Druga
strona medalu
Dość
sporo ostatnio poświęciłem uwagi pisaniu o poprawie motywacji, jak
i zwiększeniu - w miarę możliwości - częstotliwości treningów.
Jest to najlepsza droga rozwoju dla każdego, kto chce osiągać
wyniki bez wspomagania farmaceutycznego, w dłuższym przedziale
czasowym. Jednak jak zawsze jest też druga strona medalu i uczciwie
trzeba o niej wspomnieć. Chodzi o problem celowego roztrenowania i
regeneracji.
Każdy
z nas czasem wchodzi w stan, w którym wydaje się, że jesteśmy
niemal niezniszczali. Zwiększenie ilości sesji sprawia, że chcemy
jeszcze więcej. Można dołożyć jeszcze jedną sesję, jeszcze
jedno ćwiczenie, jeszcze jakaś aktywność poza siłownią.
Bynajmniej nie ganię takiej postawy. Jest właściwa. Tyle tylko, że
trzeba wiedzieć kiedy się zatrzymać. Z tym już nie jest tak
prosto. Jak zawsze znaleźć można w różnych publikacjach
wyliczenia, że co tyle a tyle czasu trzeba zrobić przerwę. Np.
Gironda postulować 3 tygodnie treningu i 1 przerwy. Są też inne
rozwiązania typu HST itd. Osobiście nie wierzę w takie wyliczenia
dla wszystkich. Jeśli przestrzegasz protokołu Girondy czy HST, to
ma pewien sens robić przerwy według tych wytycznych. Jeśli jednak
stawiasz na indywidualne podejście do treningu, sprawa się
komplikuje. Wszystkie te plany są pisane dla statystycznego
zawodnika, a taki nie istnieje. W najbardziej znanym planie Girondy
też mamy wariacje:
-
4 treningi tygodniowo;
-
6 treningów tygodniowo;
-
4 treningi tygodniowo, ale z dwoma sesjami na dzień;
-
6 treningów tygodniowo, ale z dwoma sesjami na dzień.
W
każdej z tych wersji mamy przerwę po 3 tygodniach, choć obciążenie
pracą jest różne. Łatwo też zrozumieć, że każda z tych form
(w kolejności, jakie je wypisałem) jest dla coraz bardziej
zaawansowanych zawodników. Także słynne swego czasu HST doczekało
się wielu wariacji, w które nie będę się tu wgłębiał. Jak
jednak widać nigdzie tak naprawdę nie ma sztywnych ram.
Jak
to jest z tym przetrenowaniem?
W
tym wypadku opinie są bardzo skrajne. Od takich, które stwierdzają,
że przetrenowanie to mit, do takich, których propagatorzy boją się
ćwiczyć 3 razy na tydzień z lekkimi ciężarami, bo się mogą
przetrenować. Gdzie leży prawda? Osobiście lubię krytycznie
sprawdzać różne teorie. Sam nie jestem też teoretykiem i
ekspertem od czytania abstraktów. Zawsze najpierw eksperymentuję na
sobie nim zaproponuję coś innym ludziom. Może mój przykład nie
jest do końca adekwatny, bo cierpię na wrodzoną chorobę
nerwowo-mięśniową, którą każdy lekarz diagnozuje inaczej. Nikt
jak dotąd nie zaproponował mi niczego sensownego. Mam się tylko
nie przemęczać. Stwierdzono kategorycznie, że po 30 roku życia
wyląduję na wózku ze zniszczonym kręgosłupem. Póki co mam lat
47 i nadal chodzę, a mój kręgosłup ma się dość dobrze. Dlatego
szybko olałem takie rady. Każda próba leczenie wg zaleceń
kończyła się źle. W związku z tym od 30 lat jak najbardziej
przemęczam się ile wlezie prawie każdego dnia. Dlatego ujmę to
tak, jeśli ja coś mogę zrobić to zwykle przeciętnie zdrowy facet
na pewno też.
