Miałem
już raczej nie pisać o diecie, ale skoro pojawiło się pytanie, to
spróbuję krótko wyjaśnić jeszcze raz.
Temat
jest szeroki i już samo pytanie o ilość węglowodanów u kobiet
bardzo rzecz uprasza, a nic tu proste nie jest. Najpierw trzeba
postawić pytanie o to po co w ogóle - niezależnie od płci -
schodzić na tak niski poziom węglowodanów jak 20-50 gram na dobę.
Niektórzy taki manewr nazywają ketozą i tu znowu mamy kolejne
uproszczenie. Sporo osób zejdzie do 0 i nadal nie będzie w ketozie.
Wszystko zależy od wydajności i aktywności poszczególnych szlaków
metabolicznych. Niektórzy też mogą być w ketozie przy 100 gramach
węglowodanów na dobę. Te sprawy tłumaczyłem już nie raz. Idźmy
jednak dalej.
Po
co schodzić na tak niski poziom węglowodanów? Po okresie
demonizacji tłuszczów, na którym zresztą zatrzymało się jeszcze
wielu dietetyków, mamy teraz czas demonizacji węglowodanów. Oto
czasy wchodzenia w "ketozę", które najczęściej ketozą
nie jest. Internetowe fora aż pękają od nadmiaru niedouczonych
ekspertów od ketozy. Obetnij węglowodany a na pewno będziesz w
ketozie! Tak? Skocz z dachu a na pewno polecisz jak ptak... tylko
dość krótko. Nie każdy jest ptakiem i nie każdy poleci. Do tego
dochodzą różne złożone aspekty odpowiedniej kompozycji mikro i
makroelementów, by ketoza była zdrowa, a i tak nie każdemu
posłuży. Dla jasności - nie mam nic przeciw ketozie. Może pomóc
w niektórych chorobach. Jednak nie jest lekiem na całe zło i nie
jest dla każdego. Jestem też jak najbardziej zwolennikiem diet
niskowęglowodanowych, ale przeprowadzonych z głową.
Niewęglowodanowa nie oznacza obcinanie na maksa węglowodanów dla
idei!
Wróćmy
do pytania - po co. Dla odchudzania? W tym wypadku wystarczy zejść
do ok. 70 gram na dobę. Tylko nielicznym pomoże większa
restrykcja. Bynajmniej linia demarkacyjna nie przebiega tak, że im
mniej węglowodanów tym niższy BF. W pewnym momencie i tak dojdzie
się do ściany i nic nie pomoże na dalsze obniżanie poziomu tkanki
tłuszczowej. Czasem zamiast odejmowania węglowodanów należy
podbić poziom białka, ale to już problem na inny artykuł.
Może
zatem obniżamy dla zdrowia? Dobrze, ale wystarczy trzymać się
poziomu 70-100 gram, by nie obawiać się cukrzycy, tycia i innych
problemów. Szczególnie jeśli się ciężko trenuje. Wielu osobom
może być potrzebny nawet wyższy poziom węglowodanów.
Teraz
wracam do istotny pytania zawartego w komentarzu Maćka. Nawet nie
trzeba być kobietą, by przy bardzo niskiej podaży węglowodanów
doświadczyć zaniku libido. Nie każdego to spotka, ale wielu
mężczyzn może mieć taki problem. U kobiet pojawi się prawie na
pewno. Brak aromatazy, niski poziom estrogenów itd. Przypominam, że
mężczyznom do odpowiedniego funkcjonowania ich męskości też
trochę estrogenów jest potrzebne. Do tego dochodzi tarczyca. U
kobiet dojdzie do zaburzenia konwersji T4 w T3. Zamiast tego
powstanie rT3 i będzie blokował receptory tarczycy. Nasili się
produkcja kortykosteroidów wprowadzająca organizm w stan
permanentnego stresu. Zaburzona zostaje praca przysadki mózgowej, a
wraz z nią wydzielanie hormonów inicjujących poszczególne fazy
okresu miesięcznego (LH, FSH). Niski poziom TSH pogarsza pracę
tarczycy i mamy zamknięte koło.
Zbyt
mało węglowodanów to często też braki niektórych mikroelementów
występujących w pokarmach węglowodanowych. Zatem zanim zaczniemy
się zastanawiać nad obniżaniem ilości, trzeba skupić się na
jakości, czyli na właściwych źródłach węglowodanów.
Dziękuję za wpis. Czy mógłbyś proszę polecić jakieś publikacje w tym temacie?
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o książki to trudno mi teraz znaleźć coś konkretnego. Poczytaj sobie Tłuste życie, choć moim zdaniem tam niekiedy autorka popada w drugą skrajność uważając, że niekiedy nawet 300 gram ww dla kobiety będzie ok. To już wg mnie spora przesada. Dla większości przedział 100-200 będzie w porządku.
OdpowiedzUsuńCo do ketozy to możesz przede wszystkim poczytać Dobropolskiego.