Nieporozumienia związane z samym pojęciem
Niewątpliwie
pojęcie depresji nie jest jednoznaczne. Używa go wiele osób, choć
często w zupełnie innym rozumieniu. Przeniknęło do świadomości
społecznej i do popularnego słownictwa już kilkadziesiąt lat
temu. To, prawie jak zawsze, spowodowało jego zwulgaryzowanie. Dziś
wystarczy, że ktoś ma gorszy dzień i już stwierdza z
namaszczeniem "Jestem w depresji."
To
niestety nie jedyny problem. Jeśli pójdziesz do psychologa, to
istnieje duże prawdopodobieństwo, że ten zindoktrynowany
freudyzmem i kilkoma innymi błędnymi teoriami, zdiagnozuje u Ciebie
depresję lub coś innego. Nie! Bynajmniej nie twierdzę, że
depresja nie istnieje i nie ma ludzi na nią cierpiących. Problem w
tym, że często diagnozuje się ją zbyt pospiesznie lub też leczy
niewłaściwie. Jak w przypadku wielu innych chorób próbuje się
sprawę rozwiązać za pomocą tabletek, które nierzadko robią
więcej szkody niż przynoszą pożytku. Istnieje sporo przyczyn
psychicznych i fizjologicznych, a czasem środowiskowych
(społecznych), które wystarczy wykryć i usunąć, by depresja
powoli ustąpiła. Wcale nie trzeba sięgać po uzależniające
farmaceutyki. Zresztą te ostatnie tylko masują chorobę zamiast ją
leczyć.
Nie
jest to w moim zamyśle tekst naukowy ani nawet rozprawka
popularnonaukowa. Chcę raczej zwrócić uwagę na pewne
oczywistości, które najczęściej umykają powszechnej percepcji.
Jednak siłą rzeczy muszą odwołać się do pojęć przyjętych w
psychologii. Nie można jednak liczyć na to - jak zresztą w całej
współczesnej psychologii - iż odwołanie się do tych pojęć
rozjaśni nam sytuację i da jednoznaczny obraz sytuacji. Mamy bowiem
depresję związaną z zaburzaniami dwubiegunowymi, mamy depresję
poporodową, sezonową i kilka innych. W praktyce wcale nie tak łatwo
je rozpoznać, a czasem rozpoznaje się nie to co naprawdę ma
miejsce. To o tym głównie będzie ten artykuł.
Czy często jesteś smutny?
Wiele
testów z psychologii mających wykryć depresję zaczyna się od
pytania "Czy często odczuwasz smutek?". Czasem bywa, że
tylko na podstawie odpowiedzi na to jedne pytanie (choć rzecz jasna
jest ich więcej) powołany specjalista uznaje, że osoba badana jest
w depresji. Tymczasem przyjrzyjmy się tu dwóm ważnym słowom. Co
oznacza "często"? Każdy z nas może to różnie rozumieć.
Czy często trenujesz na siłowni? Dla jednego często to będzie
trzy razy w tygodniu, a dla innego dwa razy na dzień. Więc
odpowiedź "tak" nic nam naprawdę nie powie o
częstotliwości treningów pytanej osoby.
Każdy
z nas bywa czasem smutny. Nie musi to od razu oznaczać depresji ani
też jakichś innych zaburzeń psychicznych. Faktycznie problem
zaczyna się, gdy smutni jesteśmy "często". Jednak trzeba
dokładnie ustalić co to oznacza często. I nawet wtedy jeszcze nie
jest to podstawą do stawiania diagnozy. Można być przez dłuższy
okres ciągle smutnym, bo np. straciliśmy kogoś bliskiego, bo nie
możemy znaleźć pracy, bo w pracy, którą mamy są ciągłe
problemy z despotycznym szefem itd. W ludzkim życiu istnieje wiele
powodów, by się smucić i nie oznacza to od razu zaburzenia.
Kiedyś
czas po śmierci osoby bliskiej określano żałobą. Przyjmowało
się, że człowiek potrzebuje czasu, by się otrząsnąć, zacząć
żyć na nowo i na nowo odnaleźć radość życia. Dziś od razu w
tę sytuację próbuje się wtrącać psycholog. Obecnie bardzo modna
jest pomoc psychologiczna dla ofiar różnych wypadków czy
kataklizmów. Tymczasem z badań zebranych przez Witkowskiego wynika,
że taka "pomoc" przynosi tylko szkody. Wcale mnie to nie
dziwi. Gdybym sam przeżył coś traumatycznego, to chciałbym mieć
spokój, by ochłonąć. Ewentualnie towarzystwo bliskiej osoby.