Eksperyment
polegał na przejściu do ekstremum i sprawdzeniu co się stanie.
Prawie każdego dnia 3 sesje treningowe z submaksymalnymi ciężarami.
Do tego marsze z obciążeniem i inne aktywności poza siłownią.
Robi się ciekawie? Okazało się, że przyrost siły był znacznie
większy niż dotychczas. Nawet ruszyła trochę masa, co w moim
przypadku jest naprawdę po tylu latach bliskie niemożliwego.
Nic
nie może trwać wiecznie. Wreszcie, niemal nagle - choć wcześniej
rzecz jasna ciało wysyłało sygnały, które świadomie ignorowałem
chcąc sprawdzić do czego dojdzie - nastąpiło załamanie. Pewnego
dnia rano czułem się fatalnie. Pojawiły się silne zawroty głowy
i ledwo mogłem ustać na nogach. W tym momencie uznałem, że czas
zakończyć eksperyment i zrobić sobie dłuższą przerwę od
treningów. Początkowo miała trwać kilka dni lub tydzień. Jednak
regeneracja przebiegała dużo wolniej niż oczekiwałem. Wreszcie po
17 dniach odpoczynku - praktycznie całkowicie biernego -
postanowiłem wrócić do treningów. Tak naprawdę nogi wcale
jeszcze do końca nie doszły do siebie, ale uznałem, że tyle
wypoczynku musi wystarczyć. Na początek zacząłem od jednej sesji
na dzień. To czy wrócę z czasem do większej ilości sesji na
dzień i kiedy to nastąpi, to już życie pokaże. Jestem
zwolennikiem autoregulacji, a nie sztywnych ram planowania.
Z drugiej strony, z mojego doswiadczenia, ciezko sie "przetrenowac" cwiczac umiejetnie rampa, tj. ciezko, ale z poprawna technika, z umiejetnie ulozonym treningiem. Przez pewien czas cwiczylem treningiem FBW obladowanym samymi zlotymi cwiczeniami, w kombinacji wysokich i niskich powtoren, 6x w tygodniu. Nie tylko zyskalem sporo sily i masy, to dodatkowo nie czulem sie "przetrenowany". Wrecz przeciwnie, kazdy kolejny trening wydawal sie paradoksalnie coraz lzejszy - i to pomimo zwiekszania obciazen. Oczywiscie, na samo przetrenowanie czy tez oslabienie ma wplyw szereg czynnikow, nie tylko trening.
OdpowiedzUsuńSam, jak wiesz, ćwiczę w podobny sposób, więc wynik tego eksperymentu jest dla mnie szczególnie istotny. Pojawia się tylko pytanie, czy może dojść do takiego przetrenowania w przypadku znacznie rzadszych, bądź co bądź, treningów? Ćwiczę często dwa razy dziennie, również z submaksymalnymi ciężarami, dużo się ruszam, ale do takiego ekstremum, które tutaj opisałeś, jest mi jednak bardzo daleko.
OdpowiedzUsuńNa pewno w Twoim wypadku trudniej o doprowadzenie się do takiego stanu :) Ile tak możesz jechać można się dowiedzieć tylko eksperymentalnie. Na pewno od czasu do czasu warto zrobić sobie jakąś przerwę. Więcej o tym napiszę w kolejnych częściach.
OdpowiedzUsuńTrenuję 2-3 razy w ciągu dnia, z tym że, jeden trening jest siłowy- toru trening z dużą intensywnością, w głównej mierze duże ćwiczenia złożone, drugi trening w ciągu dnia to trening sportów walki, które w moim klubie wyglądają tak że po rozgrzewce napełnianie następuje prezentacja nowych technik i ćwiczenia w parach, a na końcu zawsze są sparingi lub różnego rodzaju zadaniówki lub "zajazdy fizyczne". Trzeci trening to trening biegowy- opiera się on raczej na interwałach, sprintach lub czasówkach, głównie krotkie dystanse do 400m. Trenuję 7 dni w tygodniu, 6 razy w tygodniu mam siłownię, 5 razy sporty walki i 2-3 razy bieganie. Czy przy tylu treningach jest duże prawdopodobieństwo, że się zajadę?
