Wyobraźnia
Neurolog
Robert Sapolsky posługuje się w swoich publikacjach przykładem
zebry. Wyobraźcie sobie zebrę uciekającą przez sawannę przed
głodnym lwem. Dochodzi u niej do wszystkich reakcji stresowych,
jakie jeszcze będę później szczegółowo opisywał. Organizm
zostaje zmobilizowany do wysiłku, serce i płuca mocniej pracują.
Jednocześnie ogranicza się mniej ważne w tej chwili procesy, jak
np. te związane z prokreacją czy rośnięciem. Gdy zebrze uda się
uciec i lew tego dnia zostanie bez obiadu, zwierzę jest szczęśliwe.
Zatrzymuje się, skubie trawę i cały jego organizm szybko wraca do
równowagi. Teraz na miejscu zebry postawcie człowieka. Może
siebie? Oto udała się ucieczka przed drapieżnikiem. Czy większość
ludzi odczuje ulgę? Być może ludzie pierwotni tak, ale nie
współczesny człowiek. Zacznie pracować wyobraźnia: Co by było
jakby jednak mnie dopadł? Co będzie następnym razem? Może już
nie zdołam uciec? Itd. itp. w głowie pojawiają się setki różnych
możliwych scenariuszy. Reakcja stresowa zamiast się zakończyć,
trwa nadal.
Nasza
wyobraźnia jest wspaniałym narzędziem. Pozwala nam odkrywać i
wymyślać nowe rzeczy. Pozwala przewidywać konsekwencje swoich
czynów i wielu z tych negatywnych uniknąć. Ma jednak też swoją
gorszą stronę. Właśnie tę, którą opisałem przed chwilą na
przykładzie. Ile czasu dziennie spędzasz na zamartwianiu się tym
co będzie? Ile na przewidywaniu najgorszego, które przecież na
pewno musi nadejść? Taka analiza do pewnego stopnia jest dobra.
Można się przygotować na nadchodzące problemy, można uniknąć
starych błędów. Jednak jeśli przybierze formę przesadną i
zajmuje nam większość czasu - doprowadzi do problemów.
CRH a glikokortykoidy
CRH
(kortykoliberyna) obniża apetyt i aktywność seksualną po to, by
skupić organizm na walce lub ucieczce przed zagrożeniem. Natomiast
glikokortykosteroidy (kortyzol, kortykosteron, kortyzon), które
wydzielane są jakiś czas później w nadnerczach mają wiele
różnych funkcji. Mobilizują organizm, działają przeciwzapalnie,
by wspomóc gojenie się ewentualnych ran. Starają się też
zwiększyć zasoby energetyczne organizmu, by nadbudować to co
zostało utracone oraz by organizm miał lepsze możliwości do
powrotu do zdrowia po walce.
Wydzielanie
CRH trwa stosunkowo krótko. Natomiast glikokortykoidy mogą
utrzymywać podwyższony poziom dość długo. Przedłużający się
podwyższony poziom glikokortykoidów sprawia, że zwiększa się
apetyt. Często sięga się wtedy po słodycze, jako rzekome szybkie
źródło energii. Ten proces jest tym silniejszym im bardziej ktoś
jest przyzwyczajony do spożywania słodkich rzeczy. Dodatkowym
bonusem jest wówczas poczucie przyjemności łagodzące odczuwanie
stresu. Co gorsza, w większości współczesnych sytuacji stresowych
człowiek ani nie walczy fizycznie, ani nie ucieka, ani też nie
odnosi ran. Więc tak naprawdę nie potrzebuje nadmiaru jedzenia, do
jakiego popychają go hormony.
Jest
w tym wszystkim jeszcze jeden haczyk. Glikokortykoidy przyczyniają
się do wytwarzania enzymów odpowiedzialnych za to, że większa
część tego co zostanie zjedzone zamiast trafiać do mięśni i
odżywiać organy, przekształca się w tłuszcz. To ma być zapas
energii w razie przyszłej walki, ucieczki czy choroby. Tu mamy
wyjaśnienie pewnej zagadki. Można odżywiać się
niskowęglowodanowo, ale jeśli cały czas podlegamy silnemu
oddziaływaniu glikokortykoidów, to i tak może rozwinąć się
otyłość, cukrzyca czy miażdżyca. Kolejny mało znany fakt, to
to, iż najwięcej receptorów glikokortykoidowych mają komórki
tłuszczowe w okolicach brzucha! Jeśli jeszcze połączymy wysoki
poziom glikokortykoidów z wysokim poziomem insuliny (w diecie
wysokowęglowodanowej) to brzuch rośnie niemal w oczach.
