Kompleks Edypa i Elektry
Postanowiłem
odwołać się do jeszcze jednego przykładu, by ostatecznie pokazać,
iż bynajmniej moje nastawienie nie jest tylko wyrazem subiektywnych
uprzedzeń. Zapewne każdy z Was słyszał o kompleksie Edypa i
kompleksie Elektry sformowanych przez Freuda. Każdy chłopiec w
głębi duszy pragnie zabić ojca i spółkować ze swoją matką, a
każda dziewczynka pragnie pozbyć się matki i zostać partnerką
seksualną swojego ojca.
Całe pokolenia przyjęły to stwierdzenia niemal jak objawienie, a wielu psychologów wierzy w nie do dziś. Istnieje sporo różnych wyjaśnień dziwnego faktu tak wielkiej popularności Freuda i jego wpływu na samą psychologię, jak i na szeroko rozumianą kulturę. Mówiąc szczerze mnie one nie zadowalają i ciągle nie rozumiem, dlaczego tak niewielu zdecydowało się skrytykować jego poglądy.
Całe pokolenia przyjęły to stwierdzenia niemal jak objawienie, a wielu psychologów wierzy w nie do dziś. Istnieje sporo różnych wyjaśnień dziwnego faktu tak wielkiej popularności Freuda i jego wpływu na samą psychologię, jak i na szeroko rozumianą kulturę. Mówiąc szczerze mnie one nie zadowalają i ciągle nie rozumiem, dlaczego tak niewielu zdecydowało się skrytykować jego poglądy.
Zastanówmy
się dobrze. Jak długo istniałby gatunek, w którym podobne
tendencje byłby naprawdę tak powszechne? Specyfika relacji między
rodzicami a dziećmi to nie tylko sprawa moralności czy opresyjnej
kultury, jak uważał Freud. To mechanizm wytworzony przez ewolucję
i umożliwiający przetrwanie gatunku. To dlatego rodzice opiekują
się dziećmi. Te ostatnie potrzebują sporo czasu, by osiągnąć
jako taką samodzielność. Żaden normalny chłopiec nie ma ochoty
pozbawiać się tej opieki i mordować ojca, chyba, że ten ostatni
jest wyjątkowym sadystą. To jednak zupełnie inna sprawa. Żaden
normalny chłopak nie ma ochoty posiąść swojej matki czy siostry.
Tak po prostu jest, bo takie mechanizmy mamy wbudowane w nasze geny.
Dowiódł tego eksperyment społeczny, jakim są kibuce. Tam większe
grupy dzieci żyją praktycznie razem jak rodzeństwo, choć zwykle
rodzeństwem nie są. Ku zdumieniu wielu badaczy okazało się, że
większość tak wychowanych dzieci gdy dorasta, szuka sobie
partnerów gdzie indziej, a nie w swojej grupie. Mamy niejako
wbudowany nakaz szukania partnera seksualnego poza gronem osób, z
jakimi mieszkamy w dzieciństwie. Chodzi tu o to, by zwiększać pulę
genów i tym samym zapewnić zdrowie przyszłemu potomstwu. To, że
czasem - ale bardzo rzadko - jest inaczej i ktoś pragnie swojej
siostry czy matki, to nieliczne wyjątki i świadczą tylko o jakimś
defekcie. To wszystko co tutaj napisałem o chłopcach odnosi się
tak samo do dziewczynek i ich relacji z ojcami czy braćmi.
Wszystko
nie sprowadza się tylko do opieki, ale również do naśladownictwa.
W normalnych warunkach chłopiec uczy się wzorców bycia mężczyzną
w danym społeczeństwie właśnie od ojca, a dziewczynka od matki
(przynajmniej do okresu nastoletniego buntu, gdy szuka się już
własnej drogi zaczyna rozumieć, że rodzice nie są idealni).
Dzieci uczą się także wzorca relacji damsko-męskich, ale opisany
powyżej mechanizm sprawia, że ta identyfikacja nie posuwa się
prawie nigdy do tego co sugeruje teoria kompleksów Edypa i Elektry.
Nie jest to wcale tylko wynikiem wyparcia spowodowanego kulturą i
moralności. Jest to rzecz o wiele bardziej wewnętrzna. Nie udajemy,
że tego nie chcemy, lecz po prostu naprawdę nie chcemy! Mógłbym w
ten sposób wykazać absurdalność wielu podobnych teorii, ale mam
nadzieję, że te dwa przykłady wystarczą. Możemy zatem powrócić
do głównego nurtu tych rozważań.
Wybór rodzaju terapii i terapeuty - istota dobrego wyboru
Czasem
nawet zła od strony teoretycznej metoda terapii może komuś pomóc.
