Przejedźmy
zatem do pozytywnego aspektu sprawy i przyjrzyjmy się argumentom
świadczącym na rzecz podejmowania kolejnych treningów mimo
DOMS-ów.
Nadmierne
"wsłuchiwanie się w organizm"
Często
zapomina się, że człowiek to nie tylko mięśnie i fizjologiczna
strona układu nerwowego. To także psychika. Nadmierna koncentracja
na DOMS-ach i ciągłe wsłuchiwanie się w swój organizm pod kątem
tego, czy jeszcze boli czy też nie, czy już można ćwiczyć czy
jeszcze nie bo są DOMSy - nie prowadzi do niczego dobrego. Powoduje
niepotrzebny dodatkowy stres i utrudnia planowanie życia, które
wszak składa się nie tylko z treningów, jedzenia i spania. Lepiej
po prostu podjąć kolejną sesję, bo tak jest rozpisany plan
treningowy, niż nadmiernie roztrząsać, czy już doszło do
regeneracji czy jeszcze nie.
Bynajmniej
nie uważam, że nie należy się wsłuchiwać w swój organizm i
badać swoich odczuć. Choćby np. po to, by odróżnić DOMSy od
bólu sygnalizującego nadchodzącą lub już zaistniałą kontuzję.
To są ważne sprawy i takiego rozróżniania uczymy się całe
życie. Chodzi tylko o to, by nadmiernie nie koncentrować się na
DOMS-ach. Są to są, nie ma ich to nie ma. Należy zapewnić
optymalne warunki do regeneracji (sen, żywienie, wypoczynek, lekkie
aeroby) i trenować dalej.
Postęp
poprzez przemęczenie
Do
pewnego momentu - zwykle są to pierwsze 2-3 lata regularnych
treningów - nie trzeba podejmować żadnych specjalnych środków,
by się rozwijać i zdobywać masę oraz siłę. Po tym czasie często
przychodzi spowolnienie postępów lub całkowita stagnacja. Dopiero
wtedy tak naprawdę zaczyna się czas treningów oparty na wiedzy i
zdobytym wcześniej doświadczeniu. Trzeba zacząć stosować plany
oparte na specjalizacjach dedykowanych pod konkretne grupy mięśniowe,
albo po prostu mocno zagęszczać treningi. Potrzebna jest wtedy
strategia oparta na przeplataniu kilkutygodniowego przemęczenia
mięśni z okresami potrzebnymi na regenerację i nadbudowę. Tego
nie da się zrobić inaczej jak poprzez treningi mimo występujących
DOMS-ów.
Zmienność
ćwiczeń
Można
do pewnego stopnia ćwiczyć często i z DOMS-ami, a jednocześnie
uniknąć przemęczenie samego układu nerwowego. Sposobem na to jest
wprowadzenie z czasem dużej zmienności ćwiczeń. U początkującego
taki zabieg nie ma większego sensu - powinien raczej doskonalić
technikę w podstawowych formach ćwiczeń. Inaczej będzie u kogoś
z wieloletnim stażem, kto dodatkowo trenuje ze sporym obciążeniem.
Wtedy zmienność ma uzasadnienie i pozwala trenować często i
ciężko. Takie podejście sprawia, że z czasem również wydłuża
się mikrocykl treningowy. O ile na początku ma czasem 2-3 dni i
jest powtarzany 2 razy w tygodniu, o tyle stopniowo przekształca się
w system tygodniowy, by po latach trwać 10-14 dni.
Jak
to wygląda w praktyce? Na przykład - jeśli w pierwszym dniu
wykonujemy normalny przysiad ze sztangą na plecach, to w dniu (dajmy
na to) czwartym robimy przysiad przedni, a dniu ósmym hack squat lub
przysiad z półsztangą. Jedynie podciągania nie należy wymieniać
na inne ćwiczenia, ale można np. raz podciągać się podchwytem,
raz nachwytem, a raz chwytem neutralnym. Istnieje tyle wersji
wiosłowań, że również można je swobodnie wymieniać. Nie będę
tu szczegółowo omawiał poszczególnych ćwiczeń czy ich odmian
lub zamienników, ale w konkretnych przypadkach i w razie pytań,
zawsze mogę je podać w komentarzach pod tym artykułem.
To
jeszcze nie koniec...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz