Budowanie mięśni na minusie
To jest coś z czym większość ekspertów internetowych i dietetyków nie może się zgodzić. Tymczasem pisałem już wielokrotnie o tym, że w przypadku żywych organizmów proste zasady termodynamiki nie mają zastosowania. Warto jeszcze raz zajrzeć TUTAJ nim znowu odezwą się głosy krytyki fizyków na poziomie szkoły podstawowej.
W żywych organizmach mamy do czynienia z szeregiem zmiennych, których nie uwzględnia fizyka badająca układy statyczne. Wspomniałem już także, że procesy regeneracji mogą mięć bardzo zróżnicowany przebieg. Tak jak i masa oraz siła nie zawsze rosną liniowo. Weźmy tu prosty przykład. Przyjmujesz się do pracy fizycznej, której wcześniej nigdy nie wykonywałeś. Po pierwszym dniu będzie Cię wszystko bolało. W kolejne dni będzie jeszcze gorzej. Po pewnym czasie praca stanie się zauważalnie lżejsza, a potem - zapewne po kilku miesiącach, czasem latach - stanie się zwykłą rutyną. Zupełnie nie męczącą czynnością codzienną. Z czasem spadnie nie tylko poziom zmęczenia, ale też wydatek energetyczny. Większość ludzi pod wpływem nowej działalności fizycznej zaczyna więcej jeść i tak powinno być. Jednak zapomina z czasem zmniejszyć podaż pokarmów, by się nie otłuścić. Dlatego wielu pracowników fizycznych z czasem może się "poszczycić" wielkim brzuchem. Dlatego też prosta rada "chcesz schudnąć - więcej się ruszaj" się nie sprawdza. Do tego dochodzi mniejsza aktywność hormonalna z wiekiem, ale to osobny temat.
To, co opisałem powyżej może być pomocne w zrozumieniu określonych mechanizmów, ale nie do końca przekłada się na treningi. Zawsze trzeba zachować ostrożność przywołując takie przykłady. O ile bowiem w pracy staramy się wykonać dane zadania jak najmniej się męcząc, o tyle na treningu jest odwrotnie. Chcemy mięśnie jak najmocniej zaangażować. O ile w pracy rzadko mamy do czynienia z obciążeniami maksymalnymi czy submaksymalnymi, to treningi operują właśnie na takich obciążeniach. Dlatego mocno obciążamy też układ nerwowy, a nie tylko muskulaturę. Wreszcie trening ze względu na swą intensywność trwa zwykle godzinę, góra dwie, praca zawodowa trwa osiem godzin, a czasem dłużej. Zdarzają się w niej przerwy, ale to niewiele zmienia. Fizyczna praca zawodowa ma zazwyczaj charakter wytrzymałościowy lub wytrzymałościowo-siłowy. Pozostaje przypomnieć, że na treningach z czasem obciążenia się zwiększają, a w pracy raczej nie.
Mimo wszystko warto sobie opisany przekład dobrze przemyśleć. Pomaga w zrozumieniu tego, jak to się może dziać, że czasem buduje się masę mięśniową, a czasem także tkankę tłuszczową na minusie. Inny przykład to życie dawnych wojowników (już kiedyś o tym wspomniałem). Często okresy walki, marszu czy wiosłowania, były też okresami ograniczonych racji żywnościowych. Dopiero później, już po zwycięstwie (albo przegranej), był czas na uczty i obżarstwo. Pomagało to ograniczyć ewentualne otłuszczenie, ale - co ważniejsze - wcale nie dochodziło do katabolizmu, jeśli oczywiście okresy niedożywienia nie trwały zbyt długo. No właśnie...
Kiedyś trzeba jeść więcej. Okresy umiarkowanego przegłodzenia powinno się odpowiednio dawkować i nie można z nimi przesadzać. Nie oznacza to też, że w tym czasie należy wprowadzić całkowitą głodówkę. Raczej mocno ograniczyć podaż jedzenia. Natomiast całkowite głodówki mają sens jedynie w warunkach klinicznych. Muszę to podkreślić jeszcze jedno. Nikt na pewno nie wie, czy takie opisane powyżej okresy niedojadania przeplatane obżarstwem były optymalne. Jednak w dużej mierze się sprawdzały, więc czasem warto spróbować i poeksperymentować. Szczególnie, gdy dojdzie do stagnacji.
Mity o stresie
Jakże często słyszymy lub czytamy, że trzeba unikać stresu? Innymi słowy należy unikać treningu, pracy i relacji z ludźmi oraz kilku innych rzeczy! Jest to bzdura, nad którą nikt się nie zastanawia a wszyscy ją powtarzają bez zastrzeżeń. Podobne dyrdymały to np. "używamy tylko kilka procent naszego mózgu", czy "wyjątek potwierdza regułę".