Wydaje się to nieracjonalne, ale nasza psychika nie poddaje się tak
po prostu zasadom rozumu. Można to też ująć inaczej - to co wiemy
obecnie o psychice, to za mało, by móc to ogarnąć do końca
rozumem i opisać w formie zgrabnej teori. Każda metoda obecnie
stosowana ma swoje plusy, ma też minusy. Także mocno krytykowana
przeze mnie psychoanaliza nie jest zupełnie pozbawiona skuteczności,
pomimo całego balastu zakłamania czy też obsesji swojego twórcy.
Dla przykładu do zasług Freuda na pewno należy odkrycie
podświadomości. Prócz psychoanalizy mamy różne formy terapii
behawioralnej, mamy terapię opartą na analizie transakcyjnej, mamy
tzw. terapię zorientowaną na klienta i sporo innych mniej znanych.
Bynajmniej nie jesteśmy skazani na jedyną słuszną drogę. Z mojej
perspektywy wydaje się, że od rodzaju terapii ważniejsza jest
osobowość terapeuty. Nie dla każdego ten sam terapeuta będzie
akurat tym najlepszym. Jeśli ktoś wychwala któregoś pod niebiosa,
a Ty sam źle się przy nim czujesz, to lepiej poszukiwać kogoś
innego. Nie oznacza to, że ten akurat jest zły. Po prostu nie jest
dobry akurat dla Ciebie.
Kobieta
czy mężczyzna jako terapeuta? To pytanie od dawna nurtuje wielu
psychologów. Czasem odpowiada się na nie w taki sposób, że płeć
osoby leczonej i leczącej powinna być taka sama. Unika się wówczas
ryzyka, że pacjent zakocha się w terapeucie. Jest w tym sporo
racji, ale jednak bym nie generalizował. Tu również warto zostawić
sprawę otwartą i każdy sam musi się zastanowić, czy łatwiej mu
będzie o swoich problemach i lękach rozmawiać z kobietą czy z
mężczyzną.
Tak
w doborze metody, jak i terapeuty najważniejsza jest kwestia
samostanowienia. To absolutny klucz do sukcesu. O wiele trudniej
cokolwiek osiągnąć, gdy ma się terapię narzuconą z zewnątrz i
wybraną przez innych. Czasem i to pomaga, ale zwykle kończy się
fiaskiem. To sam chory musi się zdecydować na terapię, sam musi
wybrać jej formę, jak i osobę prowadzącą terapię. Już sam fakt
samodzielnego podjęcia takich decyzji jest dużym krokiem w kierunku
sukcesu. Można wspierać osobę bliską w podjęciu takiej decyzji,
ale jeśli po prostu narzuci się rozwiązanie - nic z tego nie
będzie. Rozumiem argument, że czasem osoba dotknięta depresją nie
jest w stanie podjąć samodzielnie decyzji, jednak wtedy trzeba ją
bardzo delikatnie na nią naprowadzić, a nie po prostu wpakować do
samochodu i zawieźć na leczenie.
Na
tym zakończę ten cykl rozważań o depresji. Na pewno w żadnym
stopniu nie wyczerpuje to tematu, ale też nie miałem zamiaru
szczegółowo omawiać wszystkich jego aspektów. To wymagałoby
napisania pokaźnej książki. Chciałem tylko zwrócić uwagę na te
sprawy, które często są pomijane, przemilczane lub też źle
interpretowane. Sprawa jest wystarczająco złożona, by nie ustrzec
się pewnych przejaskrawień w wypowiedziach. Jednak o ile starałem
się być w miarę obiektywny - o ile jest to możliwe - o tyle czuję
się też upoważniony do krytyki właśnie arogancją lub naiwnością
wielu psychologów, którzy często tą arogancją i naiwnością
wyrządzają mnóstwo szkód. Połączenie tych dwóch cech wydaje
się na pierwszy rzut oka dziwne, ale występuje aż nader często.
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/72770/zakazana-psychologia-pomiedzy-nauka-a-szarlataneria-tom-i
OdpowiedzUsuńNie czytałem tego, ale po lekturze twoich artykułów chyba się skuszę i kupię :-)
Gość wsadził kij w mrowisko swego czasu - tak słyszałem.
Tak, książka jest bardzo dobra. Inna sprawa, że zdaje się autor ostatnio sam się zagalopował i walczy teraz w imię rozumu i nauki z tzw. szarlatanerią przeszkadzając w wystąpieniach na uniwersytetach ludziom typu Jerzego Zięby. Jak wiadomo nikt nie jest doskonały :) Tzw. medycyna alternatywna jest pełna różnych oszołomów, ale nie można wszystkich wrzucać do jednego worka, szczególnie, że oficjalna medycyna to jest dopiero sprzeczna z nauką i rozumem :) To tak całkiem na marginesie, jednak książkę naprawdę polecam.
OdpowiedzUsuń