Praktyka
a współczesne wymysły
Trudno
przemilczeć fakt, że wielu siłaczy starej szkoły było ludźmi
już na starcie obdarzonymi dobrymi warunkami fizycznymi. Treningiem
tylko jeszcze bardziej je rozwijali. Czy to jest argument za tym, by
jednak ich nie naśladować? Do pewnego stopnia tak. Jak już
wspomniałem, nie wszystko co robili miało sens. Mimo to
najważniejsze rzeczy weryfikuje już choćby wieloletnia praktyka,
jak i zdrowy rozsądek.
Najważniejsza
zasada pozostaje ta sama i będę ją powtarzał do znudzenia. Nie
można podnosić dużych ciężarów, jeśli nie podnosi się dużych
ciężarów! Jeśli ćwiczysz z obciążeniem 10kg to nagle nie
poniesiesz z dnia na dzień 100kg czy więcej. Obecnie wprowadza się
różne cuda typu trening okluzyjny. Rozumiem, że może to być
metoda przydatna w rehabilitacji, ale na dłuższą metę nie
zwiększy bardzo siły. W sieci i w różnych publikacjach krążą
opowieści o Max Sicku (czasem pisownia Maxsick), w których jakoby
zwiększył swoją siłę i doszedł do fenomenalnych wyników tylko
poprzez izometryczne napinanie mięśni. To bzdura! Miejska legenda i
nic więcej! Być może była to część jego metody, ale na pewno
robił także inne ćwiczenia. Napinanie mięśni może pomóc w
ćwiczeniach izolacyjnych, może się przydać jako tzw. napinanie na
sucho pomiędzy seriami dla poprawy gęstości, ale tylko tyle. Nie
zastąpi ciężkich podstawowych ćwiczeń. Nie zdobędzie się
dzięki nim wielkiej siły i masy. Miałem okazję ostatnio znowu to
sprawdzić na sobie. Z racji kontuzji zostało mi tylko to i
niestety, teraz gdy powoli staram się wrócić do treningów -
przynajmniej tych ćwiczeń, które już dam radę zrobić -
stwierdziłem, że siła spadła a nie wzrosła! Jeśli chcecie
podnosić duże ciężary... tak, tak - musicie podnosić duże
ciężary.
Nie
ćwiczyli na maszynach...
...choć też nie do końca.
Nigdy specjalnie nie promowałem treningu na maszynach, choć też
nie jestem do końca jego przeciwnikiem. Nie jest prawdą, że w
starej szkole nie ćwiczyło się na maszynach. Ślepe
przeciwstawianie ćwiczeń z wolnymi ciężarami i tych na maszynach
wynika często z fanatyzmu i z niewiedzy. Ustalmy więc fakty. Na
pewno trening mistrzów zawsze bazował na ciężkich ćwiczeniach z
wolnymi ciężarami. Co do tego zgoda! Jednak część z nich
wymyślała sobie także różne dziwne przyrządy i maszyny do
ćwiczeń. Pierwsze pojawiły się już w XIX wieku i były to
specjalne podesty umożliwiające podnoszenie na sobie wielkich
ciężarów - część na plecach, a część obciążenia
przywiązywano do pasa.
Specyficznym
przykładem był Bruce Lee. Można mieć różne zdanie na jego
temat, ale trudno odmówić mu modnej obecnie tzw. siły
funkcjonalnej. Na pewno nie zdobył jej na orbitreku, ale i on
wymyślał i zamawiał specjalne maszyny uzupełniające jego
podstawowy trening. Reg Park miał w piwnicy potężną maszynę do
ćwiczeń łydek, na którą zakładał 400kg. Jednak ich maszyny
były wykonane w oparciu o wieloletnie doświadczenie treningowe i
dostosowane do specyficznych dźwigni kostno-stawowych. Wiele
współczesnych maszyn wymusza bardzo nieanatomiczne postawy i ruchy,
co z góry dyskwalifikuje je jako skuteczne narzędzie uzupełniające
ciężkie treningi na wolnych ciężarach. Nawet trudno dziś znaleźć
dobrze zaprojektowany modlitewnik. Jak widać projektanci tych cudów
nigdy nie studiowali anatomii, a najcięższa rzecz jaką podnosili
był długopis.
Przytrzymywanie
dużych ciężarów
W
pierwszej połowie XX wieku modne było przytrzymywanie wielkich
ciężarów na kilka-kilkanaście sekund. Tak robił słynny wówczas
kanadyjski siłacz Louis Cyr, który przytrzymywał na plecach ciężar
1076 kg. Opowiada się też o nim, że wnosił konia po drabinie.
