niedziela, 4 października 2020

Nie do końca o odchudzaniu cz. 6

 Wpływ dodatków do żywności cz. 2

Ksenoestrogeny występują niestety w o wiele większym natężeniu i ilościach niż kiedyś. Można wręcz powiedzieć, że rośnie zastraszająco ilość źródeł tych substancji z jakimi się stykamy. O ile kiedyś spożycie umiarkowanej ilości roślin strączkowych nie było wielkim problemem, o tyle teraz przemycanie w wielu pokarmach dodatków z soi, czy wręcz lansowanie jej jako "zdrowy pokarm", powoduje, że bardzo trudno się ustrzec przed nadmiarem ksenoestrogenów. Powtarzam to do znudzenia - soja nie jest ani zdrowa ani nie jest pokarmem. To rakotwórczy odpad przemysłowy. Karmienie zwierząt paszą z dodatkiem soi też sprawia, że mięso ma dużo gorszy skład (podobnie jak w przypadku kukurydzy), choć układ trawienny zwierzęcia chroni nas przed bezpośrednim wpływem ksenoestrogenów. Jednak często dodaje się soję do wędlin, dlatego należy dobrze czytać etykiety, jeśli decydujemy się na ich zakup. Na szczęście coraz więcej wędlin produkuje się bez tego "dobroczynnego" dodatku. Niemniej trzeba uważać.


 

Kolejny problem to występowanie ksenoestrogenów w wodzie pitnej w wielu rejonach Polski. Mam w tym miejscu na myśli wodę z kranu, do której przedostaje się mnóstwo takich związków co zostało potwierdzone mnóstwem badań (jak i wielu innych toksyn). Woda butelkowana to osobny problem. Plastikowe butelki sprawiają, że do wody wydziela się sporo różnych związków, w tym omawiane tutaj ksenoestrogeny. Przy czym sam plastik nie jest aż tak problematyczny o ile nie jest podgrzewany. Dlatego wprawdzie lepiej nie korzystać z takich butelek o ile to możliwe. Jednak najgorsze co można zrobić to podgrzewać żywność pakowaną w plastik w kuchence mikrofalowej. Natomiast jeśli chodzi o samą wodę to obecnie nie ma tak naprawdę dobrego rozwiązania. Istnieje sporo różnych filtrów o różnej i czasem niepewnej skuteczności. 

Paradoksalnie często filtry obudowane są plastikiem. Niekiedy wybór wody butelkowanej może być mniejszym złem przy dużym zanieczyszczeniu wody kranowej. Trzeba tylko pilnować, by butelka nie stała na słońcu. Dużo też zależy od indywidualnej odporności na działanie ksenoestrogenów. Do pewnego stopnia receptory estrogenowe blokuje cynk. Dlatego czasem pomaga jego suplementacja.

 


Często też, szczególnie w kręgach wegetariańskich i dogmatyków ocieplenia klimatu, porusza się problem obecności antybiotyków i hormonów w hodowli zwierząt. O ile zazwyczaj nie zgadzam się zupełnie z poglądami wspominanych kręgów, o tyle w tym wypadku skłonny jestem przyznać im choć częściowo rację. Spożywając mięsa i przetwory mięsne jesteśmy w jakimś stopniu narażeni na kontakt z tymi substancjami co nie pozostaje obojętne dla zdrowia. Dlatego warto postulować, by hodowle były bardziej "czyste", choć wydaje się, że póki co daleko do poprawy tego stanu rzeczy. Niemniej zapomina się o tym, że organizm zwierzęcia przynajmniej częściowo rozkłada i dezaktywuje takie substancje, czego nie można powiedzieć o roślinach. Spożywając uprawiane na sztucznych nawozach i opryskiwane warzywa i owoce narażamy się o wiele bardziej na kłopoty zdrowotne.


Toksyczne odchudzanie

Tkanka tłuszczowa magazynuje toksyny i metabolity wspomnianych dodatków. Może się zdarzyć, że zbyt szybkie odchudzanie spowoduje nadmiar tych substancji we krwi i poważne zaburzenia (reakcja Herxheimera). Dlatego reklamy, jakimi zasypuje się nasze skrzynki mailowe, promujące utratę 8kg lub więcej na tydzień są podwójnie głupie. Po pierwsze nie ma możliwości utraty tkanki tłuszczowej w takim tempie - nawet na ciężkim wspomaganiu farmaceutycznym, a po drugie taka nagła utrata tej tkanki spowodowałaby tak duże stężenie toksyn we krwi, iż prawdopodobnie byłoby to dosłownie zabójcze. Tak samo, jak w kwestii treningów nie zawsze im więcej tym lepiej, tak i tu nie zawsze im szybciej traci się BF tym lepiej. Czasem lepiej jest przeprowadzić ten proces znacznie wolniej, ale i zdrowiej, tak by organizm miał czas i możliwości pozbycia się toksyn.

 


Unikaj soli, bo będziesz zdrowszy!

Sól pełni w organizmie ważną rolę. Razem z potasem odpowiada za gospodarkę wodną organizmu i ciśnienie krwi. Jednak prosta zależność, jaką się obecnie promuje, więcej soli wyższe ciśnienie jest nieprawdziwa. Rzecz jest o wiele bardziej skomplikowana. Sól jest również potrzebna do utrzymania odpowiedniej pobudliwości komórek nerwowych, a więc odpowiada także za pracę mięśni. Do pewnego stopnia rozumiem, że można namawiać do ograniczenia soli u osób żywiących się czipsami i podobnymi antypokarmami, choć i w tym wypadku trudno jest o nadmiar. Problemem nie jest wtedy sól, ale inne składniki tych przetworów oraz permanentne niedobory pozostałych mikroelementów. Natomiast człowiek żywiący się w miarę racjonalnie będzie miał obecnie zwykle niedobory soli. Jeśli do tego ciężko się trenuje wylewając litry potu - na pewno soli nie jest za dużo, a najczęściej jest jej za mało. Upośledza to pracę układu nerwowego i mięśni, także mięśnia sercowego. Może powodować stan ciągłego zmęczenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz