Jak zachowują się rekordziści na zawodach
Teraz
spójrzmy na drugą stronę medalu. Zapewne każdy z Was oglądał
jakieś zawody sportowe. Chodzi mi tu szczególnie o te na wysokim
poziomie np. olimpiadę. Możemy dyskutować o tym co i ile biorą
zawodnicy. Zarówno w odniesieniu do diety, jak i farmakologii.
Jednak nie ulega wątpliwości, że w czasie trwania konkurencji dają
z siebie wszystko. Co zwykle robi sprinter, gdy dobiegnie pierwszy do
metody? Logika nakazuje sądzić, że powinien paść na ziemię i
ciężko dyszeć. Tymczasem często dzieje się coś zupełnie
innego. Zaczyna skakać, wymachiwać rękami i podbiegać do kibiców.
Entuzjazm wywołany zwycięstwem sprawia, że nagle wstępują w
niego nowe siły. Gdzie się podziało zmęczenie?
Dlaczego HIT nie działa
W
sieci pełno jest mądrości o tym, że najważniejszy jest moment
upadku mięśniowego. Tylko on daje przyrosty masy i siły. Stąd już
niedaleko do HITu i potoku bredni zainicjowanych przez Arthura Jonesa
i Mike'a Mentzera. Najlepiej jest robić tylko jedną serię i to do
upadku. Dłuższe treningi nie nic dają. Cóż! Tych mądrości
jakoś nie znali mistrzowie pierwszej połowy dwudziestego wieku.
Trenowali z dużą objętością, bardzo ciężko, ale unikali
upadków mięśniowych. Mieli siłę, jaką dziś mało kto może się
poszczycić. By to uzyskać należy ćwiczyć krótko, ale bardzo
często. Stopniowo im większa będzie częstotliwość, tym lepiej.
Teraz
napiszę być może jedną z najważniejszych rzeczy, jakie mogliście
przeczytać na tym blogu. Czym tak naprawdę jest trening i jaki jest
jego cel? Zmęczenie? Hipertrofia? Spalanie kalorii? Bzdury. Trening
to sposób na przekonanie własnego mózgu, że możesz podnieść
więcej i nic złego się nie stanie! Jeśli tak do tego podejdziesz
to w bonusie otrzymasz większą siłę, większą masę mięśniową
i niższy BF. Musisz też przekonać swój mózg, że możesz
podnosić ciężkie rzeczy często i też nic złego się nie stanie.
Większość
ludzi tak naprawdę wykorzystuje 30-40% swoich możliwości siłowych.
Więcej nie może. Trenujący są w stanie po pewnym czasie uaktywnić
50% albo nieco więcej swojego potencjału. Elita sportowa osiąga
60-70% swoich możliwości. Jak to należy rozumieć? Tak, że jeśli
robisz przysiad ze 100kg to pewnie mógłbyś tak naprawdę przysiąść
z 200kg! Robi wrażenie? Niemożliwe? Czas wyjaśnić o co tu chodzi.
Nim do tego przejdę przypomnę tylko, że elitarni sportowcy nie
ćwiczą 2 razy w tygodniu, ale zwykle 6 dni w tygodniu i to
bynajmniej nie jedną sesję na dzień. Nie każdy może sobie na to
pozwolić, ale warto się zastanowić czy czasem zamiast oglądania
TV nie warto zrobić jeszcze jednej sesji.
Mechanizm zmęczenia i ograniczeń motoryki
Wspomniałem
już o ewolucyjnym mechanizmie skutecznie ograniczającym nasze
możliwości oraz o związanej z tym mechanizmem chorobie
przewlekłego zmęczenia. Paradoksalnie nasze fizyczne możliwości w
dużej mierze determinuje psychiczne nastawienie. Jeśli wierzysz, że
jesteś zmęczony, to taki będziesz. Jeśli uważasz, że dasz radę
zrobić jeszcze jedną sesję ciężkich przysiadów - to pewnie dasz
radę. Rzecz jasna nie zawsze przebiega to gładko. Czasem trzeba się
postarać, by przekonać własny mózg. Przychodzisz na trening i
ładujesz coraz większe ciężary. W pewnej chwili okazuje się, że
ciężar podniesiony ostatnio dziś stawia opór. Nagle jest ciężko.
