piątek, 31 lipca 2020

DOMSy a kolejny trening cz. 4


Jak sobie radzić z DOMS-ami?
Wystarczy wpisać podobną frazę w wyszukiwarkę, by znaleźć mnóstwo porad. Można wręcz odnieść wrażenie, że bardzo łatwo można poradzić sobie z DOMS-ami. Kłopot w tym, że takie porady są albo bardzo subiektywne, albo po prostu powielane niemal na zasadzie kopiuj-wklej. Zlecono komuś napisanie artykułu o DOMS-ach, więc przegląda wcześniej napisane teksty i powiela ich treść. Tymczasem rzecz wcale nie jest łatwa i reakcje na poszczególne zabiegi u konkretnych osób bywają zupełnie odmienne. Na przykład u mnie prawie nic nie działa dobrze w tym zakresie. Wypróbowałem mnóstwo metod przez ostatnie 32 lata i jeśli już doświadczam jakiejś ulgi to głównie dzięki oddziaływaniu ciepła.

Wiem, że istnieje grupa zagorzałych zwolenników morsowania lub też innych form oddziaływania zimnem na organizm. Dawid Dobropolski poświęcił temu zagadnieniu całą książkę. Niestety - pod płaszczykiem hermetyczno-naukowego języka - przedstawia subiektywne doświadczenie części populacji. Nie twierdzę, że oddziaływanie zimnem (morsowanie, zimne prysznice, krioterapia) jest złe. Dla sporej części osób będzie bardzo dobre. Jeśli więc po takich zabiegach czujesz się lepiej, to je kontynuuj. Jeśli jednak czujesz się gorzej lub Ci nie pomagają - daj sobie spokój, bo nie są dla Ciebie. Nie ma sensu męczyć się dla idei, która nie przynosi pożądanych efektów. Czasem dla niektórych osób lepsze będą gorące kąpiele lub sauna, ale też nie dla każdego. Lepsze działanie zimna albo gorąca ma w pewnym sensie związek z dominacją układu współczulnego lub przywspółczulnego.
Temat masaży i ich oddziaływania na organizm jest bardzo rozległy. Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że istnieje mnóstwo różnych rodzajów masażu i szkół zaleceń, jak je praktykować. Nie zawsze i nie każdemu posłuży dany rodzaj masażu. Mamy sporo form opatrzonych wspólnym mianownikiem masażu sportowego czy też rekreacyjnego. Mamy różne metody fizjoterapii mające na celu poprawę funkcjonalności aparatu ruchu czy też zlikwidowania bólów napięciowych. Czasem po właściwie wykonanym masażu powinno boleć przez jakiś czas bardziej, a nie mniej. Wreszcie z pewnym przymrużeniem oka trzeba wspomnieć o masażu erotycznym! Dlatego trudno jednoznacznie stwierdzić czy masaż pomaga na DOMSy czy nie. Zależy co dla kogo i przez kogo jest wykonywane. Niewłaściwy masaż może również zaszkodzić, jak wszystko co będzie źle przeprowadzone.


W tym kontekście rolowanie też należy zaliczyć do form masażu i choć może pomóc na wiele sposobów, niekoniecznie pomoże w pozbyciu się opóźnionej bolesności. Niekiedy i u niektórych tak może być w istocie, ale nie zawsze i nie u wszystkich.
Podobnie jest z rozciąganiem. Trzeba zdawać sobie sprawę z faktu, że istnieje również sporo technik rozciągania - lepszych i gorszych. Niektóre, jak np. rozciąganie statyczne przez kilka sekund jest raczej bardziej szkodliwe niż w czymkolwiek pomocne. Nie będę się tutaj zagłębiał w temat rozciągania, podobnie jak masaż musi być odpowiednio dobrane do potrzeb danej osoby. Wcale też nie jest tak, że stosowanie rozciągania zmniejsza nasilenie DOMS-ów. Bywa, że jest zupełnie odwrotnie. Szczególnie w okresie przywracania elastyczności i prawidłowego zakresu ruchów DOMSy mogą się nasilać! Porozciągaj się po treningu i DOMS-ów nie będzie? Kolejna powielana przez lata bezkrytycznie bzdura. Czasem może tak być, ale najczęściej nie jest.


Kolejnym sposobem, który zazwyczaj działa, choć też nie ze 100% skutecznością, jest lekki trening aerobowy. Pozwala na lepsze ukrwienie tkanki, co jednocześnie wyzwala reakcję szybszego pozbywania się metabolitów będących częściowo przyczyną bólu. Ważne, by pamiętać, że taki trening nie może być ani zbyt ciężki ani zbyt długi. Zarówno jego intensywność, jak i długość, musi być regulowana naszymi aktualnymi możliwościami. Ma być lekko!

Wpływ żywienia i snu
Na pewno nie raz - nawet na tym blogu - spotkaliście się z twierdzeniem, że na regenerację duży wpływ na dieta i sen. To prawda. Jednak nie można tych czynników absolutyzować. Nie jest tak, że im więcej zjemy czy więcej będziemy spać - tym lepsza będzie regeneracja. To działa tylko do pewnej granicy. Potrzebna nam odpowiedniej ilości makro i mikroskładników, by organizm mógł się regenerować i rozbudowywać, ale po przekroczeniu określonej granicy to już nie działa. Potem rośnie już tylko tkanka tłuszczowa. Tym samym spada poziom testosteronu, który ma niebagatelny wpływ na regenerację i zdobywanie masy mięśniowej.
To samo odnosi się do snu. W normalnych warunkach powinno się spać ok. 7-9 godzin na dobę. Przy obciążeniu ciężką pracą czasami nawet 10 godzin, jednak więcej już nie ma sensu i w niczym nie pomoże, a wręcz może zaburzyć szereg procesów. Podsumowując: jedzenie i sen ma wpływ na regenerację, ale ile można jeść i spać? Nic co w nadmiarze nie jest korzystne. Bynajmniej, jeśli zjemy o 50% więcej niż zwykle, czy będziemy spać 2 godziny więcej - wcale nie przyspieszymy regeneracji.

Coś, czego nie da się uniknąć
Czego by nie robić DOMSy stanowią nieodzowną część pracy na swoim ciałem nie tylko w sportach siłowych, ale prawie w każdym sporcie. Do bólu trzeba się w tym wypadku przyzwyczaić. Niektóre zabiegi mogą trochę pomóc, ale ich oddziaływanie zawsze będzie ograniczone.

18 komentarzy:

  1. Co do snu wg mnie az tak duzego znaczenia nie ma ile spimy. To co sie liczy to jakosc snu. Polecam ksiazke sleep smarter. Nie wiem czy jest przetlumaczona na polski ale jest naprawde dobra. Juz od dluzszego czasu zaglebiam sie w temat snu i jest to naprawde ciekawa rzecz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście, że jakoś snu jest istotna. Wspominałem już o tym przy wielu innych okazjach. Tym niemniej określona ilość też musi być zapewniona.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak jak Stefan napisał lekki trening aero może być bardzo skuteczny https://suppversity.blogspot.com/2016/10/cycling-only-10-min-after-workouts.html?m=1

    Co do kwestii sauny w kontekście treningu hipertroficznego. Uważam że zaraz po treningu nie jest dobrym bodźcem na styrany organizm.
    Zimne kąpiele a wyrzut kortyzolu?

    OdpowiedzUsuń
  4. Tu coś ciekawego na temat kwasu mlekowego i rzucenie światła na jego rolę. https://www.sciencedirect.com/science/article/pii/S2213231720300422?fbclid=IwAR2wgjFkLF-F-8E_ud3ApskGdIKoMyR5_KoFC6VcYuHSNPzzaN2kx6IQ5TY

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaraz po treningu lepiej nie iść do sauny. Można serce zajechać. Najlepiej po kilku godzinach od treningu.
    Z zimnymi kąpielami a kortyzolem sprawa jest złożona. Jak ktoś chce praktykować i uważa, że pomagają, to najlepiej najpierw stopniowo przyzwyczajać organizm w oddaleniu czasowym od treningu. Dopiero po pewnym czasie można delikatnie po treningu, ale też ostrożnie. Największy wyrzut kortyzolu jest zawsze wtedy, gdy pojawia się nowy bodziec, do którego organizm nie jest przyzwyczajony.

