Jak
sobie radzić z DOMS-ami?
Wystarczy
wpisać podobną frazę w wyszukiwarkę, by znaleźć mnóstwo porad.
Można wręcz odnieść wrażenie, że bardzo łatwo można poradzić
sobie z DOMS-ami. Kłopot w tym, że takie porady są albo bardzo
subiektywne, albo po prostu powielane niemal na zasadzie
kopiuj-wklej. Zlecono komuś napisanie artykułu o DOMS-ach, więc
przegląda wcześniej napisane teksty i powiela ich treść.
Tymczasem rzecz wcale nie jest łatwa i reakcje na poszczególne
zabiegi u konkretnych osób bywają zupełnie odmienne. Na przykład
u mnie prawie nic nie działa dobrze w tym zakresie. Wypróbowałem
mnóstwo metod przez ostatnie 32 lata i jeśli już doświadczam
jakiejś ulgi to głównie dzięki oddziaływaniu ciepła.
Wiem,
że istnieje grupa zagorzałych zwolenników morsowania lub też
innych form oddziaływania zimnem na organizm. Dawid Dobropolski
poświęcił temu zagadnieniu całą książkę. Niestety - pod
płaszczykiem hermetyczno-naukowego języka - przedstawia subiektywne
doświadczenie części populacji. Nie twierdzę, że oddziaływanie
zimnem (morsowanie, zimne prysznice, krioterapia) jest złe. Dla
sporej części osób będzie bardzo dobre. Jeśli więc po takich
zabiegach czujesz się lepiej, to je kontynuuj. Jeśli jednak czujesz
się gorzej lub Ci nie pomagają - daj sobie spokój, bo nie są dla
Ciebie. Nie ma sensu męczyć się dla idei, która nie przynosi
pożądanych efektów. Czasem dla niektórych osób lepsze będą
gorące kąpiele lub sauna, ale też nie dla każdego. Lepsze
działanie zimna albo gorąca ma w pewnym sensie związek z dominacją
układu współczulnego lub przywspółczulnego.
Temat
masaży i ich oddziaływania na organizm jest bardzo rozległy.
Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że istnieje mnóstwo różnych
rodzajów masażu i szkół zaleceń, jak je praktykować. Nie zawsze
i nie każdemu posłuży dany rodzaj masażu. Mamy sporo form
opatrzonych wspólnym mianownikiem masażu sportowego czy też
rekreacyjnego. Mamy różne metody fizjoterapii mające na celu
poprawę funkcjonalności aparatu ruchu czy też zlikwidowania bólów
napięciowych. Czasem po właściwie wykonanym masażu powinno boleć
przez jakiś czas bardziej, a nie mniej. Wreszcie z pewnym
przymrużeniem oka trzeba wspomnieć o masażu erotycznym! Dlatego
trudno jednoznacznie stwierdzić czy masaż pomaga na DOMSy czy nie.
Zależy co dla kogo i przez kogo jest wykonywane. Niewłaściwy masaż
może również zaszkodzić, jak wszystko co będzie źle
przeprowadzone.
W
tym kontekście rolowanie też należy zaliczyć do form masażu i
choć może pomóc na wiele sposobów, niekoniecznie pomoże w
pozbyciu się opóźnionej bolesności. Niekiedy i u niektórych tak
może być w istocie, ale nie zawsze i nie u wszystkich.
Podobnie
jest z rozciąganiem. Trzeba zdawać sobie sprawę z faktu, że
istnieje również sporo technik rozciągania - lepszych i gorszych.
Niektóre, jak np. rozciąganie statyczne przez kilka sekund jest
raczej bardziej szkodliwe niż w czymkolwiek pomocne. Nie będę się
tutaj zagłębiał w temat rozciągania, podobnie jak masaż musi być
odpowiednio dobrane do potrzeb danej osoby. Wcale też nie jest tak,
że stosowanie rozciągania zmniejsza nasilenie DOMS-ów. Bywa, że
jest zupełnie odwrotnie. Szczególnie w okresie przywracania
elastyczności i prawidłowego zakresu ruchów DOMSy mogą się
nasilać! Porozciągaj się po treningu i DOMS-ów nie będzie?
Kolejna powielana przez lata bezkrytycznie bzdura. Czasem może tak
być, ale najczęściej nie jest.
