Mikroskładniki cz. 2
Zapewne
ciągle uda nam się pozyskiwać część mikroelementów z normalnej
żywności. (Należy pamiętać, że tak naprawdę potrzebujemy
blisko tysiąc różnych mikroskładników). Pod warunkiem, że
właśnie jest ona jak najbardziej "normalna", czyli jak
najmniej przetworzona. Mam tu na myśli przede wszystkim mięso -
najbardziej podroby, no i warzywa. Dobrym zapleczem mikroskładników
są jajka. Im mniej obrabiamy termicznie pożywienie tym lepiej, ale
ze względu na różne toksyny - czasem wytwarzane przez same rośliny
dla obrony - czy też pasożyty i bakterie, nie unikniemy całkowicie
obróbki cieplnej.
Orzechy
laskowe i włoskie, pestki z dyni czy nasiona chia albo lnu - można
potraktować jako dodatkowe źródło mikroelementów. Jeszcze
lepiej, gdy - podobnie jak warzywa - pochodzą z upraw ekologicznych.
Jednak muszę przyznać, że nie do końca wierzę w zapewnienia
producentów o "ekologiczności". Często takie dwa razy
droższe produkty niczym nie różnią się o tych z hipermarketów
prócz, rzecz jasna, etykiety i ceny.
Ile tych węglowodanów i kiedy?
Zapewne
teraz zacznie się na nowo ujadanie, więc z góry chcę uprzedzić.
Nie mam ochoty wdawać się w kolejne pyskówki o węglowodanach.
Jeśli ktoś się nie zgadza, niech sobie je jak chce i co chce. Byle
przestał mi tym zawracać głowę i nie robił za eksperta po dwu
tygodniach zmiany diety. Tym co tu napiszę mam zamiar wyczerpać
temat węglowodanów, bo po prostu stał się nudny i męczący.
Spróbujmy
zacząć od zawodowych kulturystów. Jeśli wierzyć doniesieniom z
gazetek, których nawiasem mówiąc głównym źródłem dochodu są
reklamy np. gainerów, a nawias ten rzutuje na rzetelność
podawanych tam informacji - to wielu z nich je mnóstwo węglowodanów,
bo to "buduje masę". Po pierwsze, każdy albo prawie każdy
z nich jest na koksie. To całkowicie zmienia metabolizm. Nie należy
sobie wyobrażać takiego pana wstrzykującego sobie tylko
testosteron lub podjadającego metanabol na boku. To nie te czasu!
Dziś przyjmuje się złożone koktajle hormonów i enzymów. Nikt -
poza Jasiem z podwórka - nie bierze samego hormonu wzrostu czy
testosteronu. W skład takiego koktajlu wchodzi także insulina!
Skoro tak, to oni po prostu są zmuszeni do tego, by przyjmować
większe ilości węglowodanów, bo inaczej wylądowaliby na
reanimacji. Ogólnie i nie wchodząc w szczegóły, cała ta
procedura pozwala budować ogromną i często mało funkcjonalną
masę mięśniową, a przy okazji niszczy zdrowie i skraca życie.
Teraz
druga rzecz. Jak to już wiele lat temu zauważył Wodyn - większość
zawodowych kulturystów to osoby o wyższej tolerancji na
węglowodany. Pisałem już o takiej indywidualnej tolerancji
wcześniej. Warto też o tym pamiętać, gdy będziemy kopiować
diety zawodowców.
Dochodzimy
tu jednak do trzeciej odsłony problemu. Nie przypadkiem wspomniałem
o reklamach gainerów. Współczesny kulturysta czy trener sportów
siłowych, żyje w dużej mierze z reklam suplementów. Dlatego nie
może np. publicznie ogłaszać faktu, że buduje masę na diecie
niskowęglowodanowej, a jednocześnie reklamować gainera i carbo.
Tymczasem okazuje się, że tak naprawdę coraz większa grupa
zawodowych kulturystów odchodzi o diet HC na rzecz takich czy innych
wersji LC, doceniając możliwości tych diet. Wymaga to rzecz jasna
innego podejścia do koksowania, ale to osobny temat. Nie mam ochoty
propagować tego typu rozwiązań.