Nie chcę się ciągle powtarzać, dlatego odsyłam do tego co pisałem wcześniej na temat stresu. Tutaj pragnę pokreślić jeden aspekt. Niezdolność do radzenia sobie ze stresem (a nie unikanie!) może być przyczyną zahamowania procesu przyrostu masy mięśniowej czy utraty tkanki tłuszczowej. Na pewno niektóre witaminy czy zioła mogą pomóc, ale nie zastąpią ostatecznie pracy nad swoim wnętrzem.
Kiedyś pewna pani zagadnęła prof. Vetulaniego, jak to jest, że używamy tylko 10% mózgu, na co jej odpowiedział: "może pani, ja używam całego" :)
OdpowiedzUsuńNatomiast nie zgadzam się do końca z tym, w jaki sposób ujmujesz problem zastosowania zasad termodynamiki wobec organizmów żywych. Stanowią wprawdzie układ otwarty, ale w uproszczeniu można je traktować jak układ zamknięty, a więc i odnosić do nich prawa termodynamiki. Bynajmniej nie ma kłamstwa w stwierdzeniu, że jeśli dostarczymy organizmowi więcej energii, niż zostanie zużyte bądź wydalone, to układ się o tą ilość energii powiększy. Problem leży gdzie indziej, a mianowicie w fakcie, że takie podejście do tematu niczego nie wyjaśnia. Jest zbyt uproszczone. Mateusz Rolik kiedyś to porównał do tłumaczenia przyczyn przepełnienia pociągów w Polsce faktem, że więcej ludzi do nich wsiada niż wysiada. Teoretycznie się zgadza, ale przecież nie trzeba nikomu tłumaczyć, że przyczyny leżą gdzie indziej.
Można i tak. Z tym, że właśnie to uproszczenie jest źródłem wielu błędnych założeń. Już od XIX wieku w nauce panuje aroganckie przekonanie, że już prawie wszystko wiemy. Wiadomo, ile się od tego czasu zmieniło. Tymczasem samo przekonanie nadal jest obecne. Tymczasem wg mnie many może jednego puzzla obrazka składające się z milionów kawałków i wydaje nam się, że "prawie" mamy cały obrazek. Tak właśnie jest także z czynnikami określającymi funkcjonowanie żywych organizmów.
OdpowiedzUsuńNie twierdzę, że prawa termodynamiki mają jakiekolwiek zastosowanie w dietetyce. Wręcz przeciwnie - absolutnie zgadzam się, że taki podejście do tematu to szkodliwe uproszczenie. To tak jakby porazić się prądem i tłumaczyć to sobie wyłącznie w oparciu o zasady przepływu elektronów, zamiast nauczyć się, że nie wkłada się cyrkla do kontaktu :)
OdpowiedzUsuńTak mi się zresztą wydaje, że to na tym właśnie polega przewrotność dietetyki bazującej na kaloriach. Podstawowe założenie jest prawdziwe, więc nie da się go zasadniczo negować. Rzecz w tym, że zbyt szybko przechodzi się w niej od tego założenia, do szczegółowych wyjaśnien.
Kalorie wydzielają się w procesie spalania, a w organizmie nie zachodzi taki proces. Używa się powiedzenia "spalić nadmiar kalorii", co zupełnie nie odpowiada rzeczywistości. Tak jak np. innym procesem od spalania jest utlenianie metalu. Przecież nikt nie wylicza poziomu utleniania w kaloriach.
OdpowiedzUsuńWiem, że czasami w praktyce człowiek potrzebuje pewnych uproszczeń, by działać. Mechanika kwantowa czy teoria czarnych dziur nie są potrzebne do przetrwania. Dlatego większość ludzi ich nie rozumie i nawet się nie stara zrozumieć. Jednak nadmierne uproszczenia też utrudniają działania, a przynajmniej sprawiają, że staje się bezcelowe albo złe.
Rozpocznę wkrótce eksperyment. Zrobię odmładzanie na surowo.
OdpowiedzUsuńBałem się kiedyś surowych jajek. Służą mi najlepiej.
Nigdy bym po nie nie sięgnął gdyby nie Hormon Wzrostu Stefana. Jestem lekki po 8. 8 gotowanych pewnie nawet nie zjem. Jeśli Salmonella jest tak częsta jak pasożyty to chyba warto jeść tylko surowe mięso. Do tego nie jestem pewien czy węglowodany są mi wogóle potrzebne. (Chyba, jedynie te w piwie lub destylacie😂...tak czy siak pomijalnie małe ilości)
Zamulają mnie.
