czwartek, 23 lipca 2020

Wilki i ludzie. Problem reedukacji żywieniowej


Artykuł powstał jako odpowiedź na komentarze i pytanie Marka w kolejnej odsłonie naszej dyskusji (komentarze z 22 lipca 2020r.)


Krytyczne zastrzeżenia
Najpierw chciałbym zwrócić uwagę na pewien szczegół, który jest dość istotny. Chyba kiedyś o tym wspominałem - choć nie jestem pewny. Pojęcie osobnika alfa pojawiło się pod wpływem badań prowadzonych na zwierzętach w okresie międzywojennym. Badania nie były prowadzone w naturalnych warunkach, ale pośród zwierząt trzymanych w zoo. Jest to tak jakby badania socjologiczne na temat zachowań społecznych prowadzić tylko na więźniach, a potem ekstrapolować na całe społeczeństwo. Pojęcie samca/samicy alfa bezkrytycznie przeszło do psychologii i szeroko pojętej kultury. Podchwyciły je media i stał się dogmatem. Tymczasem w naturze wygląda to zupełnie inaczej.
W stadzie występują jednostki dominujące, ale ich dominacja polega na przewodzeniu i na opiece nad słabszymi. Tu kłania się kolejny błąd myślowy, jakim jest przedstawianie darwinizmu w formie walki wszystkich z wszystkimi i przenoszenie tego na społeczeństwo. W stadach na wolności istnieje współpraca i opieka, choć oczywiście nie zawsze. W ramach tej opieki czasami osobnik dominujący oddaje lepsze kawałki słabemu czy choremu, a już na pewno szczeniakom.


Kolejne zastrzeżenie dotyczy tego co pisał Konrad Lorenz. Otóż pies pozostający w relacji z człowiekiem zawsze pozostanie choć częściowo szczeniakiem. Nie musi dbać o pożywienie ani inne aspekty związane z bezpieczeństwem i przeżyciem. Dlatego zachowuje się jak szczeniak przez całe życie - niczym wieczne dziecko na utrzymaniu rodziców.
Nie czytałem wspomnianej książki Ellisa, więc trudno mi się odnieść bezpośrednio do jego eksperymentów z psami. Dlatego nie wiem czy udało mu się ustrzec błędnych interpretacji związanych z opisanymi powyżej błędnymi koncepcjami.

Wpływ diety na zachowanie
Przechodząc zaś do samego pytania o reedukację ludzi za pomocą żywienia, mogę stwierdzić, że na pewno to co i ile się je ma wpływ na nasze zachowanie. Już kilka razy wspomniałem - pewnie trochę złośliwie - o większej agresji wegetarian wynikających z niedoborów żywieniowych. Doświadczałem takiej agresji wielokrotnie. Nawet sam kiedyś nie jadłem mięsa przez dłuższy okres (w odległej i nie zawsze chlubnej młodości) i wiem, że poziom rozdrażnienia tylko wzrastał im dłużej tego mięsa nie jadłem.
Tak samo niektóre składniki mogą działać na nas stymulująco czy uspokajająco, choćby zioła czy przyprawy, ale nie tylko. Jednak mimo to...

Z ludźmi nie tak łatwo...
Człowiek w odróżnieniu od zwierząt ma świadomość i możliwość autorefleksji, choć - znowu złośliwie - muszę zauważyć, że nie każdy z tej możliwości korzysta. Ta zdolność sprawia, że analizujemy to co się dzieje, czyli nie podlegamy bezrefleksyjnemu wpływowi czynników środowiskowych. Także jedzenia. Sporo osób czuje się lepiej na takiej czy innej diecie tylko na zasadzie placebo. Są przekonane, że dieta poprawia im zdrowie i czują się lepiej. Niekiedy tylko do czasu. Dużą rolę będzie tu odgrywała sugestia lub autosugestia. Jeśli ktoś będzie przekonany, że po okresie jedzenia papek będzie bardziej "dziecinny" to pewnie tak się zacznie zachowywać. To można odnieść do każdej formy czy składu żywienia. Dlatego często eksperymenty prowadzone na zwierzętach nie dają tych samych rezultatów u ludzi, choć rzecz jasna pojawiają się też inne czynniki różnicujące. Odwracając to rozumowanie można również stwierdzić, że dieta faktycznie poprawiająca zdrowie może pozytywnie wpływać na zachowanie.
Podsumowując - byłbym raczej sceptyczny wobec takich praktyk. Wspomniałeś na końcu o sekcie żywieniowej. Właśnie w tym rzecz, że liczy się bardziej autorytet guru niż to co się zjada i w jakiej formie. Na pewno też człowiek niedożywiony jest bardziej podatny na zewnętrzną sugestię.

