Geneza
To
ćwiczenie zostało wymyślone przez legendę sportów siłowych
przełomu XIX i XX wieku. Człowieka, którego nazwisko rzadko
obecnie pada w dyskusjach i artykułach na temat sportów siłowych.
To Georg Hackenschmidt zwany też w skrócie Hack. Stąd właśnie
nazwa tego rodzaju przysiadów. Wymyślił też specyficzną formę
wyciskania z podłogi połączoną z mostkiem zapaśniczym, ale o tym
przy innej okazji. Tym niemniej zachęcam do zapoznania się z
biografią tego siłacza. Samo ćwiczenie jest dobrym rozwiązaniem w
przypadku, gdy nie dysponuje się stojakami czy też klatką do
wykonywania przysiadów. Może też być dobrym urozmaiceniem lub
dodatkiem do zwykłych przysiadów.
Niuanse
techniczne wykonania
W
opinii niektórych to ćwiczenie jest bardziej formą martwego ciągu
niż przysiadu. Trudno to jednoznacznie przesądzać, bo ma elementy
obu tych ćwiczeń. Jednak to stwierdzenie zwraca uwagę na ważny
aspekt. Każde powtórzenie hack-przysiadów należy zaczynać z
martwego punktu, czyli talerze muszą spocząć na moment na podłożu.
W tym wypadku nie chodzi nawet o bezpieczeństwo kręgosłupa, jak w
MC, ale o bezpieczeństwo kolan. Chodzi o to, by ruch był
wystarczająco głęboki i nie kończył się w punkcie równoległości
ud do podłogi. Inna korzyść z martwego startu jest taka, jak przy
wszystkich tego typu startach - szybciej rozwija się siłę, co jest
ważniejsze niż mocno przereklamowany TUT.
Idąc
zatem po kolei. Stajemy przed sztangą zwróceni do niej plecami.
Gryf powinien znajdować się w pewnej odległości od nóg. Im ktoś
ma dłuższe kończyny, tym odległość winna być nieco większa.
Dół ciała pracuje dokładnie tak samo, jak w zwykłych
przysiadach. Dlatego zaczynamy od przyjęcia spiętej postawy.
Napinamy rdzeń. Teraz ściągamy łopatki i zwisające wzdłuż
ciała ramiona przesuwany lekko w tył. Schodzimy w dół biodrami -
jak w normalnym przysiadzie - i łapiemy za gryf. Po uregulowaniu
chwytu zaczynamy wstawać, znowu głównie siłą bioder. Teraz ważna
uwaga. Im ciężar będzie większy, tym bardziej sztanga będzie w
czasie wstawania zbliżała się do bóg. Należy temu częściowo
przeciwdziałać, tak by nie doszło do zetknięcia poniżej kolan,
jednak powyżej kolan można już spokojnie ciągnąć gryf po tylnej
części ud. Na filmikach instruktażowych wygląda to inaczej, ale
umówmy się, że takie wykonanie jest dobre na początek przy
niewielkich ciężarach. Jednak taka zabawa znacznie ogranicza
ciężar, a więc i skuteczność ćwiczenia. Jeśli ma być
odpowiednio ciężkie i efektywne, sztanga musi iść pod koniec po
udach i pośladkach. Tutaj widać jak to mniej więcej powinno
wyglądać, choć z wspomnianymi już zastrzeżeniami:
-
Na dole zawsze powinno dojść do zatrzymania w martwym punkcie. W
przypadku, gdy zaczynamy od bardzo małych talerzy można pod nie
podłożyć jakieś podkładki, jednak zawsze trzeba pilnować, by
schodzić niżej niż do pozycji równoległości ud do podłoża.
-
Przy większych ciężarach dochodzi do ciągnięcia po udach, o czym
wspomniałem powyżej.
Ćwierć
hack-przysiad
Myślę,
że nie trzeba dokładnie wyjaśniać o co chodzi. To ciekawa
odmiana, którą też można włączyć do swojego repertuaru
treningowego. Trzeba tylko dysponować rackiem lub dwoma
wystarczająco wysokimi ławkami. Ciągniemy gryf po udach w końcowej
fazie ruchu. Prócz mocnej pracy i rdzenia i nóg, jaką zapewni
większy ciężar - mamy też dodatkową możliwość wzmocnienia
chwytu. Można powiedzieć, że to taki odwrócony rack pull.
Można chyba powiedzieć, że to ćwiczenie jest martwym ciągiem zmodyfikowanym tak, że ciało pracuje w sposób zbliżony do przysiadu. Pytanie, czy nie zachodzi obawa o kolana, zważywszy, że siłą rzeczy nie da się w nim schodzić tak głęboko jak w przysiadzie?
OdpowiedzUsuńJeśli schodzi się choć trochę poniżej równoległości, to nic nie powinno się stać. Dużo zależy od wielkości talerzy i wzrostu zawodnika.
OdpowiedzUsuń