Zatrzymaj się chwilę i przypomnij sobie, że ostatnim razem tyle
podniosłeś. Pomyśl, że skoro ostatnio podniosłeś ten ciężar
to dziś możesz podnieść nieco więcej. Przecież te głupie 2kg
nie powstrzyma Cię od rozwoju. Jak chcesz to możesz sam siebie
zwymyślać lub powarczeć. Każdy sposób jest dobry, byle kolejna
seria się udała. Obejrzyjcie sobie filmy z Wodynem. Przed każdą
ciężką serią trzyma się chwilę za nos.
Nie
należy rezygnować z treningu tylko dlatego, że masz DOMSy. To
normalny stan i wcale nie oznacza, że masz czekać aż mięśnie się
zregenerują. Chrzanić to. Wtedy będzie już za późno. Jeśli
spałeś w nocy i odpowiednio się odżywiasz, to jesteś
wystarczająco zregenerowany, by iść i zrobić kolejną ciężką
sesję. Czasem pójdzie gorzej, ale to też nie powód do rezygnacji.
Próbuj dalej, aż staniesz się mistrzem ciężkich przysiadów czy
podciągań. Nie zwiększaj częstotliwości od razu do maksymalnej
możliwej ilości sesji, na jakie możesz sobie teraz pozwolić w
życiu. Podnoś ilość sesji stopniowo. Krok po kroku przekonuj swój
mózg, że możesz ciężej i częściej. Nic na siłę, nic zbyt
szybko.
Rabdomioliza
Uczciwość
wymaga, by w tym kontekście wspomnieć także o tym schorzeniu
polegającym między innymi na rozpadzie tkanki mięśniowej. Jako
jedną z przyczyn wymienia się ekstremalny wysiłek fizyczny. Jednak
trzeba wiedzieć, że nigdy nie chodzi tu o godzinne sesje na siłowni
- nawet jeśli jest ich kilka na dzień - ale raczej o długotrwały
wysiłek w stylu maratonu. To jednak nigdy nie jest jedyna przyczyna.
Rabdomioliza jest skutkiem splotu wielu czynników. Nie będę ich w
tym miejscu wymieniał. Łatwo można je znaleźć w sieci. Zwykle
chodzi o problemy z nerkami, poważne niedobory potasu, czy też
zatrucia. Raczej nigdy sam wysiłek nie jest przyczyną, a tylko
wyzwalaczem. Szczególnie w sytuacji, gdy ktoś prowadzi siedzący
tryb życia i nagle zrywa się, by pobiec w maratonie. Stopniowe
przyzwyczajanie się do coraz większego wysiłku znacznie ogranicza
ryzyko wystąpienia tego schorzenia. Praktycznie prawie do zera.
Dlatego często uczulam na to, by stopniowo zwiększać objętość i
intensywność treningów. Rozsądna dieta też nie jest tu bez
znaczenia.
Nasuwa się pytanie, czy w takim razie nie należałoby przedefiniować pojęcia "upadek mięśniowy" na "mózgowy" :)
OdpowiedzUsuńSam trening jest natomiast, w takim ujęciu, balansowaniem między tym, na co mózg nam pozwala, a tym co wyzwala bodźce hamujące. Wniosek, jaki się nasuwa, jest taki, że spokojnie można często ćwiczyć na 80-90% możliwości, ale trzeba uważać, by jednak unikać upadków. Inna sprawa, że przy takim podejściu nie powinny być dla CUN aż takim szokiem. Ważne tylko by zdarzały się rzadko.