Pozytyw
Trzeba
przyznać, że "Encyklopedia Undergrandowego Treningu Siłowo-Kondycyjnego" -
Zacha Even-Esha bardzo pozytywnie wyróżnia się na tle książek o
treningu siłowym, jakie obecnie się wydaje. Większość rodzimych
autorów oraz tych tłumaczonych zwykle z angielskiego, zachłystuje
się ciągle "zasadami Weidera" i wręcz dostaje ślinotoku
z radości, że może piać hymny na część człowieka, który tak
wypaczył ten sport i myślenie wielu ludzi. W tym wypadku jest
zupełnie inaczej.
Tytuł
"Encyklopedia..." może być do pewnego stopnia mylący.
Spora część książki to w zasadzie autobiografia, w której autor
ukazuje swoją drogę od treningu wg kolorowych gazetek
kulturystycznych, do specyficznego systemu treningowego, jaki sam
stworzył. Minusem jego podejścia jest - co w sumie aż tak bardzo
nie dziwi - całkowita negacja ćwiczeń izolowanych. Jest to typowa
reakcja ludzi rozczarowanych Weiderowską kulturystyką. Na pewno
podstawę zawsze muszą stanowić ciężkie ćwiczenia wielostawowe,
ale dodatki izolacji też się czasem przydają i mogą pomóc. Dodam
tu od razu, że izolacje wg osławionych zasad Weidera - są raczej
parodią, jak wszystko w tym systemie.
Ewen-Esh
nie poświęca uwagi izolacją także dlatego, że specyfika sportów
do jakich przygotowuje swoich zawodników jest taka, że bazuje
głównie na sile i kondycji. Jednak czytając tę książkę warto
mieć na uwadze, że niekiedy nawet w sportach dość odległych od
kulturystyki warto niwelować potencjalny dysbalans siłowy właśnie
poprzez izolacje.
Na
pewno książka ma dużą wartość motywującą. Może inspirować
do nowych i nietypowych rozwiązań. Autor skupia się na
przekraczaniu strefy komfortu - o czym też niedawno pisałem.
Pokazuje, że treningi nie muszą odbywać się tylko w siłowni.
Pozycja zawiera opisy wielu różnych ćwiczeń wraz ze zdjęciami.
Nie tylko ze sztangą, sztangielkami czy ketlami. Sporo uwagi zostało
poświęcone ćwiczeniom z: oponami, beczkami, kamieniami, kłodami i
innymi nietypowymi "pomocami". Jest to więc mimo wszystko
swoista encyklopedia dla poszukujących urozmaicenia w treningu.
Można się z niej dowiedzieć, jak przetaczać opony i jednocześnie
nie zrobić sobie krzywdy. Jak wykorzystać pobliski plac zabaw do
treningu itd. Do niektórych propozycji należy podejść naprawdę
ostrożnie - jak np. przerzucanie się oponą, które uważam za zbyt
ryzykowne (podobną opinię prezentuje Poliquin w "Applied
Strongman Training for Sport", książce poruszającej podobną
tematykę) - to jednak większość jest dość interesująca.
Szacunek
budzi także porzucenie utartych schematów i krytyczne podejście do
utrwalonych, a często zupełnie chybionych opinii i koncepcji. Autor
nie zaraził się nagonką internetowych ekspertów popierających
swoje poglądy "badaniami naukowymi". Po wielu próbach
doszedł do wniosku, że od badań naukowych ważniejsze jest to co
działa w praktyce i przynosi wymierne efekty. Jest to więc zbieżne
z tym co już nie raz podkreślałem. Większość naukowców
przeprowadzających swoje badania nie wie, co tak naprawdę i jak
badać. Zaś wspomniani eksperci na siłowni bywają tylko we własnej
wyobraźni.
Braki
językowe
Poważną
wadą książki - jak to ostatnio często bywa - jest tłumaczenie.
Sporo anglicyzmów pozostało na miejscu słów, które można była
przetłumaczyć na polski. Czasem nawet miałem wątpliwości, czy
pozostawione zwroty są z angielskiego czy... - hm, no właśnie. Nie
jestem zwolennikiem tłumaczenia wszystkiego na siłę. Sporo zwrotów
trudnych do przetłumaczenia lub utrwalanych w danej dziedzinie nie
warto na siłę tłumaczyć. Sam używam takich zwrotów jak: ROM,
DOMSy czy też z innych dziedzin np. pendrive. Jednak ogarnia
człowieka zgroza, gdy po włączeniu telewizora lub radia słyszy o
"zafokusowaniu się na..." czy "koledzy tak mocno mnie
suportują". To nie jest nawet angielski, to jest bełkot!
Podobnie rzecz ma się z modą na wstawianie zaimka prawie co drugie
słowo, ale już nie będę przeciągał tej kwestii.