Jak
widać z powyższego mit o tym, iż duża ilość węglowodanów jest
konieczna do budowania masy mięśniowej jest uszyty na wyrost. Skoro
tak to nie ma sensu dalej go propagować i wyważać otwartych drzwi.
Trzeba też pamiętać, iż jeśli nawet ktoś ma wyższą tolerancję
na coś, wcale nie oznacza to, że ta tolerancja kiedyś go nie
zawiedzie.
No
dobrze, to ile tych węglowodanów i kiedy? Wspominałem już nie
raz, że uważam dla większości za rozsądną granicę coś
pomiędzy 50 a 150 gram. To ile komu będzie uzależnione od wagi
danej osoby, od proporcji tkanki mięśniowej do tłuszczowej, czy
wreszcie od trybu życia. Do tego dochodzi płeć, o czym już była
wcześniej mowa. Te widełki, podobnie jak ilość białka czy
tłuszczu, do których dojdę w kolejnych częściach, nie są jakimś
dogmatem. Jeśli ktoś nieco je przekroczy, czy w dół czy w górę,
i po kilku miesiącach (a nie po dwu tygodniach!) zauważy, że mu to
służy - wszystko jest ok. To są dane wyjściowe, które mają
pomóc zorientować się w temacie. To oznacza, że jeśli będzie Ci
służyło np. 170 gram to jest ok. Jednak nie można ulegać
pokusie, iż zwiększanie tej ilości w nieskończoność albo
przynajmniej do wartości wyższej niż 200 gram na dobę, da jeszcze
lepsze efekty. Nie da. Jedyne co może dać w dłuższej perspektywie
to otłuszczenie ciała i pakiet chorób cywilizacyjnych.
Węglowodany
okołotreningowo są często propagowane nawet przez zwolenników
diet LC. Jakby nie było jest to ciągle ukłon w stosunku do teorii,
że węglowodany budują mięśnie. Jest to teoria błędna. Jeśli
już jeść węglowodany to najlepiej robić to w godzinach
popołudniowych i w pewnym oddaleniu od treningu. Na pewno nigdy nie
rano ze względu na podwyższą wówczas odporność insulinową.
Raczej również nie wieczorem. Wyjątkiem będą tu osoby, które po
zejściu od 7% lub niże BF zauważyły znaczny spadek libido.
Powtórzę
jeszcze raz, by ostatecznie podsumować temat: Większa ilość
węglowodanów to prosta droga do cukrzycy oraz innych chorób
cywilizacyjnych. Nie musisz koniecznie od tego utyć, różnie
organizmy radzą sobie z takim nadmiarem, czasem może to wywołać
obniżenie odporności co w przyszłości doprowadzi do choroby
nowotworowej. Nie jest tak, bym miał kogoś straszyć nadmiarem
węglowodanów, ale proszę zrozumieć jedno. Decydując się na dużą
podaż tego makroskładnika zaczynamy grać w rosyjską ruletkę o
nasze zdrowie. Dlatego napisałem, że zalecanie ilości rzędu 5-7
grama na kg masy ciała jest kretynizmem i teraz to stwierdzenie z
pierwszej części podtrzymuję. Przy takiej ilości po prostu nie ma
możliwości, by nie doprowadzić do odporności insulinowej. To nie
jest kwestia tego, że nie wszyscy jesteśmy tacy sami. Pewne różnice
metaboliczne występują, ale przecież nie jest tak, że jedni mają
jelita krótkie jak tygrys, a inni długie jak krowa.
Pisałem
już o tym, że ważniejsza od ilości węglowodanów jest ich jakość
a dokładniej źródła. Teraz zakończmy ostatecznie problem ilości.
Jak wspomniałem wg mnie bezpieczna ilość to 150 gram na dzień.
Przy czym nie należy tej liczby trzymać się bardzo dosłownie.
Oznacza to też, że niektórym osobom wystarczy 50 gram, ale dla
wielu będzie to za mało. Natomiast przekroczenie 200 gram na dobę
może zacząć być w dłuższej mierze niebezpiecznie. Bynajmniej
nie od razu. Jeśli od czasu do czasu zjesz trochę więcej nic się
nie stanie - choć możesz potem doświadczyć problemów jelitowych
- to o tyle nieustanne faszerowanie się większą ilości
węglowodanów, dzień po dniu, tydzień po tygodniu itd. musi
doprowadzić do problemów zdrowotnych.