Zabijają tą wspaniałą nadtrzeźwość płynącą z surowego tłuszczu. Tak, pokusiłem się o surowe podgardle przed treningiem. Surową wątróbkę😊
Masło jest dobre. Ale to...
Sterydy to właściwie nie ryzyko. Tylko pewne pchanie się w tarapaty. Surowe podroby i mięso zaczynają rysować się mi jako alternatywa dla dopingu.
https://www.youtube.com/watch?v=TAd0nqWPT0g&t=111s
UsuńJajka czy wołowina ok, a z surową wieprzowiną bym uważał.
UsuńGłównie chodzi o nieprzetworzony tłuszcz z tej wieprzowiny. Dobrze na mnie działa. Zastanawiam się czy nie zamrażać porcjowanej słoniny lub podgardla. To powinno ustrzec przed ewentualną włośnicą. Kupuję mięso w jednym miejscu.
UsuńWszystko zawsze świeże.
Jak mam kurę ze wsi od rodziny też zjadam surową wątrobę.
Nic strasznego, jak się okazało. Nowe doświadczenie, jakby lekko czekoladowy posmak;-)
Tylko, że po rozmrożeniu bardzo szybko namnażają się bakterie.
UsuńJakoś mnie to nie przeraża.
Usuńhttps://www.youtube.com/watch?v=8q7k_D1PiIs
:-D
"Bynajmniej nie ma kłamstwa w stwierdzeniu, że jeśli dostarczymy organizmowi więcej energii, niż zostanie zużyte bądź wydalone, to układ się o tą ilość energii powiększy."
OdpowiedzUsuńJest, a właściwie to czysta manipulacja. Bo to założenie nie dotyczy organizmu żywego, a konfabuluje się by myśleć, że tak. W organiźmie liczy się skuteczny, niezmącony przepływ energii. Śmierć to dla życia narodziny. Ciemność rodzi światło i odwrotnie. Nauka tego nie ogarnia.
8
Ale czym innym jest "niezmącony przepływ energii" jeśli nie jej dostarczaniem, a następnie utratą? Tak, jak piszę w poście poniżej: na tym polega ogólny opis przepływu energii w przyrodzie. Sęk w tym, że to prawo bardzo podstawowe, a do opisu działania organizmów żywych potrzebne są prawa znacznie bardziej szczegółowe.
UsuńNie przymierzając, mogę porównać to do mojej pracy: gdybym powiedział, że dostaję zlecenia, a następnie przesyłam informację zwrotną do zleceniodawcy, czy byłoby to pomocne w ustaleniu czym właściwie się zajmuję? :)
Gdyby dietetyk bazujący na kaloriach postanowił przekwalifikować się na mojego trenera i pomóc mi osiągać w pracy lepsze rezultaty, powiedziałby: musisz wykonywać więcej zleceń, niż dostajesz. Niby się zgadza, ale jednak nie byłoby to zbyt przydatne :)
Tym, że nie chodzi o magazynowanie "energii", o którym piszesz, a na umieraniu i rodzeniu się na nowo, które dzieje się trwale i nieskończenie. Na poziomie cząstek elementarnych, komórek, organizmów i wreszcie tzw. planet, których istnienie zakładam.
Usuń(Ok, doczytałem koniec w międzyczasie. Zauważyłeś, że post pierwszy daje obraz w kontraście z kolejnym, jakbyś zaprzeczał sam sobie). Czasami mam wrażenie, że nie ogarniasz swojego ciała mentalnego, które wyrywa Ci się spod kontroli. Ja tak mam w innej swerze. Bliższej ziemi:-DDD
Trudno jest zrozumiale opisywać takie rzeczy potocznym językiem. Niemniej cały czas piszę o tym samym i nie wydaje mi się, żebym przeczył sam sobie. O żadnym "magazynowaniu energii" nie pisałem, chociaż każdy organizm żywy, można teoretycznie opisać w taki sposób :)
Usuń"Bynajmniej nie ma kłamstwa w stwierdzeniu, że jeśli dostarczymy organizmowi więcej energii, niż zostanie zużyte bądź wydalone, to układ się o tą ilość energii POWIĘKSZY."
UsuńTo nie jest o magazynowaniu?
Masz rację, pewnych rzeczy nie da się opisać. Jak to, że muzyka wynika z matematyki, a właściwie, że wyrażają to samo i sztuki walki doprowadzone do perfekcji też są tym samym:-)
My, także jesteśmy tym samym.
Piszesz rozwlekle. Usprawiedliwiasz uproszczenie by zaraz...