Podciąganie
W
książce znajduje się wiele dobrych zdjęć ilustrujących poprawne
wykonanie różnych ćwiczeń. Jedyne, do których mogę się
przyczepić to fotografie podciągania. Utrwalił się już wszędzie
ten błąd krzyżowania nóg w czasie podciągania. Niby wielkiej
różnicy to nie robi, ale tak naprawdę wyłącza z pracy statycznej
tak rdzeń, jak i nawet nogi. Dlatego taka forma traci na
efektywności. Zostaje pobudzone mniej jednostek motorycznych,
utrwala się błędne działanie rdzenia.
Biorąc
pod uwagę wszystkie za i przeciw uważam, że książka jest warta
przeczytania. Pozwala spojrzeć na trening siłowy od nieco innej
strony. Natomiast osoby pragnące trenować w sposób w niej
przestawiony powinny zdecydować się na zakup własnego egzemplarza.
Recenzja, którą tu napisałem jest tylko i wyłącznie moją opinią
i nie ma charakteru reklamy ani nie jest tekstem sponsorowanym.
Co prawda dopiero 1/5 przeczytana, ale człowiek ma wrażenie, jakby o sobie czytał wertując rozdziały o młodości i pierwszych doświadczeniach na siłowni Zacha.
OdpowiedzUsuńNiesamowite są również zdjęcia - 18 lat i imponująca sylwetka bez koksu, jednocześnie jak sam Zach przyznaje siły i zastosowania tych mięśni w praktyce nie było.
Im glebiej w las tym coraz bardziej jestem zdezorientowany. Z opisu Zacha wynika, ze w zasadzie jadl tunczyka, klasyczny obiad (mieso + wegle), potem znowu tunczyk albo odzywka bialkowa, do tego czesto 5-6 posilkow dziennie - i rosl. W zasadzie dieta ani tluszczowa ani weglowodanowa, a sylwetka jak u dzisiejszych koksiarzy. W takim razie to kwestia tylko i wylacznie treningu? Bo wychodzi na to, ze Zach w przeciagu dwoch lat nagle zrobil fenomenalna sylwetke po tym jak wczesniej bawil sie malymi ciezarkami.
OdpowiedzUsuńJeszcze jedno odnosnie tematu, Puma czasami wspominal, zeby "stricte masowo" zafundowac sobie 4-6 tygodni wysokoobjetosciowego treningu, konkretnie:
Usuń"3. Jesli mowimy o fachowym totalnym cyklu msowym [1-2 fazy na rok] to w tych okolicznoscich nic nie pobija komibnacji piramid, dropsetow, up and down the rackow itd. Nie ma konkurencji. Ale jak pisalem - te potezne metody bardzo szybko sie przejadaja. Dluzej jak te 4-6 tygodni i organizm zacznie rosnac wolniej niz od 1 serii x 10 powtorzen. Powaznie."
Co o tym sadzisz? Czy jesli dochodze do momentu, gdzie dopada mnie stagnacja, pewna niechec do bawienia sie w niskie zakresy to warto sprobowac przez miesiac wykonac taki "plazowy" nieco trening? Na bazie jakich cwiczen bys wtedy oparl, wiecej izolacji typu przysiad bulgarski czy wioslowanie sztangielka zamiast klasyki przysiadu i power wioslowania?
Tym co jadł Zach bym się specjalnie nie sugerował. Budowa mięśni to przede wszystki trening. Dieta w niewielkim stopniu. Pisałem to już nie raz. Oczywiście tak naprawdę dużo ww podcina postępy, ale zawsze najważnijezy jest trening. Dieta to kwestia zdrowia. Popatrz na to tak, jak będziesz zdrowszy to będziesz mógł więcej i ciężej trenować, a więc też bardziej rosnąć. Ludzie żrą syf zwany białkiem w proszku i myślą, że od tego szybciej urosną. Tak nie jest. Najwyżej skracją sobie życie.
OdpowiedzUsuńJasne, że czasem można sobie zafundować kilka tygodni lekkich trenigów. Weź np. ketle lub sztangielki i rób ćwiczenia po 50 w serii. Gwarantuję, że poczujesz. Różne wyciskania, wiosłowania, zarzuty, podrzuty, przysiady, wykroki itp.
Co do metod wspomnianych przez pumę też można, ale one wykończą Cię jeszcze szybciej. Jak dla mnie nie ma większego dziadostwa, jak weiderowska piramida. Do tego nie mam zamiaru nigdy wracać.
Wlasnie ta piramida mnie najbardziej zniechecila, o ile dropsety ok, fajna sprawa, mozna dotlenic miesnie czy dac w kosc miesniom asystujacym i stabilizujacym np. we wioslowaniu, tak piramida stanowczo by odpadla. Juz nie mowiac o tak ekstremalnych jazdach jak 50 w serii, chociaz kiedys na SFD byl facet, ktory mial fenomenalne barki a czesto robil po +30 powtorzen w serii, wiec cos najwyrazniej w tym jest. Bede musial sprobowac, ale to raczej blizej zimy.