Duża
ilość węglowodanów to u większości prosta droga do otyłości.
Są jednostki, które jedząc dużo węglowodanów nie utyją, ale to
nie oznacza, że z czasem nie odczują innych negatywnych skutków.
Człowiek pierwotny mógł zjeść jakieś bulwy czy jagody,
szczególnie w okresach głodu, ale nigdy nie opychał się nimi w
takich ilościach, jak się teraz propaguje. Nawet w neolicie
społeczeństwa rolnicze nie jadły tylu zbóż czy owoców, by
wychodziło to ponad opisane powyżej ilości. Natomiast ci, których
było na to stać, objadali się mięsem a nie węglowodanami. Trzeba
także pamiętać, że obecne zboża czy owoce, a nawet warzywa, mają
niewiele wspólnego z tymi z przed wieków. Np. owoce mają
kilkanaście razy więcej cukru i kilkadziesiąt razy mniej witamin.
O hybrydyzowanych zbożach już nawet nie ma co wspominać.
Otyłość
oznacza również aromatyzację, czyli nadmiar estrogenów. U pań
będzie to skutkowało ogólnie otłuszczeniem bioder i uda, u panów
brzucha. Jednak w dalszej perspektywie u mężczyzny mogą pojawić
się piersi, czyli nic innego jak ginekomastia. By do tego
doprowadzić wcale nie trzeba się szprycować. Nadmiar węglowodanów
załatwi sprawę w "naturalny" sposób.
Obecnie
tak narzeka się na upadek męskości w społeczeństwie. To prócz
pewnych kwestii socjologicznych, których nie chcę tu omawiać,
skutek żywienia. Nadmiar węglowodanów, soja w pokarmach, brak
witamin - to wszystko odbija się na męskości. Tworzy osobniki o
wysokim poziomie estrogenów a niskim testosteronu. Prowadzi do braku
zdecydowania i zdrowej agresji w życiu. O wpływie na depresję
postaram się napisać za czas jakiś w innym cyklu, bo to również
ważny temat. Czy jeszcze muszę tu na koniec wspominać o niskim
poziomie libido?
Interesujący artykuł, choć czekam z niecierpliwością na ten traktujący o ketozie. Dodam tylko, że tak jak ja jestem już trzeci tydzień na diecie ketogenicznej, tak moja żona po jednym (!) dniu obniżenia węglowodanów dostała bardzo nieciekawych objawów jak krew z nosa czy zaburzenie związane z miesiączkowaniem! Mówiłem jej, że to zły pomysł, najwyraźniej pokusa zrzucenia tkanki tłuszczowej była zbyt duża.
OdpowiedzUsuńAbstrahując, zastanawia mnie pewna kwestia. Obecni sterydziarze przyjmują insulinę. Co za tym idzie, aby zapobiec hipoglikemii spożywają tony węglowodanów. Jednocześnie lipogeneza zwiększana jest przez wzrost poziomu insuliny. W takim razie dlaczego sterydziarze nie tyją, a wręcz jednocześnie potrafią spalać tłuszcz i budować mięśnie? Czy chodzi tu o "dodatki" jak DNP, clenbuterol, testosteron, HGH i tak dalej? Czy to one powodują, że mimo poziomu insuliny nie otłuszczają się?
Dokładnie tak. Mix tescia w różnych postaciach, igf-1 (bo nie hgh), insulina i T3, oraz pewnie mnóstwo innego syfu. Wysoki testosteron nie pozwoli się im otłuścić. Insulina jest potrzeba przy igf-1. A przy insulinie tony węgli :) U Ambroziaka poszukaj jak Cię to interesuje.
UsuńMoim zdaniem 1 dzień to za mało, by wystąpiły takie objawy jak u Twojej żony. Przestawienie się na ketozę trwa znacznie dłużej. Rozumiem, że mogło się coś zacząć dziać po kilku albo kilkunastu dniach, ale w tym wypadku należałoby raczej brać pod uwagę inne czynniki. Nie wiem jakie, ale warto się nad tym zastanowić. Nie jest to nakłanianie kobiet do ketozy, bo to sprawa otwarta, ale ogólnie ze względu na zdrowie warto dobrze przeanalizować co się naprawdę stało.