OdpowiedzUsuńDużo zależy od poziomu Twojego wytrenowania, jak i odżywania szczególnie mikroelementów. W kolejnych częściach będzie o tym więcej. Na pewno warto raz na kilka miesięcy robić sobie z tydzień przerwy albo wtedy, jak sam poczujesz, że zaczyna tego być za dużo.
OdpowiedzUsuńNa jakie mikroelementy w szczególności zwrócić uwagę?
Usuń- Wit. C
OdpowiedzUsuń- ADEK
- Witaminy z grupy B - tylko nie te z apteki, najlepiej w postaci płatków drożdżowych
- magnez
Jakie płatki polecasz? Szczerze powiem,że nie wiedziałem iż mają taką gamę witamin.Trzeba się zaopatrzyć:)
OdpowiedzUsuńNie przywiązuję w tym wypadku specjalnie wagi do firmy. Myślę, że nie różnią się zbytnio od siebie. Kup dowolne.
UsuńJa może dodam swoje trzy grosze na temat opisanego przez Ciebie schematu treningów SW. Sam przez sporo lat trenowałem boks tajski, więc z własnego doświadczenia wiem, jak to wygląda. Uważam, że nawet w najlepszych klubach (ja na przykład trenowałem z Rafałem Szlachtą, Simonidesem, a przez kilka tygodni na obozie nawet ze Słowińskim, a to już naprawdę najwyższa półka w muay thai)pokutuje niestety kilka szkodliwych mitów, które mocno podcinają wyniki zawodników i pośrednio mogą się przyczyniać do niepotrzebnych kontuzji:
OdpowiedzUsuń1. Przekonanie, że zajeżdżanie się do upadłego ma jakikolwiek sens w treningu SW. Wiele razy, zwłaszcza na obozach treningi wyglądały tak, że najpierw było 1,5 godziny techniki, potem 10 km biegu z interwałami, a na koniec parodia treningu siłowego (jedyną osobą, w której wykonaniu nie był on parodią był wspomniany Słowiński, co dużo mówi o tym człowieku :). Wystarczy się zastanowić, jak taki trening ma się do tego, co dzieje się realnie na ringu. Zamiast trenować szybkie, dynamiczne zrywy i ćwiczyć kondycję np. poprzez ćwiczenia w klinczu, przygotowywaliśmy się raczej do jakiegoś morderczego triatlonu.
2. Ćwiczenie brzucha poprzez brzuszki - o tym można bardzo wiele poczytać tutaj na blogu - brzuch ćwiczy się poprzez przysiady. Brzuszki, zwłaszcza w takiej formie, w jakiej wykonuje się je na treningach SW, to rzeźnia dla kręgosłupa i silny bodziec hamujący dla wzrostu siły nie tylko mięśni brzucha, ale całego organizmu. Na technikę nie zwraca się prawie w ogóle uwagi, wykonuje serie po kilkaset powtórzeń zamiast ćwiczyć siłę tych mięśni. Nawiasem mówiąc znowu pojawia się pytanie, po jakie licho taki wytrzymały brzuch, skoro potrzebny jest silny i z rozbudowanymi mięśniami, zdolny do wytrzymania silnego uderzenia czy kopnięcia, no i co chyba nawet ważniejsze, niezbędny by wyćwiczyć naprawdę silne uderzenia oraz absolutnie kluczowy dla walki w klinczu? W tej ostatniej praca mięśni strukturalnych bynajmniej nie jest wytrzymałościowa - to góra kilkanaście sekund średniego napięcia, po którym następuje silne szarpnięcie i albo któryś z walczących leci na glebę, albo znowu jest chwila średniego napięcia i kolejny silny zryw i tak dalej i tak dalej. Jednak najgorszym efektem takiego katowania