Rząd chce Twojego dobra?
Obecnie
rządy i inne organizacje przeznaczają mnóstwo pieniędzy na
promocję zdrowego stylu życia. Kłopot w tym, że proponowane
zalecenia często zamiast poprawiać stan zdrowia tylko go
pogarszają. Wystarczy spojrzeć na powszechnie przyjęte zasady
diety. Na sponsorowane badania dające kłamliwe wyniki. Zalecenia
ograniczenia spożycia mięsa, jajek, a zamiast tego żywienia się
soją i olejami roślinnymi tylko napędzają cały przemysł
farmaceutyczny.
Tak naprawdę żadnemu współczesnemu rządowi nie
zależy, by miał pod sobą silnych i mądrych obywateli. Takimi
trudniej kierować i takich trudniej doić. Kiedyś władcom
zależało, by mieć silnych i zdrowych poddanych, bo tacy mogli
walczyć i pracować. Dziś jest inaczej. Masz ledwo zipać,
generować PKB i łykać dużo tabletek. Im więcej, tym lepiej! Jak
przypadkiem trenujesz siłowo i masz mięśnie nieco większe, to
zdiagnozują u Ciebie bigoreksję. Pewnie niebawem i na to pojawi się
jakiś lek. Coraz mniej jest zapotrzebowania na ciężką fizyczną
pracę dzięki maszynom,więc wystarczy, by większość jakoś się
utrzymała w pozycji siedzącej za biurkiem. Jeśli macie nadzieję,
że choć się rozwijamy intelektualnie, to porównajcie wiedzę
studentów z ostatnich lat z tymi z przed kilkudziesięciu. Już
dawno nie zdarzyło mi się czytać żadnego artykuły w sieci, który
nie byłby naszpikowany błędami stylistycznymi.
No,
ale przecież promuje się zdrowie! Ileż to obecnie jest stron w
internecie i programów telewizyjnych o zdrowiu! Tak...
Promowanie biegów długodystansowych
W
ten szeroko zakrojony program promocji zdrowia wpisują się też
maratony. Często podkreśla się ilu to ludziom poprawiło zdrowie
bieganie długodystansowe. Natomiast marginalizuje się te sytuacje,
gdy komuś zaszkodziło. Tak naprawdę częściej takie bieganie
szkodzi niż pomaga. Znam wielu ludzi, którym treningi siłowe
poprawiły zdrowie, ale tego jakoś się nie nagłaśnia. Wręcz
przeciwnie - ciągle podkreśla się szkodliwość i zagrożenia
związane z ćwiczeniami siłowymi.
U
podstaw promocji "zdrowych" maratonów stoją dwa niby
historyczne fakty. Podaje się je jako przykłady ewolucyjnego
przystosowania człowieka. Pierwszym z nich jest słynny bieg
greckich hoplitów z pod Maratonu. Gdy zaraz po bitwie perska flota
odpłynęła i kierowała się ku Atenom, by zdobyć miasto, Grecy
zmęczeni lecz zmotywowani właśnie odniesionym zwycięstwem ruszyli
biegiem, by zapobiec atakowi na swoje miasto. Przebyli dystans 37 km
i zdążyli na czas odstraszając wroga. Nie będę się tu
rozpisywał na temat tej ogólnie znanej historii. Natomiast za
chwilę napiszę więcej na temat nadinterpretacji tego wydarzania.
Wiadomo też, że to właśnie stanowi inspirację do późniejszego
nazwania biegów na duże odległości maratonami.
Drugi
często podnoszony argument to tzw. polowanie uporczywe. Miało ono
polegać na uporczywym biegu za określonym zwierzęciem, aż to
padało z wyczerpania. Zwykle biegła grupa mężczyzn, by bardziej
przestraszyć ofiarę. Tym też za chwilę zajmę się bliżej.
Bieg po bitwie pod Maratonem
W
oczach współczesnych rysuje się taki oto obraz. Greccy wojownicy,
w pełnym osprzęcie (ok. 30kg czasem więcej) biegną co sił w
nogach na pomoc zagrożonemu miastu. Przybiegają na czas i wrogie
okręty odpływają. Jest to obraz całkowicie błędny. Jedyny,
który ponoć biegł cały ten dystans to Filippides. Przybył
pierwszy i ostrzegł mieszkańców Aten. Następnie padł i umarł!
Teraz zastanówcie się dobrze, jaki były sens gdyby cała armia
postąpiła podobnie? Wszyscy umierają i tarasują bramę? Więc
Persowie nie mogą dostać się do miasta poprzez zwały trupów?
