poniedziałek, 19 marca 2018

Anatomia zmęczenia cz. 1


Różne drogi do zmęczenia

Czy zastanawialiście się kiedyś nad problemem zmęczenia? Przy czym nie chodzi mi o jakieś niezobowiązujące teoretyzowania, ale o konkretne odniesienie do własnych treningów i do życia. W tym kontekście rzecz jasna musi pojawić się straszne słowo "przetrenowanie". Ostatnio często do niego wracam, ale dzieje się tak dlatego, że trudno obalić ten tak silnie od 50 lat zakorzeniony w umysłach trenujących zabobon. Wielu ludzi czując większe zmęczenie stwierdza, że chyba się przetrenowało i odpuszcza sobie treningi. Trzeba zatem te dwa zjawiska od siebie oddzielić mocną grubą linią. Przetrenowanie zdarza się bardzo rzadko i jest wynikiem braku higieny życia (dieta, sen). Natomiast zmęczenie pojawia się w życiu dość często. Bynajmniej też nie musi wynikać z nadmiaru wysiłku. Pamiętam kiedyś, gdy jeszcze pracowałem fizycznie, że najbardziej wychodziłem zmęczony z pracy w te dni, w które z różnych powodów nie było nic do roboty i siedziało się bezczynnie 8 godzin. Wtedy zrozumiałem, że w fabryce czy na kopalni, najbardziej zmęczeni nie są ci, którzy ciężko pracują całą dniówkę, ale właśnie panie siedzące w biurze i popijające kawę oraz układające pasjansa na komputerze. Nie mam tu zamiaru obrażać wszystkich pracowników biurowych, tym niemniej widziałem aż nazbyt wielu właśnie w ten sposób "pracujących".


Paradoks współczesności

Podam Wam jeszcze jeden ciekawy przykład. Kiedyś ludzie większość dnia pracowali ciężko na polu lub przy innych zajęciach fizycznych. Np. rąbaniu drewna na opał. Potem po powrocie do domu nierzadko szło się wieczorem do pobliskiej karczmy na tańce! Co mamy dzisiaj? Do pracy i z pracy jedzie się samochodem, zamiast schodów używa windy. Siedzi się osiem godzin przy komputerze. Takiego człowieka powinna rozsadzać energia. Tymczasem po powrocie do domu siada ciężko na fotelu, bo jest zmęczony. Jak jeszcze pójdzie dwa razy w tygodniu na siłownię, to na wszelki wypadek się oszczędza, bo grozi mu przetrenowanie. Zamiast robić ciężkie przysiady sadowi się wygodnie tłustym tyłkiem na maszynie... Przecież jest zmęczony! Potem jeszcze się dziwi, że nie może schudnąć ani przybrać masy mięśniowej. Każdy ma obecnie taką pracę, jaka akurat jest i jaką udało się zdobyć. Jednak na inne czynniki mamy sporo wpływu. Zresztą - praca intelektualna, taka która Cię rozwija jest jak najbardziej ekscytująca i nie należy uważać jej za coś gorszego. Nieco inaczej bywa w sytuacji, gdy jesteśmy zmuszeni do niemal bezmyślnego przerzucania papierów lub klepania w klawiaturę, ale czasem trzeba się z tym pogodzić. Nie mam też nic przeciwko temu, by wieczorem zasiąść w fotelu z książką lub przed telewizorem. Byle był to naprawdę zasłużony odpoczynek po całym dniu, gdy staramy się być jak najwięcej w ruchu. Jeśli nie musisz jechać samochodem to idź, jeśli nie musisz jechać windą to idź po schodach itd. Nie bez znaczenia będzie też wybór lektury czy programu, gdy już w tym fotelu zasiądziemy. Jednak to osobny problem na inną okazję.