Usuń"Natomiast nie zgadzam się do końca z tym, w jaki sposób ujmujesz problem zastosowania zasad termodynamiki wobec organizmów żywych. Stanowią wprawdzie układ otwarty, ale w uproszczeniu można je traktować jak układ zamknięty, a więc i odnosić do nich prawa termodynamiki."
"Nie twierdzę, że prawa termodynamiki mają jakiekolwiek zastosowanie w dietetyce. Wręcz przeciwnie - absolutnie zgadzam się, że taki podejście do tematu to szkodliwe uproszczenie."
Zetrzyj skrajności w konsensus, później napisz 5 razy krótszego, jednego posta i prawie każdy zrozumie.
Ale w tym nie ma sprzeczności. Pisałem, że zasady termodynamiki odnoszą się do organizmów żywych, a następnie podkreśliłem, że nie oznacza to, by można było na nich bazować w dietetyce pomijając zasady szczegółowe.
UsuńWystarczająco krótko?
Krócej, ale nadal bez sensu. Bo po co zakładać, że jakieś zasady się do czegoś odnoszą skoro nie można na nich bazować?!
UsuńStefan, to co piszesz o kaloriach, to oczywiście prawda. Mi chodzi o bardzo "fizyczne" podejście do pojęcia energii. Materia w fizyce może być wyrażana jako energia i na odwrót. Dlatego często można się spotkać z opisem różnych układów właśnie jako wypadkowej przepływu energii. W tym sensie organizm żywy nie różni się zasadniczo od układu planetarnego czy innych zorganizowanych systemów. Dostarczane białko, tłuszcz, węglowodany oraz wszystko co się z nimi dzieje, dałoby się opisać jako dostarczanie oraz oddawanie energii z układu. Dotyczy to zarówno trawienia, spalania ATP w komórkach, produkcji enzymów, hormonów i każdej innej reakcji jaka ma miejsce w organizmie. Wszystko da się zasadniczo przedstawić jako formę przepływu energii.
OdpowiedzUsuńRzecz w tym, że stąd daleko (bardzo, bardzo daleko) do ujmowania tego wszystkiego jako prostego przepływu energii cieplnej (jak w piecu) i uznania, że ma to jakiekolwiek zastosowanie w kwestii dietetyki. To oczywiste, że kiedy zjadamy określoną ilość pokarmu, tym samym dostarczamy pewną ilość energii do układu, jaki stanowimy (dlatego, że materię można opisać w postaci energii). Oczywiste jest również, że wydalając resztki, emitując własne ciepło, oddychając itd. tracimy pewną ilość materii, co również można przedstawić w postaci utraty energii. Tak więc, w wielkim uproszczeniu człowiek jest takim piecem. Problem polega na tym, że w tym piecu nie odbywa się proste spalanie, ale tysiące, jeśli nie dziesiątki tysięcy najróżniejszych reakcji biochemicznych. Problem dietetyki opartej na kaloriach polega więc właśnie na pominięciu tych niezwykle skomplikowanych procesów i nazywaniu wszystkiego co robi organizm "spalaniem", tak jakbyśmy byli tymi nieszczęsnymi piecami.
Podsumowując, absolutnie nie chodzi mi o obronę kalorii. Pisząc pierwszego posta miałem raczej na myśli, że nieco inaczej należałoby według mnie wyrazić, dlaczego jest błędna :)
Acha, całe to zagmatwanie w kwestii dietetyki, która dla mnie jest dziś na równi z kosmobiologią robi wrażenie wyrachowanej celowości.
UsuńMarek - wiem o co Ci chodzi i w zasadzie się zgadzam. Tylko, że na etapie praktycznych zastosowań takim podejściem zaciemniamy obraz. Dlatego prościej jest stwierdzić, by nie liczyć kalorii. Zamiast tego liczymy np. budulec czyli gramy białka, co oczywiście też nie jest doskonałe. Szczególnie w odniesieniu do konkretnych jednostek.
OdpowiedzUsuńW tym rzecz, w końcu nie piszę niczego obrazoburczego :)
OdpowiedzUsuńChodzi mi po prostu o to, że zdanie z początku artykułu - "[...] w przypadku żywych organizmów proste zasady termodynamiki nie mają zastosowania." - jest zbytnim uproszczeniem. Sugeruje wręcz zaprzeczanie podstawowym prawom fizyki, chociaż wiem, że przecież tego nie robisz. Może się trochę czepiam, ale wydaje mi się to ważne dla całości wywodu. Z drugiej strony rozumiem, że pisząc dla szerokiego grona odbiorców, czasem trzeba pewne sprawy uprościć :)
Tak, dla mnie szczególnie:-) Proszę prościej, to może uda mi się wynieść coś wartościowego. A jeśli ja skorzystam, to także wielu innych. I twoja energia nie pójdzie na marne.