Jest to brednia wymyślona przez współczesnych teoretyków sportu.
Jak
więc było naprawdę? Hoplici musieli zadbać o to, by zachować
swoją zdolność bojową przynajmniej w jakiejś małej mierze.
Musieli więc racjonalnie rozłożyć siły. Może mi ktoś w tym
momencie zarzucić, że to co piszę stoi w sprzeczności z tym co
pisałem w poprzednich artykułach o zmęczeniu. Nic z tych rzeczy.
Człowiek inaczej reaguje na określone rodzaje wysiłku, co będzie
jeszcze rozwinięte. Można przekroczyć próg zmęczenia, ale nie w
każdej sytuacji i nie w takich formach wysiłku, do jakich zupełnie
nie jesteśmy przystosowani. No dobrze. Co zatem zrobili Grecy?
Ruszyli szybkim marszem. Być może czasem mały dystans podbiegali,
ale głównie poruszali się marszem. Coś Wam to przypomina? Tak,
tak - nasze dobrze znane interwały, które zresztą pozwalają
całkiem dobrze przekroczyć normalne granice zmęczenia. W każdym
razie nie był to wcale długi nieprzerwany bieg.
Weźcie
tu pod uwagę jeszcze dwa fakty. To byli muskularni faceci, którzy
mogli pokonać taki dystans niosąc na sobie kilkadziesiąt
kilogramów, a nie współcześni anorektyczni biegacze. Może nie
każdy wyglądał, jak rzeźba Fidiasza, ale jednak uprawianie sportu
było szeroko rozpowszechnione. Druga rzecz - tak właśnie poruszała
się większość armii i oddziałów wojskowych w całej znanej
historii aż do dziś. Marsz i krótkie podbiegi!
Polowanie uporczywe
Jako
współczesne przykłady takie polowania wymienia się Buszmenów i
Indian Tarahumara. Subiektywne obserwacje przeniesiono na całą
ludzką populację, dowodząc, że taki był pierwotny model
polowania człowieka. Dlaczego subiektywny? Zacznijmy od Buszmenów.
To co robią jest tak naprawdę skomplikowanym procesem ścigania i
tropienia zwierzyny, a więc znowu mamy tu do czynienia z
rozciągniętym w czasie wysiłkiem interwałowym. Bieg, obserwacja,
marsz, podbiegi, krótki wypoczynek itd. Nie jest to nieprzerwany
wielogodzinny czy wielodniowy bieg.
Jeszcze
ciekawszym przypadkiem są wspomniani meksykańscy Indianie. Jest z
nimi trochę tak, jak ze szkockimi spódniczkami. Tzw. kilt został
wymyślony w 1720 roku przez - Anglika! Wprawdzie wcześniej
pojawiały się pewne odmiany spódnic czy raczej pledów, lecz to co
obserwujemy dziś to wymysł angielski zaadaptowany przez Szkotów do
celów turystycznych. Tak, tak! Kilt to głównie atrakcja
turystyczna. Co rzecz jasna nie przeszkadza ukazywać
średniowiecznych Szkodów w pseudo-historycznych produkcjach
filmowych, właśnie w takim stroju.
Wspomniani
wyżej Indianie faktycznie celowali w długich biegach, ale zaczęli
je wydłużać tak naprawdę dopiero pod wpływem naukowców i
turystów. Szybko się okazało, że to całkiem dobry biznes dla
plemienia. Nic nie szkodzi, że takie biegi nie mają nic wspólnego
z polowaniem, gdyż ówcześnie owi Indianie żywią się głównie
kukurydzą. Antropologom to wystarczyło, by wyciągnąć "naukowe"
wnioski.
