Racjonalnie
wiem, ale emocjonalnie demotywuje
Czasem
jest tak, że wiemy bardzo dobrze, że trzeba przyhamować z
treningami. Przyczyną może być np. przeciążenie innymi
obowiązkami życiowymi. Mało snu lub zabieganie nie sprzyja
skupieniu i wysokiej intensywności ćwiczeń. Inną przyczyną może
być kontuzja. W takich sytuacjach wiemy, że trzeba sobie odpuścić,
ale jednocześnie wpływa to negatywnie na stan emocjonalny. Niemal
czujemy jak spada siła i maleją mięśnie. Niekiedy potem trudno
wrócić do treningów, gdy wiemy ile ciężkiej pracy poszło w
diabły.
Bardzo
trudno jest przełamać taką barierę psychiczną, jednak jeśli nie
uświadomimy sobie prostej zależności, że tylko powrót do
treningów może sprawić, że znowu będziemy w formie, cała praca
faktycznie pójdzie w diabły. Nie wolno się porównywać z sobą z
przed kontuzji - o czym już wspominałem. Teraz jesteś w innym
czasie, może w gorszej formie, ale bogatszy o nowe doświadczenia.
Zwróć uwagę na nabytą wiedzę, na to czego nauczyłeś się o
treningach i o swoim organizmie. Uświadom sobie, że zdobywanie
formy w jakimkolwiek sporcie nie jest prostą wzrastającą funkcją
liniową. Raczej przebiega w formie wznoszącej się sinusoidy. Nikt
nie jest cały rok w najwyższej formie i ciągle mogąc tę formę
rozwijać. Podlegamy wielu różnym czynnikom, także z poza siłowni,
które czasem mogą być męczące i bolesne, ale jednocześnie
wzbogacają nasze życie.
Wizualizacja
bólu
Wizualizacja
bólu jest bardzo ciekawym doświadczeniem. Każdy normalny człowiek
boi się bólu i raczej stara się go unikać. W normalnych warunkach
lekki ból np. po skaleczeniu nie robi większego wrażenia na osobie
dorosłej. Jednak poważne urazy są czymś co znosimy już znacznie
gorzej. Tolerancja na ból to sprawa dość indywidualna i w dużej
mierze zależna tak od charakteru danej osoby, jak i konstrukcji
fizycznej. Ciągle pokutuje przekonanie jakoby kobiety były bardziej
odporne na ból. Argumentacją na rzecz takiej tezy są bóle
porodowe. Nie umniejszając nic z cierpień jakie ponoszą panie w
czasie porodu, trzeba powiedzieć, że trudno jest wyrokować na tej
podstawie cokolwiek skoro mężczyźni nie mogą się sprawdzić w
tej dziedzinie. Kiedy pojawia się ból, zwłaszcza bardzo poważny,
jak choćby właśnie przy porodzie, nie ma możliwości go uniknąć.
Trzeba znosić. Jeśli ulegnie się poważnemu wypadkowi - także.
Obecnie coraz mocniej ucieka się od przeżywania bólu tak
fizycznego, jak i psychicznego. Nie zawsze wychodzi nam to na dobre.
Poważny ból na pewno warto złagodzić środkami przeciwbólowymi,
ale uzależnianie się od nich i uciekanie w tabletki w sytuacji, gdy
cierpienie jest w miarę do zniesienie, jest poważnym błędem i
często prowadzi do uzależnień. Żyjemy w społeczeństwie
przekonanym, że na każdy problem jest jakaś tabletka. Wystarczy
połknąć i po sprawie.
Ból
jest nieodzowną częścią naszego życia. Nie da się go uniknąć.
Zawsze warto racjonalnie rozważyć, czy dany ból da się jeszcze
spokojnie wytrzymać, czy też należy ponieść koszty zdrowotne
związane ze środkami przeciwbólowymi i jednak coś zażyć.
Odnosząc się bezpośrednio do treningu - spotkałem się z
artykułami, których autorzy zalecali przyjmowanie aspiryny w celu
zmniejszenia DOMS-ów. Uważam, że jest to podejście -
najdelikatniej rzecz ujmując - głupie. Jeśli ktoś nie może
znieść opóźnionej bolesności mięśni, to nie tylko nie powinien
trenować, lecz jest coś nie tak z jego psychiką. Zaś sama
aspiryna wcale nie jest tak obojętna dla zdrowia, jak się poważnie
sądzi.