UsuńJeśli chodzi o insulinę, to tak jak napisał Usik. To już nie jest tak jak w latach 60 ubiegłego wieku, teraz ilości poszczególnych hormonów są wręcz koszmarne.
A mnie ciekawi jak to jest z tą proporcją T do W a nawet BTW. Zaleca się tutaj podobny stosunek B do T, a czasami nieco wyższy poziom T. Powiedzmy że osoba taka jak ja waży 80 kg więc potrzebuje dziennie 160 g białka i powiedzmy że 180 g tłuszczu. Jeśli będę chciał spożywać max 150 g węgli to wtedy proporcje będą bardzo zbliżone, a z reguły zaleca się być proporcja B do W nie była równa czy zbliżona i żeby skupić się na jednym paliwie, bo łączenie prowadzi do otłuszczania? Czy jest to prawda?
OdpowiedzUsuńNo właśnie. Też jestem ciekaw, jak to jest z tym mieszaniem paliw.
OdpowiedzUsuńEwentualnym rozwiązaniem byłoby nie mieszanie paliw w jednym posiłku i staranie się by ograniczyć cukry proste albo nie mieszać ich z tłuszczami nasyconymi
OdpowiedzUsuńTak będzie przy niższej wadze, że może czasem wyjść stosunek wszystkim makro 1-1-1. Oczywiście, że dobrze jest nie mieszać ww z tłuszczem, ale bez przesady. Tak naprawdę tradycyjny obiad typu ziemniaki, mięso i warzywa nie jest taki zły. Szczególnie, gdy jest to jedyny posiłek z ww, a reszta to tłuszcz i białko. Jeśli tych ziemniaków nie będzie za dużo, to raczej się od nich nie utyje.
OdpowiedzUsuńAle żeby dojść do 150 g węgli to musi to być więcej niż jeden posiłek z ziemniakami ;) u mnie są to jeszcze banany lub jakieś sezonowe owoce (czekam na truskawki :) ). No i w sumie zamiast ziemniaków jem produkty bogatsze w węgle takie jak kasza gryczana czy komosa, a i tak póki co rzadko mi się zdarza dojść do tych 150 g, najczęściej jest to coś między 100-120 g dziennie. No chyba, że od święta zdarzy się jakieś odstępstwo od diety jak pizza czy burger ;)
OdpowiedzUsuńStefan, a zastanawiałeś się może czemu Puma z Mnbbc, zaleca nawet 6g ww na kg? Facet wygląda na to, że też ma wiedzę nt. ćwiczeń i odżywiania, a jakże odmienne poglądy od twoich/naszych. Jak myślisz? Skąd taka różnica?
OdpowiedzUsuńPuma wywodzi się z SFD i sam na przestrzeni lat zmieniał mocno poglądy jak zauważyłem ;-) O ile możemy dywagować czy 70 g węgli czy 150 g, tak 6 g WW/kgmc to już jest dramat prowadzący do otłuszczania i chyba każdy miał przygodę z kilkoma torbami ryżu które niesamowicie przyspieszały zdobywanie masy, tylko tłuszczowej. Z resztą tu koledzy wyżej pisali dlaczego sterydziarze jedzą tyle węglowodanów - inaczej by szybko zeszli.
OdpowiedzUsuńPamiętam jeden dziennik osoby którą prowadził Puma pt "Agresywna masa" - chłopak z dobrą, fitnesową sylwetką w kilka miesięcy zmienił się w ulaną świnię. Pewnie potem redukował to kilka miesięcy poprzez... zmniejszanie ilości węglowodanów.
Odpowiedź na Twoje pytanie tak naprawdę już padła. Przejrzyj sobie fora, na których pisuje Puma i zobacz, jakie suple się tam reklamuje.
OdpowiedzUsuńAnonimowy, jeśli poczytasz sobie co ogólnie puma napisał na temat nie tylko diety, ale też ogólnie medycyny i lekarzy, to zauważysz, że jest zażartym zwolennikiem oficjalnej medycyny pochodzenia amerykańskiego. Tego wszystkiego co ostatnio budzi coraz więcej głosów sprzeciwu, bo zamiast leczyć ludzi wpędza ich w kolejne choroby. Dla pumy każdy kto nie popiera tego jedynego słusznego oficjalnego podejścia jest szarlatanem.
OdpowiedzUsuń