Dobór
danych i interpretacja badań
Teraz
dochodzimy do interpretacji wyników, które też nie są wolne od
różnych manipulacji. Szczególnie podatna jest na to statystyka.
Można również pominąć niewygodne dane uznając je za nieistotne.
Już sam dobór badanych osób, czy np. populacji może być bardzo
tendencyjny. W badaniu diet nierzadko podaje się wyniki ankiet lub
stosuje uogólnienia typu "warzywa i owoce", "tłuszcz"
- tylko jaki? Jest ogromna różnica pomiędzy spożywaniem
niskowęglowodanowych warzyw, a jedzeniu współczesnych
przeładowanych cukrem owoców. Co nikomu jakoś nie przeszkadza
twierdzić, że "owoce i warzywa są bardzo zdrowe". W
badaniu szkodliwości tłuszczu często wykorzystuje się oleje
roślinne i margaryny. Zresztą po bliższej analizie okazuje się, i
tak wg zaleceń badaczy w takiej diecie więcej jest węglowodanów
niż tłuszczu.
Udowodniono
szkodliwość "czerwonego mięsa" przy czym okazało się,
że do czerwonego mięsa badacze zaliczyli chleb i ryby! Nie szkodzi,
ważne, że teraz wszyscy powtarzają, że czerwone mięso jest
niezdrowe. Modne jest wszystko co popiera tzw. wegetarianizm - bardzo
wątpliwą moralnie religijną koncepcję dalekowschodnią. Chcesz
grant? Udowodnij, że mięso jest szkodliwe!
Już
od dawna wysuwa się mnóstwo zastrzeżeń do wiarygodności ankiet.
Prawie każdy ma skłonność do przedstawiania się w lepszym
świetle nawet wtedy, gdy ankieta jest anonimowa. Jeśli jeszcze mamy
podać co jedliśmy w ciągu ostatnich pięciu czy więcej lat...
Pamiętasz co jadłeś na obiad 5 czerwca 2013 roku?
Podawanie
korelacji jako zależności skutkowo-przyczynowej to już sztandarowy
przykład nadużyć szczególnie w badaniach medycznych i dotyczących
zdrowia czy żywienia. To, że zachodzi A i zachodzi B nie oznacza
automatycznie, że B wynika bezpośrednio z A. Takie myślenie jest
raczej adekwatne do zabobonu niż nauki. Jeśli czarny kot przebiegł
Ci drogę, to na pewno spotka Cię nieszczęście. Z racji, że
zawsze jakieś nieprzyjemności w życiu nas spotykają - łatwo o
powiązanie jednego z drugim. Jak szukasz takiego powiązania, to
zawsze jakoś je znajdziesz. Podwyższony poziom cholesterolu
zanotowano u osób po zawale? Winny jest cholesterol? To pomyśl tak
- na miejscu przestępstwa zwykle jest policja. Wniosek? Wszystkim
przestępstwom wina jest policja! Często też dochodzi do logicznego
błędu w rozumowaniu zwanego petitio principii. Założenie staje
się dowodem, czyli cholesterol jest szkodliwy, bo przecież szkodzi.
To nie jest żart. Bliższa analiza wielu badań nad cholesterolem
(oraz innymi zagadnieniami) sprowadza się właśnie do takiego toku
rozumowania. Wprawdzie jest zwykle obłożona mnóstwem mądrych
terminów, ale i tak sprowadza się właśnie do tego. Można to
zrobić tak: Znaleźć odpowiednią grupę osób o podwyższonym
poziomie cholesterolu. Potem z tej grupy wybrać tych, którzy mają
poważne problemy zdrowotne - głównie krążeniowe. Tę grupę
przedstawia się jako reprezentatywną dla badań, a resztę - tych
zdrowych z wysokim cholesterolem - pomija. Gotowe! Więcej na ten
temat można poczytać u Ravnskova. Mój przykład to tylko jedna z
możliwych form manipulacji. Jest ich znacznie więcej. Dostęp do
surowych danych, o czym już była mowa, pozwala wykryć takie
nadużycia. Dlatego też bardzo trudno do takich danych dotrzeć.
