Dodatkowe
wyjaśnienia
Na
wstępie kolejnej części pragnę jeszcze raz przypomnieć i
przestrzec. Z agresją treningową można zacząć eksperymentować
wtedy, gdy ma się w miarę przepracowaną technikę ćwiczeń, w
których chcemy ją zastosować. Często też dobrze zacząć takie
próby na ruchach skróconych np. z asystą racka. Tak by zapewnić
sobie względnie jak największe bezpieczeństwo. Może się zdarzyć
- a niedawno takie coś mi się zdarzyło - że agresywnie wypchnięta
w górę sztanga wcale nie pójdzie w górę, tylko nagle skręci w
bok.
Zwykle
też inaczej będzie się podchodziło do ciężkich ćwiczeń
złotych, a inaczej do izolacji. Te pierwsze często robi się
bardziej agresywnie. Natomiast ćwiczenia izolowane wymagają raczej
spokojnego skupienia. Przykładowo nazbyt agresywne podejście do
modlitewnika może skończyć się zerwaniem bicepsa. To paskudna
kontuzja i nie warto jej sobie fundować.
Inny
problem to dbałość o balans siłowy. Nazbyt agresywne wyciskania,
szczególnie leżąc, bez dbałości i precyzyjnego przećwiczenia
rotatorów, mogą po czasie doprowadzić do poważnych komplikacji.
To samo można napisać przykładowo o agresywnych przysiadach, rack
pullach, czy martwych ciągach. Brak wytrenowania zginaczy kolana czy
też mięśnia vastus medialis - sprawia, że wręcz prosimy się o
kontuzję. Myślę też, że nie muszę przypominać o odpowiednim
napięciu rdzenia.
Ważna
jest także świadomość, że nie zawsze się udaje. To nie jest
tak, że raz opanuje się umiejętność wchodzenia w odpowiedni dla
siebie stan skupienia czy agresji treningowej i potem zawsze już
będzie się to udawało. Jak to w życiu. Będą dni lepsze i
gorsze. Czasem się uda, a czasem czego byśmy nie robili - nic z
tego nie wyjdzie. Wtedy trzeba po prostu odrobić to co założone w
planie i następnym razem znowu się starać. Trening sam się nie
zrobi. Trzeba od siebie wymagać. Niekiedy przyjdzie to łatwiej, a
czasami będzie bardzo trudno. Nie chciałbym, by z tego co tu piszę
ktoś wysnuł wniosek, że każdy trening będzie przebiegał w
stanie euforii. Wręcz przeciwnie. Będzie trudno i boleśnie. Jednak
to co warto zapamiętać to fakt, że nasza dyspozycja psychiczna ma
o wiele większe znaczenie w aktywowaniu możliwości fizycznych, niż
się to powszechnie wydaje. Nie jest też tak, że jesteśmy w pełni
uzależnieni od stanu naszej psychiki. Do pewnego stopnia mamy na nią
wpływ i możemy ją kształtować. Jako ciekawostkę dodam jeszcze,
że pozytywne pobudzenie emocjonalne zwiększa również poziom
testosteronu a obniża poziom kortyzolu. Tzw. zdołowanie działa
dokładnie odwrotnie.
Jeszcze
jedna prosta prawda. Im większa agresja treningowa, tym zwykle po
czasie większe DOMSy!
Układanie
planów
Bezpośrednio
z agresją treningową, z całym tym procesem psychicznego
rozkręcania, związany jest proces układania planu. Jak pewnie
zauważyliście, plany które piszę zwykle składają się z 4-5
ćwiczeń na daną sesję. Rzadko jest ich więcej. Wiąże się to z
faktem, że jeśli naprawdę mocno zaangażujemy się w wykonanie
tych kilku ćwiczeń, nie wystarczy nam energii na więcej. Jeśli
nie fizycznej, to na pewno psychicznej. Tak naprawdę układ nerwowy
lub jak kto woli psychika - słabnie szybciej niż ciało. Istnieje
jeszcze opcja dla zaawansowanych typu: robisz 2-3 ciężkie
ćwiczenia, a potem jak masz już dość kilka izolacji. Tyle tylko,
że izolacje też wymagają sporo skupienia, choć nieco innego.