UsuńChoć pewnie jakby tego nie opisać i tak będzie to wysnuwanie założeń podpartych innymi założeniami, które są oparte na jeszcze innych założeniach. I bez domieszki intuicji i empirycznych doświadczeń nic nam po nich.
Wczoraj troszkę wypiłem i też chyba zrobiłem się nieco czepliwy i nic w zasadzie nie wynika z tego co napisałem🤣 oprócz chęci doświadczenia dialogu. Biorę się za empiryczne doświadczenie treningu na lekkim kacu.
OdpowiedzUsuń"Brandy makes you randy":-)
Jak to jest z tym surowym mięsem i jajkami w kwestii przyswajania białka?
OdpowiedzUsuńDostarczamy więcej mikro (bezstratnie), kosztem przyswajalności aminokwasów? Czy się powinno wszystko wchłaniać elegancko?
https://www.youtube.com/watch?v=SirL-rxLhzs
OdpowiedzUsuńBrainsout!
W sumie powinno się wchłaniać. Choć istnieją sprzeczne opinie. Jedni twierdzą, że mamy w surowym jedzeniu dodatkowe enzymy, które pomagają w trawieniu, a inni, że to właśnie obróbka cieplna pozwala więcej przyswoić. Przychylam się raczej do pierwszego, choć większość przetwarzam mimo to, bo nie mam zaufania do mięsa ze sklepu.
OdpowiedzUsuńOtrzymałem dziś zamówienie, wątroba i serce wołowe prosto z ubojni. Razem 7kg za 38pln:-) Niewielka część odpadnie.
UsuńŚniadanie na surowo. Wątroba surowa rzeczywiście jest podobna do gorzkiej czekolady! Serce, trochę jak polędwica. Krwisto-"mleczny" smak. Próbowałem drobiowej (kurczak wsiowy) nieco mniej wyrazista. Choć nie jestem przyzwyczajony do takich ilości surowych podrobów, to nie widzę powodu by nie kontynuować. Teraz zjadłem z patelni na masełku klarowanym, taką jeszcze krwistą z kefirem i czuję się dziwnie szczęśliwy:-) Zaraz może się okazać, że rzeczywiście nie potrzebne będą suplementy i inne pierdoły. Nawet witaminy...
Nadrobiłem kilka artów i pamiętam, że nie raz wspominałeś o tym budowaniu masy na minusie. Zgodzę się, że okresowo ujemny bilans kaloryczny nie jest czymś złym i masz rację, że ciało nie działa zero-jedynkowo, jest nadwyżka rosnę, jest minus redukuję. Ale czy w sportach sylwetkowych takie podejście jest optymalne? Od dekad ludzie jedzą sporo żeby rosnąć, a zmniejszają ilość jedzenie żeby chudnąć. Sporo stażu mam za sobą i kojarzę okresy, że jedząc mało też się rozwijałem, ale jak się zastanowię to przypuszczam, że jednak w dłuższej perspektywie czasu byłem na plusie i dlatego rosłem.
OdpowiedzUsuńCiekawe zagadnienie, ale dość kontrowersyjne w świecie fitnes.
Jak widać zamknięcie tego bloga zbliża się wielkimi krokami. Po prostu mi się już nie chce. Jak ciągle czytam o bilansie kalorycznym, jak widzę, że spada ilość odwiedzin, wreszcie zupełne niezrozumienie tego co piszę - to dochodzę do wniosku, że szkoda mojego czasu i energii.
OdpowiedzUsuńCzytałeś ten fragment: "Kiedyś trzeba jeść więcej. Okresy umiarkowanego przegłodzenia powinno się odpowiednio dawkować i nie można z nimi przesadzać. Nie oznacza to też, że w tym czasie należy wprowadzić całkowitą głodówkę. Raczej mocno ograniczyć podaż jedzenia. Natomiast całkowite głodówki mają sens jedynie w warunkach klinicznych. Muszę to podkreślić jeszcze jedno. Nikt na pewno nie wie, czy takie opisane powyżej okresy niedojadania przeplatane obżarstwem były optymalne. Jednak w dużej mierze się sprawdzały, więc czasem warto spróbować i poeksperymentować. Szczególnie, gdy dojdzie do stagnacji."
Czy gdziekolwiek napisałem, że warto cały czas mało jeść?
Stefanie, nie ma się co denerwować, dla mnie jakkolwiek podchodzi się do diety, zawsze trzeba jakąś formę liczenia wprowadzić czy to będzie bilans kaloryczny, czy też zmiana ilości makro, bez znaczenia. Nie znam osób, które dochodzą do sensownych wyników nie licząc w jakiejś formie tego co zjadają.
UsuńNie napisałeś, że trzeba cały czas jeść mało, ale wspominasz o budowaniu mięśni na minusie, może to niezrozumienie wynika z tego, że ja nie znajduję podobnych treści gdzie indziej, a staram się do Ciebie wpadać regularnie. O ile bardzo lubię Twoje artykuły o treningu tak o diecie często nie do końca jestem w stanie je pojąć :)
Nie wiem jak działa wyszukiwarka google, ale ja szukając różnych treści rzadko trafiam ogólnie na blogi takie jak Twój. Czasem są nawet kwestie treningowe rzadko poruszane w necie czy omawiane jakieś ćwiczenia, a i tak pojawiają się inne strony. Sam do Ciebie kiedyś trafiłem przypadkiem i tak zostałem.
To nie jest kwestia denerwowania się, tylko rozważanie na temat sensu tego co tu robię, a co jak widać nie przynosi wielu efektów.
UsuńGoogle to już obecnie porażka. Jako wyszukiwarka zupełnie się nie sprawdza. Lata temu było to przydatne narzędzie. Obecnie są tylko głównie strony sponsorowane oraz daleko idąca cenzura. Tzw. spersonalizowane wyszukiwanie oznacza, że każdy może oglądać tylko to na co mu google pozwala.
Ja nie wiem czy aż tak spadło zainteresowanie ogólnie czy faktycznie większość osób przeniosła się na instagram, fb itp serwisy. Fora internetowe też mają co raz mniejsze zainteresowanie. Jak zaczynałem ćwiczyć ponad 20 lat temu to z gazetek pojedynczych i doświadczeń kolegów z piwnicznych siłowni się korzystało. Takie blogi jak Twój to było marzenie. Ale może też są takie moje odczucia bo ja z FB, insta, praktycznie nie korzystam lub w bardzo ograniczonym zakresie.
UsuńTeż mi się wydaje, że to nie kwestia spadku zainteresowania. O ile ktoś nie włączy sobie subskrypcji (która jest tak na marginesie daleka od doskonałości, bo powiadomienia przychodzą tylko mailowo), to po prostu przegapia nowe artykuły. Z czasem zapomina o blogu i przestaje go odwiedzać. Niektórzy, w tym ja, przeglądają wprawdzie ulubione miejsca i zaglądają regularnie, ale obawiam się, że to mniejszość. Rezygnując z użycia mediów społecznościowych, rezygnujesz de facto z reklamy, a tym samym ze sporej liczby potencjalnych odbiorców, którzy widząc wzmiankę o nowym artykule na FB czy gdzieś indziej, mogliby po prostu klinknąć, wejść, przeczytać, polubić, a potem po tygodniu zrobić to samo, bo algorytm sam podrzuci im powiadomienie o kolejnych artykułach ze względu na kliknięcie albo polubienie, nie mówiąc już o korzyściach z udostępniania. Krótko mowiąc, brak mediów społecznościowych oznacza ograniczenie do wąskiej grupy staromodnych czytelników, którzy umieją jeszcze sami z siebie przeglądać ulubione blogi i fora - postawy godnej szacunku, ale niestety coraz rzadszej :)
UsuńObawiam się, że jeśli chodzi o liczbę odwiedzin, jedynym sposobem byłoby porządne, a więc płatne wypozycjonowanie strony. Nie wiem nawet czy to możliwe przy tej formie bloga. Inną opcją byłoby publikowanie informacji o kolejnych artykułach w mediach społecznościowych, ale o tym już kiedyś rozmawialiśmy :)
OdpowiedzUsuńMasz rację co do pozycjonowania, ale nie tylko o to chodzi. Kiedyś nawet bez pozycjonowania było 3 razy więcej odwiedzin, więc jak widać tematyka nie wzbudziła wielkiego zainteresowania i wiele osób zrezygnowało z czytania.
OdpowiedzUsuńCiekawy zbieg okoliczności. Wczoraj akurat pytałem brata czy śledzi dalej Twoje wpisy i mówiłem mu, że Twój blog jest jednym z najbardziej merytorycznych miejsc w internecie w kontekście szeroko pojętego zdrowia. Drugi miejscem z którego czerpię wiedzę to blog pepsieliot. Treść, wartość i styl Twoich wpisów jest nie do pobicia. I tak się zastanawiałem jak to możliwe, że Stefan jeszcze nie kręci swojego życia i finansów ze swojej wiedzy.