Ostatnią rzeczą, jakiej bym sobie wtedy życzył byłby pajac
wygłaszający książkowe mądrości!
Muszę
tu wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy, o której napisał Tomasz
Witkowski. W momencie, gdy przekraczasz próg gabinetu psychologa czy
psychiatry - jesteś na z góry przegranej pozycji. On jest
specjalistą i jego słowo jest prawem. Skoro przyszedłeś, to
znaczy, że jesteś chory. Można Cię posądzić o halucynacje,
mijanie się z prawdą itd. Jeśli więc wystąpisz przeciw
specjaliście, to zachodzi sytuacja "jego słowo, przeciw
mojemu". Gdy złą diagnozą lub leczeniem zostaniesz
skrzywdzony - nic nie wskórasz. Wiele się mówi od lat, że
korzystanie z pomocy psychologa czy psychiatry to nie wstyd.
Oczywiście, że nie, ale i tak pozostaje ryzyko, że już nigdy nie
będziesz w pełni traktowany jako normalna zdrowa osoba, która ma
prawo do własnych opinii i decyzji. Osobiście wiem, że nawet w
zwykłych szpitalach, gdy przywiozą człowieka z zapaleniem płuc
wielu lekarzy tak zaczyna pacjenta traktować, ale to już inna
historia i nieco innych problem.
Jeśli
już jesteśmy przy temacie lekarzy i innych chorób, to oczywiście
muszę też nadmienić, że ciężka choroba może powodować
depresję. Wtedy również należy usunąć przyczynę, czyli
wyleczyć tę chorobę, a nie bawić się w "pomoc
psychologiczną". Istnieje tu także pewne sprzężenie zwrotne
- im większa nadzieja, im lepszy stan psychiczny pacjenta, tym
większe szanse na wyleczenie. Ciągle jeszcze nie potrafimy uchwycić
tych zależności do końca. Niemniej chodzi o motywowanie człowieka
do walki z chorobą, do walki o jakoś swojego życia, a nie taką
dość wątpliwą pomoc, jaką oferuje obecnie większość
psychologów ze swoją książkową mądrością. Dawniej, gdy
jeszcze lekarze nie byli tylko przedstawicielami wielkiej farmacji,
ci mądrzejsi instynktownie wymagali od swoich pacjentów dbania o
siebie. Jeśli tylko było to możliwe, kobiety powinny zadbać o
makijaż a mężczyźni regularnie się golić. To dbanie o siebie
mobilizowało i właśnie taki był jego sens. Zamiast narzekać i
skupiać się na bólu, wyjdź na chwilę z łóżka i ogarnij się.
Witam wszystkich.Piszę pierwszy raz choć długo czytam bloga.Temat który podjąłeś jest mi szczególnie bliski z tego powodu,że moja żona "podobno" cierpi na nerwicę,stany depresyjne i lękowe.Pozwolę sobie opisać trochę sytuację.Żyje na ma 34 lata,urodziła 2 dzieci.Była osobą bardzo roześmianą,szczęśliwą i aktywną fizycznie ale po ostatniej ciąży (3 lata temu) wszystko się zmieniło.Zaczęły jej doskwierać szumy uszne i zawroty głowy,które utrzymują się po dziś dzień:/ Została przebadana kompleksowo (okulista,neurolog,laryngolog,audiolog)ale nic nie znaleziono! Była nawet w Kajetanach.Ciągłe szumy uszne doprowadzają ją do szaleństwa,chodzi ciągle przybita i załamana a ja nie potrafię jej pomóc,pocieszyć.Poprostu gaśnie w oczach.Proponowałem wszelakie formy ruchu ale to na nic.Jej poprostu "nic się nie chce". Zażywa jakieś tabletki,które przepisał jej psychiatra.Ja uważam że ona się tym tylko truje a poprawy nie widać.Więc wziąłem sprawy w swoje ręce i na początek zakupiłem witaminę C i msm. I tu moje pytanie do Ciebie Stefanie..czy znasz taki przypadek? Czy spotkałeś się z kimś kto miał podobne objawy? Podkreśle,że mnie również zaczyna totalnie dołować jej stan.
OdpowiedzUsuńZa wszelkie błędy przepraszam.Marcin
sprawdź hormony przysadkowe
UsuńA czy podczas tej ostatniej ciąży były jakieś komplikacje?
OdpowiedzUsuńPodstawą będzie badanie przysadki.Sam mam niedoczynność przysadki mózgowej i większość dolegliwości z tym związanych.