Innym
już skrajnym efektem, który może się pojawić przy długotrwałym
podwyższonym poziomie glikokortykoidów jest otłuszczenie twarzy
tzw. twarz księżycowa lub zespół Cushinga. Hormony z tej grupy
działają też katabolicznie na mięśnie i powodują ich stopniowe
osłabienie. Chcę jednak podkreślić, że same glikokortykoidy a
szczególnie demonizowany w publikacjach kulturystycznych kortyzol,
nie są złe. Łagodzą stany zapalne w organizmie np. po ciężkim
wysiłku. Niebezpieczne dla zdrowia jest dopiero ich długotrwałe
nadmierne wydzielanie i to nie jednorazowe, ale często powtarzane w
postaci utrzymujących się godzinami reakcji stresowych.
Żołądek
Stres
prowadzi do obniżenia poziomu kwasu solnego. W dłuższej
perspektywie, gdy taki stan się przedłuża dochodzi do stałego
upośledzenia wydzielania kwasu. Z czasem zmniejsza się grubość
ścian żołądka i błony śluzowej - skoro kwasu jest mało, to i
niepotrzebne takie grube ściany. Prócz upośledzenia trawienia
białka i przyswajania wielu witamin, może dojść do powstawania
wrzodów czyli dziur w ściankach żołądka. Zwykle wiąże się to
z zakażeniem bakterią helicobacter pylori, która korzystając z
obniżonej kwasowości dopełnia procesu zniszczenia ścianek
żołądka. Czasem może też chodzić nie tyle o sam żołądek, ale
o wrzody dwunastnicy. Tu mechanizm powstania jest podobny. Wtedy
rzecz jasna "mądry" lekarz przepisuje inhibitory pompy
protonowej na obniżenie poziomu kwasu (i tak już skandalicznie
niskiego) tylko pogarszając sytuację. Nadkwasota jest pojęciem
medycznym, które w rzeczywistości nigdy nie występuje. Byłem już
wiele razy świadkiem poprawy w tzw. nadkwasocie, gdy pomagało
zażywanie HCL - tabletek z kwasem solnym.
Stefan,
OdpowiedzUsuńOdnośnie tej zebry, można też zauważyć, że po całej akcji ucieczki przed niebezpieczeństwem, wprowadza mięśnie w drgania.
Tutaj pytanie.
Mój ojciec ma pewne problemy, o których rozpisywać się nie będę, bo sam tego nie rozumiem, a on głównie gada że cierpi itd.
Szuka pomocy w wielu miejscach i w jednym przypadku powiedziano mu, że obecne problemy są spowodowane przeżyciami z przeszłości. Że wszystkie te stresowe sytuacje kumulowały się w całym organizmie, mięśniach, głowie (ojciec od dłuższego czasu czuje szumy w głowie i ma wrażenie jakby chodziły po jego twarzy robaki etc.).
Znalazł tzw. ćwiczenia TRE (Tension & Trauma Releasing Exercises
Myślisz, że zwięrzęta właśnie w ten sposób pozbywają się również tego stresu jaki powstał podczas zagrożenia i za pomocą takich drgań też im to pozwala do powrotu do stanu sprzed zagrożenia?
Czy to może pomóc ludziom, czy jest to znów jakiś zabieg marketingowy mający na celu wyciągnięcie od ludzi pieniędzy, którzy w akcie desperacji i szukania pomocy zapłacą każde pieniądze aby wrócić do stanu komfortowego życia, bez bólu etc.?
Po ciężkim wysiłku tak fizycznym jak psychicznym mięśnie mogą drgać. Nie ma to nic wspólnego z "wyrzucaniem hormonów stresu". Próbowałem przeczytać ten tekst bez uprzedzeń, ale jakoś się nie da :)
OdpowiedzUsuńZresztą, po 30 latach treningów mogę w kilka sekund wprowadzić w drżenie większość mięśni. Wcale jakoś to nie działa relaksacyjnie. Podejrzewam raczej efekt placebo, a to już osobny choć na pewno ciekawy temat.
Tak samo jak sprowadzanie wszystkiego do przeżyć z dzieciństwa. Taki freudowski bełkot. Czasem jakieś przeżycia mają wpływ, ale zdecydowanie jest to przejaskrawiane. Tak naprawdę oznacza brak porządnej diagnozy. Lepiej poszukać kogoś kto zrobi dokładne badania i sprawdzi, czy te objawy nie są związane z jakąś chorobą, z niewłaściwym stylem życia itp.