Kolejnym
sposobem, który zazwyczaj działa, choć też nie ze 100%
skutecznością, jest lekki trening aerobowy. Pozwala na lepsze
ukrwienie tkanki, co jednocześnie wyzwala reakcję szybszego
pozbywania się metabolitów będących częściowo przyczyną bólu.
Ważne, by pamiętać, że taki trening nie może być ani zbyt
ciężki ani zbyt długi. Zarówno jego intensywność, jak i
długość, musi być regulowana naszymi aktualnymi możliwościami.
Ma być lekko!
Wpływ
żywienia i snu
Na
pewno nie raz - nawet na tym blogu - spotkaliście się z
twierdzeniem, że na regenerację duży wpływ na dieta i sen. To
prawda. Jednak nie można tych czynników absolutyzować. Nie jest
tak, że im więcej zjemy czy więcej będziemy spać - tym lepsza
będzie regeneracja. To działa tylko do pewnej granicy. Potrzebna
nam odpowiedniej ilości makro i mikroskładników, by organizm mógł
się regenerować i rozbudowywać, ale po przekroczeniu określonej
granicy to już nie działa. Potem rośnie już tylko tkanka
tłuszczowa. Tym samym spada poziom testosteronu, który ma
niebagatelny wpływ na regenerację i zdobywanie masy mięśniowej.
To
samo odnosi się do snu. W normalnych warunkach powinno się spać
ok. 7-9 godzin na dobę. Przy obciążeniu ciężką pracą czasami
nawet 10 godzin, jednak więcej już nie ma sensu i w niczym nie
pomoże, a wręcz może zaburzyć szereg procesów. Podsumowując:
jedzenie i sen ma wpływ na regenerację, ale ile można jeść i
spać? Nic co w nadmiarze nie jest korzystne. Bynajmniej, jeśli
zjemy o 50% więcej niż zwykle, czy będziemy spać 2 godziny więcej
- wcale nie przyspieszymy regeneracji.
Coś,
czego nie da się uniknąć
Czego
by nie robić DOMSy stanowią nieodzowną część pracy na swoim
ciałem nie tylko w sportach siłowych, ale prawie w każdym sporcie.
Do bólu trzeba się w tym wypadku przyzwyczaić. Niektóre zabiegi
mogą trochę pomóc, ale ich oddziaływanie zawsze będzie
ograniczone.
Co do snu wg mnie az tak duzego znaczenia nie ma ile spimy. To co sie liczy to jakosc snu. Polecam ksiazke sleep smarter. Nie wiem czy jest przetlumaczona na polski ale jest naprawde dobra. Juz od dluzszego czasu zaglebiam sie w temat snu i jest to naprawde ciekawa rzecz.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że jakoś snu jest istotna. Wspominałem już o tym przy wielu innych okazjach. Tym niemniej określona ilość też musi być zapewniona.
OdpowiedzUsuńTak jak Stefan napisał lekki trening aero może być bardzo skuteczny https://suppversity.blogspot.com/2016/10/cycling-only-10-min-after-workouts.html?m=1
OdpowiedzUsuńCo do kwestii sauny w kontekście treningu hipertroficznego. Uważam że zaraz po treningu nie jest dobrym bodźcem na styrany organizm.
Zimne kąpiele a wyrzut kortyzolu?
Tu coś ciekawego na temat kwasu mlekowego i rzucenie światła na jego rolę. https://www.sciencedirect.com/science/article/pii/S2213231720300422?fbclid=IwAR2wgjFkLF-F-8E_ud3ApskGdIKoMyR5_KoFC6VcYuHSNPzzaN2kx6IQ5TY
OdpowiedzUsuńZaraz po treningu lepiej nie iść do sauny. Można serce zajechać. Najlepiej po kilku godzinach od treningu.
OdpowiedzUsuńZ zimnymi kąpielami a kortyzolem sprawa jest złożona. Jak ktoś chce praktykować i uważa, że pomagają, to najlepiej najpierw stopniowo przyzwyczajać organizm w oddaleniu czasowym od treningu. Dopiero po pewnym czasie można delikatnie po treningu, ale też ostrożnie. Największy wyrzut kortyzolu jest zawsze wtedy, gdy pojawia się nowy bodziec, do którego organizm nie jest przyzwyczajony.