    OdpowiedzUsuń
  6. Można niedoceniać ekspozycji na zimno t.j. morsowania.
    Natomiast morsowania w połączeniu z ćwiczniami oddechowymi już nie:-) Byłem ciepłolubny. Nienawidziłem zimna, zawsze chodziłem do przesady opatulony. Aż trafiłem na tzw. metodę Wim Hof'a. Jakieś 2 lata temu.
    Teraz stale z niej korzystam. Mój próg odczuwania zimna...tam gdzie inni w polarze ja w krótkim. Rzadko nie kończę prysznica lodowatą wodą. Biorę kąpiele z lodem. Wychodzę nago na mróz gdy jest okazja. Uwielbiam tak rozpocząć dzień:-)

    https://www.youtube.com/watch?v=VaMjhwFE1Zw&t=21s
    https://www.youtube.com/watch?v=HX9dI5etKBM

    Po zrobieniu ostatnio tej sesji oddechowej
    https://www.youtube.com/watch?v=beW56stM2G4&t=2646s
    i zanurzeniu się w lodowatej kąpieli na kilka minut miałem całodniowy "high" umysł jak żyleta i podwyższony nastrój, głęboka radość:-) Także na stałe to wpiszę w dni nietreningowe. Zazwyczaj robiłem 3 serie po 30 wdechów. Tak jak tu.

    https://www.youtube.com/watch?v=vH3KXj6dZdU&t=657s przed treningiem, medytacją czy ekspozycją na zimno. Gorąco polecam.

    OdpowiedzUsuń
  7. RZG, pytanie tylko czy za takie uczucie odpowiedzialne jest samo zimno, czy może poczucie sprawczości i tzw. mocy powodowane przełamywaniem własnych ograniczeń i robieniem rzeczy, które nam samym wydają się ważne i ponadprzeciętne? Sam na początku tak miałem np. z lodowatymi prysznicami czy z nacieraniem ciała lodem. Bardzo lubię to uczucie, ale mam wrażenie, że efekt fizyczny to może z 5% (głównie oddziaływanie na skórę), a reszta to wrażenie psychicznej siły i kontroli nad własnymi słabościami. Co więcej, podobne uczucie zdarza się czasem po różnych wydarzeniach w życiu, które bywają czysto psychiczne. Na przykład dzisiaj, po długiej przerwie w studiach obroniłem swoją pracę magisterską i czuję się... Cóż, jak po dobrej saunie i wytarzaniu się w śniegu :)
    Nie twierdzę, że ekspozycja na zimno nie ma korzystnego wpływu. Wręcz przeciwnie: uważam, że to fenomenalna metoda wzmacniania organizmu. Rzecz tylko w tym, że niekoniecznie jej oddziaływanie jest czysto fizyczne. Wydaje mi się, że w dużej mierze wpływa tak na nas poprzez układ nerwowy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratuluję mgr:-)
      Kwintesencją są tu techniki oddechowe. Ekspozycja na zimno daje wyrzut endorfin, etc. Jednak dzięki odpowiedniemu, świadomemu oddychaniu można założyć "zbroję" jak to nazywam i odczuć jej działanie. Zimno nie dociera, a raczej nie daje się odczuć jako coś krzywdzącego. Im zimniejsza temperatura otoczenia tym szybciej to odpala. Przy odrobinie wprawy popadasz w głęboką medytację i wyrzut dimetylotryptaminy. Jak przy oddychaniu holotropowym Grof'a...
      Tak, w metodzie wszystko się kręci wokół nerwu błędnego.