Dziś chyba trudno o drabinę, która wytrzymałaby ciężar
człowieka ważącego 147 kg z półtonowym koniem na plecach. Nie
wiem też, jak zachowywał się koń w czasie tego pokazu.
Niektórzy
leżąc przytrzymywali ciężkie platformy na wyprostowanych w górę
nogach. Ich ciężar zwykle mocno przekraczał tonę. W podobny
sposób trzymano leżąc nad klatkę ciężką sztangę na
wyprostowanych ramionach. Wywoływało to specyficzną odpowiedź
neuro-muskularną i przyzwyczajało do większych obciążeń. Nie
bez znaczenia jest fakt, że powodowało także zwiększenie masy
kostnej.
Ekstrawagancje
Jako
przykład ekstrawagancji niech posłuży Rolleano ciągnący
ciężarówkę zębami. Częste podnoszenie ludzi jedną ręką lub
utrzymywanie siedzących na drążku czterech pięknych kobiet, też
nie do końca było bezpieczne. Jeszcze mniej normalny wydaje się
Samson Brown, który wytrzymywał przejeżdżający po jego ciele
motocykl. Jak i inni układający na swoim korpusie czy karku deski,
po których przejeżdżano samochodem lub motorem. Arthur Saxon
wyszedł raz na arenę cyrkową po konsumpcji 50 piw, gdyż
konkurencja próbowała go spić. Jednak nie pogorszyło to jego
wyników. O koniu i drabinie była już mowa.
Są
to wyczyny z rodzaju tych, których "nie należy robić w domu"!
Niewątpliwie
wiele możemy nauczyć się od starych mistrzów. Mimo zwykle
mniejszej wagi niż współczesna czołówka sportów siłowych,
mieli większą siłę względną, a często i bezwzględną w
porównaniu do dzisiejszych pakerów. Można ich podziwiać, można
uczyć się tego, że bez podnoszenia dużych ciężarów nigdy nie
osiągnie się prawdziwej siły, ale do niektórych praktyk należy
podchodzić krytycznie. Użycie hasła "stara szkoła"
podobnie, jak "badania naukowe", ma rzucić na kolana
czytelników takich czy innych publikacji. Jest jednak dość często
tylko kolejnym chwytem reklamowym.
Na
koniec - dla lepsze motywacji - przypomnę jeszcze postać Hermana
Görnera, który na
skutek przejść wojennych i pobytu w obozie jenieckim, stracił
sporo masy mięśniowej i sił, by po wojnie wrócić do formy.
Czyli podsumowując, starzy mistrzowie to banda szaleńców, których łączyło kilka cech, takich jak zdolność do długotrwałego skupienia na treningach, wysoka koncentracja i ogromny poziom tzw. agresji treningowej. Wymieniam tę ostatnią bo ciężko wyobrazić sobie kogoś dominującego takich rzeczy i wręcz poszukującego ekstremalnych doznań z nimi związanych, kto nie umiałby wzbudzić w sobie tego specyficznego stanu umysłu. Może tak na dobrą sprawę, na tym (poza fizycznymi predyspozycjami) polega właśnie przewaga wielkich siłaczy? Czasami wydaje się, że tacy ludzi nie muszą nawet niczego w sobie specjalnie wzbudzać, bo taki stan jest dla nich naturalny.
OdpowiedzUsuńPrzypomniał mi się przy okazji stary artykuł Wodyna o wiosłowaniach. Pomijając wszystko inne, uderzający był w nim opis dzieciństwa tego faceta. Ot tak, jakby to nie było nic niezwykłego pisał, że mając 15 lat zaczął robić wiosła, a że nie spieszył się z dodawaniem ciężaru, to progresował tylko 2.5kg co tydzień, aż doszedł do 150-160kg w bodajże pięciu powtorzeniach i wtedy przerzucił się na wersję jednoręcz, bo ciężar mu się za bardzo zbliżał do MC :)
Dokonującego nie dominującego*
UsuńMyślę że badania naukowe są jak najbardziej najlepszą metodą dedukcji oczywiście biorąc pod uwage dostateczną jakość, wszystkie parametry i ograniczenia pomiarowe
OdpowiedzUsuńWezmę to sobie do serca i następnym razem też spróbuję tej metody z 50 piwami ;-)
OdpowiedzUsuń