Nie
znaczy to wcale, że pewne obawy przed takim bólem nie mogą się
pojawić. Sama obawa to jeszcze w miarę zdrowy odruch. Nikt normalny
nie lubi, by go bolało, choć jeśli ból mówi o dobrze
przeprowadzonym treningu i daje nadzieję na przyrosty, to poniekąd
może być satysfakcjonujący. Rzecz jasna, same DOMSy wcale nie
świadczą o tym, że na pewno coś urośnie. Prócz lęku przed
bólem istnieje coś takiego - wielokrotnie już opisywane zjawisko -
jak lęk przed ciężarem. Na pewnym etapie zaczynamy się bać
własnych wyników. Oto świadomość tego, ile znowu trzeba będzie
podnieść niektórych wprost paraliżuje. Na pewno dużą pomocą
jest rampa, która pozwala stopniowo wchodzić na coraz większe
obroty. Tak fizycznie, jak i psychicznie.
Wcześniejsza
wizualizacja treningu może pomóc i znacznie ograniczyć stres. To
samo paradoksalnie dotyczy bólu i możliwych kontuzji. Warto czasem
usiąść i wyobrazić sobie takie nieprzyjemne sytuacje. Starać się
w tym czasie mocno odczuć ból w danych rejonie, którego
uszkodzenie sobie wyobrażamy. Takie ćwiczenie ma dwa uzasadnienia.
Po pierwsze zwiększa naszą uwagę na samym treningu, a tym samym
zmniejsza zagrożenie kontuzją. Po drugie, tym co nas ogranicza jest
zwykle nie sam ból, ale właśnie lęk przed nim. Po przeżyciu ból
już nie wydaje się taki straszny. Są wprawdzie sytuacje
traumatyczne, bardzo silnego bólu czy fizycznego czy psychicznego,
które potrafią wywrzeć ogromny wpływ na długie lata, ale to już
inny temat i problem wymagający konsultacji ze specjalistą.
Oczywiście
warto także wizualizować sobie pozytywne rzeczy, jak choćby
wspomnianą już ciężką serię. Wyobrażać sobie jak pracują
mięśnie i jak wszystko się udaje. Jednak tu tylko o tym napomykam,
bo ten temat był już szeroko omawiany przez wielu autorów.
Jak
to jest z afirmacjami?
Wielu
współczesnych autorów posługuje się słowem "mantra",
jednak pojęcie to ma konotacje religijne, więc sam wolę pisać i
mówić o afirmacjach. Problem afirmacji został już poruszony w
komentarzach pod jedną z wcześniejszych części tego cyklu.
Faktycznie sprawa jest złożona. Na pewno Marek ma rację pisząc o
zafałszowaniu rzeczywistości. Jednak nie musimy do afirmacji
podchodzić w taki sposób. Niektóre wymyślone przez nas frazy,
mające często oparcie w osobistych skojarzeniach, mogą być
przydatne. Np. mnie bardzo pomaga powtarzanie przed ciężkimi
seriami frazy: "Grawitacja to tylko stan umysłu". Nie
chodzi tu o prawdę, ani o logikę. Chodzi o aktywizację psychiki i
ciała. W domyśle - nie jest to takie ciężkie jak sądzisz! Wnosi
też nutkę humorystyczną.
A "ból to tylko kwestia siły woli" :)
OdpowiedzUsuńMnie bardzo pomaga wyobrażanie sobie ciała, jako swoistej sprężyny. Mechanizmu, który ma zadziałać w konkretny sposób. Dlatego w czasie ćwiczeń bardzo mocno staram się odczuwać w działanie aktywnych taśm mięśniowych w różnych ćwiczeniach, wyobrażać sobie na przykład, jak spięcie mięśni rdzenia "sciaga" i napina powięzi w pozostałych częściach ciała. Co ciekawe bardzo przekłada się to na coś, co okresliłbym jako "czucie powięziowe" na podobieństwo czucia mięśniowego. Ćwiczenia dużo lepiej wchodzą i bardzo poprawia się koncentracja. Łatwiej też wychwycić, kiedy coś idzie nie tak, jak powinno.
Dobrym przykładem jest podciąganie:
OdpowiedzUsuńskupienie się w tym cwiczeniu na napięciu mięśni posladkowych i wyobrażanie sobie jak, za ich sprawą, napina się powięź lędźwiowo-biodrowa (która łączy pośladkowe z najszerszymi grzbietu w całość funkcjonalną) bardzo zmienia odczucia w tym cwiczeniu. Przy odrobinie wprawy dosłownie można poczuć, że najszersze są mocniej napięte i pracują zdecydowanie mocniej i wydajniej. Nogi przestają być tylko zwisającym balastem, a wręcz stają się istotnym elementem aparatu ruchu w tym ćwiczeniu.
Moja afirmacja: "Podnoszę coraz większe ciężary z coraz lepszą techniką"
OdpowiedzUsuńjak mnie nauczył Wodyn - "Myślenie w kategorii faktu dokonanego i teraźniejszości" itd...
https://www.youtube.com/watch?v=QQEQaecwwwc