Różne drogi do zmęczenia
Czy
zastanawialiście się kiedyś nad problemem zmęczenia? Przy czym
nie chodzi mi o jakieś niezobowiązujące teoretyzowania, ale o
konkretne odniesienie do własnych treningów i do życia. W tym
kontekście rzecz jasna musi pojawić się straszne słowo
"przetrenowanie". Ostatnio często do niego wracam, ale
dzieje się tak dlatego, że trudno obalić ten tak silnie od 50 lat
zakorzeniony w umysłach trenujących zabobon. Wielu ludzi czując
większe zmęczenie stwierdza, że chyba się przetrenowało i
odpuszcza sobie treningi. Trzeba zatem te dwa zjawiska od siebie
oddzielić mocną grubą linią. Przetrenowanie zdarza się bardzo
rzadko i jest wynikiem braku higieny życia (dieta, sen). Natomiast
zmęczenie pojawia się w życiu dość często. Bynajmniej też nie
musi wynikać z nadmiaru wysiłku. Pamiętam kiedyś, gdy jeszcze
pracowałem fizycznie, że najbardziej wychodziłem zmęczony z pracy
w te dni, w które z różnych powodów nie było nic do roboty i
siedziało się bezczynnie 8 godzin. Wtedy zrozumiałem, że w
fabryce czy na kopalni, najbardziej zmęczeni nie są ci, którzy
ciężko pracują całą dniówkę, ale właśnie panie siedzące w
biurze i popijające kawę oraz układające pasjansa na komputerze.
Nie mam tu zamiaru obrażać wszystkich pracowników biurowych, tym
niemniej widziałem aż nazbyt wielu właśnie w ten sposób
"pracujących".
Paradoks współczesności
Podam
Wam jeszcze jeden ciekawy przykład. Kiedyś ludzie większość dnia
pracowali ciężko na polu lub przy innych zajęciach fizycznych. Np.
rąbaniu drewna na opał. Potem po powrocie do domu nierzadko szło
się wieczorem do pobliskiej karczmy na tańce! Co mamy dzisiaj? Do
pracy i z pracy jedzie się samochodem, zamiast schodów używa
windy. Siedzi się osiem godzin przy komputerze. Takiego człowieka
powinna rozsadzać energia. Tymczasem po powrocie do domu siada
ciężko na fotelu, bo jest zmęczony. Jak jeszcze pójdzie dwa razy
w tygodniu na siłownię, to na wszelki wypadek się oszczędza, bo
grozi mu przetrenowanie. Zamiast robić ciężkie przysiady sadowi
się wygodnie tłustym tyłkiem na maszynie... Przecież jest
zmęczony! Potem jeszcze się dziwi, że nie może schudnąć ani
przybrać masy mięśniowej. Każdy ma obecnie taką pracę, jaka
akurat jest i jaką udało się zdobyć. Jednak na inne czynniki mamy
sporo wpływu. Zresztą - praca intelektualna, taka która Cię
rozwija jest jak najbardziej ekscytująca i nie należy uważać jej
za coś gorszego. Nieco inaczej bywa w sytuacji, gdy jesteśmy
zmuszeni do niemal bezmyślnego przerzucania papierów lub klepania w
klawiaturę, ale czasem trzeba się z tym pogodzić. Nie mam też nic
przeciwko temu, by wieczorem zasiąść w fotelu z książką lub
przed telewizorem. Byle był to naprawdę zasłużony odpoczynek po
całym dniu, gdy staramy się być jak najwięcej w ruchu. Jeśli nie
musisz jechać samochodem to idź, jeśli nie musisz jechać windą
to idź po schodach itd. Nie bez znaczenia będzie też wybór
lektury czy programu, gdy już w tym fotelu zasiądziemy. Jednak to
osobny problem na inną okazję.
Zespół przewlekłego zmęczenia
O
tym schorzeniu prawdopodobnie większość z Was słyszała. W
skrajnej postaci powoduje, że człowiek prawie wcale nie jest w
stanie się ruszać. Leży w łóżku i nawet niewielki wysiłek
sprawia mu trudność. Jednocześnie przeprowadzane badania nie
wykazują żadnych nieprawidłowości. Wydaje się, że wszystko jest
w porządku. Ta sytuacja sprawia, że przez lata wielu lekarzy czy
bliskich takiej osoby traktowało to jak objaw hipochondrii -
wymyślone schorzenie. Trzeba tylko wziąć się w garść i wszystko
wróci do normy.