OdpowiedzUsuńOkoło 4 miesiąca była w szpitalu bo pojawiło się krwawienie,ale na szczęście to nic poważnego.Myśle że nie ma to związku.Badania przysadki z tego co się orientuję.Pablo mógłbyś opisać swoje dolegliwości.Dzięki
OdpowiedzUsuńWarto też zbadać tarczycę. To może być objaw nadczynności. A jak u niej z ciśnieniem krwi?
OdpowiedzUsuńCiśnienie ok,morfologia też.Badanie TSH 3,060 a normy podają 0,270-4,200. Jakie byś zalecił jeszcze badania? Dodam,że żaden lekarz nie pokierował jej w stronę badań hormonalnych czy choćby głębszych badań tarczycowych...
OdpowiedzUsuńSamo TSH guzik pokazuje. Tarczycę warto zbadać kompleksowo, tzn. całkowite i wolne T4 i T3 plus przeciwciała TPO i TG. No i oczywiście TSH, ale to już ma zbadane. Na normy też trzeba uważać, bo są niezbyt rzetelnie określone i wynik, który niby się w niej mieści może już zwiastować chociażby rozwijającą się chorobę.
OdpowiedzUsuńJa też jej to powtarzam,że pani doktor zwyczajnie ją zbyła tym jednym badaniem. A co ewentualnie jeszcze mogłaby przebadać? Poziom witaminy D i i minerałów? Czytałem wypowiedzi ludzi którym przy szumach usznych i stanach depresyjnych pomagało msm,witamina D3.
OdpowiedzUsuńTak jak Marek wspomniał T4,T3,przeciwciała ewentualnie usg tarczycy chodzi cysty.U mnie zaczęło sie jakieś 10 lat wstecz.Zawsze było zle wiecznie zmęczony,ponury brak motywacji do życia,ogólna apatia.Pewnego razu wyladowalem w szpitalu bardzo mnie sciskalo w przełyku.Badał mnie laryngolog i nic nie stwierdził.Udało się doprosic o badanie tsh(ok 4.300).Potem to już poszło lekarz i eutyrox.
OdpowiedzUsuńNastępnie pojawił się problem z plodnoscia.Okazało się że mam guza przysadki pompujacego prolaktyne,ale i z tym wychodzę pomału na prostą.
Zanim zdiagnozowano co mi jest brałem leki uspokajające w wyniku depresji,leki na nadciśnienie to chyba przez stres.
Nie jestem lekarzem ale wynik tsh 3.060 kwalifikuje się do leczenia.W kwietniu miałem tsh 1.600 i czułem się świetnie.Ostatnio trapi mnie natłok goniacych myśli,rozdrażnienie,szumy uszne zrobilem tsh 2.300 slabo.Poszukaj dobrego specjalistę i odstaw leki na depresję.Z mojej praktyki powiem że bylo nawet gorzej, niewspominajac o uzależnieniu.
OdpowiedzUsuńZ ciekawostki przy słabej tarczycy skura na kolanach i lokciach jest sucha.Jak byś opierał o np:beton gołą skura.
OdpowiedzUsuńNie jestem pewien czy witD pomorze na szumy uszne.Nadmiar może spowodować biegunkę.Msm dopiero testuję.Ale na pewno witC
OdpowiedzUsuńJeśli witamina D to najlepiej w komplecie z K2, A i E. Może być ta od Zięby. Inna wersja to kupić w sklepie dla zwierzaków i brać razem wszystkie proszki do posiłku z tłuszczem.
OdpowiedzUsuńTak jak powyżej - zbadać dokładnie tarczycę.
Stefan, z dużym zdziwieniem przeczytałem ten art. Kompletnie nie pasuje do ciebie. Nie sadze abyś miał na tyle duża wiedzę aby tak krytycznie ocenić pracę psychologów - terapeutów. Psychiatrzy - owszem, leczą farmakologią ale terapeuci to inna bajka. Spotkałem się z takimi, którzy nie oceniają, nawet nie sugerują nic a jedynie poprzez pewne zachowania pozwalają w wgląd we własnego siebie, wychodząc z założenie, że zdiagnozować i „uleczyć” musimy się sami.
OdpowiedzUsuńZnam wielu psychologów i przeczytałem niezliczoną ilość publikacji z tej dziedziny. Mam podstawy, by twierdzić to co twierdzę. Już sam fakt, iż współczesna psychologia często odwołuje się do Freuda jest wystarczający, by w wielu punktach sama się dyskredytować. Poczytaj sobie Witkowskiego, poczytaj MacDonalda. Jasne, że nie można wszystkiego wrzucać do jednego worka. Np. psychologii społecznej, ale i tam czasem widać wpływ psychoanalizy.
OdpowiedzUsuńKOPALNIA wiedzy, jesteś niesamowity.
OdpowiedzUsuń