UsuńTaki trening zgaduje, ze lepiej robic krotszy a czestszy, np. 5-6 dni w tygodniu, zlote cwiczenie lub jego wariacja + jakas asysta? Nie wyobrazam sobie po dropsetach w przysiadzie normalnie funkcjonowac ;-)
Generalnie zawsze lepiej robić częściej, a krócej. Co do dropsetów, to raczej nadają się do lżejszych ćwiczeń. W przysiadach łatwo zrobić sobie krzywdę taką metodą.
OdpowiedzUsuńA co myślisz o połączeniu treningu o dużej objętości (np. wszystkie te warianty Girondy w stylu 7x7) z treningiem siłowym takim, jaki ja teraz prowadzę? Czy mogłoby to dać pozytywne efekty, gdyby dorzucić do tych wszystkich dni treningowych, gdzie robię 10x1, jeden, w którym robiłbym coś z dużo większymi zakresami?
OdpowiedzUsuńW zasadzie pytam tylko pod kątem przyszłych modyfikacji, bo obecnie idzie na tyle dobrze, że nie ma sensu wprowadzać większych zmian :)
Można, ale to już byłaby mordercza mieszanka. Należałoby wprowadzać ją powoli. Przy odpowiedniej adaptacji mogłoby dać bardzo dobre efekty. Np. rano siła, wieczorem Gironda. Ewentualnie, jak nie ma możliwości rozbicia to jedno po drugim od razu.
UsuńStefanie, możliwe, że to tylko jednorazowa sytuacja, ale żeby opublikować powyższego posta musiałem oznaczyć jakieś 20 kolejnych obrazków ze znakami drogowymi i samochodami :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie ma żadnych problemów ze stroną.
Sprawdziłem w ustawieniach. Wszystko jest jak było. Weryfikacja obrazkowa wyłączna, więc nie wiem co się stało. Jak dalej tak będziesz miał, to daj znać.
OdpowiedzUsuńWitaj Stefan. Ja mam pytanie "z innej bęczki". Jak powinnien wyglądać trening, czy ogólnie aktywności fizycznej, kobiet w ciaży. Pisałeś gdzieś już o tym? Można prosić o jakiś link lub książke? Czy są jakieś ogólne, podstawowe zasady, których trzeba sie trzymać i zasadniczo różnią od "normalnego" treningu? Czy skupić sie szczególnie na jakiś partii ciała?
OdpowiedzUsuńTo nie jest takie proste. Zależy głównie od tego co się robiło przed ciążą. Jeśli się ćwiczyło wcześniej można ćwiczyć dalej i dopiero stopniowo zmniejszać ilość i intensywność. Jeśli się wcześniej nic nie robiło to nie jest dobry moment, by zaczynać.
OdpowiedzUsuńDodatkowy problem to skłonność do poronień, jaki występuje u niektórych kobiet. W takim wypadku też lepiej nie ćwiczyć, nawet jeśli wcześniej się nie trenowało.
Natomiast, jeśli nie ma większych przeciwwskazań, to trening nie różni się od normalnego. Raczej nie należy się wtedy porywać na bicie rekordów.
Trenuje od 6 lat, według Twoich wytycznych. Głownie "złote" ćwiczenia, jazda konna, zajęcia fitness i funkcjonalne.
UsuńNa pewno dobrze będzie obniżyć nieco ciężary. Warto też skonsultować się z lekarzem, bo z tego co kojarzę to pewne okresy ciąży są szczególnie newralgiczne. Jakoś tak na początku istnieje ryzyko poronienia. No i oczywiście pod koniec należy sobie już odpuścić treningi.
OdpowiedzUsuńNie każda kobieta może ćwiczyć, więc konsultacje z lekarzem i badania na bieżąco są niezbędne. Na pewno trzeba kontrolować czy szyjka macicy się nie rozwiera od środka od wysiłku (na badaniu USG to widać), bo to grozi przedwczesnym porodem/poronieniem. Na pewno wyćwiczone ciało i mocne mięśnie brzucha pomogą urodzić bobasa :) ale nie można przeginać i pod koniec sobie odpuścić (chyba, że minie termin i chcesz wywołać poród - wtedy do 3xS (sex, spacer, schody) dorzuć kolejne S - siłownię :)).
UsuńDziękuje za odpowiedzi.
UsuńWitam, a co myślicie o tej pozycji "Zacznij od siły. Kultowy poradnik treningu ze sztangą" – Mark Rippetoe, Stef Bradford? Warto?
OdpowiedzUsuń