Zespół przewlekłego zmęczenia

O tym schorzeniu prawdopodobnie większość z Was słyszała. W skrajnej postaci powoduje, że człowiek prawie wcale nie jest w stanie się ruszać. Leży w łóżku i nawet niewielki wysiłek sprawia mu trudność. Jednocześnie przeprowadzane badania nie wykazują żadnych nieprawidłowości. Wydaje się, że wszystko jest w porządku. Ta sytuacja sprawia, że przez lata wielu lekarzy czy bliskich takiej osoby traktowało to jak objaw hipochondrii - wymyślone schorzenie. Trzeba tylko wziąć się w garść i wszystko wróci do normy.
Dopiero nowe badania i eksperymenty prowadzone przez dr White'a zmieniły postrzeganie problemu. Choć nie przez wszystkich. Naukowiec i lekarz po opublikowaniu wyników swoich badań i stosowanej terapii był mocno krytykowany. Tak przez lekarzy jak i przez organizacje zrzeszające pacjentów. Jego metodę podważano w prosty sposób. Skoro kogoś udało mu się wyleczyć, to widocznie ten ktoś nie cierpiał na zespół przewlekłego zmęczenia. ZPM po prostu wyleczyć się nie da.
Nim wyjaśnię w czym rzecz, chciałbym przytoczyć jeszcze jeden fakt. Okazuje się, że ZPM nie jest tylko problemem ludzi, "którym nie chce się ruszać". Czasem dopada także bardzo aktywnych sportowców z górnej półki. Zatem o co w tym naprawdę chodzi? Regulatorem poziomu zmęczenia jest mózg, który dba o to by człowiek nie zużył w pełni swoich zapasów ani też nie wykończył maksymalnie swoich mięśni. Ma to głębokie ewolucyjne uzasadnienie. Myśliwy po ciężkim polowaniu czuje się zmęczony, gdy nagle pojawia się drapieżnik. Łowca musi mieć siły do kolejnej mobilizacji i albo uciekać albo walczyć. Gdyby jego mózg wcześniej pozwolił mu na pełne wykorzystanie swoich sił - teraz były bezradny i padł łupem drapieżnika. Dlatego odczuwamy zmęczenie na długo przedtem nim naprawdę zbliżymy się do maksymalnych możliwości naszego organizmu.


Wróćmy teraz do ZPM. Co powoduje tę chorobę? Okazuje się, że tak naprawdę jest to przeszacowanie poziomu zmęczenia przez mózg. Nie wiadomo czemu tak się dzieje, jednak wiedza o tym co się stało już pozwala na wyjście z choroby, co udowodnił dr White. Jego terapia zakładała dwutorowe działa. Z jednej strony terapia kognitywno-behawioralna, a z drugiej stopniowe obciążanie organizmu od nowa. Ta pierwsze miała na celu pracę nad różnymi lękami, ale dla nas w tym momencie ciekawsza jest druga. Polegała na stopniowym zwiększaniu poziomu wysiłku. Jeśli chory leżał w łóżku i nie miał siły na nic więcej zaczynało się od przewrócenia z boku na bok co godzinę. Potem o wytrzymanie coraz dłużej w pozycji siedzącej. Wreszcie stopniowe opuszczanie łóżka na kilka minut raz na godzinę lub dwie. Stopniowo raz na kilka godzin wykonywało się lekkie prace domowe itd. Aż dochodziło do wychodzenia na dwór. Na minutę, a po kilku tygodniach na kilka minut itd. Wszystko trwało tak długo, aż chory mógł wreszcie wrócić do normalnego funkcjonowania. Zwykle zajmowało to od 3-5 lat. Poziom wysiłku i postępy były dobierane indywidualnie. Ta terapia pokazała skomplikowane powiązania psychiki z ciałem. To nie jest bynajmniej wymyślona choroba, jakiś rodzaj hipochondrii.

2 komentarze:

  1. Mam podobnie odczucia po zmianie pracy z fizycznej na biurowa - stojac po 10h na nogach, biegajac po sklepie i magazynie, zmeczony czulem sie dopiero po powrocie do domu, nagle komorki zaczely odczuwac fizyczne i psychiczne konsekwencje pracy.
    A teraz? Jesli mam malo pracy, do tego jest to praca niewymagajaca wiekszego skupienia i wytezenia umyslu, to po dwoch godzinach takiej monotonii mam ochote pojsc spac i zadna kawa nie jest w stanie tego zmienic.

    OdpowiedzUsuń
  2. W którymś z tematów ktoś napisał, że mężczyzna powinien pracować fizycznie. W sumie jest w tym sporo racji.

    OdpowiedzUsuń