Dopiero
nowe badania i eksperymenty prowadzone przez dr White'a zmieniły
postrzeganie problemu. Choć nie przez wszystkich. Naukowiec i lekarz
po opublikowaniu wyników swoich badań i stosowanej terapii był
mocno krytykowany. Tak przez lekarzy jak i przez organizacje
zrzeszające pacjentów. Jego metodę podważano w prosty sposób.
Skoro kogoś udało mu się wyleczyć, to widocznie ten ktoś nie
cierpiał na zespół przewlekłego zmęczenia. ZPM po prostu
wyleczyć się nie da.
Nim
wyjaśnię w czym rzecz, chciałbym przytoczyć jeszcze jeden fakt.
Okazuje się, że ZPM nie jest tylko problemem ludzi, "którym
nie chce się ruszać". Czasem dopada także bardzo aktywnych
sportowców z górnej półki. Zatem o co w tym naprawdę chodzi?
Regulatorem poziomu zmęczenia jest mózg, który dba o to by
człowiek nie zużył w pełni swoich zapasów ani też nie wykończył
maksymalnie swoich mięśni. Ma to głębokie ewolucyjne
uzasadnienie. Myśliwy po ciężkim polowaniu czuje się zmęczony,
gdy nagle pojawia się drapieżnik. Łowca musi mieć siły do
kolejnej mobilizacji i albo uciekać albo walczyć. Gdyby jego mózg
wcześniej pozwolił mu na pełne wykorzystanie swoich sił - teraz
były bezradny i padł łupem drapieżnika. Dlatego odczuwamy
zmęczenie na długo przedtem nim naprawdę zbliżymy się do
maksymalnych możliwości naszego organizmu.
Wróćmy
teraz do ZPM. Co powoduje tę chorobę? Okazuje się, że tak
naprawdę jest to przeszacowanie poziomu zmęczenia przez mózg. Nie
wiadomo czemu tak się dzieje, jednak wiedza o tym co się stało już
pozwala na wyjście z choroby, co udowodnił dr White. Jego terapia
zakładała dwutorowe działa. Z jednej strony terapia
kognitywno-behawioralna, a z drugiej stopniowe obciążanie organizmu
od nowa. Ta pierwsze miała na celu pracę nad różnymi lękami, ale
dla nas w tym momencie ciekawsza jest druga. Polegała na stopniowym
zwiększaniu poziomu wysiłku. Jeśli chory leżał w łóżku i nie
miał siły na nic więcej zaczynało się od przewrócenia z boku na
bok co godzinę. Potem o wytrzymanie coraz dłużej w pozycji
siedzącej. Wreszcie stopniowe opuszczanie łóżka na kilka minut
raz na godzinę lub dwie. Stopniowo raz na kilka godzin wykonywało
się lekkie prace domowe itd. Aż dochodziło do wychodzenia na dwór.
Na minutę, a po kilku tygodniach na kilka minut itd. Wszystko trwało
tak długo, aż chory mógł wreszcie wrócić do normalnego
funkcjonowania. Zwykle zajmowało to od 3-5 lat. Poziom wysiłku i
postępy były dobierane indywidualnie. Ta terapia pokazała
skomplikowane powiązania psychiki z ciałem. To nie jest bynajmniej
wymyślona choroba, jakiś rodzaj hipochondrii.
Mam podobnie odczucia po zmianie pracy z fizycznej na biurowa - stojac po 10h na nogach, biegajac po sklepie i magazynie, zmeczony czulem sie dopiero po powrocie do domu, nagle komorki zaczely odczuwac fizyczne i psychiczne konsekwencje pracy.
OdpowiedzUsuńA teraz? Jesli mam malo pracy, do tego jest to praca niewymagajaca wiekszego skupienia i wytezenia umyslu, to po dwoch godzinach takiej monotonii mam ochote pojsc spac i zadna kawa nie jest w stanie tego zmienic.
W którymś z tematów ktoś napisał, że mężczyzna powinien pracować fizycznie. W sumie jest w tym sporo racji.
OdpowiedzUsuń