W sumie, jakby się tak nad tym zastanowić, to biegi maratońskie rzeczywiście są dziwnym sportem. Rozumiem co kieruje uczestnikami triatlonów czy nawet długodystansowych wyścigów w trudnym terenie, gdzie raz się maszeruje, raz biegnie, a kiedy indziej wspina. Nie pojmuję natomiast, co ciągnie ludzi do biegania przez kilka godzin po płaskim terenie cały czas mniej więcej tym samym tempem i bez specjalnych utrudnień. Ktoś mi może zarzuci, że o gustach się nie dyskutuje, ale, o ile sprinty czy biegi średniodystansowe są ciekawe i efektowne, to w długodystansowych po prostu wieje nudą i jakoś nijak się to nie odnosi do naturalnych aktywności człowieka. Trochę tak, jakby siłacze wzięli dwukilową sztangielkę i się pojedynkowali na to, kto szybciej wykona 2000 wyciskań :)
OdpowiedzUsuńA tak zupełnie serio, to z mojej wiedzy wynika, że istnieje przynajmniej jedno wyjaśnienie, czemu biegi długodystansowe cieszą się popularnością. W początkowym okresie treningu każdego biegacza zależy to pewnie od mnóstwa czynników, ale po jakimś czasie większość biegaczy zaczyna źle się czuć, jeśli nie biega - pojawia się swego rodzaju uzależnienie od tego rodzaju wysiłku. Co interesujące, jednym z objawów "odstawiennych" zaprzestania biegania, jest ból łydek, analogicznie jak w przypadku odstawienia morfiny. Nad problemem tym pochyliła się kiedyś grupa krakowskich neurobiologów, po tym jak jeden z nich zaprzestał codzinnego biegania po parku i z niewiadomych powodów zaczęły go boleć łydki :)
@up strasznie interesujące te słowa o uzależnieniu od biegów długodystansowych,w w ten sposób jeszcze na to nie patrzyłem...
OdpowiedzUsuńNie popadalbym w paranoje, znani mi biegacze biegaja, bo chca wpisac sie w trend - pierwsze co robia to kupno obcislych wdzianek i kolorowych butow do biegania za 600 zl. Potem dochodzi naukowo-popularny belkot o tym, jakie to zdrowe, jakie to zbawienne. A na koniec fakt, ze sa zbyt leniwi, zeby cwiczyc na silowni, a co dopiero kiedy przyjdzie robic siady i ciagi.
OdpowiedzUsuńJeśli mogę, unikam popadania w paranoję :)
OdpowiedzUsuńUzależnienie od niektórych sportów to w ogóle ciekawy temat. W przypadku biegów długodystansowych chodzi o jakieś związki, które się wydzielają podczas tego rodzaju wysiłku, które oddziaływują na te same receptory, co morfina (czy może raczej należałoby powiedzieć, że to morfina oddziaływuje na te same receptory, co one - tak jest zresztą z większością narkotyków, że symulują działanie jakiejś substancji naturalnie występującej w organizmie, więc to nie tak, że mamy specjalne receptory przeznaczone tylko dla ćpunów). Jakie to dokładnie substancje, przyznam szczerze, że w tej chwili nie pamiętam. Musiałbym odświeżyć sobie wykłady z neurobiologii, na które dawno temu uczęszczałem.
Natomiast bardzo podobne procesy mają miejsce m.in. u himalaistów. Tu również nie chcę zmyślać, o jakie konkretnie substancje chodzi (jeśli kogoś to interesuje, odsyłam do bloga i książek św. p. prof. Vetulaniego), ale wielokrotnie słyszałem, zresztą od wspomnianego w nawiasie profesora Vetulaniego, że himalaizm to jedno z najbardziej śmiercionośnych uzależnień. Mówił to oczywiście z przekorą, niemniej, z punktu widzenia neurobiologii, nie ulega wątpliwości, że himalaiści są, czy może bywają, fizycznie uzależnieni od wspinaczki wysokogórskiej. Myślę, że większość himalaistów sama by to przyznała, choć wątpię, by spodobało im się porównanie do ćpunów:)
Jeśli kogoś ten temat interesuje, mogę poszukać więcej szczegółow i podać, o jakie dokładnie substancje wydzielane w organizmie chodzi. Przyznaję bez bicia, że teraz, pisząc na szybko tego posta, ich po prostu nie pamiętam, a nie cierpię zmyślać i pisać czegoś, czego nie wiem na 100%.
Podejrzewam, że chodzi o endorfiny. Jak kiedyś pracowałem fizycznie i przez klika godzin wykonywałem ten sam rodzaj pracy, takiej może nie lekkiej, ale też nie bardzo ciężkiej, to po pewnym czasie coś takiego się czuje jak lekkie naćpanie :)
OdpowiedzUsuńBieganie długich dystansów to rzeźnia dla stawów. Zapytajcie ortopedę - jakiegokolwiek. Nawet buty za 600 zł nie pomogą wiele.
OdpowiedzUsuńDługi dystans to ile tygodniowo?
OdpowiedzUsuńTo nie jest kwestia tygodnia, ale jednego dnia.
OdpowiedzUsuńJeśli lubisz biegać i jesteś do tego przyzwyczajony, a do tego nie ma przeciwwskazań zdrowotnych to np. zrobienie 5 km dziennie będzie ok, ale przebiegnięcie tego na raz w jeden dzień już nie bardzo.
Nieco więcej napiszę o tym na koniec tego cyklu.