5 komentarzy:

  1. Dzìękuję za obszerną odpowiedź :)
    Jeśli chodzi o zastrzeżenia do kwestii różnych pozycji w stadzie, to zgadzam się jak najbardziej, że nie ma sensu ani podstaw, żeby przenosić to na ludzi. Natomiast warto przeczytać książkę Ellisa, żeby zobaczyć, jak to w praktyce wygląda u wilków. Facetowi raczej daleko do ortodoksyjnego naukowca, więc możliwe, że pewne pojęcia stosuje nieco bezkrytycznie, ale na zachowaniu psów i wilków zna się jak mało kto. Różnice między życiem społecznym wilków i ludzi, mimo że i my i one to zwierzęta stadne, są tak duże, że porównania są siłą rzeczy niebezpieczne. Może pewne role są uniwersalne w zachowaniu jakiejś małej grupy, powiedzmy myśliwych na polowaniu i można by je porównać z polującą watahą, ale nawet wtedy ludzkie społeczności są o niebo bardziej skomplikowane.
    W związku z tym, kiedy pisałem o możliwej adaptacji tego systemu odżywiania u ludzi, nie miałem na myśli prostego przenoszenia "wilczych" wzorców. Nie chodziło mi o to, żeby próbować z siebie robić tzw. alfę czy betę, tylko raczej o zmiany w profilu hormonalnym i wynikające z nich ewentualne zmiany temperamentu i charakteru. Jeżeli zmiana diety (nie tylko ilościowa w sensie przechodzenia np. z diety wegańskiej na paleo, ale też jakościowa, czyli manipulowanie proporcjami makroskładników) może mocno wpływać na zachowanie, to - przy założeniu, że w przypadku paleo ta zmiana jest pozytywna - może zastosowanie opisanej procedury pomogłoby zmaksymalizować jej efekty? Może też ułatwiłoby adaptację osobom dopiero na nią przechodzącym.

    OdpowiedzUsuń
  2. Druga niezwykle ciekawa kwestia to właśnie te proporcje makroskłasników. Wszyscy wciąż pytają, jakie są idealne proporcje BTW. A co jeśli takich nie ma? Zwykle na to pytanie odpowiadamy podając jakieś wartości wyjściowe i sugerujemy ustalenie indywidualnych proporcji na drodze eksperymentów. Ale co, jeśli nawet takich idywidualnych idealnych proporcji nie ma, bo po prostu różne kompozycje mogą na nas różnie oddziaływać? Przy czym inaczej niekoniecznie znaczy gorzej. Może jedząc na różne sposoby możemy stymulować różne swoje predyspozycje i na jednym rodzaju diety skutecznie budować siłę i masę, a na innym np. wytrzymałość? Oczywiście to tylko moje zgadywanie, ale sprawa wydaje się warta świeczki :)
    No i jeszcze trzeba dodać, że w takim ujęciu same proporcje BTW to trochę za mało. Trzeba uwzględnić też ilość pokarmów roślinnych, a w mięsie choćby udział podrobów.

    OdpowiedzUsuń
  3. A jeśli chodzi o sekty dietetyczne, to właśnie dlatego o nich wspomniałem, co prawda półżartem, że bardzo łatwo mi sobie wyobrazić podobne metody zaprzęgnięte do kontrolowania ludzi, kto wie może nawet w formie rzeczywistej sekty. Ludzie żyjący w izolacji, poddani deprywacji pokarmowej, a potem karmieni mlekiem członkiń tejże sekty albo przeżutym jedzeniem prosto z ust swojego proroka... Aż strach pomyśleć, bo przecież takie i gorsze rzeczy naprawdę się w sektach zdarzają. Manipulowanie ludźmi za pomocą podawanego im pokarmu jest w końcu znane nie od dziś. Wystarczy wspomnieć choćby słynną grochówkę serwowaną żołnierzom, żeby trochę chłopaków utemperować. Swoją drogą to dość zabawne jak silnie działają ludzkie sentymenty, że udało się sprawić, iż potrawa osłabiająca popęd płciowy u facetów stała się symbolem męskości i namiętnie zajadają się nią fani wojskowości na różnych zjazdach. Jest dobra, nie przeczę, ale jako facet wolę jednak bekon z jajkami :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest wile takich przykładów jedzenia z sentymentu. Np. tzw. wodzionka - typowa bieda zupa. Znam wielu ludzi, którzy się tym zachwycają i sobie ją serwują.
    Wiele razy podkreślałem, że podane proporcje BTW są orientacyjne i wstępne. Tu nawet nie chodzi o ustalenie dla siebie jednego wzorca, ale o uczenie się, że w różnych porach roku czy okresach życia te proporcje mogą być różne, jak i ilość jedzenia. Niestety ludzie mają skłonność do popadania w dogmatyzm i stąd potem na różnych forach wojny o idealne proporcje. Jak zachować nasze idealne proporcje BTW - będziesz zdrowy i nic więcej nie trzeba! Nie muszę wytykać nawet palce grup, które przyjęły taką optykę :)
    Co do manipulacji proporcjami przy zmianie diety, to też zawsze skłaniałem się do tego, że lepiej zmieniać je powoli niż skokowo wywracać całe żywienie do góry nogami z dnia na dzień.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedyś czytałem artykuł opisujacy badania, które porównywały poziom serotoniny u psa i kota na widok czlowieka. Pies miał jej znaczaco wiecej przy spotkaniu z czlowiekiem. Jesli juz mowa o psach to kiedyś przygarnąłem dorosłą sukę owczarka niemieckiego długowłosego, skrajnie wychudzonąw która nawet nie dotknęła kur na podwórku. Inne psy tej rasy też tak miały. Natomiast jeśli porównamy huskyego lub rasy mieszane z wilkiem sprawa ma się calkiem odwrotnie.

    OdpowiedzUsuń