Dlatego jest to opcja zarezerwowana dla tych, którzy naprawdę
poprzez lata (często przynajmniej kilkanaście lat) nauczyli się
odpowiednio dużo od siebie wymagać i potrafią wygenerować wysoki
poziom natężenia uwagi przez dłuższy czas.
Wielu
początkujących myśli, że to nic trudnego. Robią po 10-15 ćwiczeń
na sesję w wielu seriach itd. Też tak myślałem wiele lat temu.
Kiedyś na treningu robiłem po 20 ćwiczeń, siedziałem na siłowni
po 2 godziny... Trzeba czasu, by zrozumieć, że czym innym jest
machanie sztangą, a czym innym naprawdę ciężki i wydajny trening.
Jeśli masz w czasie sesji przekraczać swoje ograniczenia, to nie
możesz tego robić aż w 20 ćwiczeniach. Nieco inaczej wygląda
sprawa w tzw. treningu gęstościowym, ale to już naprawdę wysoka
szkoła jazdy. Do tego tematu wrócę kiedy indziej. Tu tylko
wspomnę, że również wymaga odpowiedniego "nakręcenia się"
psychicznego.
Nie
przeczę, że są ludzie potrafiący naprawdę ciężko ćwiczyć
przez kilka godzin i nawet odnosić z tego sukcesy. Pozostaje
pytaniem otwartym, ilu naprawdę to potrafi bez wspomagania
farmakologicznego. Na pewno tak ćwiczyli niektórzy siłacze
pierwszej połowy dwudziestego wieku, których trudno podejrzewać o
przyjmowanie sterydów. Tym niemniej trzeba uczciwie przyznać, że
większości z nas daleko do tamtych mistrzów. Gorsze jedzenie,
siedzący tryb życia, zanieczyszczenia środowiska - wszystko to
sprawia, że nasze możliwości, czy nasz testosteron ma się nijak
do ich poziomu. Zresztą - lepiej zrobić 4-5 ćwiczeń z największym
poziomem zaangażowania niż udawać przed sobą i innymi, że można
więcej i tylko odwalać przysłowiową pańszczyznę.
Nie sposób się dziwić ludziom, że mają tyle ćwiczeń. Zapewne zdajesz sobie z tego sprawę, ale to jest nieodpowiednia perspektywa kogoś, kto, jak w twoim przypadku, siedzi w tym już długo i ma odpowiednią wiedzę. Pamiętam mój pierwszy dzień na siłowni - trening objętościowy 3x15, po kilka ćwiczeń na plecy, klatę i ramiona - i to wszystko za poleceniem osób, które same już kilka lat na siłowni spędziły.
OdpowiedzUsuńPoza tym ludzie nie potrafią ćwiczyć ciężko, ja do tej pory mam DOMSy po przysiadach, dipsach czy podciąganiu i to często w takich miejscach, że sam się tego nie spodziewam, np. palący biceps po podciąganiu czy tył barków po wyciskaniu leżąc. Ale nie jest się w stanie tego osiągnąć bez wyczerpującej serii treningowej. Nie mówię tu nawet o upadku mięśniowym, ale o faktycznym dojściu do momentu, w którym ani leg drive, ani mostek, ani przerzucenie ciężaru z klatki na triceps i plecy nie pomaga - i takim sposobem WL angażuje praktycznie całe ciało, zamiast bawienia się w "izolowanie" samego piersiowego.
Nie wiem gdzie szukać winnych, ale chyba wśród tych wszystkich ekspertów - jak popytałem weteranów siłowni jakim planem ćwiczyli, co jedli itd., to często odpowiedzi były przerażająco banalne, robili podstawowe ćwiczenia, chcąc jak najszybciej stać się jak najsilniejszymi, więc ćwiczyli ciężko, do upadłego - i mieli progres. Dzisiaj dorabia się często niepotrzebną filozofię do prostego równania - chcesz być większy, silniejszy, to zapier...
Czasem można mieć mocne DOMSy po kilkunastu pojedynczych ciężkich ruchach z przerwami pomiędzy.
OdpowiedzUsuńCo sądzisz o technikach umysłu Wodyna?
OdpowiedzUsuńZależy, co dokładnie masz na myśli. Do mnie nie przemawia trzecie oko i podobne rzeczy, ale jeśli jemu to pomaga to ok. Mam swoje techniki tak aktywacji na treningu, jak i medytacji poza. Nie znaczy to, że są jedyne i dobre dla wszystkich.
OdpowiedzUsuń