Można niedoceniać ekspozycji na zimno t.j. morsowania.
OdpowiedzUsuńNatomiast morsowania w połączeniu z ćwiczniami oddechowymi już nie:-) Byłem ciepłolubny. Nienawidziłem zimna, zawsze chodziłem do przesady opatulony. Aż trafiłem na tzw. metodę Wim Hof'a. Jakieś 2 lata temu.
Teraz stale z niej korzystam. Mój próg odczuwania zimna...tam gdzie inni w polarze ja w krótkim. Rzadko nie kończę prysznica lodowatą wodą. Biorę kąpiele z lodem. Wychodzę nago na mróz gdy jest okazja. Uwielbiam tak rozpocząć dzień:-)
https://www.youtube.com/watch?v=VaMjhwFE1Zw&t=21s
https://www.youtube.com/watch?v=HX9dI5etKBM
Po zrobieniu ostatnio tej sesji oddechowej
https://www.youtube.com/watch?v=beW56stM2G4&t=2646s
i zanurzeniu się w lodowatej kąpieli na kilka minut miałem całodniowy "high" umysł jak żyleta i podwyższony nastrój, głęboka radość:-) Także na stałe to wpiszę w dni nietreningowe. Zazwyczaj robiłem 3 serie po 30 wdechów. Tak jak tu.
https://www.youtube.com/watch?v=vH3KXj6dZdU&t=657s przed treningiem, medytacją czy ekspozycją na zimno. Gorąco polecam.
RZG, pytanie tylko czy za takie uczucie odpowiedzialne jest samo zimno, czy może poczucie sprawczości i tzw. mocy powodowane przełamywaniem własnych ograniczeń i robieniem rzeczy, które nam samym wydają się ważne i ponadprzeciętne? Sam na początku tak miałem np. z lodowatymi prysznicami czy z nacieraniem ciała lodem. Bardzo lubię to uczucie, ale mam wrażenie, że efekt fizyczny to może z 5% (głównie oddziaływanie na skórę), a reszta to wrażenie psychicznej siły i kontroli nad własnymi słabościami. Co więcej, podobne uczucie zdarza się czasem po różnych wydarzeniach w życiu, które bywają czysto psychiczne. Na przykład dzisiaj, po długiej przerwie w studiach obroniłem swoją pracę magisterską i czuję się... Cóż, jak po dobrej saunie i wytarzaniu się w śniegu :)
OdpowiedzUsuńNie twierdzę, że ekspozycja na zimno nie ma korzystnego wpływu. Wręcz przeciwnie: uważam, że to fenomenalna metoda wzmacniania organizmu. Rzecz tylko w tym, że niekoniecznie jej oddziaływanie jest czysto fizyczne. Wydaje mi się, że w dużej mierze wpływa tak na nas poprzez układ nerwowy.
Gratuluję mgr:-)
UsuńKwintesencją są tu techniki oddechowe. Ekspozycja na zimno daje wyrzut endorfin, etc. Jednak dzięki odpowiedniemu, świadomemu oddychaniu można założyć "zbroję" jak to nazywam i odczuć jej działanie. Zimno nie dociera, a raczej nie daje się odczuć jako coś krzywdzącego. Im zimniejsza temperatura otoczenia tym szybciej to odpala. Przy odrobinie wprawy popadasz w głęboką medytację i wyrzut dimetylotryptaminy. Jak przy oddychaniu holotropowym Grof'a...
Tak, w metodzie wszystko się kręci wokół nerwu błędnego.
