Budowa
kostna
Często
powtarza się, że nie ma wielkich różnic w budowie kostnej kobiety
i mężczyzny. Różnica dotyczy tylko miednicy. Nie jest to prawdą.
Mamy kilka drobnych różnic (np. czaszka, szerokość barków),
jednak z punktu widzenia treningu siłowego ważna jest jedna. Jest
nią poziom nachylenia kąta Q. U kobiet kąt ten jest zawsze większy
o kilka stopni. Statystycznie przyjmuje się, że u mężczyzn wynosi
14 a u kobiet 17.
Kąt
Q utworzony jest przez linię poprowadzoną od kolca biodrowego
przedniego górnego do środka rzepki oraz drugą linię od środka
rzepki do guzowatości kości piszczelowej. Co w uproszczeniu oznacza
kąt pod jakim pochylone jest do środka udo w stosunku do pionu.
Wygląda to tak.
Skoro
u pań kąt Q jest nieco większy to najczęściej bezpieczniejsze
będą dla nich wersje przysiadów czy martwego ciągu wykonywane w
większym rozstawie nóg. Do pewnego stopnia dotyczy to także
wiosłowania i wszelkich wyciskań w górę.
Kontekst
kulturowy
Na
ten temat można pisać sporo, albo go zupełnie ignorować. Jednak
warto zdawać sobie sprawę z wpływem jaki kontekst kulturowy ma na
treningi kobiety. Jest to wpływ wewnętrzny, jak i zewnętrzny.
Wewnętrzny to nastawienie emocjonalne. Wychowanie wpaja w nas, że
kobieta jest mniej agresywna, co nie jest prawdą. Może inaczej
wyraża swoją agresję, ale bynajmniej mniej agresywna nie jest.
Często feministki, dla których największym wulgaryzmem jest słowo
"testosteron", przejawiają więcej agresji niż niejeden
kibol. Pisząc o agresji nie mam zamiaru nikogo obrażać. Uważam,
że jest to cecha pozytywna naszego gatunku. Złe może być jej
wykorzystanie lub ukierunkowanie. Jeśli wzbudzasz w sobie agresję,
by bronić słabszych, by podnieść większy ciężar na treningu -
jest to dobry przejaw. Jeśli po to, by pobić staruszkę lub
zwymyślać kogoś od "k...", "ch...." to już na
pewno nie!
Nie
wchodząc dalej w dywagacje społeczno-policztyczne i to, że
współczesny feminizm już dawno przestał być ruchem walczącym o
prawa kobiet, muszę stwierdzić, że wielu paniom trudno jest
wzbudzić w sobie agresję treningową i przekraczać swoje
ograniczenia. Lata psychicznej tresury robią swoje. Być może dziś
nie jest to już aż tak bardzo widoczne, ale ciągle pozostaje
problemem. Tak samo jak durny podział na ćwiczenia męskie i
kobiece. Często do pragnącej ćwiczyć kobiety podchodzi jakiś
dyplomowany idiota lub koksik bez dyplomu i próbują ją pouczać co
powinna robić a co nie. Przez sam fakt bycia mężczyzną, co wszak
brzmi dumnie, wydaje mu się, że wie lepiej. Dwa lata nieregularnego
treningu zestawem dyskotekowym lub niedzielny kurs na super-trenera
dają mu wiedzę, która powinna powalić na kolana każdego.
Szczególnie kobietę. Przy okazji jest to niezła okazja do podrywu.
Nie będę radził paniom, by takiego delikwenta potraktowały
sztangą przez grzbiet, aczkolwiek pokusa pozostaje...
Panie
mają mocno utrudnione wzbudzenie w sobie agresji treningowej i
często problem leży w ich własnym wnętrzu. Niekiedy mogą mieć
wrażenie, że wręcz nie wypada podnieść więcej, że nie wypada
agresywnie rzucić się na ciężar, że zawsze trzeba grzecznie
machać małą sztangielką. Tak bynajmniej nie jest. Warto
przypatrzeć się występom niektórych zawodniczek dwuboju siłowego
lub nawet lekkoatletek.
Kontekst
kulturowy to także wpływ wszechobecnych mediów, które wciskają
nam do głów masę głupot. To propagowanie "zdrowego
żywienia", które naprawdę niszczy zdrowie. Z jakiegoś nie do
końca wyjaśnionego powodu panie szybciej ulegają tej
zdrowożywieniowej propagandzie. Być może są bardziej
odpowiedzialne niż mężczyźni i na tym żeruje bałamutny system
medyczno-medialny. Trudno porządnie trenować jeśli je się głównie
jakieś musli i odtłuszczony nabiał. Wspomniałem już o
konsekwencjach hormonalnych, ale może je rozciągnąć na całe
życie. Również na samopoczucie i pewność siebie. Media promują
taką np. panią Ch., którą można nazwać celebrytką czy gwiazdką
TV, ale nie trenerką! Ileż to się naczytałem i nasłuchałem
opinii w stylu: "Jestem fanką Ewy i jej treningów. Ćwiczę
już rok wg jej porad i nie ma efektów." Twierdzenia o
możliwości chudnięcia 10kg w dwa miesiące mówią same za siebie.
Mnóstwo osób z uszkodzeniami kolan po takich "świetnych"
planach, to też przemilczana kwestia. Wiele kobiet wpada w ręce
takich "profesjonalnych" medialnych trenerów i nic
dziwnego, że w końcu się zniechęca do ćwiczeń.
Wpojono
również kobietom, a jeszcze bardziej mężczyznom lęk przed
napakowaniem. Kobiety boją się wyglądać jak kulturystki, a
panowie boją się takich kobiet. Niewątpliwie kierunek w jakim
poszła współczesna kulturystyka jest patologiczny. Szczególnie ta
kobieca. Jednak trzeba zdawać sobie sprawę, że tak jak wygląda
kulturystka na zawodach, tak żadna kobieta bez wspomagania
farmakologicznego nigdy wyglądać nie będzie. Nawet zawodowe
kulturystki tak nie wyglądają na co dzień. Będę jeszcze o tym
pisał przy okazji omawiania regulacji tkanki tłuszczowej, ale tu od
razu stwierdzę, że tak niski BF u kobiety to tragedia. To prosta
droga do poważnych problemów zdrowotnych. Natomiast jeśli chodzi o
masę mięśniową to mamy zwykle do czynienia z iluzją masy, czyli
wizualnym wrażeniem większych mięśni niż są w istocie. Mocne
wycięcie, utrata tłuszczu i wody - wywołują taką iluzję.
Mięśnie kulturystek - mimo sterydów - nie są aż tak wielkie, jak
się wydaje. Znowu muszę podkreślić - bez wspomagania większość
pań nigdy do takiej masy mięśniowej nie dojdzie. Co innego siła.
Dobry trening siłowy może dać o wiele więcej siły niż to czym
mogą pochwalić się zawodowe kulturystki.
Świetny wpis!
OdpowiedzUsuń