że na pierwszym miejscu, albo nawet na kilku pierwszych miejscach umieszczone były produkty firmy zamawiającej ranking. Dlatego też żaden ranking nie jest wiarygodny.


O wiele trudniej dotrzeć do prawdy, gdy marketing wirusowy przybiera subtelniejsze formy. Pod postacią obiektywnych opinii na różnych forach, w artykułach, czy w komentarzach, delikatnie forsuje się poglądy praktycznie o wszystkim. O pralkach, o białku serwatkowym, o nowej grze sieciowej, o metodach treningowych. Wreszcie o politykach - pozytywne o swoich, a negatywne o przeciwnikach. Czasem też polega na prześladowaniu szkolnego rówieśnika czy sąsiada. Jeśli w ten sposób odpowiednio naprowadzi się opinię publiczną, to potem już znajdzie się wielu takich, którzy bezinteresownie będą dalej rozpowszechniać określoną opinię i bronić jej z zaciekłością fanatyków. Do tego dochodzi umiejętne redagowanie wpisów w Wikipedii, na którym już przyłapano kilka firm.
Wirus zostaje rozsiany. W ten sam sposób można zasiać przekonanie o "badaniach naukowych". Obecnie czy czyta się np. kryminały czy książki sensacyjne napisane przez Amerykanina, czy Szweda, czy Rosjanina itd. - wszędzie powtarzane są te same pseudo-prawdy na temat zdrowia: cholesterol jest zły, raka najlepiej zwalczać chemioterapią itp. Wszyscy popisują się poprawnością polityczną, aż do przesady. Zapewne ma na to wpływ polityka poszczególnych wydawnictw, ale czasem można się jednak przemknąć przez to sito współczesnej cenzury. Pozytywnym przykładem mogą tu być kryminały Nelle Neuhaus, autorki nieulegającej histerii nadmiernej poprawności politycznej. Bezwiednie wirusa podejmują także twórcy różnych filmów i seriali. Tak utwierdza się społeczeństwo w jedynej słusznej prawdzie np. o szkodliwości tłuszczu.

2 komentarze:

  1. Ciężko nie zgodzić się z argumentem o zalewie wszelkiej maści rozpraszających bodźców. Wszechobecny hałas, migotliwe i nachalne reklamy i temu podobne biją do nas drzwiami i oknami i czasami ciężko im się oprzeć. Przykłady można mnożyć. Mnie osobiście niesamowicie denerwują banery reklamowe ustawiane przy drogach. To już jest skrajny przykład, jak rozpraszanie uwagi może prowadzić do tragedii, i to bardzo dosłownie. Czasami jest tego taki zalew, że człowiek czuje się, jakby się znalazł na wysypisku śmieci, a niektóre jeszcze migają, inne są elektroniczne i wyświetlają filmy...
    Rzecz jednak w tym, że nie wszędzie tak to wygląda. Coraz więcej krajów wprowadza przepisy, które ukracają takie zachowania. Nigdy nie zapomnę, jak kiedyś, po całym dniu spacerowania po Oslo, uświadomiłem sobie, skąd się brało to dziwne uczucie, które cały czas mi towarzyszyło. Zdałem sobie sprawę, że w całym mieście praktycznie nie ma reklam, a jeśli już się pojawiają to pojedyncze i niespecjalnie odcinające się od całości. Z innymi sferami życia jest podobnie. Telewizor można wyłączyć, w przeglądarce można zablokować sporą część reklam, konta na Facebooku czy innych portalach można używać w sposób kontrolowany. Według mnie jest to kwestia oswojenia z nowymi elementami otaczającej nas rzeczywistości. Rzeczywistości, która dosłownie wchodzi nam na głowę, ale jednak pozwala się okiełznać, choć niestety pewnym kosztem, który nie każdy jest w stanie ponieść.

    OdpowiedzUsuń
  2. Facebook jest przysłowiowym nożem którym smarujemy chleb albo którego zatapiamy w tkankę między żebrami. Zbyt dużo różnych form wymiany Informacji. Nikt już nie używa forów do wymiany tylko fb, branżowe kanały i grupy zrzeszające zawodowo wspólne osoby. Niewiele stron istnieje w sieci, wszystko przeniosło się na fejsa bo platforma miażdży marketingowo. Polecam czytanie fb w formie offline. Zapisywanie stron, artów i czytanie o określonej porze bez dostępu do innych linków. Dobra alternatywa to czytnik typu Kindle. Przeglądamy fejsa wieczorem wysyłamy wartościowe artykuły na Kindle do porannej kawki :)

    Także cieszmy się takimi blogami jak ten w prawdziwym cieniu i podziemiu internetu

    OdpowiedzUsuń