Mój znajomy stosuje podobne techniki i rzeczywiście bardzo to sobie chwali. Może warto się tym zainteresować i przetestować na sobie :)
UsuńA tak na marginesie, do jakiej temperatury człowiek odczuwa jej różnicę? Uczucie zimna wywoływane jest z tego co kojarzę na dwa sposoby, jeden, kiedy spada temperatura ciała, czyli w przypadku wychłodzenia, a drugi, kiedy uruchamiają się receptory na skórze poprzez kontakt z otoczeniem. W tym drugim przypadku nie powoduje chyba większej różnicy, czy w otoczeniu jest -20 czy -40 stopni. Wychodząc bez ubrania i tak odczulibyśmy to jako siarczysty mróz. Tym bardziej temperatury występujące w kriokomorach rzędu -150-180 stopni, albo traktowanie skóry ciekłym azotem, który ma niemal -200 stopni Celsjusza. Generalnie nawet ludzie nie przepadający za zimnem nie opisują swoich wrażeń z takich zabiegów, jako jakiegoś spektakularnego, nadzwyczajnego zimna. Raczej nie różni się to specjalnie od wyjścia na mróz. Nie jestem pewny, więc jeśli ktoś wie, to proszę mnie poprawić, ale wydaje mi się, że wynika to po prostu z tego, że wspomniane receptory nie są po prostu przystosowane do informowania mózgu o tak niskich temperaturach. Ostatecznie ewoluowaliśmy na Ziemi, a nie na ciemnej stronie księżyca :) Tak naprawdę patrząc w ten sposób, nie ma potrzeby, żeby system odczuwania temperatury w układzie nerwowym był bardziej rozbudowany. W zupełności wystarcza, że ciało umie rozpoznać, że temperatura jest skrajnie niebezpieczna i trzeba natychmiast szukać schronienia. Wychodzenie ponad to byłoby z punktu widzenia organizmu pewnym marnotrawstwem. Dlatego ciekaw jestem czy istnieje zbadana granica do jakiej odczuwamy, że jest zimno w otoczeniu. Oczywiście z pominięciem takich czynników jak wiatr czy wilgoć, które znacząco pogłębiają uczucie chłodu.
A gdybyś mógł z własnej woli się ogrzać, korzystając z zapomnianych możliwości ludzkiego ciała?
UsuńGranicą są zamarzające powieki...
Zapomniałem wspomnieć o brunatnej tkance tłuszczowej. Przybywa jej od regularnych ekspozycji na zimno. Pozwala ona na ogrzewanie ciała. Im jej więcej tym wydajniej to zapewnia. Było to poruszone w książce "Co cię nie zabije".
Także jest też wpływ czysto fizyczny zimna. I jest nawet odchudzanie:-) Nie wspominając o skutecznej walce z domsami. W każdym razie mi morsowanie pomaga je zniwelować do minimum. Tu coś znalazłem
https://mito-med.pl/artykul/pomocna-tkanka-tluszczowa
Pozostaje pogratulować udanej obrony pracy magisterskiej.
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=O3XR6XNSeSU
OdpowiedzUsuń:-D
Marku - Gratulacje!
OdpowiedzUsuńPanowie, a jakie zdanie macie (jeśli macie) na temat uziemiania, chodzenia boso po trawie i tym podobne wynalazki?
Chodzenie boso ogólnie jest bardzo zdrowe dla aparatu ruchu. Stopa pracuje wtedy najbardziej naturalnie, działają mięśnie stabilizacyjne, które w bucie praktycznie nie pracują albo ich praca jest zaburzona. Poza tym jest to bardzo przyjemne i daje pewną satysfakcję, jak już się przyzwyczaić. Warto też pamiętać, że jeszcze bardzo niedawno bo raptem kilkadziesiąt lat temu większość ludzi chodziła boso, a buty ubierało się od święta. Teraz tak bardzo weszły nam w krew i kulturę, że człowiek chodzący boso ulicą wygląda dziwnie, ale tak naprawdę nie ma w tym nic nienaturalnego. Z drugiej strony nie jest też tak, że buty nic nie dają. Chronią stopę przed urazami, grzeją i zabezpieczają np. przed szkłem czy ostrymi kamieniami. Jak dla mnie rozwiązanie jest proste: kiedy tylko jest to możliwe, bezpieczne i społecznie akceptowalne - warto jak najwięcej chodzić boso.
OdpowiedzUsuńPewnie, że tak. I przytulać się do drzew!
Usuń:-) Świetny efekt daje oparcie się potylicą o brzozę, dąb lub sosnę i jednoczesne dotykanie ziemi bosymi stopami. Na conajmniej kwadrans...
Ciekawy wywiad anglojęzyczny odnośnie oddychania.
Usuńhttps://youtu.be/Gyae2x-h198
Każdy z najdrobniejszych szczegółów ma znaczenie.
OdpowiedzUsuń