OdpowiedzUsuńI właśnie widzę komentarz, że nie widzisz już sensu w tym projekcie. Co jest bardzo smutne.
Dla mnie bardzo zastanawiającą kwestią jest jaki masz cel w prowadzeniu tego bloga? Bo jeśli robisz to tylko dal siebie to publika, rozrost widzów itp. nie ma aż takiego znaczenia. A kiedy Ci się znudzi po prostu z tym kończysz.
Jednak jeśli Twoim celem jest edukacja, obalanie mitów, pomoc ludziom, i rozwój całego tematu około zdrowotnego. Robienie kasy w internecie a może obie te kwestie to poza treścią sama forma przekazu też musi się zmieniać jak zmienia się internet.
Stefan osobiście śledzę Twoją aktywność w internecie już od "hormonu wzrostu" więc ładnych pare lat. Zobacz jak zmienił się internet od tamtego czasu.
Mówisz, że kiedyś nawet bez pozycjonowania był generowany ruch teraz już nie. I nie wydaje mi się, że jest to związane z tym, że ludzie już się nie interesują. Kiedyś było łatwo znaleźć takie perełki jak Twój blog. Co teraz z użyciem google jest prawie nie możliwe... jak wspomniałeś google i inne popularne wyszukiwarki to jest jakaś porażka na... globalne pranie mózgu. Mi się coraz częściej zdarza, że gdy szukam mniej popularne politycznie tematy to google potrafi "kłamać" ze dana strona nie istnieje kiedy podam dokładny URL. Dopiero przez DuckDuckGo albo Tor mogę skorzystać ze strony. W kontekście Twojego bloga powoduje to, że kiedyś był zachowany balans miedzy osobami nowymi i osobami które już nie czytają tego bloga. Teraz tylko powoli tracisz czytelników z racji tego, że nowi dosłownie nie mają możliwości przypadkowo trafić na Twój blog. Jednak jak się nad tym troszkę zastanowić to jest dużo osób które poruszają podobne kwestię i jest mnóstwo miernot bredzących od rzeczy jednak mających zasięgi, dużą publikę itp. Rzecz w tym, że oni po prostu wykorzystują potencjał internetu i tyle.
W aktualnych realiach treść sama w sobie nie ma szans bez marketingu. Jednak wiedza, ciekawy styl i opozycja do głównego nurtu + umiejętne używanie internetu bo jest BOMBA ATOMOWA; d
Trochę się rozpisałem ale aż mi się smutno zrobiło gdy przeczytałem Twój komentarz Stefan.
Ja to widzę tak, jeśli mogę pozwolić sobie na jakąkolwiek radę.
- porządne pozycjonowanie bloga
- profil na fb
- profil na twitter
i za rok/dwa jeszcze będziesz wspominał te dobre czasy kiedy jeszcze miałeś tą małą lokalną publikę; d
Wiem, że w tym wszystkim dalej chcesz zachować swoją anonimowość itp. jednak nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś na fb i twiterze skupił się tylko na tym, że jest nowy wpis. Wrzucił wstep do wpisu na FB, zadał jakieś kontrowersyjen pytanie na fb/twitterze, wrzucił najciekawsze zdanie z posta na twitterze itp: ) Zachęcił do interakcji.
Przepraszam za przydługi komentarz i udzielanie rad: )
Pozdrawaim!
Masz sporo racji, jednak nie ze wszystkim mogę się zgodzić. Być może dlatego przegram, ale trudno. Tak, moim celem jest w dużej mierze edukacja. Kiedyś myślałem też o finansach, ale w tej branży bez sprzedania się dużej firmie np. suplementów, trudno coś więcej zarobić. No i moja sytuacja na tyle się zmieniła, że na razie nie mam czasu na rozkręcanie jakiegoś interesu. Może kiedyś do tego wrócę.
OdpowiedzUsuńMarek i kilka innych osób od dłuższego czasu namawia mnie na FB, ale właśnie w tym rzecz, że nie chcę się wpisywać w ten "społecznościowy krajobraz". Bardzo nie lubię i nie podoba mi się to, więc nie mam ochoty się przyłączać. Skoro celem jest edukacja to chcę też nauczyć, że istnieje świat poza FB. Pewnie przegram, ale trudno.
Na pocieszenie dodam, że póki co definitywnie bloga nie zamykam. Powoli powstają nowe teksty. Co będzie dalej to się zobaczy.
Stefan z Twoją wiedzą z pewnością jest dużo więcej opcji niż sprzedanie się dużej firmie. Abonament na prowadzenie dzienników, książka, ebook, warsztaty, analizy video, jakieś współprace, itp. Oczywiście jest Twoja sprawa, to są moje luźne pomysły.