Innym
przykładem związanym z błędną interpretacją mogą być
badania na zwierzętach leków na depresje czy stany lękowe. Zakłada
się, że wystarczy przywrócić równowagę chemiczną w mózgu,
wpłynąć na nadmiernie pobudzone ośrodki przetwarzania reakcji
obronnych w mózgu i depresja zniknie. Zakłada to podobieństwo
budowy mózgu u wszystkich ssaków. Jednak nie bierze się pod uwagę
faktu, iż ludzkie lęki nie wynikają tylko z bezpośrednich
zagrożeń. Są często - szczególnie te patologiczne - wynikiem
rozbudowanej świadomości. Szczur nie myśli o życiu po śmierci,
nie doświadcza tzw. lęków egzystencjalnych, nie martw się o
przyszłość i z czego zapłaci rachunki w następnym miesiącu.
Dlatego takie proste przeniesienie wyników badań na zwierzętach na
ludzi, zwykle się w tej dziedzinie nie sprawdza. Lek działa dobrze
przez jakiś czas, a potem następuje załamanie, często o skutkach
tragicznych.
Ważne
zastrzeżenie
Proszę
mnie dobrze zrozumieć. Nie neguję wartości badań naukowych, co
staram się podkreślać na każdym kroku. Jest wiele badań o bardzo
wysokim standardzie i trudno przecenić ich wartość. Jednak dość
często te, które nie zgadzają się z przyjętym paradygmatem,
zaleceniem sponsora lub klimatem politycznym - dyskredytuje się,
pomija, a czasem wprost odmawia publikacji. Świat naukowców nie
jest jakimś czystym rajem, w którym żyją pozbawieni wad
aniołowie-naukowcy. To świat dużych pieniędzy, wpływów i
ambicji. Innymi słowy - jest jak wszędzie! Idealny naukowiec
powinien umieć przyznać się do błędu i zmienić swoje poglądy
pod wpływem rzeczowych argumentów. Ilu idealnych ludzi chodzi po
tym globie?
Nie
trzeba jednak być ideałem, by być rzetelnym naukowcem. Trzeba mieć
tylko minimum przyzwoitości i chęć poszukiwania prawdy. Rzecz
jasna trzeba też mieć określone zdolności. Jest jeszcze jedna
ważna sprawa godna podkreślenia. Dobry naukowiec to nie tylko
jednostka pracowita i utalentowana. To nie tylko ktoś kto ma ciekawe
pomysły. To także człowiek świadomy swoich ograniczeń i zdolny
do uznania, że nie wszystko jest w stanie wyjaśnić. Wie kiedy się
zatrzymać i nie tworzy teorii ani nie potwierdza już istniejących
poprzez manipulację i naciąganie faktów. Prawdziwa praca naukowa
to ciąg niepowodzeń i wytrwałość, by w końcu odkryć lub też
nie - coś co ma wartość. To kolejna sprawa zupełnie niezrozumiała
poprzez przyznających fundusze na badania - większość z nich jest
nieudana i dopiero ciąg porażek ostatecznie może zaowocować czymś
znaczącym dla nauki. Pod warunkiem, że nie ulegnie się
zniechęceniu albo pokusie ogłoszenia byle czego.
To
jeszcze nie koniec tych rozważań...
Świetnie się czyta. Powinno się uczyć w szkołach krytycyzmu i rozpalać ciekawość
OdpowiedzUsuń.
Proszę, przykład z niedawna :-)
OdpowiedzUsuńhttps://onlinelibrary.wiley.com/doi/abs/10.1002/clc.23047
A teraz dzięki uprzejmości osoby, która ma dostęp do całego badania co się dowiadujemy:
25% białka, 25% węglowodanów, 50% tłuszczów (% udziału w 1600 kcal), czyli:
800 kcal z tłuszczów - 88 g tłuszczów
400 kcal z węglowodanów - 100 g węglowodanów
400 kcal z białka - 100 g białka
Autorzy nazwali to dietą niskowęglowodanową, szkoda tylko, że tłuszczów jest mniej niż węglowodanów! Manipulując formą pomiaru - tutaj zamiast gramatura to % kalorii, można z łatwością zasugerować, że diety low carb (ale przemilczane czy high carb) są szkodliwe. Pięknie, nie?