brzuszków nie są wcale słabe wyniki (przez kilka lat robiłem średnio 200-300 brzuszków kilka razy w tygodniu, a brzuch miałem mizerny), ale ta fatalna technika, która jest nie do uniknięcia przy tak długich seriach sprawia, że kręgosłup zaczyna pomału zwijać się w harmonijkę. Naprawdę solidne ćwiczenia na brzuch wykonuje się w seriach nie dłuższych niż 10 powtórzeń, a technika jest w nich absolutnie kluczowa. Spróbuj dla przykładu brzuszków Jandy :)
Innym przykładem są przysiady. Kiedyś wykonałem 400 w ramach konkurencji z kilkoma chłopakami pod koniec treningu. Oczywiście technika była taka, że teraz zmarłbym pewnie na sam widok czegoś takiego :) A tu przykład jest nawet jeszcze bardziej wyrazisty. Po co ćwiczysz nogi w SW? No po to, żeby mocniej kopać. Więc znacznie większe korzyści odniesiesz z ciężkich przysiadów ze sztangą zwykłych czy w wersji z wyskokiem, niż z katowania półprzysiadów całymi setkami...
Ale odpowiadając na Twoje pytanie, czy się zajedziesz, to myślę, że nie. To, co w tym artykule opisał Stefan nie ma nic wspólnego z tego rodzaju treningiem. Przetrenowanie tutaj opisane jest związane z pracą układu nerwowego, natomiast tego rodzaju trening SW oddziaływuje zupełnie inaczej. Bardziej prawdopodbny jest już długotrwały wzrost kortyzolu, utrzymujące się stany zapalne, kontuzje "z nikąd", czy stopniowy spadek motywacji i chęci do życia niż tego rodzaju przetrenowanie. Taki tryb życia, nawet przy założeniu, że te treningi odbywałyby się bez tych wszystkich błędów, które opisałem, wymaga perfekcyjnej regeneracji i odżywiania. Ale to już temat na długie artykuły :)
Sam również sprawdzałem swoje możliwości, treningi 2-3 razy dziennie, do tego cały dzień na nogach, wytrzymałem tak około 3 tygodnie, następnie pojawił się ostry zjazd, tydzień bolały mnie wszystkie mięśnie oraz ścięgna. Nie polecam nikomu takich eksperymentów, chciałbym zapytać również jakie ciuchy polecasz do treningów? Ostatnio przez przypadek wszedłem do sklepu Cuny i wyszedłem z reklamówką ciuchów jednak nadal brakuje mi butów do biegania oraz rękawiczek, polecisz coś?
OdpowiedzUsuńPoczytaj sobie kolejne części to może dojdziesz do tego co zrobiłeś źle. Same treningi 3 razy dziennie jeszcze tak szybko nie wykańczają. Istnieje wiele innych czynników.
OdpowiedzUsuńNie zajmuję się polecaniem ciuchów dla snobów. Zwykły dres, zwykłe płaskie buty najlepiej bez profilowania, a rękawcizki nosi się w zimie na dworze - nie na siłowni!
A czy jeśli mam 4 dni treningowe w tygodniu, to jeśli załóżmy wypadnie mi jakiś dzień lub więcej to mogę zrobić 2 dni treningowe po 2 sesje, lub tak że np. d1,d2 robię normalnie, a któregoś wolnego dnia d3 i d4 w dwóch sesjach jednego dnia?
OdpowiedzUsuńJeśli tak będzie tylko czasem, to tak. Tylko zwykle wtedy odnotujesz niewielki spadek siły, choć nie powinno to źle wpłynąć na sumaryczne efekty treningu.
OdpowiedzUsuńDodatkowo można potraktować taki układ jako nowy bodziec. Dziękuję za odpowiedź. :)
OdpowiedzUsuń