OdpowiedzUsuńRozmawiałem ostatnio z paroma znajomymi co zajmują się "zawodowo" blogowaniem. I wszyscy mi powiedzieli, że blogi w ostatnich latach zostały całkowicie wyparte przez inne media ale powoli widzą zmianę trendu jako, że social media się strasznie psują i zaczynają powoli chylić ku upadkowi. Wg. nich blogi wrócą do łaski ja aktualnie jest powrót do podcastów i blogów osób które zostały już wszędzie pobanowane. Tak więc jest nadziej hehe: )
Jeśli chodzi o same social media to rozumiem Cię bo sam ich nie czuję i do samego fb mam wręcz awersję. Instagram jest ładny ale pusty, idea yt jest spoko ale trzeba czekać na zdecentralizowanego gracza, tiktok to stan umysłu. Natomiast Twitter jest wg. mnie ciekawym medium. Jest dam duży nacisk na wartość i wiedze głównie w formie tekstu (i gifów: P) Tak więc osobiście zachęciłbym Cie do zainteresowania się Twiterrem. Fb to coraz droższe bagno...
Jednak w takiej sytuacji gdy nie chcesz używać żadnych innych mediów powinieneś się skupić na maxa na SEO.
Generalnie jest to dla mnie dość ciekawe jak podchodzi do bloga któremu poświęciłeś tyle lat. W kwestii treningu i dzety cały czas się rozwijasz, eksperymentujesz, chcesz najlepsze i najzdrowsze efekty. Natomiast z blogiem jest tak jakbyś od kilkunastu lat robił siady z 30kg na plecach i się dziwił, że nie ma progresu LOL
Oczywiście nie mam pojęcia jak wygląda Twoje życie, jakie masz obowiązki, bolączki itp. Jest to ponownie tylko moja luźna myśl jako czytelnik Twojego bloga.
Niemniej najlepszy blog na jaki kiedykolwiek trafiłem: )
Pozdro!: )
Masz rację i sam myślałem o podobnych formach zarabiania, ale po prostu na razie inne sprawy mnie zaprzątają i na razie nie mogą się tym zająć. Być może w przyszłości. Może też co do bloga należy przeczekać :) Na SEO też trzeba mieć czas i pieniądze. Na dzień dzisiejszy ograniczam się do pewnego minimum, życie pokaże co dalej.
UsuńZ tego co rozumiem, Stefan po prostu podchodzi do sprawy nieco idealistycznie i kieruje się swoimi zasadami, co z jednej strony jest postawą godną podziwu, ale z drugiej trzeba się pogodzić z konsekwencjami nonkonformizmu.
OdpowiedzUsuńPisałeś Stefanie, że chcesz pokazać ludziom, że istnieje świat poza social media i całkowicie Cię w tym rozumiem i popieram. Potwornie denerwuje mnie sposób funkcjonowania współczesnego internetu, który zamyka nas niejako w bańce. Kłopot polega na tym, że pole bitwy jest tak zdominowane przez SM, że ci ludzi prawdopodobnie nigdy nie będą mieli okazji się z tym światem spotkać. Dlatego dalej uważam, że jakaś forma promocji bloga by się bardzo przydała. To trochę jak w sportach walki - czasem trzeba wykorzystać siłę przeciwnika przeciwko niemu samemu :)
Masz sporo racji, niestety w dzisiejszych czasach nie ma szans na "rozgłos" bez mediów społecznościowych. Myślę, że samo przeniesienie bloga na fb już by zrobiło robotę. Sam rzadko korzystam z SM ale korzystanie z nich nie wyklucza dostarczania wartościowego kontentu. Można połączyć jedno z drugim. Niestety dziś to, że ktoś jest popularny i ma wiele lajków nie znaczy, że daj rzeczy dobre i wartościowe. Z drugiej strony fajnie jest zarabiać na swojej pasji.
UsuńJak dla mnie SM przy wszystkich swoich wadach mają jedną niezaprzeczalną zaletę: w dobie przeglądarek, które lepiej od nas wiedzą, co chcemy wyszukać, umożliwiają stosunkowo łatwy dostęp do naprawdę ciekawych treści. Trzeba tylko odpowiednio skonfigurować konto, tak żeby "śledzić" np. różne osoby, które takie rzeczy publikują, jak różnych naukowców, dziennikarzy czy profile uniwersytetów. Do tego konsekwentnie blokować rzeczy nieporządane. Uważam, że w ten sposób można naprawdę sporo dobrego z nich wyciągnąć.
Usuń