      Usuń
    2. Mój znajomy stosuje podobne techniki i rzeczywiście bardzo to sobie chwali. Może warto się tym zainteresować i przetestować na sobie :)
      A tak na marginesie, do jakiej temperatury człowiek odczuwa jej różnicę? Uczucie zimna wywoływane jest z tego co kojarzę na dwa sposoby, jeden, kiedy spada temperatura ciała, czyli w przypadku wychłodzenia, a drugi, kiedy uruchamiają się receptory na skórze poprzez kontakt z otoczeniem. W tym drugim przypadku nie powoduje chyba większej różnicy, czy w otoczeniu jest -20 czy -40 stopni. Wychodząc bez ubrania i tak odczulibyśmy to jako siarczysty mróz. Tym bardziej temperatury występujące w kriokomorach rzędu -150-180 stopni, albo traktowanie skóry ciekłym azotem, który ma niemal -200 stopni Celsjusza. Generalnie nawet ludzie nie przepadający za zimnem nie opisują swoich wrażeń z takich zabiegów, jako jakiegoś spektakularnego, nadzwyczajnego zimna. Raczej nie różni się to specjalnie od wyjścia na mróz. Nie jestem pewny, więc jeśli ktoś wie, to proszę mnie poprawić, ale wydaje mi się, że wynika to po prostu z tego, że wspomniane receptory nie są po prostu przystosowane do informowania mózgu o tak niskich temperaturach. Ostatecznie ewoluowaliśmy na Ziemi, a nie na ciemnej stronie księżyca :) Tak naprawdę patrząc w ten sposób, nie ma potrzeby, żeby system odczuwania temperatury w układzie nerwowym był bardziej rozbudowany. W zupełności wystarcza, że ciało umie rozpoznać, że temperatura jest skrajnie niebezpieczna i trzeba natychmiast szukać schronienia. Wychodzenie ponad to byłoby z punktu widzenia organizmu pewnym marnotrawstwem. Dlatego ciekaw jestem czy istnieje zbadana granica do jakiej odczuwamy, że jest zimno w otoczeniu. Oczywiście z pominięciem takich czynników jak wiatr czy wilgoć, które znacząco pogłębiają uczucie chłodu.

      Usuń
    3. A gdybyś mógł z własnej woli się ogrzać, korzystając z zapomnianych możliwości ludzkiego ciała?
      Granicą są zamarzające powieki...
      Zapomniałem wspomnieć o brunatnej tkance tłuszczowej. Przybywa jej od regularnych ekspozycji na zimno. Pozwala ona na ogrzewanie ciała. Im jej więcej tym wydajniej to zapewnia. Było to poruszone w książce "Co cię nie zabije".
      Także jest też wpływ czysto fizyczny zimna. I jest nawet odchudzanie:-) Nie wspominając o skutecznej walce z domsami. W każdym razie mi morsowanie pomaga je zniwelować do minimum. Tu coś znalazłem
      https://mito-med.pl/artykul/pomocna-tkanka-tluszczowa

      Usuń
  8. Pozostaje pogratulować udanej obrony pracy magisterskiej.

    OdpowiedzUsuń
  9. https://www.youtube.com/watch?v=O3XR6XNSeSU
    :-D

    OdpowiedzUsuń
  10. Marku - Gratulacje!

    Panowie, a jakie zdanie macie (jeśli macie) na temat uziemiania, chodzenia boso po trawie i tym podobne wynalazki?

    OdpowiedzUsuń
  11. Chodzenie boso ogólnie jest bardzo zdrowe dla aparatu ruchu. Stopa pracuje wtedy najbardziej naturalnie, działają mięśnie stabilizacyjne, które w bucie praktycznie nie pracują albo ich praca jest zaburzona. Poza tym jest to bardzo przyjemne i daje pewną satysfakcję, jak już się przyzwyczaić. Warto też pamiętać, że jeszcze bardzo niedawno bo raptem kilkadziesiąt lat temu większość ludzi chodziła boso, a buty ubierało się od święta. Teraz tak bardzo weszły nam w krew i kulturę, że człowiek chodzący boso ulicą wygląda dziwnie, ale tak naprawdę nie ma w tym nic nienaturalnego. Z drugiej strony nie jest też tak, że buty nic nie dają. Chronią stopę przed urazami, grzeją i zabezpieczają np. przed szkłem czy ostrymi kamieniami. Jak dla mnie rozwiązanie jest proste: kiedy tylko jest to możliwe, bezpieczne i społecznie akceptowalne - warto jak najwięcej chodzić boso.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że tak. I przytulać się do drzew!
      :-) Świetny efekt daje oparcie się potylicą o brzozę, dąb lub sosnę i jednoczesne dotykanie ziemi bosymi stopami. Na conajmniej kwadrans...

      Usuń
    2. Ciekawy wywiad anglojęzyczny odnośnie oddychania.
      https://youtu.be/Gyae2x-h198

      Usuń
  12. Każdy z najdrobniejszych szczegółów ma znaczenie.

    OdpowiedzUsuń